Rozczarowanie I Nowy Trener.
Wyruszyłam w dalszą drogę i w końcu wyszłam z tego piekielnego lasu. Znalazłam się w dosyć ładnym mieście. Odrazu podeszłam do poke center. Pielęgniarka tylko powiedziała:
- Witam! Jestem siostra Joy. W czym mogę pomóc?
- Jestem Lira. Chciałam uleczyć moje pokemony.
Bez słowa wzięła moje pokeballe i wsunęła je na półkę* obok.
________________________
*co chcecie, nwm jak to się nazywa... XP
Patrzyłam na migoczący przedmiot. Nagle siostra Joy podniosła moją własność i podała mi ją.
- Oto twoje pokemony. Całkowicie uleczone.
- Dziękuję.- odpowiedziałam.
- Nie ma za co. Wkońcu to moja robota.
Pożegnałam się pielęgniarką i wyszłam z poke center. Chciałam potrenować moje pokemony, by móc walczyć z liderem sali. Słyszałam, że jest dobry. Wróciłam na brzeg lasu. Zobaczyłam pokemona. Miał długi ogon, śmieszne uszy i czerwone oczy.
( sami wymyślcie nazwę pod koniec rozdziału wstawie zdj.). Typ normalny. Jego najsilnieszy atak to uderzenie.
Wow. Może najpierw go uśpić? Tak to dobry pomysł. Rzuciłam pokeballem i wypuściłam Lunę. Kotek od razu wiedział o co mi chodzi.
- Luna! Użyj śpiewu!
Luna zaczęła nucić piosenkę. Ale [imię] nie zasypiał. Wydawał się być bardziej rozbudzony niż wcześniej.
~To dziwne~ pomyślałam
Niektóre Luny zamiast usypiać swym śpiewem budzą. Są bardzo pomocne przy podwójnych walkach.
- Co?! I dopiero teraz mi o tym mówisz?!! Luna wracaj!
Nie byłam zła na Lunę. To nie jej wina, że urodziła się z budzącym śpiewem.
- Finefire! Wybieram cię! Atak płomieniem!
Lewek wypuścił smugę ognia i [imię] był wyczerpany. Jednak nie upadł tylko uciekł. A to pech!
Uznałam, że jestem gotowa do walki z Kanonem (tak się nazywał lider). Po drodze spotkałam jakiegoś kolesia. Miał rude włosy (taa rude XP), zieloną czapkę z daszkiem i granatową kamizelkę. Opierał się o biały płotek przed lasem. Oczy miał zamknięte. Nagle je otworzył i głupi uśmiech wpełzł na jego twarz.
- Chcesz powalczyć co?
- Z tobą zawsze! - powiedziałam
- Nie ze mną tylko z moją szefową.
Zdziwiłam się. Nagle zza jego pleców pojawiła się dziewczyna. Miała brązowe włosy, zielone oczy, i złoty kolczyk w uchu.
- Ze mną. Jestem Liliana. - powiedziała złośliwie
- Lira. Zacznijmy już tę walkę.
Powiedziałam to szybko. Coraz mniej lubiłam tą dziewczynę.
- Eevee!
Na ziemi między nami pojawił się mały brązowy pokemon. Miał długie uszka zwrócone w dół, kremowe futerko na szyi i równie brązowe jak sierść oczy i kokardkę koloru jasnego różu. Był przesłodki. Przeskanowałam go pokedexem. Na zdjęciu uszy miał ku górze. Chwila! Aż 8 różnych ewolucji?
- Finefire!
- Eevee ugryź go!
- Finefire unik i atak pazurem!
- Eevee nic ci nie jest? Zorua!
- Finefire płomień!
- Zorua! Transformuj się w Goldack'a!
- Co? To nie fair!
- Ależ fair. Zorua może się transformować w co zechce.
Zorua podobnie jak Zoroark, Ditto i Katey mogą transformować się dowolnie w każdego pokemona a nawet człowieka czy roślinę.
No nie! Mój pokedex zaczyna mnie denerwować.
- Zorua! Telekineza!
- Finefire! Spróbuj się uwolnić!
- Zorua puść go i armatka wodna!
Zorua-Goldack urzył armatki wodnej. To był atak, który pogrążył Finefire'a.
- Nie! Finefire wracaj! Luna!
- Zorua! Odpocznij. - powiedziała Liliana. - Machlax!
- Luna! Nie, nie użyję śpiewu. O już wiem. Luna ugryź go!
- Machlax zgnieć to Lunę!
- Luna unik!
Zastanawiałam się jak pokonać Machlax'a, gdy wpadł mi do głowy pewien pomysł.
- Machlax ztaranuj ją!
- Luna! Skok! Teraz drap!
- Machlax! Argch! Karan! Idziemy!
- Tak jest moja pani. - odpowiedział rudy. Omineli mnie i ruszyli przed siebie. Czuję, że to nie był ostatni raz gdy ją spotykam.
Zdj
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro