2. Złoto
Strażnika nigdzie nie było, więc kobieta zdecydowała się sama ruszyć w dalszą wędrówkę korytarzem. Po wizycie, a raczej pobieżnym obejrzeniu białego pokoju, wciąż odczuwała niepewność i obawę przed zetknięciem się z rzeczywistością. Ta, odstręczająca, pełna wad, nie wydawała się tak perfekcyjna jak biel, którą jeszcze kilka chwil wcześniej miała okazję ujrzeć. Była o wiele mroczniejsza, brudniejsza.
Pozostawało mieć nadzieję, że kolejne pomieszczenia odwrócą jej uwagę od kilkunastu ostatnich minut. Kobieta wierzyła, iż gdzieś tam, w głębi domu uda jej się odnaleźć wymarzony pokój. Bezpieczną przystań, która nie będzie nikogo na każdym kroku razić w oczy swą utopijną naturą. Kąt, idealnie odzwierciedlający jej uczucia, emocje, a także naturę.
Przeszła jeszcze kilka metrów, kiedy jak spod ziemi wyrosły kolejne drzwi. Kobieta zwolniła, widząc czekającego obok nich strażnika, który wyglądał dużo inaczej niż wcześniej. Mało tego. To najprawdopodobniej był całkiem inny człowiek, gdyż garnitur został zastąpiony żółtą, wyjątkowo ozdobną bluzką dopasowaną do kanarkowych, jaskrawych spodni. Przydługie nogawki oplatały jaskrawe, markowe buty, a te błyszczały równie mocno, co złote zawieszki przyczepione do klamerek u spodni.
W przeciwieństwie do swojego poprzednika, ten strażnik wyglądał o wiele „drożej". Zachowywał się również inaczej bowiem na wstępie, zamiast powitania, wręczył kobiecie kieliszek z żółtawym, zalatującym drogim alkoholem napojem. Zaskoczona zamierzała oddać mu prezent, lecz ten zdążył w między czasie zająć ręce drogim cygarem wysupłanym z ozdobnego, również żółtego opakowania.
– Zrezygnowała pani z białego pokoju. – Raczej stwierdził niż zapytał, z zadowoleniem szukając po kieszeniach zapalniczki. Gdy w końcu ją znalazł, uśmiechnął się szeroko, ukazując złoty kieł. – I bardzo dobrze. Nie opłacałoby się tam mieszkać.
Kobieta zamrugała, nie umiejąc odnaleźć się w sytuacji. Mężczyzna ewidentnie był strażnikiem i pojawił się po to, aby zaprezentować jej kolejne pomieszczenie. Dziwił ją jednak sposób, w jaki ubrany na żółto człowiek zamierzał to zrobić.
– Nie opłacało? – zapytała, bo tamten w zapamiętaniu zaczął palić. Dym wydychany z jego ust tworzył pojedyncze kółka, po czym powoli sunął w górę, zagęszczając okolicę.
– Jasne, że nie – prychnął i dopiero po tych słowach, kopnął nogą w żółte drzwi. Te otworzyły się gwałtownie, oślepiając kobietę nowym odcieniem blasku. – Widziała pani te ceny? Zawyżają czynsz, a jedyne co oferują to plastikowe mebelki i puste szafki. Jak już chcą wynajmować pokój to powinni zapewnić nowym lokatorom przynajmniej trochę luksusu, nie sądzi pani? Aż dziwne, że tak wiele osób decyduje się tam zostać.
Kobieta zacisnęła usta. Mężczyzna był gadatliwy i wyraźnie śmielszy od strażnika białego pokoju. Nie liczyły się dla niego również pieniądze, świadczył o tym sposób jego bycia, czy chociażby metka wystająca zza koszuli. Pokaźna suma wypisana na żółtym skrawku materiału nie mogła umknąć uwadze kogoś, kto stał tak blisko. Kobieta bardzo wyraźnie widziała zarys złotego łańcucha odbijający się pod ubraniem, jak również złote opiłki, wplątane gdzieniegdzie w kasztanowe włosy mężczyzny.
Jak się okazało, jego styl ani trochę nie odbiegał od wystroju, który kobieta zobaczyła w drugim, tym razem żółtym pokoju.
Za drzwiami ludzkie oko dostrzegało przepych. Pomieszczenie raziło ciepłem, prezentując wszem i wobec mieszankę najróżniejszych odcieni żółci. Nie była to jednak jaskrawa żółć, pasująca do ubioru strażnika. Wydawała się ciemniejsza, wpadająca bardziej w barwę starej cytryny, niż słonecznika. Kolory mieszały się, uwydatniając tym samym ważniejsze elementy jakimi były dwuosobowe łóżko, a także dwa, okrągłe stoliki ozdobione złotymi ornamentami.
„Luksus" tylko to przychodziło na myśl, kiedy wzrok przyzwyczaił się w końcu do złocistych mebli, a cała uwaga skupiała się na wartych fortunę przedmiotach. Pokój wyglądem przypominał królewską komnatę, nie trzeba było wchodzić do środka, by wiedzieć, że winien stacjonować w niej ktoś wysoko postawiony, nie przebierający w środkach. Meble stykały się ze sobą krawędziami, a panoramiczne obrazy ukrywały i tak już ozdobne ściany. Zagospodarowano każdą najmniejszą część przestrzeni, żaden metr kwadratowy nie mógł się zmarnować inaczej ktoś śmiałby uznać, że nie starczyło pieniędzy na zapełnienie całości. Nawet żółte, mocne światło żyrandoli wydawało się koncentrować cały blask na co drogocenniejszych przedmiotach, unikając kątów. Niczym właściciel jubilera, który zazwyczaj najpierw prezentował klientom najdroższą biżuterię, pokój pokazywał gościom wyłącznie swoje najlepsze cechy.
Ciemna żółć dominowała, tłumiąc jaśniejsze elementy takie jak dywan w podłużne pasy, czy chociażby neonowa, żółta szafa wypełniona po brzegi żółtymi pudełkami ze sprzętem elektronicznym. Można tam było znaleźć praktycznie wszystko, od niepozornych odtwarzaczy kaset, po płaskie, niesamowicie drogie telewizory i tablety. Każdy z nich opieczętowano klipsem zabezpieczającym, więc nie dało się stwierdzić, czy opakowania rzeczywiście zawierały taką zawartość jaką obiecywano. Niestety, dopóki pokój nie odnalazł właściciela, nikt nie miał prawa zdjąć klipsów, ani obejrzeć sprzętu.
Wszystko kupowało się w ciemno, potencjalnych nabywców zwodziły fałszywe, kuszące obrazy, a nie realne, namacalne przedmioty. Jednak kto poddawałby wątpliwościom szczerość sprzedawców, jeśli cała sala przypominała istny skarbiec? Patrząc na gustowne boazerie, jak również tworzone na zamówienie, złote zasłony nietaktem byłoby snucie jakichkolwiek krzywdzących podejrzeń. Jeśli coś zachwycającego musiało być drogocenne, to analogicznie pudełka ze sprzętem musiały ów sprzęt zawierać.
Tak też stwierdził strażnik, kiedy kobieta opanowała pierwszą falę zdziwienia i ośmieliła się zapytać o wypełnienie opakowań. Pykając swoje cygaro, mężczyzna wydawał się oburzony, że ta w ogóle śmiała pomyśleć, iż świeciły pustkami. Za karę nie nalał jej kolejnej porcji alkoholu, na co zareagowała jedynie ściągnięciem brwi. Nie zdążyła opróżnić pierwszego kieliszka, a przewodnik już szykował butelkę, zamierzając wypełnić go na nowo. Najpewniej robił to tylko po to, aby pokazać etykietę przylepioną na szklanej powierzchni. Jak można się było spodziewać przedstawiała znaną, drogą nazwę. Każdy łyk alkoholu wydawał się więc na wagę złota. Dosłownie i w przenośni.
Kobieta zacisnęła usta, odsuwając się nieco od strażnika. Przebywając w jego obecności czuła się na swój sposób gorsza, biedniejsza. Ubrana w miarę eleganckie, jednak wciąż normalne, kupione na przecenie ubrania, traciła grunt pod nogami. Z każdą sekundą coraz bardziej zaczynała żałować, że podczas ostatniego wyjścia do galerii handlowej nie ośmieliła się zrobić nieco droższych zakupów. Podobało jej się kilka sukienek, jedna miała nawet żółty, świeży kolor, który idealnie dopasowałby się odcieniem do stroju przewodnika. Kreacja wyglądałaby na niej ładnie, podkreśliłaby długie, zgrabne nogi i ciemne, kręcone loki opadające kaskadami na drobne ramiona. Kobieta zyskałaby w niej większą swobodę, nie tylko z powodu delikatnego materiału, ale także ceny, którą musiałaby za nią zapłacić. Strażnikowi z pewnością spodobałaby się niebotyczna cena, na którą została wyceniona. Zapewne wysunąłby metkę na wierzch, aby wszem i wobec prezentować widniejące na niej zera.
Owszem, sukienka była piękna, wręcz olśniewająca, ale nie ważne jak na nią patrzeć, nie sprawiała wrażenia, aż tak drogiej. Kobieta nawet gdyby chciała, nie uzbierałaby odpowiedniej kwoty, sumienie nie powalałoby jej zresztą wydać takiej sumy na niepozorny kawałek materiału. Gdyby to zrobiła, jednocześnie prawdopodobnie odmówiłaby sobie jedzenia przez kolejne kilka tygodni, a może nawet i miesięcy.
Westchnęła ciężko, niespodziewanie przypominając sobie o czymś, o czym chciała zapomnieć. Bogato ubrany strażnik sprawił, iż przed oczami stanął jej wizerunek byłego narzeczonego. Mężczyźnie, samemu w sobie, nie dało się niczego zarzucić. Był przystojnym, dobrze zarabiającym biznesmenem. Poznali się na przyjęciu, kiedy to jako gość honorowy udzielał jej, młodej, aspirującej dziennikarce, wywiadu do gazety codziennej. Wypowiadał się płynnie, ton jego głosu, zabarwiony lekką chrypką, przykuwał uwagę i sprawiał, że mimowolnie miękły jej kolana. Pożądało go wiele kobiet, toteż martwiła się, iż po wywiadzie, otoczony rzeszą wielbicielem, całkiem o niej zapomni. Pod koniec wieczoru zdobyła się więc na odwagę, aby grać z nim otwarte karty. Flirtowała, kokietując go kształtami, a także pokaźnym dekoltem, wodzącym na pokuszenie niejednego uczestnika imprezy. Miała nadzieję, że zwróci w ten sposób uwagę atrakcyjnego gościa.
Miała szczęście, biznesmen również okazał się nią zainteresowanie. Od razu coś między nimi zaiskrzyło, konwersacja o firmie zeszła na o wiele mniej pospolite, osobiste tematy. Koniec końców, oficjalny wywiad przerodził się w prywatne rozmowy, a następnie w upojne noce, kiedy to nie mówili już praktycznie wcale. Było im ze sobą dobrze, dopełniali się, zwłaszcza w łóżku. Nie minęło wiele czasu, kiedy biznesmen zaproponował jej wspólne mieszkanie. Kobieta, nie wiele myśląc, zgodziła się, sądząc, iż wszystko zacznie się układać coraz lepiej. Planowała cudowny ślub, dzieci, a później spokojną starość w ramionach ukochanego mężczyzny. Cieszyła się tym bardziej, że któregoś dnia na jej palcu zalśnił pierścionek zaręczynowy.
Niestety, nie minęło dużo czasu, a jej życie zaczęło się sypać – mężczyzna, któremu zaufała zaczął ujawniać swoją prawdziwą twarz. Okazało się, że należał do grona osób, które niczym mantrę powtarzały zwrot „ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka". Każdy zarobiony przez firmę banknot, zamykał w prywatnym sejfie niczym najdroższy skarb. Mogłoby się wydawać, że miał rację, zamiast trwonić majątek na głupoty, lepiej było zainwestować grubsze pieniądze w coś ważnego, przyszłościowego. Oszczędzał, aby, jak twierdził, raz na dłuższy czas pozwolić sobie na droższe przyjemności. Czasami na jego usta cisnęła się także uwaga, że zbierał „grosze", na wypadek, gdyby firma zaczęła podupadać. „Powinniśmy mieć oszczędności" mawiał. „Ktoś taki jak ty tego nie zrozumie. Kiedyś nadejdzie odpowiedni czas, żeby wydać te pieniądze ".
Tylko że ten czas nigdy nie nadszedł, biznesmen zawsze twierdził, iż da radę nazbierać więcej i więcej pieniędzy. Zarabiał dużo, wydawał jak najmniej. Prawda była oczywista i smutna, żałował każdego wydanego centa. Był skąpy, sama myśl o trwonieniu pieniędzy przyprawiała go o gęsią skórkę. Kochał zapach banknotów, zaciągał się nim mocniej niż ćpun uzależniony od narkotyków.
Bywały dni, że zapominał o całym świecie, nawet o kobiecie. Od upojnych nocy wolał liczenie zarobionych pieniędzy, większą przyjemność znajdował przesiadując w firmie niż wracając do domu, do niej. Kiedy raz zrobiła mu z tego powodu awanturę, po prostu ją wyśmiał. Uznał, że i tak nie umiałaby go zrozumieć. W końcu jako „prosta dziennikarka o znikomych talentach" ciągle była na jego utrzymaniu. To on dawał jej pieniądze na przyjemności, gdyby nie jego hojność, nie miałaby za co żyć.
Tamtej nocy padło wiele gorzkich, krzywdzących słów. Kobieta naprawdę kochała biznesmena, więc zniosłaby dla niego wiele, nawet fakt, iż uważał ją za beznadziejną dziennikarkę. Czara goryczy przelała się jednak, kiedy nazwał ją utrzymankiem. Miała swoją dumę, nie zamierzała pozwolić, aby ktokolwiek zarzucał jej, że żyła na czyjejś łasce. Było to zresztą wierutne kłamstwo, skąpy narzeczony nigdy nie dał jej ani grosza! Tym bardziej czuła się więc urażona, jeszcze tego samego dnia oddała pierścionek, spakowała rzeczy i zaczęła myśleć nad nowym mieszkaniem.
Wspomnienia wciąż były zbyt realne, aby o nich myśleć, a rany zbyt świeże, aby je rozdrapywać. Próbując odsunąć od siebie nieprzyjemne wizje przeszłości, kobieta skupiła uwagę na złotym pokoju. Niestety, świadomość, iż nie mogła sobie nań pozwolić, pozostała, wiercąc dziurę w jej rozbitym umyśle.
Pewność siebie zmieniła się w zażenowanie, rozmowa ze strażnikiem pokoju, a już tym bardziej wspomnienia o byłym narzeczonym, utwierdzały ją w przekonaniu, że nie nadawała się do mieszkania wśród luksusu. Długo oszczędzała, aby nareszcie spaść na cztery łapy po gorzkim, rozczarowującym związku, pokazać światu, że sama także umiała stawić czoła przeciwnościom losu. Stojąc jednak przed drzwiami prowadzącymi do bogatego pokoju, cała odwaga uleciała z niej niczym z przebitego na wylot balonu. Suma, którą ostatnio zaoszczędziła, nie czyniła z niej milionerki, nie znała się tym bardziej na rodzajach alkoholi. Marka tego, które miała okazję spróbować z niczym jej się nie kojarzyła. Wiedziała tylko tyle, że nie było jej na nie stać. Tak samo nie stać jej było na płacenie czynszu, który wyznaczono za żółte pomieszczenie.
Wybierając dodatki do pokoju, projektanci nie brali najwyraźniej pod uwagę kosztów. Liczyło się wyłącznie dobre pierwsze wrażenie, obrazek przyciągający potencjalnych nabywców niewymownym bogactwem. Pod tym względem pokój przypominał grudkę czystego, błyszczącego złota. Z zewnątrz wydawał się drogocenny, dopóki do nikogo nie należał, żaden postronny gość nie wiedział, jak tak naprawdę wyglądało jego wnętrze. Nie było pewności, czy sala, niczym cieszący oko metal w rzeczywistości nie była zwykłym, bezwartościowym pirytem, inaczej, złotem głupców. Niczym żółte pudełka obiecujące elektroniczne sprzęty, zwodziła ładną obudową, nie dając tak łatwego dostępu do środka.
Złoto miało swoją cenę, piryt już nie. Oba minerały wydawały się łudząco podobne, więc oba z łatwością można było ze sobą pomylić. Tak samo było z ludźmi i światem, w którym przyszło im żyć. Mogłoby się wydawać, iż egzystowali w dostatku, ciesząc się drogimi rzeczami, którymi tak namiętnie się otaczali. Tak naprawdę kryli w sobie jednak nędzę, obraz bólu i cichej rozpaczy, której nie dało się łatwo zagłuszyć. Chronili się przed normalnością, tworząc barierę z pirytu i kłamiąc, iż było to czyste złoto. Kreowali fałszywy obraz dostatku, próbując popisać się przed znajomymi, a także wmawiając sobie, iż zasługiwali na coś więcej niż przeciętność. Do szczęścia wystarczyłoby niewiele, ale przecież to „niewiele" nie pomogłoby im w trafieniu do elity, czy zaspokojenie własnej potrzeby dowartościowania się.
Złoty pokój był drugi na liście – najbogatszy, najokazalszy, najdroższy. Tych, którzy nie zachwycili się pierwszym, białym pomieszczeniem, trafiała myśl, że dzięki kolejnemu mogli stać się władcami; panami dyktującymi warunki, a więc osobami, którym nie straszna byłaby brzydota, tak szykanowana przecież wśród bieli. W złotym pokoju wygląd przestawał mieć znaczenie, to właściciele ustalali warunki, pieniędzmi kupując popularność, piękno, a także pozycję. Ludzi to kusiło, zapominali o rozsądku na rzecz pożądania i chciwości. Nie obchodziło ich, czy mieli do czynienia z pirytem, czy złotem, ważne że metal miał żółtą barwę. Złoto było odcieniem bogactwa.
A jednak, nawet nie patrząc na ceny, coś w tym kolorze przytłaczało kobietę. Podkreślało niemoc osób stojących po drugiej stronie progu, przypominało o ich biedocie, a także fałszu, którym się otaczały. Każdy marzył o majątku, zdobywanie go jednak za pomocą innego majątku nie należało do sprawiedliwych.
Żółty kolor kojarzył się ze złotem, ale również z chciwością, z materializmem, od którego nie łatwo było uciec, kiedy zaczynał pochłaniać nie tylko ciało, ale i duszę. Niszczył ją, zasłaniając prawdziwe życie i oddając je w posiadanie arogancji. Pazerność wiązała się z czymś negatywnym, a jednak ktoś, kto był żądny posiadania, nie dostrzegał jej u siebie. Zawsze umiał odnaleźć wymówki świadczące o tym, że traktował złoto jak zwykły metal, piryt bez wartości, który zaciskał kurczowo w dłoniach od tak, bez powodu. Nie każdy umiał bowiem znaleźć odwagę, aby przyznać się przed samym sobą, że już od dawna nie traktował bogactwa małostkowo. Zamiast pogodzić się z losem, nabierał piryt garściami, krzycząc, iż odnalazł złoto. W nałóg wpadało się bez trudu, gorzej, jeśli ktoś zamierzał z niego wyjść.
Kobieta bała się, że mieszkając w pokoju, mogłoby to spotkać i ją, z dnia na dzień stawałaby się cieniem swojego byłego narzeczonego. Nie po to odchodziła, aby znów upaść. Nie po to się postawiła, aby po raz kolejny ktoś miał jej coś do zarzucenia.
– Dziękuję za wszystko, ale chyba pójdę zobaczyć następny pokój. – Przygryzła wargę, wyciągając przed siebie kieliszek. Płyn zakołysał się na dnie. Jego zapach mieszał się z drażniącym zapachem cygara strażnika.
Ten wydawał się zdziwiony. Zanim klientka postanowiła oddać mu kieliszek, wsunął dłoń do kieszeni, szukając w niej żółtego klucza. Kiedy usłyszał co powiedziała, znieruchomiał, z palcami na chłodnym, ozdobionym dodatkowymi wzorami przedmiocie.
– Nie zdecydowała się pani? – zamrugał oczami, jakby nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Wskazał ręką drzwi. – Ale... ale przyjrzała się pani? Widzi pani co oferujemy?! To przecież najwspanialszy apartament! Lepszego pani nie znajdzie!
Kobieta przełknęła ślinę. Nie chciała złościć kolejnego przewodnika, ale nie miała wyboru. Nie zamierzała podejmować decyzji pochopnie, wierząc wyłącznie oczom. Nimi nie umiała określić, czy pokój naprawdę emanował czystym blaskiem. Dla niej wciąż kojarzył się wyłącznie z pirytem, ładnym, ale w ostatecznym rozrachunku nie wartym swojej ceny.
– W... widzę – odparła, pochylając głowę. Obawiała się, że w kontakcie z mężczyzną i jego energicznym, żywiołowym spojrzeniem, przegra walkę i ulegnie. – Niemniej jednak, nie zmienię decyzji.
Strażnik uniósł brwi. W przeciwieństwie do poprzednika, wydawał się być bardziej skory do namawiania jej, aby zmieniła zdanie. Coś w jego ruchach zdradzało mimo wszystko skrępowanie. Zerknął z niepokojem w głąb czarnego korytarza, po czym znów wrócił wzrokiem do kobiety. Błyskotki, którymi się obwiesił, zadźwięczały złowrogo.
– Rezygnuje pani z takiego pokoju? – wysyczał, a cygaro wypadło mu z ust. Kobieta nie widziała jak upadało, słyszała jedynie głuchy odgłos, kiedy zetknęło się z podłogą. Spowodowało na jej plecach ciarki. – Nie jest pani zainteresowana naszą ofertą?
Pokręciła głową.
– A więc dobrze... – przewodnik wcisnął klucz głęboko do kieszeni. – Niech pani tylko później nie żałuje. Nie będzie pani mogła tu wrócić.
Ostatnie zdanie zabrzmiało wyjątkowo złowrogo. Kiedy kobieta uniosła wzrok, tak jak poprzednio, nie ujrzała przed sobą ani strażnika, ani drzwi prowadzących do złotego pokoju. Wszystko zniknęło. Została tylko ona, stojąca w ciemnym, obskurnym korytarzu, który nijak nie równał się z cudownym, żółtym pomieszczeniem, do którego prowadził jeszcze chwilę temu.
Kobieta przełknęła ślinę, czując w gardle nieprzyjemną gulę. Tą jedną decyzją zaprzepaściła kolejną szansę na zmianę swojego życia. Zamiast bogactwa i pławienia się w luksusie, wybrała skromniejsze, ale prawdziwe życie. Jako jedna z nielicznych znalazła siłę, aby nie wyprzeć się swojego pochodzenia i nie dać się zwieść złudnemu szczęściu.
Wynajęcie własnego pokoju nie było wcale takie proste, ale posiadłość miała jeszcze wiele drzwi.
Miała nadzieję, że wystarczyło trafić na te odpowiednie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro