Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

100. H.E.Granerud x K.Stoch - Pocieszenie IV


Na 100 miało być coś wyjątkowego, ale łapcie kolejny odcinek telenoweli, bo idealnie pasowało wszystko łącznie z tytułem.


 – Przyniosłem chusteczki! – zawołałem, waląc pięścią w drzwi pokoju Kamila.

– Jestem ci niesamowicie wdzięczny, ale... - warknął zza drzwi.

– Och, Kamil, wszyscy widzieli twoje łzy, skądinąd męskie – zacząłem, opierając się ścianę obok drzwi prowadzących do jego pokoju – jestem aż zaskoczony, że jestem pierwszy. Wytrzeć noc potrójnemu mistrzu olimpijskiemu, to...

– Wejdź i zamknij twarz, bo Robin dostanie swoją szansę na konkursie drużynowym – Kamil wciągnął mnie do siebie z zadziwiającą siłą.

– Bo nie wypuścisz mnie z łóżka do poniedziałku? – zapytałem uwodzicielsko i położyłem dłonie na jego biodrach.

– Bo połamię ci kości – brunet przewrócił oczami i chciał zrzucić moje ręce, ale zapomniał, jaki potrafię być uparty.

– Na twoim miejscu wolałbym mieć sprawnego faceta – przygryzłem wargę – chyba dobrze nam się razem biegało.

– Słyszę w twoim głosie rozczarowanie – zauważył.

– No nie takie jak twoje dzisiejsze – zacząłem – ale...

– Ojej chłopiec myślał, że jak mówię pobiegać, to mam na myśli seks w lesie – sarkazm bruneta był zdecydowanie zbyt wyolbrzymiony.

– Myślałem, że nawet tam nie dojdziemy. Wyglądasz tak seksownie w tym stroju do biegania, prawie tak jak tym żaruwiastym kombinezonie, chociaż najbardziej lubię cię bez niczego – wyznałem bez zażenowania, które pojawiło się na twarzy Kamila.

– A ja ciebie naprawdę nie lubię – powiedział i udało mu się wreszcie uwolnić – i chyba będzie lepiej jeżeli sobie pójdziesz. Nie chcę być bardziej niemiły niż to konieczne.

– Ależ dlaczego? – wzruszyłem ramionami – dodaje to pikanterii naszemu związkowi.

– Halvor – westchnął – dzisiaj to naprawdę słaby dzień...

– Nie no weź przestań – machnąłem ręką – też mam słaby dzień. Cztery lata ciężkiej pracy poszły na marne...

– Przestań.

– Dałem z siebie wszystko i...

– Zamknij usta.

– Ty to zrób! - rzuciłem i spojrzałem na niego wyzywająco.

– Jesteś bezczelny – westchnął, ale podszedł do mnie i ujął palcami moją brodę.

– I tylko dlatego się mną nie znudziłeś – odpowiedziałem szczerze.

– Jesteś prostacki – pocałował mnie.

– Tak, ale nie udaję, że jest inaczej – jęknąłem i przyciągnąłem go bliżej – dlatego będę stosował wobec ciebie prostackie rozwiązanie.

– Mam się cieszyć, że nie jestem kobietą i nie zaciągasz mnie za włosy do łóżka? – sarknął.

– A moglibyśmy tego kiedyś spróbować – zgodziłem się i spojrzałem na niego z irytacją, kiedy znowu się odsunął.

Stanął przy oknie i patrzył na mnie skoncentrowany.

– Co tym razem? – jęknąłem – myślałem, że już jest dobrze.

– Myślę o Mariusie – odpowiedział.

– Twoja szczerość jest rozbrajająca – warknąłem.

– Został dzisiaj mistrzem olimpijskim – kontynuował.

– A jednak dzisiaj zauważyłeś coś więcej niż... – tym razem to ja wysiliłem się na sarkazm.

– Moje trzy złota zawsze świętowała cała drużyna – udawał, że nie zauważa mojej ironii.

– Matko Boska, Kamil, jaki ty jesteś niedomyślny – przewróciłem oczami – ty myślisz, że Robin to za zasługi został powołany? Papa trener stwierdził, Mariusowi przyda się wsparcie i w razie czego będzie miał od razu nagrodę załatwioną.

Polak patrzył na mnie z niedowierzaniem. Pierwszy raz udało mi się go zaskoczyć do tego stopnia. Byłem z siebie dumny.

– A ja rozmawiałem z Dolezalem. Chciał się do ciebie wybrać i poskładać twoje męskie ego, ale zapewniłem go, że ja zrobię to lepiej – wyszczerzyłem zęby.

– Jesteś niemożliwy – Kamil włożył ręce do kieszeni spodni – w co ja się w tej Austrii wpakowałem?

– Oj misiu, chyba nie masz na co narzekać. Przynajmniej nie jest nudno. A teraz nie marudź i chodź do łóżka, bo naprawdę zaciągnę cię do niego za włosy – zagroziłem.

Tym razem Kamil nie zapanował nad chłopięcym uśmiechem, który pojawił się na jego zmęczonej twarzy. Zbliżyłem się i pocałowałem go w kącik ust.

– Jak ci oczka spuchły – pogładziłem jego powieki – jakie czerwone.

Zasypałem go deszczem pocałunków.

– Nie zadziałało, Halvor. Teraz całą twarz mam czerwoną – Kamil przysłonił twarz dłońmi.

Odciągnąłem je delikatnie i z rozczuleniem patrzyłem na te rumieńce. Pocałowałem go w uroczy dołeczek.

– A jednak masz ludzkie oblicze – zauważyłem – i pokazujesz to dwa razy tego samego dnia.

– I chyba dostałem nauczkę, że nie powinienem tego więcej robić – przewrócił oczami.

Objąłem go z całej siły i położyłem głowę na jego klatce piersiowej.

– I nawet serce ci bije – zachwyciłem się – a myślałem, że jak mówiłeś, że cię boli to diagnozowałem bóle fantomowe.

Mogłem mu jeszcze trochę podokuczać, ale nie lubiłem łatwych zwycięstw. I chciałem się rozkoszować faktem, że chłopak mimo wszystko zaczynał doceniać moją bliskość.

– To co z tym łóżkiem? – zapytał Kamil, kiedy się już ode mnie odkleił.

– Nadal aktualne – odpowiedziałem z uśmiechem.

– Poświętujmy twoje czwarte miejsce, jak Robin i Marius...

– Nie denerwuj mnie – poprosił łagodniej.

– Możemy poświętować moje jak Karl i Dawid...

– Ja ci naprawdę połamię te kości – wbił się w moje wargi.

– Ojej jaki przewrażliwiony – pokręciłem głową.

– Nie, to ty jesteś okropny – negował.

– Oj, Kamil, słyszę to od wszystkich. Bądź oryginalny i wyjątkowy – poprosiłem.

– No dobrze. To pokaż mi to swoje uległe oblicze, bo jest całkiem interesujące, ale do tego niezbędne będzie...

I wreszcie doczekałem się momentu, kiedy Kamil wreszcie zamknął mi usta pocałunkiem. A poprzedzało to tyle bezsensownych słów... I dzisiaj robiliśmy to na pocieszenie.


I jak wypadło tym razem?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro