Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

105. Słodycze K.Geiger x Lellinger

Piniata

K.Geiger x Lellinger

Stephan przyszedł do mnie parę dni po powrocie z Igrzysk. Wydawał się nieco wystraszony i niepewny. Zupełnie inny niż w momencie naszego pożegnania na lotnisku. Oczywiście wpuściłem go do domu. Poczęstowałem herbatą i ciasteczkami.

– Nie ma Dawida, Zuzi i Luisy? – zapytał zachrypniętym głosem.

– Dawid negocjuje z moimi rodzicami opiekę nad małymi. Dziadkowie nie rozumieją, że tatusiowie też chcą trochę pozajmować się swoimi córeczkami – roześmiałem się – ja nie mam już do nich siły, więc testujemy cierpliwość mojego męża.

Normalnie Stephan by się uśmiechnął. Może nie tak szeroko jak Andreas, który by jeszcze wtrącił, że najlepszy wujek na świecie też chce mieć swoje miejsce w grafiku. Jednak zamyślona, nieobecna mina Leyhe mnie zaczęła martwić.

– Steph? – zapytałem i spróbowałem położyć rękę na dłoni mężczyzny.

– Przepraszam. Ja dzisiaj... Karl... masz może czas, no wiesz, porozmawiać na poważnie? - zaskoczył mnie tym pytaniem.

– Oczywiście – odpowiedziałem, marszcząc brwi – co się stało?

– Wiedziałeś, że ja i Andreas się rozstaliśmy? – zapytał cicho, pochylając głowę.

– Nie, Steph. Andreas nic mi nie powiedział – westchnąłem – a ty nigdy się nie żalisz.

– Na co miałem się żalić? Rozstałem się z facetem, który niszczył mnie psychicznie – prychnął i przewrócił oczami.

Dawno go takiego nie widziałem. Ostatnio towarzyszyły temu stanowi siniaki na jego jasnej skórze. Milczałem. O ile Andreas był świetnym przyjacielem, to widziałem, że we współżyciu na dłuższą metę był nie do zniesienia. Bezimienny chłopak przed Stephanem nie wytrzymał z nim nawet roku.

– Rozstałem się z facetem, który był cholernym narcyzem i luźno traktował pojęcie wierności – kontynuował Stepha.

Z zaskoczeniem stwierdziłem, że chłopak jest bardziej wściekły niż smutny. Bałem się dowiedzieć, co się między nimi wydarzyło.

– I to wszystko miało miejsce w wakacje – opowiadał jak natchniony – znalazłem go w norweskim pokoju. Oni wszyscy do siebie są podobni... Nawet nie wiem, kto leżał koło niego. Nie obchodziło mnie to. Wiedziałem, że to koniec.

Zmarszczyłem brwi. Nie chciało mi się wierzyć, że chłopak przyszedł mi opowiadać o rozstaniu, które miało miejsce ponad pół roku temu. Nie zamierzałem mu jednak przerywać. Stephan rzadko kiedy przychodził porozmawiać. Zwykle był samowystarczalny. Nie musiałem się o niego martwić, bo Markus uprzejmie donosił mi o poczynaniach Stephana. Tym razem jednak nie otwierałem drzwi Leyhe z słuchawką przy uchu. Eise tym razem nie sprawdził się w roli prywatnego detektywa. Sam musiałem odkryć, co ciążyło na serduszku Stephana.

– Ale ja lubię bajki, Karl. A Andreas bardzo dobrze o tym wie – sztuczny uśmiech na twarzy Stephana zaniepokoił mnie bardziej niż jego słowa – lubię dramatyczne romanse. A przecież zaczęło się przypadkiem. Spotkaliśmy się na mieście tuż przed świętami. Było ciemno. Oświetlała nas uliczna latarnia. Padał śnieg. Jakaś biedna studentka śpiewała kolędę a on nadchodził z naprzeciwka. Podszedł do mnie. Uśmiechnął się szeroko. Przyciągnął mnie do siebie. Pochylił się nade mną. Złączył nasze usta. Wplótł palce w moje włosy. On naprawdę dobrze całuje. Tak, rozstąpiła się ziemia pod moimi nogami, a moją głowę opuścił rozum. Zapytał się czy tęskniłem. A a ja nie odpowiedziałem, tylko sam zaciągnąłem go do mieszkania.

– Czy on... – nie wiedziałem jak powinienem zadać to pytanie.

– To by było za proste, Karl. Sam się przed nim rozebrałem. Sam pozwoliłem mu kłamać w żywe oczy. Słuchałem tych jego pięknych słówek i nawet w nie wierzyłem. On potrafi tak świetnie mówić – Stephan zrobił małą pauzę.

Zacisnął pięści i pokręcił głową. Wszystko przeżywał raz jeszcze raz.

– Wróciliśmy do siebie – oznajmił coś, czego się spodziewałem – przez tydzień było jak w baśni.

– Poczekaj – złapałem go za rękę – jeżeli już po tygodniu...

– Tak to przychodzę do ciebie pod koniec lutego. Jacy wy jesteście z Markusem ograniczeni. Tak mój drogi. Wiem, że jak mówię coś jednemu z was to ten drugi to wie. Dlatego się nie powtarzam – Stephan znowu uśmiechnął się sarkastycznie – wracając. Udawałem, że nie widzę tej jego zmiany. W sensie powrotu do normalności. Ale sam byś tego, Karl nie zauważył. On tak pięknie mnie przepraszał. Nawet sobie nie wyobrażasz Karl, jak on to świetnie robił. Wzruszyłem się i uwierzyłem mu. W tę jego skruchę. Ale należała się chłopakowi nagroda za tę świetną grę aktorską. Nie patrz tak na mnie, Karl, wiem, że jestem idiotą.

– Nie o to chodzi, Stephan, ja po prostu nie rozumiem...

– Czemu znowu dałem się omamić? Może ja po prostu lubię? Może chciałem wierzyć w te jego obietnice, w przemianę w idealnego chłopaka? Może chciałem oddać mu wszystko? Oddać mu siebie? Nie wszyscy mają tyle szczęścia co wy z Dawidem – i znowu Leyhe był smutnym, powstrzymującym łzy chłopczykiem, zaciskającym piąski z bezsilności, nie ze złości.

Wstałem i przytuliłem go. On ułożył głowę na moim brzuchu. Zacząłem go gładzić po włosach.

– Tym razem nie było aż tak źle – szeptał – tym razem dawało się wytrzymać.

– To co się zmieniło? – otarłem płynące po jego policzkach łzy.

– Wróciłem z igrzysk – odpowiedział tylko.

– Zdradził cię? – musiałem dopytywać.

– Byłoby prościej – wypowiedział te słowa, z trudem hamując łzy – on na mnie czekał...

– Uderzył cię? – wstrzymałem oddech.

– Później – powiedział – i to nie było najgorsze.

– Stephan...

– Siedział w salonie. Bawił się swoimi medalami z Pyongyangu i Scohi – zaczął swoją opowieść – nie odpowiedział na moje przywitanie. Dopiero, kiedy stanąłem przed nim, uniósł wzrok. I... to była moja wina, Karl. Zdenerwowałem się na niego i zapytałem, czy mi nie pogratuluje brązu w drużynie...

– I co on odpowiedział? – szepnąłem.

– Że nie ma czego. Że on jak miał osiemnaście lat to więcej przywiózł z Igrzysk. Powiedział, że on by się wstydził wychodzić z tym do ludzi. Przemilczałby sprawę, bo to jest żenujące, że kogoś cieszy brązowy medal w drużynie. Potem zaśmiał się i powiedział, że zmienia zdanie. Że dla mnie to nawet ten drużynowy medal to za dużo. Że na niego nie zasługuje i że przez całe życie jestem nic nieznaczącym farciarzem – płakał Stephan – że nie zasługuje na niego. Po tych słowach się rozpłakałem. On wstał. Powiedział, że jestem żenujący. Następnie założył mi na szyję jeden z tych swoich medali i przyciągnął mnie do siebie na siłę. Następnie odepchnął. I tak parę razy. Potem mnie podduszał... Nienawidzę tego, a on dobrze o tym wie... Czasami się zastanawiam, czy nie bylibyśmy lepszym związkiem, gdybym był bardziej otwarty w łóżku, ale nie potrafię. A on nie potrafi tego uszanować. Jesteśmy kwita.

– To tak nie działa – odpowiedziałem.

Nie krzyczałem. Powstrzymywałem się, bo wiedziałem, że to tylko pogorszy i tak zły stan chłopaka. A miałem nadzieję, kiedy zamiast smutku i żalu zaprezentował złość. Po cichu liczyłem, że coś w nim pękło, że się zmieniło, ale nie. On tu nie przyszedł, aby wykrzyczeć złość skierowaną na Andreasa a potem przykładnie z nim zerwać. Stephan przyszedł, bo już nie dawał rady. Nie był w stanie dłużej uginać się pod ciężarem, którego nie był w stanie zrzucić. Liczył, że gdy mi o wszystkim opowie będzie mu troszeczkę lżej.

– Wiem, Karl – i zaśmiał się rozpaczliwie – tak jak ty jestem świetnym teoretykiem, gdyby nie fakt, że sprawa dotyczy mnie, to nawet bym zareagował, ale w swojej sprawie najtrudniej się walczy. Przecież nie mogłem zakochać się w byle kim. Aż tak beznadziejny nie jestem. To musi być pieprzony książę z bajki. Z wadami? Paroma. Ale kto by się przejmował. Zawsze mogło być gorzej. Mógłby pić. Nie pije. Mógłby mnie bić codziennie. Bije okazyjnie. Tym razem nie. Tylko podduszał. To się przecież to się nie liczy. I nie poszło o zbyt słoną zupę. Miał powód.

– Stephan – zacisnąłem palce na jego ramieniu.

– Tak. Bredzę. Na twoim miejscu też bym się obruszył, ale wiesz, tu chodzi o mnie. O pieprzony ideał faceta, z którym jestem. Raz znalazłem w sobie siłę, aby go zostawić, ale drugi... nie mogę aż tyle od siebie wymagać. Może gdybym miał dzieci to tak, ale mój tyłek jest zbyt mało wart, żeby go ratować. Można powiedzieć, że moja sytuacja, to w całości wina mojego lenistwa. Nie chce mi się już... nic – wzruszył ramionami.

Próbował panować na płaczem i głosem. Już nie był w stanie. Wygiął usta w coś, co chyba miało być sarkastycznym uśmiechem, ale mu się nie udało. Nie wiedziałem, co mam robić. Miałem ogromną ochotę sięgnąć telefon i zadzwonić po Markusa. On może wiedziałby, co ma zrobić w tej sytuacji.

– Karl, ja już sobie nie radzę. Nie wiem nawet, co czuję w tym momencie – szepnął, tuląc się do mnie – czy to złość, smutek, strach...

– Możesz tu zostać tak długo jak potrzebujesz... – zacząłem, ale chłopak mnie już nie słuchał.

– Wiem tylko, że go kocham. To nie przypadek, że znowu jesteśmy razem. Jesteśmy sobie pisani. Gwiazdy wybrały za nas – bredził.

– Stephan, pościelę ci w pokoju gościnnym, rano Markus przywiezie ci rzeczy, a teraz... - starałem się zachować chłodną głowę i postępować jak najbardziej racjonalnie.

– Teraz muszę już iść. Dziękuję ci za rozmowę, Karl bardzo mi pomogła – chłopak odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie smutno – Andreas po mnie przyjechał.

– Ale... – nie chciałem rozumieć tego, co chłopak właśnie powiedział.

– Powiedziałem mu, że pewnie skończymy koło dwudziestej – odpowiedział i uśmiechnął się.

– Nigdzie cię nie puszczę – pokręciłem głową.

I w tym momencie otworzyły się drzwi. Usłyszałem wesołą rozmowę dwóch dobrych kolegów i gaworzenie dwóch małych dziewczynek.

– Karl, co z ciebie za gospodarz, że Andreasa trzymałeś na dworze? – zapytał rozbawiony Dawid i podszedł do mnie z Zuzią na rękach.

Dostałem powitalnego buziaka w policzek. Zaraz potem do pomieszczenia wszedł Andi z Lu na rękach. Był taki wesoły, chłopięcy, wydawałoby się niewinny.

– Dawid, daj spokój. Przyjechałem tylko po Stephana. Koniecznie chciał rozmawiać z Karlem na osobności. Gdyby chodziło o kogoś innego byłbym zazdrosny – Wellinger bezczelnie mrugnął do swojego chłopaka, który od razu do niego podszedł – Steph, a buzi w policzek?

Stephan od razu to zrobił. Potem rozczochrał włosy Lu.

– A może i my powinniśmy pomyśleć o takim maleństwie, co Steph – zaśmiał się Andreas i wolną ręką objął Leyhe w pasie.

Zapanowała cisza, którą przerwał śmiech Welliego i Dawida. Przygryzłem wargę i podszedłem do Andreasa. Przejąłem od niego Lu. Dziewczynka nie przyjęła tego z optymizmem, ale w tym momencie miałem to gdzieś. Chciałem tylko zabrać córkę z rąk tego...

– Musimy porozmawiać – warknąłem do Andiego.

– Ale to już nie dzisiaj – wtrącił się Stephan – jestem strasznie zmęczony kochanie.

– To ja nie mogę porozmawiać z Karlem – zaśmiał się Andreas, a ja prawie uwierzyłem, że było to szczere – przepraszam Geigi, ale sam widzisz, moja księżniczka jest ledwo żywa. Zdzwonimy się jutro. Dobrze?

Skinąłem tylko głowę i patrzyłem, jak Andi ze Stephanem, kierują się korytarza. Odprowadziliśmy ich z Dawidem, a potem z dziewczynkami na rękach im machaliśmy.

– Muszę zadzwonić do Markusa – oznajmiłem mężowi, podając mu Lu.

– Karl – zawołał za mną – ale pamiętaj, że Stephan naprawdę go kocha...


Obiecuję, że jeszcze kiedyś napiszę coś wesołego, ale na razie łapcie to. Powiedzcie, co o tym sądzicie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro