SZEŚĆDZIESIĄT
---Bella---
- W sumie to nie – odpowiedziałam zdziwiona swoją głupotą, czemu o tym nie pomyślałam wcześniej,zapewne oszczędziło by mi to wiele czasu, który spędziłam rozmyślając o tym
- No więc może powinnaś to rozważyć.Ponowna walka, szybkie zwycięstwo i wreszcie byś wróciłam dobycia Niepokonaną
- Wiem, ale co jeśli faktycznie nie jestem tak dobra jak sądziłam, może byłam Niepokonana bo nie trafiłam na kogoś kto by mnie mógł pokonać
- Nawet tak nie myśl, jesteś duża lepsza ode mnie, chociaż mówię to z bólem, taka jest prawda.Jeżeli powiesz sobie że wygrasz to uda ci się to zrobić, jednak myślę, że powinnaś powiedzieć o tym swoim bliskim. Powinni cię wspierać i ci kibicować, a ty powinnaś móc się tym chwalić, anie ukrywać jakby to było coś okropnego
- Może masz racje i faktycznie powinnam mu o tym powiedzieć, problem polega na tym, że on mnie szuka od kilku tygodni i nie wiem jak przyjął by to, że od początku wiedziałam kogo szuka i zamiast wyznać mu prawdę to ukrywała to przez niego, dodatkowo nakręcając go na to, że ją znajdzie tam, gdzie z góry wiedziałam, ze jej nie będzie
- Zrozumie to mimo tego, że początkowo na pewno nie będzie z tego zadowolony
- Nie jestem tego pewna
- Jeżeli powiesz mus szczerze o tym jak się czułaś to nie powinien mieć tym problemy, zresztą on naprawdę cię kocha, poszedłby za tobą na koniec świata wiec wybaczy ci taką drobnostkę
- Dzięki – powiedziałam ciesząc się, że mam kogoś takiego jak Andrew bok siebie
---Luke---
Dojechałem do siedziby i zastałem tam zniecierpliwionego przyjaciela, podszedłem do niego, żeby mu powiedzieć, że jestem gotowy, ale o co chodzi. Zanim jeszcze podszedł usłyszałem do niego:
-Ileż można na ciebie czekać?
- O co ci chodzi, w dwie godziny spakowałem się i tu przyjechałem, powinieneś i tak się cieszyć że tu jestem, nie wiedząc nawet o co ci chodzi
- Ten niby trener co był dla nas podejrzany jutro będzie na wale i jest to idealna okazja, żeby się tam z nim spotkać, szczególnie że ktoś od niego będzie walczyć
- I może to być ta dziewczyna –dokończyłem za niego
- Bingo, także ogarniaj wszystko co masz do zrobienia, bo o siedemnastej mamy samolot
- Ty też lecisz? – zapytałem bo od rana nie było go w domu
- Tak, a teraz ty ogarniaj sprawy gangu, na najbliższe dwa dni, a ja idę się pakować
- Spotykamy się na lotnisku –zawołałem za nim
- Zgadza się
Z walizką wszedłem do siedziby i zastałem kilka osób, w tym Maxa grających w salonie na konsoli.Wszedłem i poczułem wzrok na siebie, a następnie pytania od nośnie walizki:
- Szef się tu wprowadza?
- Nie wytrzymałbym z wami tyle –powiedziałem bo kłótnie w tym domu to naprawdę są dramaty
- Czyżby Bella przejrzała na oczy i cię zostawiła? – powiedział Max
- Nawet jeśli to chyba nie jest to twój zasrany interes – powiedziałem wkurwiony, on ewidentnie coś do niej czuje i zapewne teraz się cieszy myśląc, że zajmie moje miejsce, ale kurwa po moim trupie będzie chodzić z Bellą
- Uuu chyba faktycznie go rzuciła –nabijał się dalej
- Chcesz mi jeszcze coś powiedzieć –powiedziałem stając przed nim - Chyba zapomniałeś kim tu jesteś
- Jestem twoją prawą ręką więc chyba wiem kim jestem – wstał i hardo spojrzał mi w oczy
- Póki co to jesteś moim podwładnym, słuchasz się mnie i robisz to co JA ci każę, więc jesteś jedynie marnym pomocnikiem – powiedziałem do niego chyba wystarczająco dobitnie – Nie dosięgasz mi do pięt i nigdy nie będziesz, więc nie uważaj się za nie wiadomo kogo, bo to ja jestem tu szefem
- Pewny jesteś?
- Pewny jestem tego, że ty nigdy szefem nie będziesz – powiedziałem i odszedłem
- Myślę, że mając u boku Belle będę nim
- Bella nigdy z tobą nie będzie –powiedziałem odwracając się do niego
- Po dobroci może nie, ale po złości będzie musiała. Nadchodzi zmiana i dowiesz się tego szybciej niż sądzisz
- Nic nie zrobisz Belli, nie dopuszczę do tego
- Jesteś pewien, w takim razie gdzie jest teraz?
- O KURWA – powiedziałem kiedy dotarł do mnie sens jego słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro