Straciłeś kolce
Dręczyłam się w nocnej, smutnej zadumie,
Czyż zasługuję na te myśli, te wątpliwości?
Trudno zasnąć, gdy serce w bólu łka bez końca,
Czy naprawdę uznałeś mnie za ciemnotę?
Czy naprawdę zasługuję na te złośliwości i kapryśne scenariusze?
Trudno zasnąć,
Gdybyś je czuł, ah gdybyś je słyszał,
Może wtedy byś cholernie zrozumiał,
Może wtedy ta cała twoja fałszywa otoczka bycia,
Bycia pseudo miłym by opadła,
Może byś upuścił tę maskę, fałszywą powłokę bycia,
Życzliwym nawet gdy w mózgu tłoczą się przekleństwa,
Proszę zostaw moją obolałą duszę,
Noszą cię na rękach,
Jesteś autorytetem,
Chwalą cię, a ja nawet nie wiem kim jestem,
Nie wiem kim będę i czy dożyję jutra,
Utkaj sobie tą dobrocią usta,
Jesteś dla nich aniołem,
A moje chwasty w mózgu więdną,
Minęło 1460 dni, a ty nadal mnie kłujesz,
Moje liście chłoną pestycydy,
Społeczeństwo klnie,
Społeczeństwo każe być wiecznie zorganizowanym,
A ja tonę w bałaganie,
Nocą myślę zbyt dramatycznie,
Zabrałeś mój umysł,
Źle wypowiadasz moje imię,
Nie wypowiadasz go jak moi bliscy,
Wypowiadasz je jak ci z przeszłości,
Ci nienawistni co nauczyli mnie obrzydzenia,
Pokazali czym jest niechęć do swojego ciała,
Moje imię stało mi się obce,
Nienawidzę swojego imienia,
Gdy tam jestem nie myślę,
Gdy tam jestem czuję jakby,
Ktoś trzymał w dłoni zardzewiały czajnik,
Wlewa pastycydy do mej głowy,
Wypływają mi ustami,
Wtedy się uśmiechasz,
Nie przyjmujesz róży,
Podajesz mi dłoń z niechęcią, by mnie zbyć,
Na koniec jeszcze bardziej mnie dobijasz,
Gdyby nie on nadal byś je miał,
Ale teraz straciłeś swoje kolce,
Które wraz z centymetrem,
Uciskały zabójczo,
Moją szyję,
Głowa wyje,
Ciało tyje,
Po wakacjach znowu mnie zbyjesz,
Lepiej odejdź z tym całym szyderczym krytykiem,
Który chodzi za mną bez przerwy,
A ja potykam się o jego płaszcz,
Nie rozumiesz, że nie rozumiem,
Nie rozumiesz, że nie jestem w stanie,
Więc hodujesz nowe kolce by mnie szczuć,
By mnie truć, by mózg tłuc,
Oddejdź, nie wypełniaj jadem moich płuc,
Chciałabym móc,
Nie rozumiesz,
Chciałabym móc,
Ale nie potrafię,
Nie potrafię tego pojąć,
Straciłam mózg, płuca i chęć,
Mózg w pestycydach,
Płuca wypełnione płatkami,
Chęć umarła,
A ty Panie,
Idź niech dalej noszą cię,
Kiedy kolce jak kajdanki na mych rękach,
Bo straciłam się w odmętach,
Ciebie cóż, całują wciąż po piętach,
Taki dobroduszny jest Pan Krętacz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro