Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Za siódmą chmurą II

        Domen spojrzał na zdjęcie swojego niedawno, zaledwie przed kilkoma miesiącami, zmarłego brata. Stało na komodzie przy łóżku, zrobione parę miesięcy wcześniej. Peter jako szczęśliwy plan młody i on, najmłodszy brat, dumny drużba. Byli szczęśliwi. To Peter zakończył tę sielankę. Umarł. Zostawiając go samego, zagubionego, w okropnym dorosłym świecie. W ramach protestu prowadził życie, jakiego na pewno by nie chciał dla niego starszy brat. Może nie pił, bo nie chciał stracić szansy na udaną karierę, ale sypiał z przypadkowymi chłopcami, bez uczuć, ciepła, miłości, wypierając się wszystkich wartości, jakie Peter wpajał w niego od małego. Dlatego teraz patrzył na zdjęcie, opierając brodę o nagie place Anze.

- Zawiodłem cię, co - powiedział szeptem do fotografii - nie tak sobie mnie wyobrażałeś, co? 

- Nie, ale było lepiej niż się spodziewałem - mruknął Semenic.

      Domen się wzdrygnął. Do tego stopnia przedmiotowo traktował swoich kochanków, że potrafił ich nie zauważać, zapomnieć, że słyszą, patrzą... Niektórzy nawet myślą. 

- Mój drogi, cieszę się, że te plotki, jako że znikasz przed świtaniem okazały się kłamstwem, ale nie wbijaj mi proszę łokcia w plecy, dobrze? - Anze jeszcze na dodatek mówił, co stanowiło ogromną wadę.

      Jednak spełnił prośbę kochanka i opadł na plecy. Wbił wzrok w sufit, zastanawiając się, jak spędzi jeden z nielicznych swoich wolnych dni.

- Ej, ale się przytul, zimno się zrobiło - Semenic przysunął się do niego.

       Domen nie odpowiedział. Cicho westchnął.

- Brakuje ci Petera, co? - zapytał nagle blondyn, rozczesując palcami swoje jasne włosy.

- Jakbyś się czuł, gdyby zginął członek twojej rodziny? - warknął cicho Prevc, nawet nie starając się panować nad głosem.

- Przepraszam - Anze zmarkotniał - nie powinienem.

- Nie ważne - machnął ręką Domen - i tak już wychodzę.

- Nie, poczekaj, zapomnij...

- Mam zapomnieć, że nie mam już brata? Może być ciężko - prychnął brunet i wyskoczył z łóżka.

- Wiesz, że nie to miałem na myśli - jęknął Semenic - po prostu...

- Posłuchaj. Zaspałem. Nie powinno być mnie tutaj - Domen odwrócił się gwałtownie do mężczyzny, który towarzyszył mu tej nocy - tej rozmowy by nie było, więc o niej zapomnij. Tak samo o tej nocy. 

- Ale...

- Ja już powiedziałem, to co chciałem. Rozmowa skończona.

**********

       Pędził samochodem przez wąskie, wiejskie ulice do miejsca, które jeszcze do niedawna było jego azylem. Nie był w nim od śmierci Petera. Nie potrafił spojrzeć na Kamila. Ten zawsze silny i opanowany mężczyzna rozsypał się w przeciągu kilku dni. Domen potrzebował wsparcia, sam był zbyt kruchy, aby dla kogokolwiek stanowić oparcie.

     Bał się tych odwiedzin, ale wiedział, że kiedyś muszą nastąpić, a skoro i tak, ten dzień rozpoczął się inaczej niż zwykle, to też powinien potoczyć się odmiennie od innych podobnych mu dni.

- Nienawidzę cię, Peter - szeptał zatrzymując pojazd kilkadziesiąt dobrych metrów przed posiadłością Stochów - nienawidzę tego, co nam wszystkim zrobiłeś.

      Wysiadł z samochodu, wsunął ręce o kieszeni i zaczął iść. Z głową podniesioną do góry. Chciał porozmawiać. Nawet wysłuchać cierpień Kamila, a przede wszystkim zabrać jakąś pamiątkę. Bluzę, koszulkę, cokolwiek. Coś dla siebie i dla Ludvika.

- On musi wiedzieć, kim był jego ojciec. Nie wymagam od ciebie, abyś trwała samotnie latami, ale nie szukaj mu zastępczego ojca. Ty mu nie powiesz, ja mu powiem. Peter tak bardzo chciał syna - Domen powiedział to Minie, kiedy razem szykowali się do pogrzebu.

      Domen miał kiedyś myśl, żeby porwać małego i samemu się nim zająć, ale wiedział, że to nie jest dobry pomysł. Nie dałby mu tego, co potrzebuje dziecko. Przede wszystkim, ciepła matki.

    Z tą myśl podszedł pod dom. Furtka jak zawsze stała otworem przed wszystkimi.
     Zapukał. Odpowiedziała mu cisza.

- Otwórz, bo ucieknę - szepnął w stronę otwartego okna.

      Kilka chwil później drzwi się otworzyły.

- Domen?! - Kamil spojrzał na niego zaskoczony.

        Mąż jego brata był w zdecydowanie lepszym stanie niż Prevc mógł się spodziewać. Był ogolony, włosy były przystrzyżone, przyjemny zapach męskiego dezodorantu był intensywny. Kamil wyglądał na żywego. W każdym tego słowa znaczeniu. Nie tak zapamiętał go Domen.

- Chciałem porozmawiać - powiedział młody chłopak, czując jak uginają się pod nim kolana, jak zwykle na widok Kamila.

- Proszę - Stoch wpuścił go do środka, poczekał, aż się rozbierze i poprowadził go do salonu.

      Już w holu Domen usłyszał gaworzenie dziecka i cichy kobiecy głos, który bardzo dobrze znał. 

- Mina - powiedział, kiedy tylko wszedł do salonu.

      Kobieta spojrzała na niego, kołysząc w ramionach swoje dziecko. Nic nie mówiła tylko patrzyła. Nie można była odczytać z jej twarzy żadnych emocji.

- Czegoś się napijesz? - zapytał Kamil, jakby nic się nie stało, jakby, to co się działo w jego domu było całkowicie normalne.

- Co ona tu robi? - zapytał Domen patrząc na niego - co ona tu robi z dzieckiem? Przyjechała w odwiedziny? 

         Zapadła cisza. Tylko Ludvik nadal wesoło gaworzył, nie wyczuwając negatywnej energii wokół siebie.

- Chcieliście razem popłakać? - wycedził przez zęby - chociaż nie, obydwoje wyglądacie na raczej zadowolonych.

- Mina przyjechała po część majątku należną Ludvikowi - odpowiedział jakoś tak sztucznie starszy z mężczyzn.

- I została na herbatę? - zapytał Domen - patrząc na rozwalone po pokoju zabawki, znajomą chustę Miny.

- Została na dłużej - odpowiedział Kamil.

- Widzę. Na ile? Na zawsze?

- Aż sobie wszystko poukłada - Stoch lekko zacisnął pięści.

- Z tobą? - Prevc przybliżył się do niego i chwycił za koszulkę starszego mężczyzny.

- Przestańcie! - syknęła Mina.

- Nie przy dziecku? - sarknął Domen

- Nie traktujcie mnie, jakby tu mnie nie było - odpowiedziała i podeszła do nich.

- Nie adresowałem pytań - pokręcił głową młodszy skoczek.

- Przyjechałam i zostałam. Wiedzieliście, całą tą cudowną rodzinką, jaką mamy z Ludvikiem sytuację materialną i żaden z was nie zaproponował pomocy - warknęła - jeżeli sądzisz, że zaplanowałam mieszkanie u kochanka ojca mojego dziecka, to się myślisz. Jak wszyscy doskonale zawsze wiedzą, jestem zwykłą suką, więc zależało mi tylko na pieniądzach.

- Ale pojawiło się uczucie - prychnął Domen i skierował całą swoją złość na kobietę z dzieckiem na rękach.

- Nie. Po prostu Kamil miał większe poczucie obowiązku niż ty, twoi rodzice... - wyliczała wściekła.

- To już nie pamiętasz, jak dzwoniłaś do mnie przerażona, że jadą ci zabrać dziecko - zapytał Domen, spuszczając wzrok na rocznego chłopca.

- Wy nawet nie zaproponowaliście zając się małym - Mina zręcznie ominęła pytanie.

     Nastała chwila cisza. Domen z każdą chwilą coraz bardziej żałował, że przyjechał, chociaż może wolał poznać prawdę w ten sposób, niż mieć, przed oczami cały czas obraz nieskazitelnego Stocha i wielkiej męczennicy Miny. Przyznawał jej rację, w głębi siebie, bo nie zamierzał się z nią zgodzić w niczym na głos. Nie koncentrował się nad tym. Zdecydowanie bardziej zabolała go zdrada Kamila.

- Tata - powiedział nagle chłopiec i wyciągnął rączki w stronę trzydziestoparolatka z uśmiechem, rozjaśniającego jego twarz.

- Brawo - krzyknął Domen, w czasie, kiedy Kamil brał małego chłopca na ręce - widzę, że oprócz domu znalazłaś mu też nowego tatusia. Obiecałaś mi coś...

      Mina tym razem nie odpowiedziała. Patrzyła tylko na Kamila, który tulił do siebie dziecko.

- Nie protestowałeś, kiedy Peter chciał z Kamila zrobić ojca - powiedziała w końcu cichu - ,,może tak będzie lepiej" - powiedziałeś wtedy. - ,,Kamil świetnie nadaje się na rodzica."

      Tym razem Prevc tylko potrząsnął głową. Czuł jak łzy napływają mu do oczu.

- Ludvik to syn Petera - powiedział w końcu - i nigdy nie pozwolę nikomu o tym zapomnieć.

- Chcesz, żeby cierpiał - zapytała Mina - aby wiecznie żył w kulcie zmarłego ojca, którego nigdy nie poznał?

- Jesteś...- zaczął Domen.

     Ale wybiegł z domu. Nie chciał już tam być, to wszystko go przerastało.

- Nienawidzę cię, Peter - wykrzyknął.

     Potem się rozpłakał. Zaczął iść w stronę samochodu. Nie chciał mieć już nic wspólnego z Kamilem, Miną i Ludvikiem. Z nikim i niczym, kto w jakikolwiek sposób wiązał się z Peteram.

- Mogłem cię posłuchać, Anze, mogłem z tobą zostać i się z tobą pieprzyć, w kolejną miesięcznicę śmierci mojego brata. Zapominając o całym świecie, pobawić się tobą i jeszcze bardziej zranić, ale... mój popieprzony brat ubzdurał sobie, że musi mi wpoić jakieś wartości, nie ma ich, nie ma - szeptał, biegnąc w stronę samochodu - a jedną z nich jest życie. Ją też zatracę...

**************************


No i druga część. Po prostu musiałam napisać tego shota

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro