Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Pierwszy: Nowi uczniowie {735 słów}

*P.O.V Prusy*

 Rano obudził mnie budzik. Jest ustawiony na 7,a lekcje zaczynają się o 8:55. Według moich rodziców, muszę wstawać szybciej by: Zrobić sobie śniadanie, ubrać się, przyszykować do szkoły oraz zrobić poranną toaletę. Ja zawsze robię sobie śniadanie sam. Nie chce mi się wstawać, ale muszę.

 Powoli wygramoliłem się spod kołdry. Odkręciłem grzejnik, podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej moją ukochaną bluzę z kapturem, czarne jeansy, nowe bokserki oraz białe skarpetki i podkoszulek z napisem "Ich bin was ich bin und ich fühle mich gut damit"*. Ruszyłem do łazienki. Bracia jeszcze pewnie śpią. Bo po co mieli by wstawać o tej godzinie co ja?

 Umyłem się oraz wyszczotkowałem zęby. Przeczesałem włosy. Zacząłem się przebierać z piżamy w normalny ubiór. Spojrzałem w lustro nad umywalką. Żeby nie narobić kłopotów sobie i rodzicom, muszę zakamuflować worki, które mam pod oczami. Wziąłem do rąk kosmetyczkę mamy. Szukałem czegoś co mogło by mi w tym pomóc.

~"Ile tu śmieci..."-Pomyślałem. Jedyne co wiem, to co to jest szminka i do czego służy. A reszta? A huj, nie wiem.

 Rozejrzałem się. Czemu tu nie ma instrukcji!? Przydałaby się.

 No cóż, mamy nie spytam bo mi nie odpowie, a tata...pewnie też nie wie co do czego służy. Odłożyłem kosmetyczkę na miejsce i wyszedłem z łazienki.

 Skierowałem się do pokoju. Wszedłem i sprawdziłem czy mam wszystko do szkoły : Książki, są, Ołówek, jest, długopis, jest, kartki, są, zeszyty, są, Moja ukochana, nie ma.

 No nie! Gdzie moja żyletka!? Bez niej ani róż. Rozglądałem się. Zwykle sam sprzątam, bo mamie nie chce się ruszyć i do mnie przyjść.

 Nagle przypomniałem sobie, gdzie ją ostatnio położyłem. Podszedłem do półki nocnej obok łóżka. Otworzyłem pierwszą szufladę. Wyjąłem z niej żyletkę i bandaże, a tak w razie czego. Schowałem rzeczy do plecaka i wyszedłem z pokoju. Skierowałem się na dół.

 Ruszyłem do kuchni by zrobić sobie kanapki. 

{SKIP TIME}

  Byłem już przed szkołą, a już słyszałem szepty na mój temat. W środku będzie jeszcze gorzej. Nie przejmuj się, jest dobrze. Co ja mówię!?Nie jest i nie będzie dobrze! Jestem pośmiewiskiem dla całej szkoły.

 Wszedłem do szkoły i ruszyłem pod klasę.

-hej Prusy!-usłyszałem za sobą radosny głos. Wszędzie go poznam. Odwróciłem się.

-Hej, Czechosłowacjo -uśmiechnąłem się lekko do niego.-co tam?-spytałem cicho

-Dziś przychodzą nowi uczniowie! -uśmiechnął się- w tym mój chłopak - dodał szeptem, a na jego twarz wkradł się lekki rumieniec.

 Czechosłowacja to mój drugi przyjaciel, znamy się bardzo dobrze. Gdybyśmy mogli, odwiedzaliśmy by się. Cieszę się, że kogoś znalazł.

 Ale skoro, mówił, że w środku nowych uczniów, jeden to jego chłopak to znaczy...

-A ilu będzie tych nowych uczniów? -spytałem niepewnie

 -Czterech

 Czyli mam pewność, że to będą Rosyjscy bracia. Pochodzą z bardzo bogatej rodziny. Charakteryzują się swoimi mięśniami, posturom i wysokością. Każdy mówi, że z charakteru, to raczej wredni i opryskliwi. Lecz nikt tak na prawdę, nie wie, jacy są na prawdę.

 Ojciec braci woli prywatność. Dlatego też, jak już wysyła swoich synów na treningi to tylko prywatne.

 Skąd to wiem? Czechosłowacja mi powiedział. Sam jest chłopakiem jednego z braci rosyjskich.

I to tego, najsilniejszego. Rozumiem jego radość. Bo w końcu, będzie mógł być z swoim chłopakiem dłużej.

 Ale co ze mną? Jeśli oni będą spędzać czas tylko ze sobą, to ja zostanę sam. Nie chce się nikomu na rzucać. Więc, chyba będzie lepiej jak stracimy kontakt na stałe. W końcu, pewnie jestem dla niego tylko i wyłącznie ciężarem. Nie chce by się martwił o mnie.

-P-prusy?-spytał zaniepokojony Czechosłowacja

-T-tak?- spytałem cicho

-Coś się stało?

-Nie, a co miało by się stać?- wymusiłem słaby uśmiech

-Płaczesz -Dotknąłem policzka i poczułem łzę. Serio? Rozpłakałem się z tak błahego powodu?...Ja to na prawdę słaby jestem. Czechosłowacja mnie przytulił, wtuliłem się w niego i zacząłem szlochać. On tylko głaskał mnie po plecach i szeptem próbował mnie uspokoić.

-No proszę, proszę, beksa i jej chłoptaś -usłyszeliśmy szyderczy śmiech. Odwróciliśmy się do tej zgrai. Oni zawsze mi przeszkadzają

-Czego ty chcesz?!-warknął Czechosłowacja, podszedł do nas.

-Lepiej się odsuń -powiedział

-Bo?-rzekł sarkastycznie Czechosłowacja. To się źle skończy.

-Bo nic do ciebie nie mam, tylko do tej szmaty -pokazał na mnie. Znów chciało mi się płakać. Czemu zawsze ja?

-Odszczekaj te słowa!-Czechosłowacja rzucił się na niego. Obaj zaczęli się tarzać po podłodze. Po nie długim czasie zabrało się dość sporo osób, które dopingowały. Jedne Czechosłowację, inne [Imię, można go sobie nazwać, pozwalam]. Wolałem się ulotnić. Wydostałem się z tłumu i pobiegłem do łązienki...To znów moja wina, że zaczęła się bójka, a ja sam...nie umiem walczyć...Jestem tak bardzo beznadziejny...Czemu ja jeszcze żyje, skoro sprawiam innym kłopoty?

---------------------------------------------------------------

*- "Jestem jaki jestem i dobrze mi z tym"


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro