101 mieczy
To ja, sercem pełnym zawiści,
Rysuję na kartce połamane ścieżki życia,
Ujmuję w słowa tęsknoty i swej tępoty,
Nieskończonej głupoty, za kolcem tęsknoty,
Kłuję igłą płuca,
Knuję plany na przyszłość niepewną,
Snuję w myślach historie krytyczne,
Pańskie róże znowu kwitną,
Moje chwasty schną
I niedługo fikną,
Pańskie róże znowu przytną,
I z zachwytu umilkną,
U mnie z wzgardy umkną
Krzywe twarze wokół mnie się sypią,
Jestem nikim,
Jestem niczym bez obliczeń,
Nie mam najmniejszych szans,
W mózgu gwizdy, przestery, szumy, kłótnie,
W nozdrza ciernie kłują,
Kleszcze, krwią tu plują,
Nie wiem jak mnie ująć,
Żyję jutrem siebie tłumiąc,
Przy mnie czerń pod oczami,
Utrzymuje mnie w tym przekonaniu,
Dotyk niszczy w moim wykonaniu,
Niezdarnie wyrzucam słowa,
Chwasty w umartwianiu,
Konfiskuję oszczerstwa,
Kolekcjonuję przekleństwa,
Zdegustowani przechodnie w kapeluszach,
Cyfry przy uszach,
Podaj śmierci swój pesel, skoro go znasz już na pamięć,
Możesz się nim pochwalić,
I oddalić się stąd,
Pod prąd, pod Pański sierp,
Uciekam, kryję się w przytłumionym,
Czerń pod oczyma zrobiła ze mnie osła,
Intelekt się ze mnie śmieje,
Nic mnie tu nie czeka,
Intelektualiści ze mnie drwią,
W okrzyki brną,
No dalej wciąż uciekam,
Moje usta kruszą się jak skrzydła,
Moje myśli jak podarty papier,
Ćma wpadła w wir,
Nic mnie dziwi, dekadentyzm, krew i cyrk,
Otarł Pan łzy szkłem,
A z góry Pan o śmierci krzyczy,
I wzrokiem mnie mierzy,
Nie wierzy już,
Czerń pod Pańskimi oczyma mnie parzy,
Ja wierzę, że Pan już nie wierzy,
A w sercu mam sto jeden mieczy,
Idealnie Pan je wymierzył,
Teraz nikt we mnie nie wierzył,
Algorytm tego świata mnie uderzył,
To ja sercem pełnym zawiści,
Pański plan się ziścił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro