Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

107. Słodycz Part II


– Kim dla ciebie jestem? – pytasz rano, kiedy tylko otwierasz oczy.

Uśmiecham się krzywo. Ostatnio zrobiłeś się taki... ciekawy. Podpieram dłonią głową i przyglądam ci się z zainteresowaniem. Tyle się zmieniło...

– Kochaniem – odpowiadam z uśmiechem, zastanawiając się czy i tym razem tyle ci wystarczy.

Prychasz. Już nie. Ale lubisz dawać się okłamywać, a ja opowiadam wyjątkowo piękne bajki.

– A tak naprawdę? – drążysz.

Marszczę czoło. To się robi męczące. Dlatego nie zaszczycam cię odpowiedzią. Po co? Nie musisz jej znać. Tak będzie lepiej – dla ciebie. Ujmuję palcami twoją brodę. Przysuwam się do ciebie. Moje usta znajdują twoje wargi. Przysysam się do ciebie. Przygryzam twoją wargę. Jest taka delikatna. Już po chwili czuję metaliczny posmak twojej krwi. Zlizuję ją. Odsuwasz się trochę zaskoczony.

Sexy Doll

Znowu jestem przy tobie. Ty lekko, niemal niezauważalnie się odsuwasz. Łaskawie tego nie zauważam. Znów wpijam się w twoje usta. Moja dłoń łapie tył twojej głowy. Jesteśmy jeszcze bliżej.

– Wystarczy? – pytam z zadowoleniem.

Milczysz. A ja uśmiecham się szeroko. Siadam, a potem wstaję z łóżka. Rozciągam się. Kieruję się do łazienki. Pora rozpocząć kolejny dzień.

– Andreas, naprawdę nie wiem, kim dla ciebie jestem – rzucasz za mną słabym, tak bardzo pasującym do ciebie szeptem.

– W ogóle nie wiesz kim jesteś – odpowiadam niby lekko, żartem.

– Masz rację – ku mojemu zaskoczeniu przyznajesz mi rację.

***

Wchodzę do kuchni. Stoisz bokiem do mnie. Dużymi dłońmi, którymi zwykle pieścisz moje ciało, teraz obejmujesz duży kubek z kawą. Moja filiżanka, jak zwykle wypełniona w połowie mlekiem, stoi na stole. Podchodzę i unoszę ją do twarzy. Otula mnie przyjemny zapach. Dobrze jest tak zacząć dzień.

– Co robiłeś, kiedy mnie nie było? – pytasz nawet na mnie nie patrząc.

Wiedziałem, że kiedyś o to zapytasz, ale nie przygotowałem na to odpowiedzi. Przecież takie pytanie potrzebuje odpowiedzi, wpasowujące się w twój obecny nastrój. Dlatego moja dłoń ląduje w kieszeni szarych, materiałowych spodni. Przez chwilę po prostu na ciebie patrzę. Nasycam tobą wzrok.

Gdybym chciał być z tobą szczery, powiedziałbym, że byłem w wielu miejscach. Zwiedziłem wiele łóżek. Poznałem wielu chłopców na jedną noc. Zgłębiłem przyjaźń z paroma naszymi wspólnymi znajomymi.

– A powiesz przynajmniej dlaczego? – nie czekasz na moją odpowiedź.

Zaczynam podejrzewać, że zadajesz te pytania tylko dla formalności. Żebyś potem z czystym sumieniem mógł się poskarżyć Markusowi czy Karlowi, tak jak wczoraj – niesłusznie.

I znowu. Gdybym chciał być z tobą szczery, a ty byś chciał znać prawdę, powiedziałbym, że przez własną głupotę. Małe przeoczenie. Nie zauważyłem, że zacząłeś się zmieniać. Zacząłeś dostrzegać więcej niż twoi poprzednicy. Zaczynałeś rozumieć, że robię ci krzywdę, z miłości, ale jednak. Mimo miłosnego oślepienia zacząłeś pragnąć prawa do własnej godności i kiedy znalazłeś mnie w łóżku Daniela, coś w tobie pękło. Chciałeś czegoś więcej niż dennego – przepraszam – z ust, który cię zdradziły, które nie całowały tylko twoich warg. Zapomniałem jakie to potrafi być ważne, jak ogromną wagę można temu przypisać.

A teraz milczysz. Jednak naprawdę chcesz znać powód.

– Zagubiłem się – kłamię.

Przecież dobrze znałem drogę do twojego łóżka. Potrafiłem ją, nawet po ciemku, odróżnić od tej prowadzącej do Daniela.

– A teraz moja kolej – uśmiecham się niewinnie, chcąc odwrócić od siebie twoją uwagę – czemu pojechałeś wczoraj do Karla?

Dobrze znam odpowiedź, Stephan, ale chcą ją usłyszeć z twoich ust.

– Chciałem z kimś porozmawiać – zaczynasz odważając się, spojrzeć w moje oczy – o nas. O tym co...

Twoje palce przesuwają się po twojej własnej szyi, na której już tylko wyblakły ślad przypominał o poolimpijskim zdarzeniu, któremu przypisywałeś chyba zbyt wielkie znaczenie.

– Znowu jesteśmy razem. Znowu ci zaufałem i pożałowałem. A jednak nie potrafię od ciebie odejść. Kocham cię i chciałem sobie to wszystko poukładać, a Karl... on umie słuchać – twoja wypowiedź jest taka chaotyczna i szczera, nie chcesz przede mną nic ukrywać.

A ja? Naprawdę to doceniam. Pozwalam ci kontynuować.

– Boję się ciebie. Nie wiem, na co cię jeszcze stać. W jednym momencie mnie kochasz. W drugim jestem tylko rzeczą w twoich rękach. Boli mnie to – wyznajesz zadziwiająco spokojnie.

A może ci już wszystko jedno? A może już ci na mnie nie zależy? Nie mogę być ci obojętnym Ty mnie tak, ja tobie...

Podchodzę do ciebie. Prostujesz się. Mierzymy się spojrzeniami. Tu pewnie myślisz, jak równy z równym. Tylko ja znam prawdę, jak ożywiona lalka ze swoim czarodziejem.

– To ja nauczyłem cię kochać – zaczynam spokojnie.

Masz prawo tego nie dostrzegać. Nie rozumieć. Wiem, że twój mózg szybciej wchłania te steki bzdur z otaczającego cię świata, źle je interpretując, niż przyswaja prawdę padającą z moich ust.

– Zanim mnie poznałeś byłeś tylko pustą skorupą – kontynuuje, a twoje oczy robią się coraz większe – wlałem w ciebie swoją miłość. Wypełniłem cię nią.

Powoli, ale stanowczo kręcisz głową. Znowu ujmuję twoją brodę w dwa palce. Przysuwam się do ciebie. Nieruchomiejesz. Całuję cię, moja mała sexy doll.

– To miał być tylko seks – mówisz pustym głosem.

– No właśnie – kiwam głową, bystry chłopiec – tylko seks. Chciałem ci pokazać, że on jest niczym w obliczu prawdziwej miłości.

– Nigdy mi jej nie ofiarowałeś – kręcisz głową.

– Naprawdę? Kocham cię, Stephan – jedyne sprawdzone zaklęcie.

Patrzysz zaskoczony tym wyznaniem. Sam mnie całujesz.

– Dlaczego w to zwątpiłeś? – pytam, powstrzymując dramatyzm w głosie.

W twoich oczach pojawiają się łzy. Znowu dotykasz swojej szyi. Drugą dłonią odsłaniasz kawałek koszulki. Pokazujesz mi fragment posiniaczonej skóry. Jednak milczysz. Może wreszcie zaczynasz rozumieć, że to nie takie proste.

– Dlaczego ja? – pytasz zachrypniętym głosem – było tak wielu innych.

Ale oni nie byli tak prości w obsłudze, moja mała sexy doll.

– Wyróżniałeś się – to tylko niedopowiedzenie.

Wielu takich było po tobie. Mijałem ich często. Teraz w modzie jest niezobowiązująca relacja. Już nie miałem sił nawracać. Chciałem tylko ciebie – tym się wyróżniałeś.

– Od razu widziałem, że jesteśmy sobie bliscy – szczerze się uśmiecham.

I zarzucam sobie twoje ręce na szyje. Łapię cię pod pośladkami. Sadzam na kuchennym blacie. Wbijam się w twoje usta. Znowu. Kiedy nie chcesz odwzajemniać pocałunków schodzę niże. Twoje palce zanurzają się w moich ustach. Delikatnie pociągasz blond pasma. Wgryzam się w twoją skórę.

– To boli – charczysz.

Mnie to nie interesuje. Interesuje mnie tylko moja przyjemność.

***

Wieczorem jedziemy do Karla. Jak zwykle prowadzę. Ty wpatrujesz się w swoją szybę. Milczysz.

– Co mu powiesz? – pytasz w końcu.

– Odpowiem na jego pytania. Przekonam, że nie jestem takim potworem, jakim mnie przedstawiłeś – śmieję się.

Zaszczycasz mnie zaskoczonym spojrzeniem. Czego się spodziewałeś.

***

Oprócz Karla czeka na nas jeszcze Dawid i Markus. Proszę bardzo zostanie poddany dwustronnemu ogniowi pytań. Mnie czeka tylko wymiana uprzejmości z Karlem. Myślisz o tym samym, bo czuję na sobie twoje ręce, twoje uda ucierają się o mnie. Na policzku czuję twoje usta delikatnie przesuwające się po moim policzku. Czyżbym już wygrał.

– Kochanie, Karl chciał porozmawiać ze mną na osobności – przypominam.

Niechętnie odrywasz się ode mnie. Patrzysz na mnie trochę wystraszony. Też nie wiem co się zaraz stanie, ale ja podchodzę do tego z zainteresowaniem. Jak trudne będzie odpieranie ataków?

– Stephan dzisiaj nie wróci z tobą do domu – informuje mnie Karl – wiem, co mu zrobiłeś i nie pozwolę, ci go skrzywdzić.

Nie wytrzymuję. Wybucham śmiechem. Skrzywdzić? To nigdy nie było moim zamiarem, ja tylko pokazuję ci otaczający nas świat ze wszystkimi jego mrocznymi i jasnymi stronami, czemu on tego nie rozumie?

– Markus ma dla niego specjalistę – Geiger kontynuuje rozemocjonowanym głosem, jest słaby, nie potrafi zapanować nad uczuciami.

– Stephan go nie potrzebuje – przeczesują dłonią – o czym zaraz was powiadomi. Sam wsiądzie do mojego samochodu. Sam wskoczy mi dzisiaj do łóżka, a jego ręce będą powoli rozpinać guziki mojej koszuli. Naprawdę nikt tu nikogo nie krzywdzi.

Nie wierzy mi. Mimo że po chwili sam wdzierasz się do kuchni. Twoje ręce mnie obłapują, usta znajdują mól policzek.

– Jedźmy stąd. Oni chcą... nas rozdzielić, Andi – niby szepczesz mi to do ucha, ale oni to widzą i słyszą – zabierz mnie stąd.

A ja tylko wybucham śmiechem. Sam oddajesz się w moje ręce, moja małe Sexy Doll.


Jeszcze pojawi się tutaj coś wesołego. Może  w następnym shocie, może kolejnym. Na razie macie Andreasa w roli psychopatycznego kochanka. Ale mimo wszystko słodziak, nie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro