Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Pierwszym co zobaczyłem kiedy tylko leciutko rozchyliłem powieki, było ostre światło latarki, oślepiające bardziej niż słońce w bezchmurny dzień. Zmrużyłem je więc, a kiedy do moich uszu doszły jakieś głosy, szczególnie dwa dobrze mi znane głosy Farlana i Isabel, znowu je otworzyłem. Wtedy doszło do mnie, że stoją nade mną, zmartwieni i jednocześnie rozradowani moim widokiem. Przez dłuższą chwilę nie wiedziałem o co im chodzi.

Spróbowałem się podnieść. Na próżno. Poczułem ostry ból w okolicach żeber, a zaraz po tym coś przeskoczyło mi w obu rękach. Wydałem z siebie krótki, acz bolesny jęk, po czym opadłem bezwładnie na poduszkę. Po moich policzkach mimowolnie pociekły łzy bólu.

- Nie ruszaj się! - polecił mi twardy głos lekarza. - Pilnujcie go! - dodał, patrząc surowo na moich przyjaciół. Dodał coś jeszcze, że niedługo wróci i poszedł sobie.

Wtedy usłyszałem głos Isabel; spanikowana i roztrzęsiona:

- Levi, nic ci nie jest? - było to pierwsze pytanie, jakie zdecydowała się zadać, a ja przez kilka chwil nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Spojrzałem na nią dziwnie, by chwilę później przenieść wzrok na Farlana. Chłopak odchrząknął i zwrócił się w moją stronę.

- Levi... - zawahał się. - Czy wiesz, co się stało? Pamiętasz nas?

Uśmiechnąłem się ironicznie.

- Oczywiście, że tak, idioto! - wycedziłem przez zaciśnięte zęby. - Niby czemu nie miałbym was pamiętać? Lepiej mi powiedz, gdzie jestem? I gdzie mama?

Isabel zaczęła płakać. Nie wiedziałem czemu, ale zaczęło mi się skręcać w żołądku. Miałem wrażenie, że zaraz usłyszę coś, czego nie chcę usłyszeć. 

Wtedy ponownie odezwał się Farlan.

- Levi, mieliście wypadek. Nie pamiętasz? - mówił, a ja z każdą chwilą coraz bardziej bladłem, przypominając sobie ostatnie sceny, które zapamiętałem, zanim mi zgasło światło. Tymczasem Farlan kontynuował, coraz cichszym głosem: - Leżysz tu od tygodnia, Levi. Byłeś nieprzytomny, a lekarze podejrzewali nawet objawy śpiączki. Operowali ci nogę. A twoja mama... - tu się zawahał.

Przeraziłem się. Moje serce na moment jakby się zatrzymało. Poczułem ukłucie w żołądku, ale zdobyłem się na odwagę, by zadać kolejne pytanie.

- Gdzie ona jest, Farlanie? Isabel? Gdzie moja mama? - pytałem. Bałem się odpowiedzi, a coś w środku mi mówiło, że nie chcę znać odpowiedzi. Nie myliłem się.

- Levi, twoja mama... jest w śpiączce - powiedział Farlan, na co ja zamarłem. - Leży w osobnej sali, na trzecim piętrze. Lekarze robią co mogą, ale nie wiedzą czy się obudzi. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że umrze. Przykro mi - dodał, widząc moja twarz, po której spływało coraz więcej łez. 

Pamiętałem.

Tydzień temu, przed wypadkiem, miałem wystąpić w konkursie szkolnym. Miałem grać na gitarze. Ale mieliśmy spóźnienie, bo mama, która bardzo chciała przy tym być, zbyt długo się przebierała. Dlatego się wściekłem i zacząłem ją pośpieszać. A kiedy jechaliśmy ulicą, zaczęło siarczyście padać. Lało jak z cebra i nie wiele można było zobaczyć. Ale mama i tak pędziła. Nie chciała mnie zawieść. Miałem tam być. Musiałem. Nie dostrzegła czerwonego światła, wyjechała wprost na rozpędzone auta z drugiego pasa, a wtedy... Wtedy poczułem ból i straciłem przytomność. A ostatnim, co ujrzałem, była moja mama. Krzyczała moje imię. Tylko imię. Potem zgasło mi światło.

Złapałem się za głowę, choć nawet ta czynność przysporzyła mi bólu. Mięliśmy tylko dojechać do szkoły, a skończyło się na tym, że uderzyło w nas auto. Z mojej winy. Gdybym jej nie pośpieszał. Gdybym był bardziej cierpliwy... Mama zawsze wszystko dla mnie robiła. Wychowywała mnie, chociaż mój ojciec porzucił nią jeszcze zanim się narodziłem, a przecież nie musiała. Dała mi dom, ciepło, troskę. Nie odwdzięczyłem jej się. A teraz, przeze mnie, znalazła się w szpitalu. W stanie śpiączki.

Zacząłem płakać. Farlan i Isabel, wpatrzeni we mnie, również wydawali się być zrozpaczeni. 

Wtedy wrócił lekarz.

- Levi - przemówił, a kiedy podniosłem na niego wzrok, kontynuował: - Wiem, że to musi być dla ciebie trudne, jednak prawda przedstawia się tak, że twoja matka zapadła w śpiączkę. Niestety nie możemy zagwarantować ci, że się obudzi. Jesteś już prawie dorosły, więc będę szczery. Wątpimy w szansę na to, że jeszcze otworzy oczy. Przykro mi. 

- Wcale nie jest panu przykro! - wycedziłem.

Posłał mi karcące spojrzenie, zatem zamilkłem. Ciężko mi było dalej go wysłuchiwać.

- Z tego co wiemy, mieszkałeś sam z matką. To prawda? - zapytał.

- Tak - odpowiedziałem, ledwie słyszalnym głosem.

Lekarz kiwnął z aprobatą, po czym zajrzał do jakichś tam notatek, które trzymał przy sobie, uważnie lustrując ich treść.

- Nie znasz ojca, natomiast nazwisko, które nosisz, należy do twojej matki. Czy to również się zgadza? - dopytywał, a ja robiłem się coraz bardziej wściekły. Postanowiłem się jednak opamiętać.

Wzruszyłem więc ramionami.

- Zgadza się - potwierdziłem. 

Mężczyzna uważnie mi się przyjrzał.

- Ale masz jeszcze wuja, prawda? - pytał. - Kenny'ego Ackermanna. Komendanta policji w  niewielkim miasteczku Forks. Zgadza się? 

Potwierdziłem skinieniem głowy. Nie miałem zamiaru odpowiadać mu na to pytanie. Skoro i tak znał prawdę, po co było mówić. Przecież i tak miał to wszystko w dokumentach, przynajmniej powinien mieć. 

- Powiem to krótko i wyraźnie, młodzieńcze - kontynuował, tym samym bezbarwnym tonem, co wcześniej. Bez cienia współczucia, czy choćby litości w głosie. - Na chwilę obecną jesteś sierotą, bez rodziców i dachu nad głową. Za pewne wiesz, że twoja mama nie opłaciła dwóch ostatnich rat. Bank przejął wasze mieszkanie. W dodatku nie masz tu nikogo, kogo można uznać za twoją bliższą rodzinę. Dlatego szpital skontaktował się już z twoim wujem. Za miesiąc wylatujesz do Ameryki. Zajmie się tobą wujek. Rozumiesz? - spytał.

Wtedy nie wytrzymałem. Po protu podniosłem głos.

- Przecież nie mogę zostawić tu mamy! - wrzasnąłem, tak głośno, że Isabel aż się cofnęła. - Muszę tu być! Muszę z nią zostać! A co jeśli się obudzi?! Co będzie jeśli...

- Ona się nie obudzi! - ryknął lekarz, a ja zamarłem. - Słucha, gówniarzu, twoja matka jest w stanie krytycznym! Śpiączka czy nie, zapewne już nigdy się nie obudzi! Możemy spokojnie założyć, że umrze! Rozumiesz? Zostałeś sam! Nie masz rodziców! Ostatnią osobą, która może się tobą zająć, jest twój wuj! Za miesiąc, kiedy skończymy rehabilitować twoją nogę, wylatujesz do Ameryki, do Forks, gdzie przejmie nad tobą opiekę komendant Ackermann. Czy wyraziłem się wystarczająco jasno?

Nie odpowiedziałem na to pytanie.

Po prostu bezwładnie opadłem na poduszkę, zakryłem twarz dłonią i zacząłem płakać. Nie mogłem zrozumieć tego, że przez moją nieodpowiedzialność, mama może już nigdy się nie obudzić. Nie chciałem zrozumieć. Na chwilę obecną wiedziałem jedno: to moja wina. 

Gdyby nie ja, to wszystko nie miałoby miejsca. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro