❦ [ 4;1 ] golden age
hoseokkie:
to co, wpadasz dzisiaj do mnie, tak?
tak, jak ustaliliśmy
yoongie:
n
ie, nie wpadam
hoseokkie:
?
coś się stało?
yoongie:
n
ie, nic.
hoseokkie:
s
koro tak mówisz, to już wiem na pewno, że coś się stało
nie chcesz się ze mną widzieć?
yoongie:
nie
przestań już
spadaj
hoseokkie:
oh
jesteśmy razem od siedmiu miesięcy, co się nagle zmieniło?
yoongie:
nic, hoseok
i może w tym właśnie tkwi problem
mam dość tego, że to ciągle ja do ciebie jeżdżę
jakbyś sam nie mógł się pofatygować
hoseokkie:
o to ci chodzi?
kochanie
dobrze wiesz, dlaczego to ty do mnie przyjeżdżasz
tak jest po prostu wygodniej
yoongie:
nie kochaniuj mnie tu teraz, zniszczę cię
więc twoja wygoda jest najważniejsza, tak?
twoja dupa musi mieć wygodnie, nawet za cenę trudów twojego chłopaka
widzę już, jakie są twoje priorytety
hoseokkie:
gdybym miał do ciebie jechać, musiałbym wziąć autobus, dojechać do połowy drogi, a później przesiąść się do następnego, zajęłoby mi to wieczność
a ty bierzesz jeden autobus i w pół godziny jesteś
to logiczne
ale... nie wierzę, że kłócimy się o coś tak głupiego
yoongie:
weź już odpuść
mam w chuj zły dzień
nie chce mi się z tobą gadać
z nikim mi się nie chce gadać
i chyba szczególnie z tobą, zawsze musisz mieć rację
hoseokkie:
polepszę twój dzień, yoongi
yoongie:
nie
hoseokkie:
nie zabronisz mi tego
yoongie:
zaraz kurwa wyrzucę ten jebany telefon przez okno i zobaczymy, czy ci się to uda
czego nie rozumiesz z "nie chce mi się z tobą gadać"?
po prostu się odpieprz
zostaw mnie w spokoju
hoseokkie:
nie mogę się odpieprzyć, gdy się martwię i przejmuję
kimś, na kim zależy mi najbardziej
yoongie:
mam cholernie dużo nauki, hoseok, muszę iść.
hoseokkie:
yoongi
przyjadę do ciebie
półtorej godziny i będę, nie ma problemu
przytulę cię i wszystko będzie w porządku
i pomogę ci też z nauką, jeśli chcesz
już wychodzę z mieszkania
yoongie:
nawet się nie waż.
zostań tam, gdzie jesteś
mówię serio, to nie są żarty, hoseok
jeśli ktokolwiek cię tu zobaczy, będzie źle
hoseokkie:
nie obchodzi mnie to
widzę, że coś jest nie tak
co ci zrobił? albo powiedział?
przytulę cię i przejdzie
yoongie:
nic nie zrobił.
kurwa, hoseok
naprawdę mam kupę nauki
muszę się za to wziąć jak najprędzej
nie. przyjeżdżaj.
hoseokkie:
ugh
przyjadę...
yoongie:
nie zrobisz tego po tym, co ci powiedziałem
wiem o tym
za bardzo się boisz
hoseokkie:
...
yoongie:
zawsze się boisz o mnie zawalczyć
i zostawiasz mnie tutaj, samego, zawsze
tak daleko
hoseokkie:
.
nie mów tak, yoongie
słońce, połóż się i się uspokój, proszę
yoongie:
bo co? bo taka jest prawda? prawda cię boli, huh?
jesteś beznadziejnym chłopakiem, hoseok
nienawidzę cię.
nienawidzę tego, że cię tak mocno kocham (nie wysłano)
hoseokkie:
okej
yoongie:
przytul mnie. (nie wysłano)
*
Nie radził sobie. Nie radził sobie i doskonale o tym wiedział, ale nie chciał się nikomu do tego przyznać. Chciałby jeszcze wierzyć w to, że był wystarczająco silny, aby sam to rozwiązać, aby się nie poddać i stanąć na nogach o własnych siłach. Lecz z każdym dniem coraz bardziej czuł się tak, jakby stał pośrodku ruchomych piasków, które stopniowo, leniwie i wręcz niezauważalnie wciągały go do siebie coraz bardziej, dusząc. A dookoła nikt nie widział, że powoli upadał, bo ukrywał się przed spojrzeniami innych.
Czując okropną gulę w gardle, po raz kolejny chwycił za leżący na podłodze podręcznik i rzucił go na swoje biurko, pomiędzy spazmami łez powtarzając sobie, że musiał to zrobić, bo przecież nie mógł uciec od egzaminu. Jego oddech był niespokojny i narwany, bolała go cała lewa połowa twarzy, a od kłótni z Hoseokiem minęły chyba już dwie godziny, a czarnowłosy nie dał o sobie znać od tamtego suchego "okej". Tak lepiej. Yoongi naprawdę nie chciał z nim rozmawiać. Nie miał ochoty zwierzać mu się z tego wszystkiego i sam nie potrafił pojąć, dlaczego tak było. Czasami po prostu na myśl o tym, że istniałaby osoba, która wiedziała o nim absolutnie wszystko, przyprawiała go o mdłości i chęć wymiotowania. Nie, tak nigdy nie mogło się stać. Nigdy nie powinien dać nikomu aż tak wielkiego dostępu do swojego życia.
Westchnął drżąco, wycierając sobie policzek wierzchem dłoni i otwierając podręcznik na prawidłowej stronie. Oparł łokieć o powierzchnię biurka i następnie położył głowę na otwartej dłoni, zaczynając czytać, gonić spojrzeniem za wydrukowanymi, czarnymi literami mimo tego, że nie potrafił się skupić na ich prawdziwym znaczeniu. W jego głowie panował jakiś dziwny, głuchy i szary szum, spowodowany tymi wszystkimi negatywnymi emocjami, tym, co stało się w jego domu, a następnie kłótnią ze swoim chłopakiem. Był tym wszystkim tak nabuzowany, że jeszcze nawet nie było mu szkoda Hoseoka. Nie żałował swoich słów. Naprawdę go nienawidził. Naprawdę i głęboko. Naprawdę myślał, że Hoseok oraz swoje przywiązanie do niego było najgorszym, co mu się przytrafiło w życiu.
Tak sobie mówił, podczas gdy czuł się porzucony i zaniedbany przez wszystkich, jak zużyta, zakurzona, nudna i brzydka już zabawka. Każde królestwo ma swoją złotą erę, ale każda złota era prędzej później się kończy. A smutek, pustka i desperacja tuż po czymś tak niesamowitym i zadowalającym są najgorsze. Yoongi powoli zapominał, jak wyglądała ich własna, złota era, której kiedyś nikt nie był w stanie im odebrać. Wtedy, gdy była ona wszystkim, co mieli.
Poczuł się tak, jakby naprawdę nie dane było mu się uczyć w świętym spokoju, bo nagle jego komórka zaczęła wibrować, sygnalizując przyjście nowej wiadomości. Min posłał jej mordercze spojrzenie i mruknął pod nosem, chcąc ją zignorować i skupić się na tym, co było w tym momencie prawdziwie ważne, jednak zostało mu to uniemożliwione faktem, iż przyszło do niego więcej wiadomości, przez co wibracje kontynuowały. Zirytowany, siedemnastoletni chłopak chwycił za urządzenie w celu wyłączenia dostępu do internetu, żeby wszyscy zostawili go wreszcie w spokoju i się odpieprzyli, ale wtedy zobaczył, kto do niego napisał. Ciekawość, a może także sentyment, były zbyt wielkie, aby nie nacisnął okienka czatu i nie przeczytał.
A później zaniemówił.
*
Biegł ile siły w nogach, mimo tego, że kamyczki na drodze w dół po wzgórzu wcale mu tego nie ułatwiały. On nie zwracał na to uwagi: nie patrzył pod nogi, tylko przed siebie, co zostało mu utrudnione przez łzy nalatujące mu do oczu i zamazujące cały obraz, ale on się nie przejął, tylko biegł, biegł, biegł. Biegł czując, że nie miał już tlenu w płucach i że mięśnie nóg zaczęły go niemiłosiernie boleć; biegł, czując chłodny wiatr atakujący jego twarz i przede wszystkim płuca, wsuwając się w nie poprzez nie chronione przez jakikolwiek szalik gardło; biegł, czując się tak beznadziejnie bezsilnie, jakby pomimo swojego wysiłku wciąż pozostawał w tym samym miejscu, jakby to wszystko było na nic, jakby każde poświęcenie, do którego się zmuszał, nie miało jakiegokolwiek sensu w jego życiu. Biegł tak, jakby nie miał przyszłości, ale zarówno tak, jakby pochodził z całkowicie pustej i nic nie znaczącej przeszłości, przez co wzrastało w nim pragnienie osiągnięcia czegoś, czegokolwiek.
Wiedział, że on gdzieś tam był i zapewne zobaczyłby go z odległości, gdyby nie napierające na jego powieki łzy. Czarnowłosy chłopak szedł tą okropną, kamienistą drogą w stronę jego domu, który należał do jego matki, odziedziczony w spadku po jego dziadku, i który był przez nią tak bardzo kochany mimo tego, że znajdował się na kompletnym odludziu. To między innymi był kolejny powód problemów jego spotkań z Hoseokiem; drugim był fakt, że odkąd ojczym Yoongiego się do nich wprowadził, w ich domu goście nie byli mile widziani. A już z pewnością nie goście, którzy nie trafiali w gusta jego nowego ojca.
Gdy tylko go zobaczył, Hoseok także zerwał się do biegu w jego stronę, nie rozumiejąc, że Yoongi biegł do niego nie po to, aby odtworzyć scenę z jakiegoś filmu romantycznego, ale po to, aby oddalić go jak najbardziej od swojego domu. Min widząc jego reakcję miał ochotę się rozpłakać i zamknął oczy, nie zatrzymując się mimo świadomości, że w ten sposób bardzo łatwo mógł potknąć się na tej chujowej, wąskiej dróżce, na której nie zmieściłyby się nawet dwa auta, ale nie obchodziło go to. Wszystkim, co teraz czuł, była tylko nienawiść: nienawiść do tego cholernego miejsca, do tej drogi, do swojego domu, do ojczyma, do wysokich drzew, które rosły po obu stronach szlaku i przyciągały do siebie ptaki, których śpiew także był przez niego w tym momencie znienawidzony. Nienawidził siebie, nienawidził Hoseoka, nienawidził ich związku, nienawidził swojego życia i tej niesprawiedliwości, która w nim tkwiła.
Dlaczego zawsze to on musiał być na pozycji straconej?
Usłyszał, jak Hoseok z oddali krzyknął jego imię, otwierając szeroko dla niego imiona i... wtedy to się stało. Yoongi wbiegł prosto w jego uścisk, niemalże zderzając się z jego ciałem i instynktownie przyciskając się do jego klatki piersiowej, bo to była przecież najbardziej naturalna rzecz, jaką potrafił robić. Czarnowłosy zatrzymał się wreszcie, prawie przechylając się do tyłu w upadku przez impakt z drobniejszym ciałem, lecz pełny gotowości przygarnął go do siebie, obejmując go, przytulając, od razu wyczuwając jego zdenerwowanie oraz przejęcie i próbując go uspokoić, głaszcząc jego plecy. Przysunął od razu usta do ucha Yoongiego i zaczął szeptać mu słodkie rzeczy, podczas gdy niższy płakał w jego pierś, bo miało być dokładnie tak, jak Hoseok powiedział. Przytulę cię i wszystko będzie w porządku. Hoseok zawsze musiał mieć rację.
- Głupku - załkał Min, zaciskając piąstki na jego kurtce, przyciągając go bliżej. - Głupku, miałeś nie przyjeżdżać. Mówiłem ci. Nigdy się mnie nie słuchasz...
Ale Hoseok wydał z siebie tylko kojące "cii", wciąż szepcząc mu na ucho i głaszcząc jego ciemne włosy, po chwili zsuwając się ustami na jego szyję i składając na niej drobne cmoknięcia. Min westchnął, przyciskając bardziej twarz w zgięcie jego szyi i odtrącając od siebie te pieszczoty, nie chcąc ich. Wyższy więc przytulił go do siebie mocniej.
- A ja ci mówiłem, że przyjadę - odpowiedział mu, powoli odsuwając go od siebie, aby móc spojrzeć mu w oczy. - Nigdy mi nie wierzysz. Dla ciebie zrobiłbym wszystko.
Yoongi jednak szarpnął się mocno, jakby nie chciał mu się pokazać i odsunął się gwałtownie, płacząc i zaczynając uderzać słabo pięścią w pierś wyższego. Ten wciąż obejmował go w talii, więc mimo tego, że Min go bił, tkwili tak blisko siebie, że ich oddechy mieszały się ze sobą i tworzyły całość, dokładnie tak, jak Hoseok chciał, aby zrobiły także ich dusze. Ale Yoongi się przed tym bronił.
- Idioto, nie możesz tutaj być - odezwał się niższy, a w jego głosie zabrzmiała prawdziwa panika, gdy raz po raz uderzał Hoseoka, który nie reagował, tylko pusto na niego patrzył. - Jeśli on cię zobaczy, to będzie koniec, Hoseok. Idź stąd. Idź stąd, nie chcę cię widzieć, Hobi, proszę...
Ton jego głosu był tak sprzeczny z tym, co mówił, gdyż okazywał desperację, potrzebę, tęsknotę, niemą prośbę o pozostanie, podczas gdy usta Yoongiego mówiły coś zupełnie innego. Ten wtulił się ponownie w jego klatkę piersiową, płacząc okropnie i mocząc łzami jego kurtkę, aż Hoseok wreszcie odsunął go od siebie i chwycił delikatnie za brodę, aby pochylić się nad nim i czule, uspokajająco ucałować jego usta. Kontakt, który trwał zaledwie parę sekund.
I wreszcie ujrzał wreszcie twarz niższego, przed czym ten do tej pory tak dzielnie się bronił: cała lewa jej część była bowiem dość opuchnięta i pokryta nieprzyjemnym, sinym kolorem, a w kąciku ust tkwiła jeszcze krew, która uprzednio spłynęła mu z nosa, po tym, co stało się z jego ojczymem. Po chwili po jego policzkach ponownie zaczęły spływać równie łzy, tak gęsto, tak prędko, że Hoseok aż się zląkł. Mieszanka łez, łkania, przyspieszonego po biegu oddechu, opuchniętej twarzy oraz niespokojnego spojrzenia wcale mu się nie podobała. Zaczął głaskać go czule po obolałym policzku, który teraz był również mokry i przeraźliwie chłodny.
- Yoongi - wydusił z siebie, nie do końca wierząc w to, co było przed nim. - Czy on znowu...?
Zamilkł, gdy niższy położył mu palce na ustach i odpowiedział jedynie kiwnięciem głowy, podczas gdy zamykał płaczące oczy, a jego usta samodzielnie wyginały się w nieprzyjemnym, tak nienaturalnym dla niego grymasie płaczu. Hoseokowi serce złamało się w piersi, podczas gdy trzymał tak w ramionach osobę, która była dla niego najważniejsza na świecie mimo tego, ile złych rzeczy mu mówiła, i która wyglądała właśnie w ten sposób. Yoongi był złamany w środku i wreszcie było to po nim doskonale widać. Wreszcie się otworzył, chociaż możliwe, że jedynie na krótki moment; wreszcie przyznawał się do tego, jak było mu ciężko.
Min chwycił jego twarz w obie dłonie i przyciągnął go bliżej, całując go nagle i niezapowiedzianie. Był to pocałunek, który Hoseok od razu odwzajemnił; był to pocałunek pełen desperacji, chaosu, niemych próśb o pomoc, które mimo wszytko były lepsze od ciszy pragnącej udawać, że nic szczególnego się nie stało. Czarnowłosy odczuł to wszystko i poczuł także, jak to porywało go ze sobą, jak sprawiało, że chciał cały poświęcić się temu jednemu chłopaku, którego pragnął uszczęśliwić tak, jak życie nigdy tego do tej pory nie zrobiło. Oplótł ramionami jego talię i przyciągnął go bliżej, pogłębiając pocałunek. I to był ten dokładny moment, w którym nie tylko świat dookoła nich zawirował, ale także oni, razem z nim.
A w tym wirze zdołali się wreszcie złączyć w całość, spójną, zgodną, jedną. Jak ich oddechy, jak bicia ich serc, jak ich wspólne łzy w tych nielicznych momentach, gdy w mieszkaniu Hoseoka Yoongi pozwalał sobie położyć się obok niego i po prostu zacząć płakać, szukając u niego wsparcia.
Hoseok uniósł nieco Yoongiego nad ziemią i obrócił się razem z nim na własnej osi, sprawiając, że chłopak wreszcie się uśmiechnął i spojrzał na niego wdzięcznie, gdy tylko przerwali pocałunek. Czarnowłosy był w stanie zrobić wszystko, gdyby tylko dzięki temu dane mu było zagwarantować sobie takie piękne spojrzenia od Yoongiego już na zawsze. Odstawił go na ziemię i pozwolił mu ponownie wtulić się w niego, podczas gdy ten szeptał:
- Kocham cię najbardziej, Hoseok.
Wszystkie poprzednie złe słowa zostały zapomniane dzięki sile tych czterech, najpiękniejszych i jedynych prawdziwych, jedynych szczerych. Hoseok o tym wiedział i wiedział też, że Yoongi czasami dawał się ponieść, Yoongi czasami się gubił i nie potrafił odnaleźć swojej drogi, ale to wcale nie oznaczało, że przestawał być jego kochaniem, jego najjaśniejszym słońcem, jego kruszynką, jego wszystkim, jego całym światem. Po prostu jego chłopakiem i jego jedyną, największą miłością, którą pragnął obronić, której chciał gwarantować lepszą przyszłość.
- Wiem. Wszystko będzie dobrze - wyszeptał mu słodko, głaszcząc go po plecach. - Jestem tu. Dla ciebie.
***
a/n: kocham yoonseoki, amen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro