SIEDEMDZIESIĄT CZTERY
---Tom---
Szybko pobiegłem do szatni syna mając nadzieję, że uda mi się go tam znaleźć i wytłumaczyć powód mojej nieobecności. Wiem, że będzie zły, szczególnie że wiem iż będzie sądzić, że jego walki są dla mnie mniej ważne niż walki jej przyjaciółki. Nie jest to prawda, zawsze to on jest dla mnie na pierwszym miejscu, ale wiem, że wychowałem go tak, żeby moja obecność nie była dla niego czymś obowiązkowym, to Bella zawsze potrzebowała mojego wsparcia, dlatego że mimo tego jaka stara się być to jest wrażliwa. Moje rozmyślenia przerwał widok zrezygnowanego syna, podbiegłem do niego, żeby chociaż na szybko mu się wytłumaczyć:
- Już jestem synu – powiedziałem na wstępie i go przytuliłem
- Gdzie byłeś? – odpowiedział stanowczo
- Długa historia, w skrócie Ash i Luke mnie ogłuszyli, a następnie porwali. Obudziłem się w chyba w ich pokoju, pytali o tą dziewczynę którą widzieli na walce, ale ja nie powiedziałem im oczywiście o Belli. Powiedziałem, że mam córkę i oni chyba sądzili, ze jest ona tą dziewczyną. Powiedziałem więc, że ma na imię Alex, resztę zmyśliłem i dałem twojej przyjaciółce więcej czasu na powiedzenie prawdy. Tak strasznie cię przepraszam synu, że mnie nie było – jeszcze raz go przytuliłem, chcąc mu to wynagrodzić:
- Teraz nie jestem twoim synem, a zawodnikiem. Pamiętaj że jeśli przegram to będzie to twoja wina i powód mojego milczenia – poczułem, że tym raz chyba naprawdę go zraniłem
---Luke---
Zadzwoniłem do chłopaków z siedziby i na już poprosiłem o informacje na temat dziewczyny imieniem Alex. Mam nadzieję, że znajdą ją szybko oraz, że ta zgodzi się do nas dołączyć. Wprawdzie nie przyjmę do wiadomości jej odmowy, nie po tym ile czasu spędziłem na jej szukaniu.
Po krótkiej rozmowie z naszym hackerem, mogłem odetchnąć z ulgą przynajmniej jedna sprawa załatwiona. Teraz zostało mi tylko znaleźć miejsce w którym jest Bella, oby była zdrowa i bezpieczna. Miałem dzwonić do chłopaków kiedy mój telefon rozbrzmiał. Na wyświetlaczu zobaczyłem, ze dzwoni Ash, ciekawe co tym razem chce:
- Co chcesz?
- Nie uwierzysz mi
- W co?
- To nie jest rozmowa na telefon, wyślę ci zaraz adres przyjedź tu i wtedy się dowiesz
- Ash mów o co chodzi albo nie jadę – zagroziłem
- Śledziłem tego gościa co u nas był
- Masz na myśli Toma? – dopytałem dla pewności
- Tak, znalazłem jego auto pod jakimś budynkiem, wszedłem tam i dowiedziałem się, że miejsce ma tam walka
- Myślisz, że będzie tam ta dziewczyna? – zapytałem, bo miałoby to sens. Skurwiel grałby na czas, robiąc nas w chuja. Wyjechał pierwszy przez co były u niej szybciej żeby ją ostrzec przez nami – Kurwa mać
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro