PIĘĆ
---Bella---
Wstałam będąc już bardziej opanowana niż wczoraj. Może faktycznie za bardzo naskoczyłam na Luka, chociaż uważam, że miałam do tego prawo. Może i nie powinnam na niego tak naskakiwać, na pewno zrobił to mając na celu moje dobro, ale mimo wszystko nie miał prawa traktować mnie za swoją własność.
Zrobiłam szybki makijaż, ponieważ po wczoraj wyglądałam jakbym przez pól roku nie spała. Po wykonaniu tej czynności zeszłam na dół, aby zrobić sobie coś do jedzenia, bo umieram z głodu. Na to akurat powinnam na zwracać większą uwagę, w końcu jest to jedno z zaleceń lekarza. Mam tylko nadzieję, że to coś da, a nie że wszystko po tygodniu pójdzie na marne.
Na dole zastałam jedynie mojego brata, który nawet nie zwrócił uwagi na to, że zeszłam. Zaczynając robić jajecznicę, próbowałam go jakoś zagadać, ale szło to na marne, bo traktował mnie jak powietrze, w końcu nie wytrzymałam i wybuchnęła:
- Mógłbyś do chuja ze mną porozmawiać?
- Nie mógłbym, a przynajmniej odkąd miałaś mnie w dupie i wyjechałaś sobie chuj wie gdzie i chuj wie po co. Tak trudno było mi dać znać, że jeszcze żyjesz?
- Chciałam odpocząć i tyle, przecież Andrew miał wam powiedzieć, że pojechałam do znajomych
- To, że on tak powiedział nie oznacza, że mu uwierzyłem
- Był przy mnie wtedy kiedy nie było ciebie, więc nie mów mi tu że mu kurwa nie wierzysz - powiedziałam, bo taka jest prawda, a on chyba za szybko zapomniał o tym co mi zrobił
- Myślałem, że mu wybaczyłaś
- Wybaczyłam, a nie zapomniałam, że przez większość życia miałam chujowego brata, którego obchodziłam tak, że prawie wcale - powiedziałam, bo to dla mnie dość ważny temat, którego od tak sobie nie zapomnę
- To było kiedyś, zmieniłem się i chyba to widać
- Widać, ale nie będę ci za to dziękować, tak samo jak nie mam zamiaru cię przepraszać
- Dopóki tego nie usłyszę to nie mamy o czym mówić. Martwiłem się o ciebie cały tydzień, a ty nie raczyłaś dać mi znaku, że żyjesz i oczekujesz, że wszystko teraz będzie okej
- W takim razie miłego ignorowania mnie
Pokazał mu środkowego palca i odeszłam ze swoją jajecznicą do pokoju, gdzie zamierzałam ją w spokoju zjeść. Potem czeka mnie jeszcze rozmowa z moim chłopakiem, a ciężko to jakoś widzę.
Śniadanie było pyszne, jednak po nim przyszedł czas na najgorsze. Wsiadłam do swojego auta i pojechałam nim do siedziby, bo skoro nie ma go w domu to musi być tam. Na miejsce dojechałam chwilę później. Weszłam jak do siebie co nikogo nie zdziwiło, w końcu jestem jego dziewczyną, chyba jeszcze jestem. Na początku zauważyłam jak ze schodów schodzi Van, która nie kryła zdziwienia ma mój widok. Podeszłam, aby ją przytulić:
- Nie wiem o co poszło, ale Luke od rana jest strasznie wkurwiony - powiedziała, a ja miałam jeszcze większy stres przed tą rozmową
- Wyjechałam do cioci Amy i tam zniknęłam na tydzień, bo pojechałam do swoich znajomych. No i chciałam spędzić czas z nimi, a nie gadać z nimi przez telefon. Dodatkowo nie miałam czasu, żeby myśleć o tym żeby ich poinformować jakby byli moimi rodzicami. A wczoraj wróciłam i była wojna - skończyłam opowieść, która wyszła dość długa jak na to jak wyglądała naprawdę
- Nie powiedziałaś im?
- Poprosiłam o to mojego przyjaciela, więc wiedzieli że jestem u znajomych
- Czyli Luke jest obrażony na to, że osobiście mu nie powiedziałaś gdzie jesteś? - zapytała jakby to była najśmieszniejsza rzecz na świecie
- W całej tej kłótni nie pomógł fakt, że nakrzyczałam na niego, żeby nie traktował mnie jak swoją własność
- Naprawdę?
- Wkurwiło mnie to, że wręcz oczekiwał ode mnie, że będę mu mówić co robię w każdej sekundzie swojego dnia. Wyjechałam i miałam do tego prawo, a jego gówno powinno obchodzić co robię, skoro wiedział że jestem bezpieczna u znajomych
- Rozumiem cię, ale mimo wszystko postaw się też na jego miejscu - powiedziała, posyłając mi jeden z uśmiechów, po których miało mi chyba być lżej - Powodzenia w rozmowie
- Przyda się - dodałam i ruszyłam do jego biura, bo zapewne będzie tam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro