Rozdział 4
W oddali słychać było krzyki kobiety. Raven biegła w stronę hałasu rozpoznając w nim głos swej ciotki Agnes. Kiedy dotarła na miejsce omal nie zwymiotowała z obrzydzenia. Patrzyła jak wielki niedźwiedź rozszarpuje ciało jej krewnej na strzępy. Zaczęła rzucać kamieniami w zwierzę aby odwrócić jego uwagę od ofiary, jednak za późno. Zwierzę na początku ją ignorowało skupiając się na zwłokach lecz w końcu zirytowany ciągłymi uderzeniami ruszył na dziewczynę. Powalił ją na ziemię i zaryczał.
Raven obudziła się z krzykiem cała spocona i zdyszana. Uspokoiła oddech i podeszła do okna uchylając je odrobinę aby złapać trochę świeżego powietrza. Po kilku minutach zamknęła okno i wróciła na łóżko, po czym zasnęła. Lecz miała dziwne przeczucie że ten sen...to prawda.
***
Przechadzał się po ogrodzie. Zaczęła nadchodzić zima. To właśnie było przekleństwem a zarazem swego rodzaju urokiem tego miejsca. Pory roku nie występowały tu w naturalnej kolejności, wiosna, lato, jesień, zima. Nie, w tym miejscu występowały jak chciały. Zdążył się przyzwyczaić, tutaj wszystko było inne...tak samo jak on. Odwrócił się nagle słysząc hałas. Za nim stała niebieskooka, lecz w jej zachowaniu było coś dziwnego. Normalnie obdarzyła by go uśmiechem i przywitała się. Coś musiało się stać.
-Raven...co się dzieje? Jesteś jakaś smutna.-powiedział podchodząc do niej. Ta spojrzała na niego i wytłumaczyła mu swój sen.
-To wszystko.-zakończyła-Ale...mam przeczucie...że to prawda.-nie chciała dopuszczać takiej myśli do siebie, ale matka nauczyła ją traktować takie sny z pewną dozą powagi. Do dziś pamięta jak jej rodzicielce śniło się jak ciotka Agnes łamie sobie rękę. I rzeczywiście się sprawdziło.
-Chyba mogę ci pomóc. Chodź ze mną.-zaprowadził ją do swej komnaty i podszedł do małego stolika gdzie na nim stał niewielki stojak, a na nim siedział sokół. Ale nie był to zwyczajny ptak, bowiem potrafił za pomocą swych pazurów nasączonych uprzednio w atramencie przekazać wiadomość. Na początku nie chciała w to wierzyć, ale jak zobaczyła co potrafi ten wyjątkowy ptak, zwróciła honor gospodarzowi.
-Proszę cię, abyś dokładnie opisała swoją ciotkę. Nawet najdrobniejsze szczegóły mogą się przydać.
-Rozumiem. No więc...-zaczęła opisywać krewną zgodnie z instrukcjami mężczyzny. Kiedy skończyła Eryk wypuścił sokoła w bezkresne niebo. Patrzyli jak poszybował i zniknął w oddali za horyzontem.
-Jak tylko wróci dowiesz się o tym od razu. Obiecuję.-spojrzała na niego i odparła:
-Dziękuję.
Sokół wyruszył dwa tygodnie temu i jeszcze nie wrócił. Trzeba było dużo czasu aby pokonał ocean w te i we wte. Tymczasem spadł śnieg, a Upiór szykował dla Raven specjalną kolację, chcąc jakoś umilić jej rutynę i pocieszyć. Polecił gosposi aby uszyła dla niej najpiękniejszą suknię jaką tylko zdoła. Ta uśmiechnęła się z przekąsem:
-Drogi, Eryku. Czyżbyś się zakochał w naszym gościu?
-Tak, Mayerling. Zakochałem się na zabój.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro