Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

SZEŚĆDZIESIĄT OSIEM

---Luke---

Podszedłem do przyjaciela, który siedział i nic nie robił, a powinien jej szukać za wszelką cenę. Aż się we mnie zagotowało, ja sprzątam leżące na ulicy ciała, a ten zamiast jej szukać, to siedzi i patrzy przed siebie chuj wie czemu. Podszedłem nie wiedząc do końca co on tak właściwie odpierdala:

- Czemu tu siedzisz, gdzie jest Bella? – zadałem ważne pytania

- Nie wiem, widziałem jak biegła, a za nią jakiś chłopak z bronią, jednak zanim ich dogoniłem do zniknęli

- GDZIE NIBY KURWA!

- Nie wiem kurwa, ale zniknęli – aż tak zmarnowanego to go jeszcze nie widziałem – Dlatego tu usiadłem i zacząłem płakać, bo to wszystko moja wina

- Nie myśl tak, ja też miałem ją chronić a coś mi nie wyszło jednak – usiadłem obok niego i poklepałem go po plecach

- Taa, ale to ja jestem jej bratem. Znajdę ją za wszelką cenę i mam nadzieję, że będzie tak jak mówił tamten pan i mi wybaczy

- Jaki pan? – zapytałem zdziwiony

- Nie wiem, ale podszedł żeby spytać się co się stało, powiedziałem o tym, że może mi nie wybaczyć, a on powiedział, że ma dzieci w moim wieku i raczej stawiałby na to, że mi wybaczy i to bez większego problemu

- Ash gdzie on poszedł?

- Nie wiem, a co to ma za znaczenie?

- Co jeżeli on odpowiadał za jej porwanie? – powiedziałem jak do idioty, który nie używa mózgu

- Poszedł w tym samym kierunku co Bella i tamten goniący ją chłopak

Spojrzałem w kierunku wskazanym przez przyjaciela, ale nie zauważyłem mężczyzny o którym mówił. Nie zauważyłem nawet, że ktoś z nim rozmawia, a to najlepiej też o mnie nie świadczy. Mianowicie albo się starzeje pod względem pracy w tym zawodzie albo jestem w jakimś dziwnym stanie umysłu, którego sam do końca nie rozumiem.

Następnego dnia, doszedłem do wniosku, że po całej nocy spędzonej na szukaniu dziewczyny, pasowałoby pójść spać. Mimo iż nie chciałem sobie smacznie spać, podczas kiedy ona jest gdzieś przerażona, ale wyczerpany ze zmęczenia nie pomógłbym jej. Nie wiem zresztą czy wyspany jej pomogę, dobrze że jest tu Ash przynajmniej on teraz będzie jej szukać, co spowoduje u mnie chociaż mniejsze wyrzuty sumienia.



---Bella---

Po kolejnej nieprzespanej nocy, doszłam do wniosku, że dalej nie wiem czy powinnam im o tym powiedzieć czy nie. Żeby nie marnować więcej czasu, od razu zabrałam się za przygotowanie. Ku mojemu zdziwieniu byłam w domu sama, w sumie nie powinno mnie to dziwić bo Andrew ma dzisiaj walkę, wiec pewnie ma jakiś trening.

Pierwszym za co się zabrałam było zrobienie sobie śniadanka, postawiłam tym razem na naleśniki, które powinny mi poprawić humor już do końca dnia. Drugą rzeczą jaką zrobiłam było odebranie telefonu od Alice:

- Hej, stało się coś? – zapytałam przeczuwając że coś jednak jest na rzeczy

- Tak, znaczy nie, w sumie to nie wiem – powiedziała z prędkością na tyle dużą, że słowa zlały mi się w jedno

- Spokojnie, co się stało?

- To nie jest rozmowa na telefon, mogłybyśmy się spotkać?

- Nie ma mnie aktualnie w mieście, będę pojutrze prawdopodobnie

- Naprawdę potrzebuję rozmowy z tobą, wyślij mi adres to przyjadę jutro

- Nie wiem czy...

- Isabelle proszę cię – użyła mojego pełnego imienia wiec to musi być naprawdę coś ważnego

- Jeśli znajdziesz samolot do mnie, to przyjeżdżaj, pamiętaj jednak że nie zależnie czy się spotkamy czy nie, zawsze możesz na mnie liczyć, a ja zawsze ci pomogę

- Dzięki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro