Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7: Klan

W jednej chwili wszyscy zwrócili swoją uwagę na Rancora, nad którym stracił panowanie Boba. 

- On się boi! - wykrzyknął Mando, trzymając mocno Grogu i wpatrując się w oszalałe zwierzę. Tuż obok niego stała Naar bezmyślnie gapiąc się na całą scenę. - Przestańcie do niego strzelać!

Zebrani posłuchali słów Mandalorianina, i gdy tylko blastery ucichły Rancor zaczął wspinać się po jednym z budynków miasta Mos Espa. Była to jedna z wież, która teraz sypała się niczym zamek ulepiony z piasku. Wszyscy w kompletnej ciszy wpatrywali się w tą przerażającą scenę, nie wiedząc jak to wszystko się skończy. 

- Nie sądzisz, że jest jeszcze bardziej rozwścieczony? - zapytała Naar, ciągnąc Mandalorianina za pelerynę. 

Mando jednak nie zareagował. Trzymał w mocnym uścisku dziecko, które z uśmiechem przyglądało się Rankorowi, który niszczył miasto. 

- A on ma zabawę - sarknęła, patrząc na Grogu, który zagruchał do niej w swój śmieszny sposób. - Może byś jednak zareagował, co? - zwróciła się do Dina.

- Dbaj o niego - powiedział nagle Mando, odwracając się do niej i wręczając jej małego zielonego towarzysza, który niezwykle uradowany wtulił się w nią. 

- Co zamierzasz zrobić? - zapytała, patrząc na zimny i bez wyrazu hełm. - Chyba nie zamierzasz osierocić dziecka. Jeśli tak pomyślałeś, to wyręcz mnie z łaski swojej, i walnij się w ten zakuty łeb, blaszany drewniaku!

Mando westchnął. Robił tak zawsze, gdy coś go wkurzało, albo nie chciał czegoś tłumaczyć, albo po prostu nie wiedział co powiedzieć w danej chwili. Naar była niezwykle uparta i nie raz słyszała znaczące westchnienia, które miały być dla niej przestrogą, żeby nie denerwować Mandalorianina. Teraz nie widziała w tym nic nadzwyczajnego, przyzwyczaiła się do tego, ale na początku ich wspólnej drogi denerwowała się na Mandalorianina, bo miała wrażenie, że traktuje ją protekcjonalnie. 

Mando zamiast wyjaśnić jej cokolwiek, wyjął zza paska małą srebrną kulkę, którą bawił się Grogu, gdy jeszcze latali na Brzeszczocie, i podał dziecku. Naar spojrzała na ten specyficzny obraz ojca i dziecka, który malował się przed jej oczami. Znała Mandalorian, wiedziała, że są raczej wycofani, małomówni, a większość z nich to bezwzględni Łowcy Nagród, którzy często zabijali innych. Nie mogła zrozumieć i nadziwić się tej przemianie, jaką przeszedł Din. Było coś osobliwego w jego zmianie i relacji z Grogu, że serce Naar rosło o trzy rozmiary, gdy patrzyła na nich. 

Pogłaskał malca w jego malutką rączkę, po czym spojrzał na dziewczynę i przelotnie dotykając jej policzka powiedział:

- Wszystko będzie dobrze.

I w tej samej chwili odleciał zostawiając ich w dole. 

- Mando! - krzyknęła próbując go zawrócić, ale doskonale wiedziała, że to na nic.

Naar przyglądała się z niepokojem jak próbuje obezwładnić rozwścieczonego Rancora. Mando złapał za żelazny łańcuch, który był przywiązany do stworzenia, i siadając mu na grzbiecie próbował zmusić do posłuchu. Akurat te zwierzęta nie lubiły słuchać się innych. Naar zobaczyła jak wielka łapa chwyciła Mandalorianina za zbroję i rzuciła o pobliski dach. Na chwilę zatrzymało się jej serce, drżąc ze strachu. To co stało się dalej potoczyło się jakby ktoś puścił film w zwolnionym tempie. 

- Mando! - krzyknęła, próbując pobiec na pomoc, ale czyjaś ręka chwyciła ją za łokieć. Odwróciła się i ujrzała obok siebie Pelli, która z równie zszokowaną miną stała i bezradnie patrzyła na całe zajście. 

- Lepiej zostań - powiedziała. - wtedy dzieciak tylko połowicznie będzie sierotą. 

- Wielkie dzięki, Pelli. - warknęła dziewczyna, marszcząc brwi. - Weź go. Zaopiekuj się nim w razie potrzeby. 

To mówiąc wcisnęła kobiecie na ręce dziecko, które żałośnie zakwiliło i wyciągnęło do niej rączki. 

- Spokojnie - uśmiechnęła się do niego. - Wrócę razem z nim, obiecuję. A na razie musisz być grzeczny i poczekać. 

Nie zastanawiając się dłużej ruszyła biegiem w stronę, gdzie był Rancor. Usłyszała nieprzyjemny dźwięk łamania drewna, betonu i czegoś jeszcze, ale nie potrafiła tego opisać. W głowie miała najczarniejsze scenariusze od pożeranego Mandalorianina przez to bydle, po rozczłonkowanego Mandalorianina przez to bydle. Sama nie wiedziała, co byłoby gorsze. Nie chciała być osobą identyfikującą zwłoki swojego przyjaciela, bo ona sama nie przeżyłaby myśli, że zginął. Tyle razy prosiła, aby nie robił tego na jej oczach. Jego śmierć oznaczałaby koniec bezpiecznego i szczęśliwego życia, a tego nie chciała. Przyzwyczaiła się do tego, że Mando był zawsze, gdy tego potrzebowała. Chronił ją i dziecko, niepozwalając, żeby cokolwiek mogło się im stać. Na początku Naar sądziła, że wynikało to z zasad jakie wyznawał i z faktu, że Zbrojmistrzyni powierzyła mu pieczę nad nimi, ale z czasem okazało się, że robił to, bo widział w niej i dziecku swoją rodzinę. 

Nagle, zauważyła jak zwierz wyłania się z jednego z budynków. Stanęła jak wryta, patrząc jak głowa Mando odziana w hełm znika w paszczy Rancora. Zamknęła oczy, nie chcąc na to patrzeć, gdy usłyszała nieprzyjemny metaliczny odgłos. Zęby bestii zatrzymały się na beskarze. 

- Dank ferrik! - zaklęła pod nosem, i zaczęła szukać wzrokiem czegoś co pozwoliłoby odwrócić uwagę Rancora. Ku jej przerażeniu i frustracji nie było nic czego mogłaby użyć. Spostrzegła w oddali kawałek czegoś co jeszcze nie tak dawno było pojazdem, na którym przyjechali mieszkańcy Freetown. Ruszyła biegiem, żeby chwycić i rzucić blaszanym przedmiotem w rozwścieczonego Rancora, aby odwrócić jego uwagę. Wtedy Mando mógłby wyswobodzić się z jego łap, które coraz ciaśniej owijały się wokół jego beskarowej zbroi. Nagle jednak, w połowie drogi usłyszała głuchy dźwięk połączony ze zgrzytem czegoś metalowego. Odwróciła powoli wzrok, bojąc się najgorszego i ujrzała jak sylwetka Mandalorianina przelatuje obok niej i upada na piaszczystą ziemię. 

- Mando! - wykrzyknęła, wstrzymując oddech, po czym pobiegła w jego stronę nie zważając na to, co chciała zrobić przedtem. Teraz nie liczyło się nic innego. Zatrzymała się dopiero, gdy Rancor stanął na dwóch łapach i zawył w jej stronę. Widok ten zmroził jej krew w żyłach i zatrzymał oddech w płucach. Stanęła. Drżące ręce próbowały odnaleźć blaster, który zawsze przyczepiony był do jej spodni, ale tym razem go nie było. Musiał się odczepić, gdy biegła. Nie miała się jak obronić, więc musiała wymyślić na szybko sposób jak uratować siebie i Mandalorianina.

Powoli i ostrożnie, cały czas wpatrując się w zwierzę podeszła do leżącego bez życia Mandalorianina i ukucnęła przy nim osłaniając go własnym ciałem. Czuła na swoich plecach oddech Rancora, który był tuż nad nimi. Nie miała wątpliwości, że być może to ostatnia chwila jej życia. Objęła mocniej swojego przyjaciela, zamknęła oczy i szczelniej przylgnęła do niego, jakby miało to cokolwiek zmienić. Miała nikłą nadzieję, że w ten sposób Mando mógłby przeżyć, o co prosiła wszelkie bóstwa, które istniały. Nie mogła pozwolić, żeby coś mu się stało. Była mu to winna za te wszystkie razy, gdy on chronił ją. Była to winna Grogu. Kto jeśli nie Mando mógłby zaopiekować się dzieckiem? Nie mogła pozwolić, aby Grogu został bez opiekuna, bez Dina. 

- Din... - wyszeptała, mocniej przytulając się do jego pleców. - Obiecałeś, że nie umrzesz na moich oczach. 

Nagle, chwila, która miała być ostatnią w jej życiu, niepokojąco się przedłużała. Uchyliwszy jedno oko, spojrzała dookoła. Ucichł odgłos Rancora. Coś było nie tak. 

- Naar - usłyszała obok swojego ucha. Znieruchomiała i spostrzegła, że Mando się poruszył. Podniósł się powoli na łokciu, a drugą ręką objął dziewczynę tak ściśle, że zbroja z beskaru zaczęła wbijać jej się w żebra i w starą ranę, która od czasu do czasu dawała o sobie znać. - Nic ci nie jest? Jesteś cała? 

- Nie, nic mi nie jest. - odparła z uśmiechem. - A ty? 

- W porządku. - przez beskarowy hełm dało się słyszeć ciche westchnienie ulgi. 

Naar odwróciła powoli głowę, aby zobaczyć co się stało z Rancorem i aż zamarła. Dziecko stało naprzeciwko zwierzęcia i wyciągało do niego swoją małą rączkę. 

- No nie wierzę! Kazałam mu zostać z Pelli. - syknęła i szarpnęła się z objęć Mandalorianina chcąc odciągnąć Dziecko.

- Poczekaj - usłyszała głos Dina.

- Ten potwór go zeżre. Na co mam czekać? 

- Spójrz. 

W tej samej chwili Rancor powoli zaczął kłaść się na ziemię, tuż przed Dzieckiem. W końcu ułożył swój łeb i zamknął oczy, a Grogu delikatnie wyciągnął łapkę, aby pogłaskać zwierzę po pysku.

- Ani się waż! - krzyknęła do niego Naar. Dziecko odwróciło się w jej stronę, zabulgotało po swojemu i patrząc wprost na nią, pogłaskało zwierzę. 

- Nie wierzę, że to zrobił - fuknęła. 

Teraz oboje z Mandalorianinem wpatrywali się w scenkę jaka rozgrywała się obok. Brwi Naar podjechały w górę w geście zdziwienia i podziwu dla małego szczurka. Widziała wiele rzeczy, które robił, a których nie rozumiała, ale to było coś większego. Wpatrując się w małego zielonego ludka, który zmęczony, zwinął się w kłębek obok olbrzyma i zasnął, czuła uczucie dumy jakby to jej własne dziecko wygrało z Rancorem. 

- Tego się nie spodziewałam - odparła, wciąż patrząc na Grogu, i nie zdając sobie sprawy, że beskarowy hełm wpatruje się w jej profil. Ręką, którą Mando przez dłuższy czas obejmował dziewczynę, odgarnął jej włosy, które zmierzwiły się w bitwie. Naar odwróciła w jego stronę głowę i szeroko się uśmiechnęła mówiąc: - W porządku, blaszany drewniaku?

- W jak najlepszym - odpowiedział, a Naar mogłaby przysiąc, że uśmiechnął się pod hełmem.  

Potem wstał i pociągnął ją za rękę, aby i jej pomóc, a gdy oboje otrzepywali się z piasku, podbiegła do nich Pelli, a tuż za nią Fennec i Boba. 

- Jesteście cali? - zapytała Fennec, zdejmując swój hełm. 

- Chyba tak - odparła Naar, próbując wytrzepać swoje spodnie, które były całe w piachu. 

- Dziękuję za pomoc - powiedział Boba, wyciągając dłoń w stronę Mandalorianina. - Jestem twoim dłużnikiem. 

- Pomogłeś mi uratować dziecko i zająłeś się Naar. Jesteśmy kwita. - odparł Mando. 

W tym samym momencie, Naar podeszła do Dziecka, które zwinięte w kłębek spało obok Rancora. Nie chciała, żeby tam zostało, dlatego delikatnie jak umiała podniosła go i otuliła swoimi ramionami, przytulając go do piersi. 

- Co zamierzasz dalej zrobić? - zapytał Fett, stojąc przed Mandalorianinem. Din patrzył spod hełmu na dziewczynę tulącą Dziecko i nie mógł pozbyć się dziwnego uczucia w swoim żołądku. 

- Będę dalej Łowcą - odparł po dłuższej chwili. 

- Gdybyś potrzebował pomocy, zawsze będziesz mile widziany w Mos Eisle.  

- Dziękuję. To był zaszczyt walczyć razem z tobą. 

- I z tobą Mando - nagle do rozmowy wtrąciła się Fennec. - Nie sądziłam, że kiedyś to powiem. 

- Czasy się zmieniają. - odparł. 

Na chwilę zamilkli i równocześnie spojrzeli w stronę Naar, która cały czas tuliła Dziecko i żywo rozmawiała z Pelli. Co chwila się uśmiechała, gestykulując coś rękami. 

- Bardzo za tobą tęskniła - powiedziała po chwili Fennec. 

- Tak... - westchnął Fett. - Na początku dobrze to ukrywała, ale z czasem zaczęło ją to przerastać. 

- Nie łam jej serca, Mando. Zasługuje na coś więcej niż życie na Tatooine i wyczekiwanie twojej wizyty. 

Mandalorianin westchnął cicho pod hełmem. Tak, mieli rację. Nie powinien jej w ogóle zostawiać. Wmówił sobie, że to dla jej dobra, ale tak naprawdę chodziło o niego. Myślał, że jeżeli pozbędzie się i jej, znajdzie jej dom, albo przynajmniej miejsce, gdzie będzie mogła bezpiecznie żyć, zapomni o niej i Dziecku, i wróci do starej profesji. Niestety, tak się nie stało. Przyzwyczaił się do ich obecności. 

Nie odpowiadając na dalszą rozmowę między Fettem, a Fennec, podszedł do grupki obok, która żywo rozmawiała o dzisiejszych wydarzeniach. 

- Naar? - zapytał. 

- Tak - odparła, zwracając się w jego stronę. 

- Możemy porozmawiać? 

- Tak - uśmiechnęła się i podała Dziecko Pelli, które momentalnie się obudziło. - Zaraz po ciebie wrócę, żabko. 

Grogu zakwilił radośnie i spokojnie czekał na powrót dziewczyny i ojca. Gdy odeszli kilka kroków, tak aby nikt ich nie podsłuchiwał, Mando zaczął jako pierwszy, co było rzadkością. 

- Jak ci się podoba na Tatooine? 

- Jest w porządku. - odpowiedziała. - Boba i Fennec są dla mnie jak rodzina. 

Na chwilę zamilkli. Mando opuścił głowę, jakby próbował zebrać myśli i gdy miał się odezwać, przeszkodziła mu Naar:

- Nie musisz się przejmować. Załatwię to za ciebie - uśmiechnęła się, ściskając go za ramię. - Miałeś rację, Din, rodzina to coś więcej niż więzy krwi i cieszę się, że zostawiasz mnie właśnie z Bobą i Fennec. To najlepszy dom jaki mogłeś mi wybrać, pomijając siebie, bo nic nie może się z tobą równać. Rozumiem, że nie możesz wziąć mnie ze sobą, dlatego zostanę z nimi. Tak będzie najrozsądniej. 

Mando milczał przez chwilę, patrząc na nią spod ciemnego wizjera. Stała przed nim Naar, którą przecież doskonale znał i z którą spędził tyle czasu. To jej widok budził go co dzień, to jej głos słyszał, gdy tylko wchodził na statek, i to jej oczy widywał, za każdym razem, gdy spoglądała w jego wizjer. Musiało minąć wiele czasu zanim uświadomił sobie jedną najważniejszą rzecz. Potrzebował jej. 

- Tylko, że ja nie chcę, żebyś została na Tatooine. - odparł po chwili. 

- Co?- zdziwiła się. 

- Jeśli chcesz, możesz lecieć ze mną. - powiedział, łapiąc ją delikatnie za dłonie. - Grogu cię potrzebuje. 

- Grogu? 

- Tak. 

Naar wiedziała, że próbował powiedzieć coś więcej, tylko nie wiedział jak. Rozmowy nie były mocną stroną Mandalorian. 

- A ty? - zapytała. 

- Ja też. - odparł szeptem, po czym sięgnął ręką do kieszeni i wyjął z niej wisiorek z podobizną Bagnorożca. Taki sam emblemat widniał na jego naramienniku. - Zbrojmistrzyni to zrobiła, gdy spotkałem się z nią. Nie wiedziałem jak zareagujesz, i czy będziesz chciała go przyjąć. 

Naar spojrzała na wisiorek, a Din położył go na jej dłoni. 

- To twój herb - zdziwiła się. 

- Jeśli zechcesz, może być też twoim. - odparł łagodnie. - Myślałem o tobie przez ten czas, Naar. Ty i Grogu jesteście moimi jedynymi myślami w ciągu dnia.   

- Din...

- Poczekaj - spojrzał na nią spod czarnego wizjera. - Nie chcę was zostawiać. Nigdy. Jesteście częścią mnie, chociaż nigdy tego nie chciałem.

- Aha, nie chciałeś. Dobrze wiedzieć. - sarknęła. Wiedziała, że Mando peszy się za każdym razem, gdy łapała go za słowa.

Din zamilkł na chwilę, po czym przekrzywił hełm zastanawiając się jak wybrnąć z tej sytuacji, i powiedzial:

- Nie nadaję się do opieki nad dzieckiem, czy... kobietą. Nikt mnie tego nie uczył.

- A Mandalorianie przypadkiem, nie mają silnej więzi z rodziną?

- Mają, ale u nas trochę inaczej to wygląda niż w całym kosmosie. - zaśmiał się.

- Racja - Naar zachichotała razem z nim.

- Zostaniesz ze mną? - zapytał po dłuższej chwili.

Dziewczyna zamilkła, po czym opuściła wzrok kryjąc szaleńczy chichot i rumieniec na policzkach. 

- Czy ty chcesz żebym należała do Mandalorian? - zapytała niedowierzając, że to mówi. 

- Tak mi się wydaje - odparł. - Nigdy wcześniej tego nie robiłem. 

Naar zaśmiała się głośno i objęła go za hełm, zmuszając aby się nachylił ku niej. Zbliżyła swoją twarz do wizjera i pocałowała go.

- Zostanę z Tobą i chcę nosić twój herb, Dinie Djarinie.

- Będziesz częścią klanu - powiedział obejmując ją mocniej w talii.

- Klan Trzech? Podoba mi się. - przycisęła swój nos do wizjera, jakby chcą dojrzeć oczy swojego Mandalorianina. - Spotkanie ciebie na Nevarro, było najlepszym darem od losu, jaki mogłam dostać.

- Gdyby nie Dziecko, nigdy bym cię nie spotkał.

Naar puściła swoje objęcia, odsunęła się od Mando i stanęła  wyprostowana. Opuściła głowę i zaczęła pocierać swoje dłonie.

- Nie chciałam tego... - powiedziała cicho.

- Wiem - odparł, przyciągając ją do swojej klatki piersiowej i mocno obejmując. - To nie była twoja wina.

Naar pociągnęła nosem jak małe dziecko, próbując ukryć łzy.

- Skoro jestem częścią klanu Bagnorożec, to znaczy, że Grogu jest też moim dzieckiem czy kim? - zapytała, odsuwając się od niego.

- Nie.

-Nie? - zdziwiła się, i spojrzała na niego w górę.

- Jesteś częścią Klanu Djarin - powiedział - Bagnorożec to twój herb. A Grogu może być twoim dzieckiem, jeśli będziesz chciała go adoptować.

Naar spojrzała na niego uważnie, jakby analizując to co jej powiedział, i po dłuższej chwili, odparła:

- Grogu i bez tego jest moim dzieckiem. - uśmiechnęła się, ale zaraz znowu spoważniała. - Czekaj, skoro Ty jesteś ojcem grogu, a ja będę jego matką, to my....

I aż zamilkła. Powoli zaczął docierać do niej sens tego co wcześniej powiedział Din. Nie chciał żeby była jego znajdą, chciał, żeby była jego Żoną. Z oczami wielkości dwóch palnet Tatooine, spojrzała na niego próbując to wszystko ułożyć w głowie.
Gdy jej myśli biegły bez ładu, a ona czuła się coraz bardziej zagubiona, usłyszała tak dobrze znany, modulowany głos:

- Tylko, jeśli będziesz tego chciała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro