Five
I'm addicted to you
Hooked on your love
Like a powerful drug
I can't get enaugh of
~*~
Hanbin leżał na plecach z rękami wyciągniętymi wzdłuż tułowia i wsłuchiwał się w spokojne chrapanie blondyna, który co jakiś czas kręcił się niespokojnie na swojej połowie łóżka wprawiając w niemiłosierne skrzypienie sprężyny w materacu. Nie mogąc już dłużej wytrzymać, podniósł się gwałtownie do siadu i zapalił lampkę stojącą przy łóżku, a złote światło zalało łagodnie całe pomieszczenie. Podciągnął kolana pod brodę i oparł na nich czoło pozwalając by chłodne powietrze owiało jego ciało. Przez cały czas czuł rosnącą w gardle gulę, jednak z całych sił starał się nie rozpłakać. Nie chciał znowu okazywać swojej słabości, pomimo tego, że pod osłoną nocy nie widział go nikt. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Nie wiedział ile tak siedział, zaczął nawet przysypiać, jednak nagle usłyszał szelest gdzieś w mieszkaniu i zerwał się na równe nogi. Wyszedł z sypialni po drodze chwytając za leżący na komodzie długi, elficki nóż i wszedł do salonu gotowy zaatakować jakiegokolwiek intruza. Pomieszczenie było puste, a wszystko stało na swoim miejscu. "Hanbin, przestań świrować, to pewnie tylko wiatr." pomyślał i odłożył nóż na blat kuchenny, jednak w tym momencie jego spojrzenie padło na niski stolik stojący przed kanapą.
Leżała na nim zapakowana w brązowy papier, średnich rozmiarów paczka oraz kremowa koperta opatrzona jego imieniem i nazwiskiem, a zapieczętowana fioletowym lakiem, na którym odciśnięty był herb elfickiej rodziny królewskiej.
Chłopak usiadł na kanapie i niepewnie sięgnął po kopertę rozdzierający ją nieporządnie od góry. W środku znajdowało się mnóstwo pieniędzy i mała, złota karteczka charakterystyczna dla jego ojca. Rozłożył list i zmarszczył brwi odczytując treść napisaną czerwonym atramentem.
" Niedługo przyjdzie też pora na Ciebie, synu. Mama i siostra już nie cierpią za Twoją lekkomyślność...
~ Kim Jungsoo"
Hanbin drążącą dłonią sięgnął po paczkę i położył ją sobie na kolanach nie mając pojęcia czego się spodziewać. Delikatnie rozdarł papier i otworzył wieczko pudełka, które po chwili spadło z głuchym hukiem na podłogę. Zerwał się nagle i popędził do zlewu w kuchni by pozbyć się wszystkiego co do tej pory spoczywało w jego żołądku. Zazwyczaj takie rzeczy nie robiły na nim szczególnego wrażenia, jednak teraz było inaczej. Opłukał twarz zimną wodą i nie odwracając się za siebie wrócił do sypialni trzaskając drzwiami i wpełzł pod kołdrę nakrywając się nią po samo czoło. Jego dolna warga zadrżała niebezpiecznie i już po chwili szlochał jak małe dziecko zaciskając pieści na białej pościeli.
- Hanbinnie? - zadrżał słysząc swoje imię wypowiedziane z troską. Uchylił delikatnie powieki, by zobaczyć przyglądającego mu się się blondyna, który wpełzał właśnie pod przykrycie by zamknąć go w swoim czułym i ciepłym uścisku. Delikatnie głaskał go po włosach drugą dłoń opierając na jego talii i czekając aż trochę się uspokoi i sam wytłumaczy mu co się stało.
- Znowu miałeś zły sen? - zapytał w końcu ocierając łzy, które powoli toczyły się po policzkach szatyna.
- Nie. Dostałem paczkę od ojca. Zamordował matkę i siostrę. - odparł szeptem młodszy wtulając się w jego tors i na powrót zaczynając łkać.
- Shhh... Uspokój się. Może coś źle rozumiałeś.
- Nie. Na podłodze w salonie leżą ich dłonie.
Blondyn przełknął ciężko ślinę i jeszcze mocniej objął chłopaka całkowicie ukrywając go w swoich silnych ramionach. Nie musiał nic mówić, zresztą nie wiedział co ma powiedzieć. Jego chłopak dostał w środku nocy paczkę od swojego ojca, a w środku były obcięte dłonie jego matki i siostry i do tego najprawdopodobniej on się do tego częściowo przyczynił. Mógł go tylko do siebie tulić i ścierać w ciszy jego łzy zastanawiając się jak zakończyć ten tragiczny spór.
~*~
Jego skóra i włosy były przesiąknięte zapachem alkoholu zmieszanego z dymem papierosowym, a po plecach i skroni spływała cienka strużka potu. Jiwon nie ukrywał, że w jakiś sposób ta wersja Hanbina mu się podobała. Oczywiście nie pochwalał stanu, w którym młodszy był, jednak nie mógł przestać przynosić mu kolorowych drinków i powstrzymać się przed zaciąganiem go na parkiet, gdyż wiedział, że w normalnych okolicznościach do niczego takiego by nie doszło.
Podobało mu się to jak chłopak zachłannie go całował przyciskając do pokrytej pijackimi wyznaniami miłości ściany kabiny jednej z męskich toalet w podrzędnym, seulskim klubie. Podobało mu się jak się uśmiechał, nareszcie beztroski, jakby wszystkie jego zmartwienia nagle zniknęły. Podobał mu się nawet dziwny, chwiejny krok, którym szli razem na ich polanę, na której siedzieli i bełkotali sobie czułe słówka aż do wschodu słońca, by razem z pierwszymi, złotymi promieniami powrócić do mieszkania młodszego i zapaść razem w słodki i spokojny pijacki sen.
~*~
Jiwon cały czas obejmował go mocno ramieniem co jakiś czas pociągając nosem i odwracając wzrok gdzieś na bok by się nie rozpłakać. Hanbin natomiast nie przejmował się krzywymi spojrzeniami zgromadzonych i płakał ile wlezie nawet nie udając, że go to nie obchodzi. Czuł na sobie palący wzrok ojca i skorumpowanej części dworu jednocześnie słysząc żałosne zawodzenie zdruzgotanych poddanych, którzy wyli w niebogłosy przeklinając bogów za okrutny los, który zgotowali ich ukochanej królowej i jej córce.
Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego kim jest Jiwon, jednak nikt się nie odzywał. Wszyscy doskonale widzieli w jaki sposób obejmował szatyna i że nie jest tylko jego przyjacielem. W dodatku na kilometr wyczuwali CZYM jest, jednak byli zbyt zaaferowani całą sytuacją i zbyt głęboko zagrzebani w smutku by zareagować.
Szatyn zdjął w końcu swoje okulary przeciwsłoneczne i po raz ostani spojrzał na dwa ułożone obok siebie ciała. Otarł łzy z policzków wierzchem dłoni podchodząc do trumny włożył w dłoń królowej bukiet jej ukochanych niezapominajek, którymi przyozdobiony był za jej życia i panowania cały pałac. Ucałował jej zimną skroń poprawiając delikatnie diadem zrobiony z białego złota, a wysadzany błękitnym ametystem i nałożył na jej serdeczny palec stalowoszary pierścień pokryty łuską smoka. Przeszedł na drugą stronę by złożyć krótki pocałunek na czole swojej małej siostrzyczki, która wychowywana była w lesie przez nimfy, z daleka od pałacu i parszywym intryg. W jej dłonie włożył zaś różową różę, której zapach był odurzający i według starych, elfickich wierzeń miał chronić młode dziewczęta przed złem i symbolizował czystość oraz niewinność.
Chłopak odszedł od trumny i wrócił na swoje wcześniejsze miejsce wtulając się w bok Jiwona. Ze spokojem obserwowali jak wieko jest zatrzaskiwane i mmjak wykonana z białego drewna skrzynia jest powoli spuszczana do ogromnego dołu na linach. Gdy grób został już zakopany, Jiwon i Hanbin kiwnęli do siebie głowami wyciągając z wewnętrznych kieszeni swoich marynarek pistolety. Wycelowali je prosto w miejsce, w którym siedział król i nie zważając na zdziwione okrzyki tłumu za nimi wystrzelili jeden po drugim trafiając najpierw w pierś a później w bok rosłego mężczyzny. Szkarłatna krew trysnęła na biały, marmurowy chodnik przed nim i zaczęła powoli spływać w dół, wsiąkając w ziemię świeżo wykopanej mogiły. Jiwon oddał jeszcze jeden strzał trafiając w królewskiego sekretarza, a Hanbin zawtórował nim pakując kulkę w udo doradcy króla, a jednocześnie swojego wuja. Jak gdyby nigdy nic schowali spluwy na ich wcześniejsze miejsce i popatrzyli na siebie z uśmiechem łącząc usta w krótkim pocałunku.
Nagle zastygłe w bezruchu powietrze listopadowego popołudnia rozciął odgłos braw. Wszyscy zgromadzeni poddani zaczęli klaskać i wiwatować na cześć młodego księcia, prawowitego następcy tronu, który wyzwolił ich właśnie spod władzy oszusta i zwykłego śmiertelnika. Szatyn odwrócił się do nich przodem gestem ręki prosząc o ciszę i podniósł na tłum oczy, które błyszczały niezwykle intensywnym, fioletowym blaskiem charakterystycznym dla elfickiej rodziny królewskiej. Tej prawowitej rodziny królewskiej.
- W naszym królestwie nareszcie zapanował spokój! Niestety nie ja będę rządził naszym pięknym królestwem, ponieważ to na ziemi jest moje miejsce. Władzę przekazuje jedynej prawowitej następczyni tronu - Hayi! Tylko w jej i moich żyłach płynie jeszcze krew naszych przodków i założycieli tego cudownego miejsca! Ceremonia przekazania korony odbędzie się po zakończeniu żałoby, a cały skład rzadu zostanie ogłoszony na kilka dni po koronacji! Do tego czasu zostanę z wami, kochani, razem z naszymi gośćmi zza południowo-wschodniej granicy! Dzisiejszy dzień kończy wiekowy spór ze smoczą rasą, której niewinni przedstawiciele przez lata byli trzymani w naszych lochach. Chciałbym żebyśmy dzisiaj wszyscy świętowali na zamku, jednocześnie oddając hołd naszej zmarłej królowej i mojej siostrze! Dobrze znowu być mile widzianym w swoim własnym królestwie. - dodał na końcu swojej przemowy i uśmiechnął do ludu, który praktycznie bez wahania zaczął wiwatować i wykrzykiwać na przemian imiona Hanbina i Hayi, która nie wiedzieć skąd pojawiła się obok niego ubrana w skromną królewską szatę w odcieniach szmaragdowej zieleni i ametystowe fioletu.
Szatyn splótł palce ze starszym, który cały czas stał obok i uniósł ich ręce wysoko w górę na znak przymierza pomiędzy smokami i elfami, a następnie pocałował go lekko wywołując kolejną salwę głośnych owacji.
~*~
Tej nocy wszyscy świętowali w pałacu spędzając czas na tańcach i ucztowaniu przy akompaniamencie tradycyjnej elfickiej muzyki. Nastroje były wprost wyśmienite, całe królestwo bawiło się hucznie aż do rana, jednak nie królewski syn, który siedział w swojej komnacie wpatrując się pokryty złotymi zdobieniami baldachim wiszący nad swoim łóżkiem. Cały czas czuł, że o czymś zapomniał. W którymś komencie zerwał się z miejsca i porywając pęk kluczy z gabinetu swojego zmarłego już ojca pognał z stroje wejścia do lochów, które znajdowały się pod pałacem.
Długo błądził w poszukiwaniu właściwej celi i gdy w końcu ją znalazł czuł się potwornie. Okrutne łupanie w czaszce nie pozwalało mu się skupić na niczym oprócz bólu, prawdopodobnie wywołane urokiem rzuconym na to konkretne miejsce.
Kiedy znalazł odpowiedni klucz i otworzył małe pomieszczenie, momentalnie upadł na kolana. Cała krew odpłynęła z jego twarzy, przez co wyglądał jak duch, a jego ametystowe oczy zeszkliły się przez wielkie lzy, które już po chwili kąpały mu po twarzy. Nie umiał się ruszyć, szok i niewyobrażalne poczucie winy osaczyły go ze wszystkich stron paraliżując go i zaciskając boleśnie płuca.
Ciało drobnego chłopaka wisiało kilkanaście centymetrów nad ziemią bujając się powoli w przód i w tył, a jego naga skóra pokryta była turkusową łuską.
- Jinhwannie... - wyszeptał odzyskując władzę nad swoim ciałem i powoli podnosząc się z kolan podszedł do wisielca i odwiązał pętlę zaciśniętą wokół jego szyi. Wyniósł z zatęchłego pomieszczenia jego bezwładne ciało i przeniósł na dziedziniec gdzie nikogo nie było. Z kieszeni chłopaka wysunęła się mała złożona karteczka, którą Hanbin wrzucił do butonierki w swojej marynarce. Uklęknął układając sobie lodowate ciało na kolanach i pogłaskał go po wyblakłych, rudych włosach znowu czując zbierające w nim łzy i krzyk. Przytulił go do siebie i wyszeptał: - Przepraszam Jinhwannie... Nie zdołałem cię uratować, choć tak bardzo tego chciałem. Tak bardzo cię kocham, Jinhwannie, słyszysz? Tak bardzo cię kocham...
Gdy ponownie wypowiedział to zdanie poczuł jakby ktoś ścisnął jego ciało, albo zbyt ciasno spętał liną zabierając mu oddech i zdolność trzeźwego myślenia. Nawet teraz po jego śmierci, to dziwaczne uczucie nie znikało i trawiło go od środka doprowadzając do furii pomieszanej z szaleństwem wywołanym niewiedzą. Przegryzł sobie wargę aż do krwi próbując powstrzymać krzyk, jednak w końcu nie wytrzymał, a na odgłos jego rozpaczy zerwały się wszystkie ptaki z okolicznych drzew odlatując w kierunku okolicznych lasów i wyglądając w świetle księżyca jak złe duchy, które zwiastują śmierć.
Potem nastała ciemność, która oblepiła go ze wszystkich stron i zalała swoją ciepłą jak świeża krew falą odcinając od rzeczywistości.
~*~
Hejka wszystkim!
Nie było mnie tu już od miesiąca, za co bardzo przepraszam :/ Miałam kilka spraw na głowie i do tego całą moją uwagę pochłaniało skończenie "Can We Play Longer?", ale jestem, wracam do was z tym dosyć mrocznym i niewesołym rozdziałem, który mam nadzieję wam się spodoba.
Jesteśmy dokładnie w połowie przewidzianej fabuły, do końca zostało jeszcze tylko pięć rozdziałów plus epilog...
W każdym razie, tęskniłam za tym ficzkiem i pisanie tego rozdziału sprawiło mi ogromną przyjemność bo to tutaj wyżywam się w ten bardziej artystyczny sposób robiąc długie i czasem okropnie pomieszane opisy, które kocham :")
Mam nadzieję, że wam równie się podobało, a ja lecę do basenu bo jutro wracam do zimnej Polszy :(
Kocham was, Kocimiętki!
Enjoy,
- Alex =^.^=
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro