Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Wieczorem do komnaty niebieskookiej weszła gosposia z długim lodowo błękitnym materiałem. Podeszła do śpiącej dziewczyny i obudziła ją, przetarła oczy i ziewnęła przeciągle.

-Spałaś?-spytała

-O to ty, Mayerling. Tak, nudziło mi się więc się trochę przespałam. Co to takiego?-zapytała patrząc na ręce staruszki. Ta nakazała jej wstać i rozwinęła materiał. Młoda kobieta aż wciągnęła powietrze z zachwytu. Jej oczom ukazała się przepiękna, długa suknia z szerokimi, długimi rękawami w kolorze lodowego błękitu. Miała lekki dekolt wyszyty białą koronką.

-Śmiało, przymierz.-zachęcona przez starszą kobiecinę wzięła suknię i przebrała się. Zbliżała się pora kolacji, postanowiła więc że zje w tej sukni. Była zjawiskowa.

-Sama uszyłaś?-zwróciła się do Mayerling, a ta potwierdziła skinieniem głowy. Raven przytuliła ją i podziękowała, wychwalając ją i jej talent. Na twarzy gosposi pojawił się szczery uśmiech. Pokochała tą uroczą dziewuszkę jak własną córkę i wzajemnie.

-Nie musisz mi dziękować, słoneczko. No pośpiesz się, bo spóźnisz się na kolację!-uśmiechnęła się i wyszła, a brązowowłosa chwyciła za szczotkę i zaczęła rozczesywać rozczochrane włosy. Gdy skończyła zeszła na wieczorny posiłek.

                                                                                           ***

Nie wiedziała gdzie ani skąd, ale muzyka grała przepięknie. Była wolna, ale rytmiczna i nie nużąca. Jedzenie jak zwykle było smakowite i rozpływało się w ustach. Wino było słodkie, takie jakie lubiła. Zobaczyła jak Upiór upija łyk i podchodzi do niej, kłaniając się lekko i wyciągając doń rękę:

-Pani, czy zechcesz zaszczycić mnie tańcem?-uśmiechnęła i wstała z krzesła, podając mu swoją dłoń. Jego ręka była chłodna i trochę chuda, lecz silna. Raven nie zwracała na to uwagi. Stanęli na środku sali i przyjęli pozę do walca wiedeńskiego. Zaczęli tańczyć, robili to jak prawdziwi zawodowcy, z gracją i niezwykłą elegancją. Melodia grała z każdą chwilą coraz ciszej, a oni jakby w transie tańczyli po całej sali wirując i wpatrując się w siebie. Ona i on. Nastała cisza, wyszli na taras przed ogrodem. Usiedli na małej marmurowej ławeczce.

-Raven...jak ci się do dzisiaj tutaj podobało?

-Na początku nie mogłam się przyzwyczaić, ale w miarę jak poznawałam ten dwór i ciebie...Tak, bardzo mi się podobało.-odpowiedziała szczerze z uśmiechem.

-Dla mnie jako gospodarza to miła ocena ze strony gościa.-uśmiech zniknął z jej twarzy, na początku nie wiedział dlaczego i już miał pytać, lecz po chwili zrozumiał. Tęskniła za ciotką. Sokół wrócił wczoraj, ale wieści które przyniósł nie były optymistyczne. Wcale. Nie miał pojęcia czy teraz jej powiedzieć, z jednej strony obietnica którą jej złożył, a z drugiej to że nie chciał zepsuć jej nastroju. Zasługuje na szczęście i wszystko co najlepsze. Podjął decyzję, a ona spytała o ptasiego posłańca:

-Wczoraj wieczorem. Z przykrością muszę ci powiedzieć, że...twoja ciotka Agnes...nie żyje. Zginęła tak jak w twoim śnie.

-Co?! Ale...ale jak?! Dlaczego była w lesie?! Jak się tam dostała?! Dlaczego była sama?!-wykrzykiwała pytanie za pytaniem nie dopuszczając mężczyzny do głosu. W końcu udało mu się ją uspokoić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro