Czarny pan
W wiejskiej zagrodzie, mała dziewczynka błąkała się,
Słońce złotymi promieniami serce jej ogrzewało.
Lecz mroczny Pan nadszedł, wioski spokój obalał,
Krwi smak na ustach, na pazurach i w płucach kurz i dym,
Piach w oczy, piach między usta, zęby, wrogość i nienawiść wpajał.
Matkę odebrał, w ogniu uwięził, śmierć w oczy patrzyła dziewczynce,
W łzach tonęła, a serce jej do sprawiedliwości lgnęło,
Serce jej schło i tłukło się z umysłem,
Lustro wiernym świadkiem mordu, oblicza dwóch światów splątanych,
Matki i Pana, duszy i buntu w sercu piersiach skrzących.
Rozbiła lustro, lecz niewidzialne więzy trwały,
Duch matki, Pana ciosy w sercu jak srebrne sztylety utknęły w plecach,
Słowa wątpliwości, bólu pieśń w sercu umacniała.
Lata upłynęły, dziewczynka stała się kobietą,
Włosy ścięte, zapał w sercu, odwaga jak wulkan płonęła,
Na stos, na stos, cierpienia dość,
Ludzi zebrała, serca jednym rytmem biły,
Obiecywała zemstę, pędziła ku chwale, Czarnego Pana moc miała zdławić wkrótce
Głowę trzyma na ostrzu miecza, triumf w mroku nocy błyszczał,
Lecz w sercu dźwięczał smutek, podobieństwo do Czarnego Pana spokój niszczył i gasiło,
W ciemnym pokoju, mała dziewczynka stała,
Kobieta wciąż krucha była i w głębi serca dzieckiem skrzywdzonym była,
Głowę trzymała w dłoni, krzyczała ze łzami, w oczach niewidzialny ból grała.
Duch matki nadchodzi, ciepłem dłoni ból koi,
Spokój j tchnienie i serce jej oczyszcza, smutek i gniew zmysłów gna.
Napis krwawy na ziemi, przypomnienie cierpienia i zła,
Zgilotynować, jeśli zasługują, niech dusze ich toną w morzu krwi i łez
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro