Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One

Już od jakiegoś czasu siedział zamknięty w swoim pokoju próbując ułożyć tekst finałowej piosenki  do szkolnego musicalu, który miał się odbyć na zakończenie roku szkolnego, jednak jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy, a jego myśli odbiegały w kierunku przystojnego bruneta z jego klasy. Uśmiechnął się sam do siebie i przygryzł końcówkę ołówka przypominając sobie ich wczorajsze spotkanie.

~*~

- To jak, idziemy, czy będziesz tu tak stać?  - zapytał Jiwon patrząc na chłopaka chłodnym wzrokiem. Od dobrych dziesięciu minut szatyn zastanawiał się czy chce iść z nim na bubble tea  i spacer w jakieś specjalne miejsce.

-  Czemu nie możesz powiedzieć mi gdzie to jest? - zapytał po raz setny zakładając ręce na piersi. - Gdybym wiedział gdzie mnie zabierasz, może zastanawiałbym się szybciej...

Zirytowany brunet wywrócił tylko oczami i podszedł do młodszego, złapał go za rękę wyciągając tym samym z budynku szkoły.

- Jiwon! Jiwon, cholera jasna, puść mnie, to boli! - krzyknął w końcu Kim nie będąc zadowolonym z obrotu spraw. Starszy zatrzymał się gwałtownie i puścił jego nadgarstek stając przodem do niego.

- Czy ty chociaż raz nie mógłbyś mi zaufać i po prostu gdzieś ze mną iść, nie pytając gdzie dokładnie i po co? Chyba jednak nie możesz nazywać mnie przyjacielem, skoro mi nie ufasz. Czy kiedykolwiek dałem ci powód, żebyś aż tak bardzo się mnie bał? - głos chłopaka niósł się echem po okolicy szkoły, jednak w aktualnym momencie miał to kompletnie gdzieś.

- Nie, nie dałeś... - odpowiedział cicho Hanbin spuszczając wzrok na czubki swoich trampek. - Ja... Przepraszam. Znowu kłócimy się przez moją głupotę...

Brunet odchylił głowę do tyłu zrezygnowany, jednak wykonał ostrożny krok w stronę młodszego. Tak jak się spodziewał, chłopak odsunął się o krok do tyłu. Jiwon pokręcił głową z niedowierzaniem i pokonał dzielącą ich odległość jednym susem, tak by szatyn już nie zdołał przed nim uciec. Objął jego drobną sylwetkę ramionami i zaczął delikatnie gładzić go po plecach. Przez chwilę młodszy stał nieruchomo, jednak szybko jego ręce oplotły plecy wyższego i wtulił głowę w jego klatkę piersiową.

- Zaufaj mi, proszę. - wyszeptał brunet słabym głosem zaciskając oczy i wciągając do płuc kojący zapach, którym przesiąknięty był Hanbin. Cisza, która zapanowała po jego słowach odrobinę go przeraziła, jednak już po chwili dłonie drugiego zacisnęły się mocniej na jego koszulce a z jego ust wyrwały się ledwo słyszalne słowa:

- Ufam. Zabierz mnie choćby na drugi koniec kraju, tylko obiecaj, że mnie nie zostawisz.

Wokół nich robiło się coraz ciemniej, a chodnik rozświetlały już jednie lampy uliczne.

- Obiecuję. Cholera jasna, obiecuję, że nigdy cię nie zostawię choćby nie wiem co. - odpowiedział brunet odsuwając od siebie młodszego i patrząc mu głęboko w oczy. Złapał jego drobną dłoń w swoją i uśmiechnął się delikatnie odgarniając mu z czoła kosmyk włosów. Ruszyli powoli w stronę głównej ulicy w celu udania się na bubble tea, a potem odbycia podróży w kierunku znanym tylko Jiwonowi.

~*~

Leżeli na miękkiej trawie wpatrując się w rozgwieżdżone niebo upstrzone milionami święcących jasno gwiazd, a wokół nich spokojnie szumiał stary zagajnik składający się głownie z sosen i jodeł, których igły i szyszki wydzielały przyjemny, wręcz odurzający zapach przywodzący na myśl spokój i ukojenie. Atmosfera tego miejsca była wprost magiczna. Zdawałoby się, że między drzewami można dostrzec małe, kolorowe punkciki, które unosiły się w powietrzu i brzęczały radośnie niczym bajkowe wróżki, jednak tak naprawdę były to tylko świetliki, które postanowiły umilić im ten wieczór.

- Hanbin? - zapytał Jiwon odwracając głowę w kierunku młodszego i splatając ze sobą ich palce.

- Tak?

- Byłeś kiedyś zakochany?

Pytanie zawisło w powietrzu pomiędzy nimi, a wszystkie zwierzęta i owady nagle ucichły sprawiając, że na polanie słychać było tylko jak tętno młodszego z dwójki mężczyzn przyspiesza.

- Chyba tak. Czemu pytasz? - chłopak podniósł się do siadu czując się w tej pozycji pewniej niż na leżąco.

- Jak to chyba?

Szatyn przełknął głośno ślinę i zerwał stokrotkę rosnącą nieopodal jego buta. Zaczął bawić się jej łodygą czując jak w gardle staje mu wielka gula.

- Nie miałem szansy poczuć do tej osoby czegoś więcej, ponieważ musiałem uciekać. Poza tym, podobno pierwsze zakochanie jest czymś pięknym i unikalnym, a ja czułem się jakby coś zjadało mnie od środka. Dosłownie. To sprawiało mi wręcz fizyczny ból, a tak być nie powinno. Czekałem na te słynne motyle w brzuchu, rumieńce na twarzy, plączący się język i czekałem na noce zarwane przez myślenie o tej wyjątkowej osobie, ale... - zrobił krótką pauzę chcąc znaleźć odpowiednie słowa, by dobrze opisać to co czuł. - Ale noce zarwane były przez ból. I nie chodzi mi o ten wielki romantyczny ból egzystencji, ale o to, że kiedy tylko myślałem o tej osobie, coś dosłownie rozrywało mnie od środka i nie dawało spać. Byłem tak zmęczony tą sytuacją, że stałem się na tyle nieuważny by dać im się złapać po raz pierwszy od pięciu lat. - chłopak podniósł wzrok na Jiwona, który przypatrywał mu się ze zmarszczonymi brwiami niewiele rozumiejąc, jednak nie chciał zadawać niepotrzebnych pytań. Uznał, że jeśli szatyn będzie miał ochotę opowie mu resztę historii przy innej okazji.

- Jak miała na imię? - zapytał o chwili milczenia brunet nie spuszczając wzroku z niższego, który uśmiechnął się gorzko i odchylił się do tyłu.

- Jinhwan.

- Czekaj, ale przecież Jinhwan to imię dla...

- Tak wiem. Udało ci się to ze mnie wyciągnąć jako pierwszej osobie, z którą rozmawiałem od jego odejścia. - po jego policzku spłynęła samotna łza, jednak szybko otarł ją rękawem za dużej bluzy, którą dostał w drodze od Kima.

- Hanbin, ja... Chyba pierwszy raz w życiu nie wiem co mam powiedzieć.

-  W takim razie nic nie mów, tylko mnie przytul głupku. - odparł uśmiechając się słabo i przysunął się bliżej wyższego, który odwzajemnił jego gest i objął go ramionami zamykając go w szczelnym i ciepłym uścisku.

Chcąc rozluźnić atmosferę i w  końcu usłyszeć dźwięczny śmiech, starszy Kim zaczął łaskotać chłopaka po bokach wsuwając dłonie pod materiał jego bluzy. Gdy nareszcie szatyn parsknął niekontrolowanym śmiechem, zaczął odpłacać się Jiwonowi tym samym tak, że już po chwili cały las zanosił się echem śmiechu dwóch pełnoletnich i dojrzałych mężczyzn bawiących się jak małe dzieci. Gdy stracili równowagę, zaczęli tarzać się po całej polanie cały czas wydając z siebie różne niestosowne dźwięki i wypowiadając, a w zasadzie wykrzykując swoje imiona. Gdy nareszcie zatrzymali się wyczerpani, Hanbin wisiał nad Jiwonem wpatrując się w jego oczy i dysząc ciężko zmęczony przez tą dziecinną zabawę, która miała miejsce przed chwilą. Nagle uśmiech zszedł z jego twarzy i przejechał językiem po dolnej wardze oszołomiony tym jak przystojnie wyglądała twarz starszego w tym niezwykłym, srebrnym świetle księżyca. Jego oczy błyszczały i wydawały się ciemniejsze niż zazwyczaj. Duże dłonie bruneta zawędrowały na wąską talie młodszego, a jego oddech przyspieszył gwałtownie razem z biciem serca.

- Hanbin... - powiedział prawie szeptem nie chcąc psuć tej chwili.

- Tak?

- Całowałeś się kiedyś?

- Nie, ale waśnie mam zamiar to zmienić, a ty mi w tym pomożesz... - odpowiedział szatyn i zaczął powoli zbliżać twarz do twarzy starszego. Gdy ich usta dzieliły milimetry, brunet nagle przekręcił się tak, że to teraz on wisiał nad mniejszym.

Ponownie zaczęli zbliżać się do siebie, a ich usta zetknęły się ze sobą najpierw niezwykle ostrożnie i niepewnie, a potem już nieco śmielej, jakby z większą odwagą. W tym pocałunku nie było nic nieodpowiedniego czy też wulgarnego. Był niezwykle delikatny i słodki, wręcz przepełniony słodyczą i tym magicznym uczuciem, które towarzyszyło tylko pocałunkom z tą jedyną osobą. Tą jedyną osobą, która mogłaby nas całować całe życie i nigdy by nam się nie znudziło. Właśnie to w tej chwili odczuwali obaj. Jiwon powoli odsunął się od młodszego i uśmiechnął się delikatnie patrząc mu w oczy.

- Czyli tak to działa, tak? - zapytał szeptem Hanbin błądząc wzrokiem po twarzy wyższego.

- Tak. Właśnie tak to działa.

- W takim razie to dosyć fajne.

- Na tyle fajne, że chciałbyś jeszcze raz?

Szatyn pokiwał głową i tym razem to on podniósł głowę by pocałować starszego i położył chłodną dłoń na karku chłopaka. Zaczęli podnosić się do siadu żeby było im wygodniej, a razem ze zmianą pozycji zmieniła się intensywność ich pocałunku. Oderwali się od siebie dopiero gdy zaczęło brakować im oddechu i uśmiechnęli się do siebie patrząc sobie w oczy. Jiwon przygarnął chłopaka do siebie i przytulił go mocno całując delikatnie w czubek głowy. Siedzieli tak oparci o pień sosny rozmawiając o wszystkim co tylko przyszło im do głowy i zupełnie nie czuli upływającego czasu, a gdy zdecydowali się wracać do domu, nad polaną zaczął powoli błyszczeć złoty blask wschodzącego słońca.

~*~

Dobra, witam serdecznie. 

TO JEST KOMPLETNIE NIEPLANOWANE, MIAŁAM ZACZĄĆ W WAKACJE, ALE JESTEM NIECIERPLIWYM GÓWNIAKIEM I NIE MOGŁABYM POZWOLIĆ LEŻEĆ TEMU ROZDZIAŁOWI AŻ DO 23 CZERWCA, TAKŻE NO. 

Enjoy, 

- Alex =^.^=

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro