Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 73 Idź z nim...

Nightcore - Dollhouse

— Nina —

Narzuciłam na głowę czarny płaszcz i podeszłam do ledwo trzymającej się bramy. Strażnicy pilnujący jej, skłonili się. Skinęłam głową i ruchem dłoni nakazałam im powrócić do wcześniejszego zajęcia. Przypatrywałam się szkodą jakie wyrządziły wilkołaki z bólem. Tyle osób zginęło i to z powodu jakiejś durnej maszyny. Nigdy sobie nie wybaczę, że z mojego powodu życie straciło tyle istot. Za moimi plecami stał Less. Sisif ma za chwilę do nas dołączyć, a po tym zaczniemy realizację naszego planu.

— Nie martw się — poprosił Less, obejmując mnie od tyłu. — Przeżyjemy i wrócimy do naszej córeczki — oznajmił, a ja dotknęłam dłonią jego.

— Mam taką nadzieję... — szepnęłam z bólem.

Nagle obok nas pojawił się Sisif. Widząc jego podbite oko i spuchnięty policzek, przeraziłam się. Co mu się stało?!

— Kto cię pobił? — zapytałam zmartwiona.

Blondyn uniósł do góry brwi. Zauważyłam, że prawej ręce trzyma gruby sznur.

— Nikt, sam sobie to zrobiłem — wyznał z spokojem. Miałam ochotę go uderzyć. Nie rozumiem dlaczego się skrzywdził. — Jestem przecież waszym więźniem i podczas spotkania z moim ojcem, nie powinienem być w całości — musze mieć jakieś znaki, że byłem w niewoli, bo inaczej to nie wypali.

Przełknęłam z trudem ślinę. By nadać temu wszystkiemu wiarogodności, skrzywdził się. Zrobił to, ponieważ pragnie chronić moją córkę. Zagryzłam wargę. Nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony to urocze, że tak się dla niej poświęca, lecz z drugiej strony bardzo głupie.

Sisif podszedł do Lessa i wyciągnął w jego kierunku dłoń z sznurem.

— Zwiąż mi ręce, ale zrób to mocno, starcze — polecił, a Less zmrużył wściele oczy, zabierając mu z dłoni sznur.

— Już ja cię zwiąże, cholerny bachorze! — syknął.

Kąciki moich ust drgnęły delikatnie. Ich kłótnie były przekomiczne. Sisif i Less byli jak ogień i woda — nie potrafili się za żadne skarby dogadać. Wyjątkiem była kwestia ochrony Alesii. Przypatrywałam się z skupieniem, jak mój przeznaczony przekłada już któryś tam raz z kolejny między jego nadgarstkami sznur. Popatrzył dumny na swoje dzieło, lecz młody wilkołak tylko prychnął.

— Związałeś to jak stara baba— oznajmił wrednie. — Czyżbyś był tak słaby, staruchu? — spytał, a wiążący jego dłonie przedmiot, opadł na ziemię.

Spojrzałam na Sisifa z zaskoczeniem. Jak on zdołała to tak szybko rozwiązać? Less widząc to, zacisnął dłonie w pięści.

— Zrób to jeszcze raz — polecił szarooki. — Tym razem jednak się postaraj!

Starszy zazgrzytał zębami, jednak zobowiązywał się. Nie czekając na nic, zaczął oplatać nadgarstki chłopca. Kiedy zaciskał kolejną pętlę, po plecach przeszły mi ciarki. Nie wiem jak Sisif daję radę to wytrzymywać. Przecież to musi cholernie boleć! Po paru minutach i kilku słowach, Less zakończył jego krępowanie. Dziecko szarpnęło za sznur i spojrzało z zniechęceniem na wampira.

— Jest lepiej, ale i tak wiążesz jak baba, staruchu — oznajmił kpiącą.

Less pokręcił głową, ignorując go. Podszedł do mnie i podał mi końcówkę liny. Sisif postawił parę kroków w moją stronę. W jego oczach odbijał się chłód i determinacja. Zagryzłam wargę, wiedząc, że czas zaczął wcielać nasz plan w życie. Całą trójką podeszliśmy do małych, uszkodzonych teleportów. Już mieliśmy się przenieść na miejsce umówionego spotkania, gdy nagle usłyszeliśmy męski głos:

— Do czasu aż wrócicie zajmę się obroną zamku i mojej wnuczki, także skupicie się na swojej misji — poleciła ojciec mojego przeznaczonego. Wraz z Lessem, skinęliśmy głową.

Xeres uśmiechnął się, a my uruchomiliśmy teleporty — ze mną przenosił się Sisif, przez co Less został zmuszony odbyć swą podróż samotnie. Zaśmiałam się w duchu. Chyba jego nienawiści do chłopca jeszcze bardziej wzrosła.

Minęło parę sekund, a moim oczom ukazał się las. Ciemność jaka w nim panowała, sprawiała, że w mojej głowie pojawiało się coraz więcej czarnych scenariuszy. Less podszedł do mnie i złapał za dłoń. Sisif zlustrował wzrokiem całe otoczenie, po czym poddał mi do drugiej ręki linę. Puściłam Lessa i przełknęłam z trudem ślinę, wiedząc co to oznacza — on tu idzie. Już za chwilę spotkam się z Klausa i dowiem się jaki los mnie czeka.

Nie upłynęło nawet dziesięć sekund, a zza drzewa wyłonił się ojciec Sisifa i trójka mężczyzn. Zagryzłam wargę. Mam ochotę na niego nawrzeszczeć, ale muszę działać zgodnie z planem. Zacisnęłam dłonie w pięści i nabrałam do płuc powietrza. Muszę się uspokoić. Czas zacząć naszą grę. Spojrzałam na Sisifa i przeprosiłam go w myślach. Nie chciałam po krzywdzić, ale jak sam powiedział, muszę traktować go jak więźnia... Jeszcze raz przepraszam, Sisifie... — pomyślałam, ciągnąc za sznur. Zrobiłam to tak mocno, że chłopiec upadł na ziemię.

— Wreszcie się spotykamy... — syknęłam.

Klaus rozłożył swoje ręce i uśmiechnął się wrednie.

— Jeśli tak się za mną stęskniłaś to nie musiałaś wcale odchodzić — oznajmił, przenosząc swoje spojrzenie na klęczącego chłopca. Prychnął widząc go, a na jego twarzy pojawiło się rozczarowanie. — Rozczarowałeś mnie synu — rzekł. — Jak mogłeś dać się złapać komuś takiemu? — zapytał, stawiając krok w naszych kierunku.

Less zareagował natychmiast — wychodząc mu na spotkanie. Dzieło ich od siebie niecałe dwa metry. Mężczyźni zabijali się wzrokiem, gdy nagle coś zabłyszczało w krzakach. Nie przejęłam się tym, uznając, że to oczy jakiegoś zwierzęcia.

— Nie podjedziesz do niej! — zapewnił Less, a Alfa zaśmiał się.

— Skąd ta pewność, cholerny wampirze? — zapytał, stawiając kolejny krok.

Przyglądałam się mężczyzną, bojąc się, że Less straci nad sobą panowanie i rzuci się na wilkołaka. Sisif siedział dalej na ziemi z pochyloną głową. Nie wiem czy ból w jego oczach jest prawdziwy czy też nie, ale współczuję mu, że to właśnie Klaus jest jego ojcem. Uważam, że wszyscy byliby lepsi niż on.

Obróciłam głowę, gdy nagle poczułam okropny ból w okolicy swojego serca. Poczułam w ustach krew, którą prawie, że natychmiast wyplułam — padając na ziemię. W powietrzu rozniósł się huk, a ja spojrzałam na bolące miejsce. Moje źrenice się rozszerzyły, kiedy zauważyłam, że z miejsca znajdującego się parę centymetrów od serca, wypływa krew. Ktoś mnie postrzelił... Zauważyłam jak zza krzaków wyłania się jeszcze mężczyzna trzymający w dłoni pistolet.

Oczy Less i Klausa zostały skierowane na mnie. Mój przeznaczony widząc, w jakim jestem stanie w trybie natychmiastowym pojawił się obok mnie i owinął moje ciało swoimi ramionami. Po chwili obok niego pojawił się — rozwiązany już — Sisif. Oczy wampira zaszły szkarłatem. Kaszlałam krwią.

— Ona się wykrwawi — oznajmił Sisif, wstając.

Klaus zaśmiał się, rozkładając ręce.

— Widzisz synu? Tak właśnie traktuje się swoich wro... — Nim zdołał wypowiedzieć ostatnie słowo, Sisif wyrwał mu serce. Przypatrywałam się temu z niedowierzaniem. Dlaczego on... Czy to z miłości do Alesii? Z ust Klausa wypłynęła krew. — D-Dlaczego...? — spytał, a chłopiec wyciągnął z jego ciała swoją dłoń.

Towarzysze Klausa odbezpieczyli swoją broń i skierowali ją przeciwko Sisifowi. Blondyn nie czekając na nic, zabił ich w tej sam sposób co Klausa. Cała piątka umierała. Chłopiec podszedł do leżącego na ziemi ojca i pochylił się nad nim.

— Nie zrozum mnie źle — rzekł z spokojem. Jak on może być tak spokojny? Przecież właśnie zabił piątkę osób! — Nie zrobiłem tego, ponieważ traktowałeś mnie jak śmiecia, lecz dlatego, że zraniłeś matkę mojej przeznaczonej... Jeśli się o tym dowie będzie cierpieć i dlatego, musiałeś zginąć! — syknął, odwracając się od ciała i podchodząc do nas.

Less przypatrywał się mu ze zdumieniem.

— Zabiłeś swojego ojca, a mimo to cały czas jesteś spokojny... — szepnął zmartwiony. — Czy ty na pewno jesteś człowiekiem? — zapytał, a Sisif zaczął nasłuchiwać.

— Nie jestem człowiekiem, a wilkołakiem — poprawił, wstając. Z jego dłoni ściekła krew. Ból w klatce piersiowej nasilił się, a ja syknęłam. — Ona umrze — oznajmił z pewnością w głosie. Mam umrzeć? Naprawdę?

Wampir zaprzeczył ruchem głowy.

— Dam radę ją uratować! — krzyknął, a chłopiec spojrzał na niego jak na kretyna.

Wskazał dłonią w kierunku głębi lasu i wysyczał:

— Zapewne sam to słyszysz. W tę stronę zmierza tysiące wilków, nie damy rady im wszystkim. Musisz wybrać uratować siebie, albo zginąć wraz z nią. — Ruszył w kierunku miejsca, w którym się pojawiliśmy. — Ja, mam zamiar wrócić do Alesii i się nią zaopiekować — oznajmił.

Less wpatrywał się w chłopca z nienawiścią. Ja jednak nie byłam zła na Sisifa. Robił to co uważa za słuszne. Zresztą mi i tak nie zostało dużo czasu... Nie chcę by Less umarł wraz ze mną. On musi żyć! Jeśli nie dla siebie to dla naszego dziecka! Dotknęłam jego ramienia.

— I-Idź z nim... — poprosiłam cicho.

Less pokręcił głową, a ja zauważyłam parę wilkołaków.

— Nie! Nie zostawię się! — krzyknął, a zgraja wilków zaczęła biec w naszą stronę.

Zamknęłam oczy, wiedząc, że nie ma innego wyjścia. Muszę wydać mu kolejny rozkaz...

— Lessie Tinergen, rozkazuje ci mnie zostawić i zadbać o to by nasza córka była szczęśliwa! — Znamię na jego nadgarstku zaśliniło. Nie minął moment, a Less zniknął z pola mojego widzenia.

Zamknęłam oczy, a moje usta wykrzywiły się w uśmiechu. Minęła może minuta, gdy poczułam, że coś mnie przygniata. Jednak nie przejęłam się tym. Najważniejsze dla mnie było, że Less i Alesia są bezpieczni. Los chce bym umarła bez aktywacji tej broni. Mówiąc szczerze z jednej strony cieszy mnie to. Nie chciałabym jej uruchamiać, ale z drugiej strony oznacza to, że ten obowiązek spadnie na Alesię. Ech... Mam nadzieję, że Less i Sisif zdołają ją ochronić. Wiem, że dla jej ojca będzie to ciężkie, jednak chcę by przed śmiercią zadbał o to by była szczęśliwa. Po policzku spłynęła mi łza, a płuca zaczęły palić żywym ogniem. Umierałam, jednak mimo wszystko byłam szczęśliwa. Less, spiesz się i dołącz do mnie... — poprosiłam w myślach, oddając się w ramiona śmierci.

KONIEC

I na tym koniec. Zapraszam teraz na epilog i drugą część!

(Data opublikowania tego rozdziału: 02.05.17r)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro