Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

six




            w końcu nadszedł dzień imprezy, a wszystkie dziewczyny czuły się piękne. ania stała naprzeciwko swojego lustra, mając u swojego boku ruby i wpatrywała się w swoje odbicie.

— aniu, wyglądasz jak spełnienie marzeń. — sapnęła diana. — i ruby, wyglądasz w tej sukience jak księżniczka.

obie się do niej uśmiechnęły. wszystkie czuły się i wyglądały najlepiej, jak tylko mogły. wcześniej maryla zrobiła im piękne fryzury, nie licząc ani, która wzięła pod uwagę propozycję cole'a, by zostawić je rozpuszczone.

— karol właśnie do mnie napisał — ogłosiła brunetka. — już są w drodze.

ania westchnęła i spuściła wzrok na swoje szpilki.

— nie jestem pewna, czy będę w stanie w nich chodzić, ani w ogóle stać! — wszystkie zachichotały.

— przyzwyczajaj się — odparła ruby. — urządzam ekstrawaganckie przyjęcie na moje szesnaste urodziny. nie będziesz mogła wejść, jeśli nie będziesz miała na sobie sukienki i szpilek.

ania uśmiechnęła się ciepło. marzyła, by mogła wyprawić ogromne przyjęcie na swoje urodziny, jednak rodzina cuthbertów nie miała zbyt wiele pieniędzy. jednakże, dopóki ani dane będzie spędzić ten dzień z osobami, które kocha, będzie szczęśliwa.

— dziewczyny, chłopaki już są! — krzyknęła z dołu maryla.

ruby i diana posłały sobie uśmiechy, po czym pisnęła. ania wymusiła chichot.

— karol zemdleje! — zawołała ruby, po czym zerknęła na anię. — wszyscy zemdleją.

diana wyciągnęła do nich ramiona.

— dołączcie do mnie, dziewczyny, gdy będę pozbawiała moją randkę przytomności. — puściła oczko blondynce i się zaśmiała.

trzy przyjaciółki wzięły się pod ramię i rozchichotane wyszły z pokoju. następnie ostrożnie zeszły po schodach.

gdy zeszły na dół, chłopaki rozmawiali z rodzeństwem cuthbertów oraz jerrym. jako pierwszy zauważył je cole.

— moja dziewczyna — wyszeptał z uśmiechem.

gilbert podniósł wzrok i nagle zaparło mu dech w piersiach.

ania wygląda przepięknie.

zrobił wszystko, co kazała mu ania. zabierał ruby na randki, spędzał z nią czas, kilka dni wcześniej nawet się całowali. jednak nie czuł się nawet odrobinę tak samo, jak przy ani. więc, bez żadnego poczucia winy, popatrzył na anię. oniemiały jedynie się uśmiechnął.

— diano! — zawołał z uśmiechem karol. — wyglądasz... jesteś... wow!

jemu również odjęło mowę. diana uśmiechnęła się, zaś jerry wywrócił oczami. ania uszczypnęła go w ramię, na co on posłał jej spojrzenie.

ruby uśmiechnęła się do gilberta.

— hej — powiedziała cicho.

— cześć. — chłopak odchrząknął. — naprawdę ładnie wyglądasz, ruby.

cole leniwie owinął ramię wokół ani i przyciągnął ją bliżej siebie.

— chodź, moody czeka w samochodzie.

— bał się, że zniszczy tę chwilę. nalegał, by zostać — wytłumaczył im wszystkim karol.

gdy trzy pary opuściły zielone wzgórze, maryla i mateusz machali im z werandy. cole usiadł na miejscu kierowcy, gdyż było to auto jego mamy — nie mógł wziąć swojego, bo miało ono za mało miejsc. moody siedział zaraz obok niego, zaś pozostali z tyłu. ania upewniła się, by usiąść tak daleko od gilberta, jak to tylko było możliwe.

podróż do charlottetown niesamowicie dłużyła się ani, bo wiedziała, że na nią patrzył i nawet dyskretnie szturchał ją w głowę. ale kiedy zaparkowali pod rezydencją józefiny, nie mogła powstrzymać uśmiechu cisnącego się jej na twarz.

— ludzie już przyjechali — stwierdziła oczywiste. — cole, wchodzimy razem?

— oczywiście, madame. — uśmiechnął się szeroko. gilbert nie mógł powstrzymać się od przewrócenia oczami, co zauważyła diana. zmarszczyła brwi.

cole otworzył jej drzwi i wyciągnął rękę, którą ona chętnie złapała. następnie pomógł jej wysiąść, czekając, aż reszta par oraz moody również wyjdą. wziął anię pod ramię i poprowadził ją do środka.

wszystkie dekoracje były piękne, a gilbert z pewnością mógł stwierdzić, że ania wykonała większość z nich — wyglądały tak surrealistycznie, pięknie i... po prostu naturalnie. wokół dudniła głośna muzyka, a ania zauważyła kilka znajomych twarzy.

diana podeszła do swojej przyjaciółki od serca.

— aniu, muszę powiedzieć ci coś o gilbercie.

rudowłosa pokręciła głową.

— nie mam nic wspólnego z tym chłopakiem. jest chłopakiem ruby, nie moim. porozmawiaj o tym z nią.

diana westchnęła i smutno zmarszczyła brwi, patrząc na tę niczego nieświadomą dziewczynę. chciała powiedzieć jej, jak gilbert patrzył na nią w samochodzie i doskonale było widać jego zazdrość. ania uśmiechnęła się i odwróciła do cole'a, którego pociągnęła za rękę na parkiet.

— zatańcz ze mną! — rozbawiona przekrzyczała muzykę.

diana wróciła do karola.

gilbert nie mógł nie być zazdrosny o cole'a. jakim cudem to ma być sprawiedliwe? — myślał. — dlaczego lubi jego, a nie mnie?

— chcesz zatańczyć? — zapytała ruby dość cicho jak zwykle.

chłopak wymusił uśmiech i splótł ich palce, gdy zaczęła go prowadzić. gilbert i ania na chwilę nawiązali kontakt wzrokowy, a ona nie poczuła nagły ból serca spowodowany tym widokiem.

— co jest? — krzyknął cole ponad muzyka, zauważając jej przygnębienie.

— gilbert trzyma ruby za rękę — odparła ania ze zranioną miną. popatrzyła na cole'a. — szybko, rozprosz mnie jakoś.

cole zmarszczył brwi.

— już cię pocałował, prawda?

ania kiwnęła głową i wywróciła oczami.

— powiedziałam, żebyś mnie rozproszył, a nie sprawiał, że będę myślała o naszym pocału...

cole przerwał jej, złączając ich usta. odsunął się, a ania popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.

— dlaczego? — zdołała jedynie wydusić.

— rozproszyłem cię — zauważył uśmiechnięty, po czym zmarszczył brwi. — byłaś moim pierwszym pocałunkiem. zawsze miałem nadzieję, że będzie on z...

nagle zmilkł, robiąc się cały czerwony. wbił wzrok w swoje buty, a ania się uśmiechnęła.

— nie, nie możesz tak robić! powiedz mi! — żartobliwie go szturchnęła. — proszę?

cole również uniósł kąciki ust.

— zawsze chciałem, by mój pierwszy pocałunek był z—

gilbert nie mógł przestać patrzeć na anię, nawet kiedy ruby tańczyła blisko niego. jednak nie spodziewał się być świadkiem tego, jak cole całuje anię. w tamtym momencie jego serce złamało się na miliony kawałeczków.

❝ tylko przyjaciele❞, gówno prawda — pomyślał, a do jego oczu napłynęły łzy. najbardziej bolało go to, że ukradł mu ją jeden z jego przyjaciół. jak cole mógł zrobić mi coś takiego? dlaczego nigdy nie zauważyłem, że coś do niej czuje?

— gilbert? — zawołała zmartwionym głosem ruby. — co się stało?

— ruby, n-nie mogę tak dłużej — wyznał, powstrzymując łzy przed wypłynięciem.

— czego? — wyglądała na przerażoną.

— nie mogę z tobą być. to niesprawiedliwe. nie czuję do ciebie tego samego. — szczęka ruby opadła, a jej oczy wypełniły się łzami. — na świecie jest mnóstwo niesamowitych chłopaków, którzy tylko czekają, by zmieść cię z nóg. ale ja nie jestem jednym z nich. przepraszam. mam nadzieję, że możesz mi wybaczyć, bo jesteś cudowną osobą i świetną przyjaciółką.

odsunął się od niej i odszedł szybkim krokiem, ocierając łzy, które potoczyły się po jego policzkach.

ania tańczyła i śmiała się razem z cole'm, w końcu będąc w stanie myśleć o czymś innym, kiedy nagle zobaczyła, jak gilbert przebiega obok niej z załzawioną twarzą.

— gilbert? — zawołała, jednak on ją zignorował. — gilbert!

szybko przeprosiła cole'a i zaczęła gonić chłopaka z kręconymi włosami.

podążyła za nim aż poza salę balową, aż na piętro, ciągle wołając jego imię. on jedynie ją ignorował.

— gilbercie blythcie, to niesprawiedliwe! — prychnęła. — mam szpilki!

nie mógł powstrzymać uśmiechu cisnącego mu się na twarz. poszła za nim do jednej z sypialni dla gości. stanęła we framudze i zmartwiona obserwowała, jak siada na skraju łóżka, po czym chowa twarz w dłonie. podeszła bliżej niego, uprzednio zamykając drzwi.

— co się stało?

prychnął.

— co się stało? — podniósł wzrok, nieudolnie starając się powstrzymać łzy. — stało się to, że właśnie zobaczyłem, jak całujesz innego chłopaka po tym, jak okłamałaś mnie i powiedziałaś, że jesteście tylko przyjaciółmi.

— gil... — szybkim krokiem podeszła jeszcze bliżej i usiadła obok, ujmując jego dłoń.

— okłamałaś mnie, żeby mnie nie zranić? — ponownie pochylił głowę, ocierając policzki grzbietem dłoni. — kiedy powiedziałaś, że ty też mnie kochasz, to było kłamstwo? to dlatego chciałaś, żebym był z ruby?

jej szczęka opadła.

— oczywiście, że nie. — ścisnęła jego dłoń, a wszystko dookoła zrobiło się rozmazane przez łzy. — k-kocham cię, gilbercie blythcie. tak bardzo, że nie wiem, co zrobić. pocałował mnie, żebym przestała myśleć o tobie, bo myślę tylko o tobie. zawsze jesteś w mojej głowie.

gilbert pociągnął nosem.

— zerwałem z ruby — wyszeptał. — to nie było sprawiedliwe względem żadnego z nas.

— przepraszam, że zmusiłam cię, byś z nią był — powiedziała. — to nie było w porządku.

chłopak wzruszył ramionami.

— nic się nie stało. to po prostu był niezręczny tydzień. — oboje zamilkli, aż w końcu gilbert na nią popatrzył. — nadal cię kocham. nie ruby.

— mam taką nadzieję — odparła, a następnie nerwowo zachichotała.

gilbert w końcu się uśmiechnął i wywrócił oczami, na co ani ulżyło. oparła głowę na jego ramieniu.

— naprawdę cię kocham, gilbercie blythcie — wyznała. — jesteś jedyny.

— kocham cię, aniu shirley-cuthbert.

podniosła głowę z jego ramienia i posłała mu uśmiech. z wahaniem uniosła dłonie ku jego twarzy, opierając o siebie ich czoła. gilbert zamknął oczy i odwrócił głowę, by pozbyć się tych kilku centymetrów, które dzieliły ich usta. dziewczyna z radością odwzajemniła pocałunek, owijając ramiona wokół jego szyi.

gilbert delikatnie popchnął ją na łóżko i zawisł nad nią, pogłębiając pocałunek. kręciło im się w głowach, a motylki w brzuchach szalały. z pożądaniem złapał ją za biodra i zbliżył się jeszcze bliżej niej.

odsunął się od ust rudowłosej, w zamian zaczynając zostawiać ścieżkę pocałunków wzdłuż jej szyi.

— gilbert. — westchnęła. — ja-nie możemy-

— wiem — odparł z wyrozumieniem.

jeszcze kilka razy ucałował jej obojczyki, szyję, szczękę oraz usta. palce ani wplotły się w jego włosy i zaczęły bawić lokami.

nagle drzwi się otworzyły.

— woah, co my tu mamy? — gilbert szybko podniósł głowę. oczywiście, to musiał być billy andrews.

chłopak natychmiast odsunął się od ani, usiadł i złapał poduszkę, by ukryć wybrzuszenie w jego spodniach. ania również usiadła, poprawiając swoją sukienkę.

gilbert posłał mu spojrzenie.

— wynoś się, billy.

blondyn popatrzył na anię z uśmiechem.

— ruby wie, że to. — wskazał na nich. — się dzieje? to dlatego płacze na dole?

policzki ani zrobiły się całe czerwone.

— ze-zerwali — wytłumaczyła, jednak billy jedynie uśmiechnął się pod nosem.

— jasne, ale no dalej. nadal jest w nim zakochana. będzie załamana, gdy dowie się, że ty, jedna z jej najbliższych przyjaciółek, próbowałaś pieprz—

gilbert złapał za kolejną poduszkę leżącą na łóżku i rzucił ją, uderzając billy'ego w twarz.

— wyjdź! — rozkazał, na co andrews zaśmiał się, jednak wykonał polecenie i zamknął za sobą drzwi.

brunet odwrócił się do ani, której oczy były całe wypełnione łzami.

— hej — odezwał się cicho, ujmując jej dłoń. — hej, wszystko będzie dobrze. ruby o mnie zapomni.

łzy zaczęły spływać po jej policzkach. spuściła wzrok na swoje kolana i zaczęła szlochać. serce gilberta opadło. przyciągnął ją do uścisku i delikatnie gładził ją po włosach, gdy ona płakała w jego ramię. przytuliła go jeszcze mocniej, owijając ramiona wokół jego szyi, pozwalając wszystkim swoim uczuciom wyjść na światło dzienne.

w tamtym momencie czuła się okropnie z miliona różnych powodów, jednak gilbert pocieszająco trzymał ją w swoich ramionach.





            cole siedział na schodach z kubkiem pełnym napoju w dłoni, czekając na anię. westchnął ciężko i sprawdził godzinę — minęło już dwadzieścia minut. zaśmiał się, myśląc o wszystkim, co mogło się właśnie dziać — mogli wyznawać sobie miłość, lecz mogli również się kłócić. wywrócił oczami.

— hej. — cole mackenzie podniósł wzrok i uśmiechnął się nerwowo.

— hej moody. wszystko dobrze?

spurgeon podrapał się po karku i również uniósł kąciki ust.

— no cóż, zastanawiałem się, um, czy chciałbyś ze mną zatańczyć? — na jego twarz wstąpił rumieniec.

uśmiech cole'a się poszerzył.

— oczywiście, że tak.



— • —



gdy czytałam to opowiadanie, nie spodziewałam się coody? coldy? cody? (sami wybierzcie, co najlepsze), ale szczerze mówiąc, i'm here for it.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro