Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Siedziałam skulona w kącie, całkowicie zdrętwiała od przejmującego zimna panującego w lochu i nasłuchiwałam kroków, jednak jedynym towarzyszącym mi dźwiękiem było ciche kapanie wody z sufitu.

Sądziłam, że przyjdą po mnie zaraz po Abigail, jednak minęła przynajmniej godzina, odkąd zostałam sama. Próbowałam nie zwariować z niepokoju, ale co chwila wracałam do ostatnich słów Uilleama i wiedziałam, że nie mogłam dłużej siedzieć bezczynnie, czekając na śmierć lub coś gorszego...

Potrząsnęłam głową, odganiając negatywne myśli. Może pozbawiono mnie wolności, ale na pewno nie zamierzałam dać pozbawić się determinacji i woli życia, dlatego żeby choć trochę odzyskać siły, zjadłam przygotowaną rację żywnościową, na którą składały się dwie pajdy chleba i jabłko. Pobudziłam jedzeniem organizm i zrobiło mi się trochę cieplej.

Zaczęłam chodzić po lochu w tą i z powrotem, próbując wymyślić sposób, aby wydostać się z tej pokręconej sytuacji. Nie mogłam z nimi walczyć, bo nie miałam żadnych szans w starciu, więc musiałam uciec. Niespostrzeżenie.

Podeszłam do krat i złapałam za nie. Mocno szarpnęłam, lecz ani drgnęły. Oparłam czoło o zimny metal i nie dałam się opanować panice. Nie miałam przy sobie niczego, co mogłoby otworzyć zamek. W lochu, oprócz metalowej tacy po jedzeniu i wiadra, również niczego nie było.

Wpatrywałam się w buty, trzymając kurczowo kraty i nagle mnie olśniło. Skoro otaczała mnie ziemia, mogłam wykopać sobie drogę na wolność! Czemu wcześniej na to nie wpadłam?

Padłam  na ziemię i zaczęłam kopać. Wbijałam palce, uderzałam pięściami i drapałam, a z każdą chwilą moje oczy coraz bardziej wypełniały się łzami. Sięgnęłam po tacę i z furią zaczęłam walić w zamarznięty grunt, który przypominał beton.

Metal pękł pod naporem desperackich uderzeń, a ja krzyknęłam z frustracją i odrzuciłam połowę tacy, która została mi w rękach. Oddychałam przez chwilę gwałtownie, po czym odgarnęłam włosy przyklejone do czoła i z rezygnacją opadłam na pięty.

Przygryzłam wargę, próbując się nie rozpłakać. Nie mogłam się wydostać. Nie miałam szans na ucieczkę, a co dopiero na walkę. Bezsilność powoli rozchodziła się po moim ciele, kumulując się w piersi. Tak bardzo nie wiedziałam, co robić...

Pomyślałam o rodzicach i bracie. Czy zorientowali się już, że zniknęłam? Pewnie tak, skoro mama dzwoniła do mnie w lesie. Okropnie żałowałam, że nie odebrałam, ani że nie posłuchałam wszystkich, którzy mówili mi, że spacer to zły pomysł.

Łzy, jedna za drugą, moczyły mi policzki. Stłumiony szloch wydostał mi się z gardła, gdy zdałam sobie sprawę, że pewnie szukali mnie, tak samo jak szukano Abigail. Musieli wariować z niepokoju, a to wszystko przez moją głupotę. Dlaczego tak bardzo uparłam się na ten idiotyczny spacer?

Podskoczyłam, gdy od ziemistych ścian odbiły się echem kroki. Zamek zgrzytnął, po czym kraty samoistnie stanęły otworem. Z mocno bijącym sercem poniosłam się i wzięłam ostrożny krok w stronę wyjścia. Nikogo nie zauważyłam, ale słyszałam, że ktoś się zbliżał. Nie miałam czasu na dłuższe zastanowienie się nad pomyślnością mojego planu, musiałam działać.

Wypadłam z lochu i popędziłam w prawo. Biegłam, nie oglądając się za siebie. Ledwo widziałam w ciemnościach, ale wystarczyło, żeby zobaczyć, że korytarz zmieniał kierunek. Skręciłam w lewo i zamarłam tak gwałtownie, że prawie się przewróciłam.

Przede mną wyrósł zbyt znajomy osobnik z maską na twarzy. Już miałam się odwracać i biec w drugą stronę, gdy usłyszałam ostre warknięcie:

– Nawet o tym nie myśl.

Zesztywniałam, choć nogi aż paliły mnie, żeby od niego uciec. Elias zbliżył się i obrzucił mnie wzrokiem. Skupił go na spodniach, gdzie widniała mokra plama, która nie zdążyła wyschnąć po tym, jak przez Abby upuściłam szklankę z wodą.

– Wiesz, że w lochu było wiadro?

Czy on myślał, że...?

– To nie...

– Twój głos brzmi okropnie – stwierdził i zaskoczył mnie tym na tyle, że zamilkłam. – Idziemy – rzucił i ruszył w głąb korytarza.

Mimo jasnego rozkazu, nie potrafiłam zmusić się, żeby za nim podążyć. Byłoby to wbrew mnie, szczególnie, że zamaskowany nie odwrócił się, jakby nie obchodziło go, czy idę. Nie mogłam nie skorzystać z takiej szansy.

Puściłam się biegiem w przeciwną stronę. Krew szumiała mi w uszach, płuca ledwo nadążały z szaleńczym oddechem. Musiałam uciec. Musiałam wydostać się z tego więzienia.

Nagle znalazłam się w powietrzu i zostałam przerzucona przez ramię.

– Chyba mówiłem, żebyś o tym nie myślała – mruknął.

Jego ramię boleśnie wbijało się w mój brzuch. Szok totalnie mnie sparaliżował. Nie miałam pojęcia, jakim cudem Elias znalazł się przede mną. Jak ktokolwiek mógł poruszać się tak szybko?

Mężczyzna szedł przed siebie, a ja powoli odzyskiwałam rezon. Nie zamierzałam pozwolić, żeby zaciągnął mnie nie wiadomo dokąd. Wiedziałam, że nie zależało mu na moim zdrowiu, ale może okazałby litość, gdyby lepiej mnie poznał? Trudniej zabić kogoś, do kogo czuje się współczucie.

– P-posłuchaj – zaczęłam drżącym głosem, zwisając głową w dół. – W domu czeka na mnie rodzina. Na pewno strasznie się o mnie martwią. N-nie zaczęłam nawet jeszcze dobrze żyć. Nic nie osiągnęłam.

Nie odzywał się, więc próbowałam dalej:

– M-może nie wyglądam, a-ale m-mam dziecko. Nie mogę zostawić go samego, n-nie poradzi sobie beze...

– Nie masz dziecka.

– C-co? – Zesztywniałam.

– Czuć od ciebie czystość – mruknął. – Nie możesz mieć dziecka.

Poczułam mdłości, mój oddech przyspieszył. Przyłapał mnie na kłamstwie. Co teraz ze mną zrobi? Co...?

Kompletnie spanikowałam i zaczęłam walić pięściami w jego plecy.

– Puszczaj mnie! – wrzasnęłam, rzucając się na prawo ilewo. – Puszczaj!

Szedł dalej, zupełnie niewzruszony uderzeniami. Wierzgnęłam, próbując się wyrwać i trafiłam go kolanem w brzuch. Elias mruknął z niezadowoleniem i ścisnął mnie tak mocno, że zaprzestałam jakichkolwiek ruchów, zbyt przerażona, że zostanę zgnieciona.

Nie chciałam dać się opanować strachowi, ale czułam, jak drżę. Po raz kolejny nie potrafiłam z nim wygrać. Elias skręcił w kolejny ciemny korytarz, a ja rozejrzałam się dookoła. Otaczały nas puste lochy, co dodało mi trochę otuchy. Zaraz jednak przez głowę przebiegła mi myśl, że to dlatego, iż wszystkich więźniów zabito i zaczęłam drżeć jeszcze bardziej.

Spokojnie, tylko spokojnie.

– Wiesz, że to nie twoja wina, że zabraliśmy Abigail z powrotem? – odezwał się Elias.

Zdębiałam.

– C-co?

– W lochu próbowałaś się za nią wstawić. Zrobiłaś to z poczucia winy, że przez ciebie znowu znalazła się w Podziemiu, tak?

Zamaskowany nie widział mojej twarzy, ale chyba musiał czuć, jak bardzo zszokowana byłam, że prowadził ze mną jakąkolwiek rozmowę.

– Za wcześnie się wybudziła, więc i tak musieliśmy zabrać ją z powrotem, nieważne, czy pojawiłabyś się w lesie, czy nie. – Zatrzymał się, opuścił mnie na ziemię i spojrzał w oczy. – To nie twoja wina.

Dziwnie patrzyło się na kogoś, kogo dolna część twarzy była zakryta przez skórzaną maskę. Nie wiedziałam, co miał na celu, mówiąc mi takie rzeczy, ale nie wierzyłam w dobre intencje z jego strony.

Nagle cień za nim się poruszył i zobaczyłam dwa osiodłane konie. Były tak ciemne, że prawie zlewały się z mrokiem panującym w tunelach, lecz mimo braku światła ich kopyta i oczy jaśniały blaskiem złota. Cofnęłam się o krok. To nie były normalne zwierzęta.

– Co... ­– Wskazałam na wyjątkowo przerażające oczy, które wyglądały jak płynne złoto. – Co jest z nimi nie tak?

Elias przekrzywił głowę.

– Zostały stworzone ze złota.

– Słucham? – pisnęłam.

To było dla mnie za dużo. Nie miałam pojęcia, gdzie się znalazłam, a „Podziemie" za dużo mi nie mówiło. Ale te konie? Porwała mnie jakaś banda szaleńców. Nie mogłam przebywać tu ani chwili dłużej.

Cofnęłam się o kolejne kroki, na co zamaskowany uniósł brew.

– Zamierzasz uciekać?

Serce obijało mi się boleśnie o żebra, a panika coraz szybciej płynęła w żyłach. Zachowywałam się irracjonalnie, bo doskonale wiedziałam, że nie dam rady uciec Eliasowi, ale czułam, że sekunda dłużej w tym miejscu, a oszaleję.

Odwróciłam się i pobiegłam. Poruszałam się tak szybko, że moje stopy prawie nie dotykały ziemi, ale to nie wystarczyło. Zobaczyłam, jak po mojej prawej mignęła postać, po czym Elias pojawił się tuż przede mną. Krzyknęłam przerażona, nogi ugięły się pode mną. Zamaskowany wykonał jeden błyskawiczny ruch.

Zostałam uderzona w bok głowy i powitała mnie ciemność straszniejsza niż w lochu.

***

Ktoś mnie podtrzymywał. Głowa, jak i całe ciało, podskakiwały mi w równym rytmie, wysyłając do mózgu igły bólu. Siedziałam na koniu, a dłonie odziane w skórzane rękawiczki trzymały mnie, abym nie spadła.

Nie widziałam, czy zamaskowany zorientował się, że się obudziłam, ale starałam się nie zesztywnieć i pozostać rozluźnioną. Nie chciałam, żeby znowu pozbawił mnie przytomności. Musiałam dowiedzieć się, gdzie byłam.

Koń skręcił i przyspieszył, przez co żołądek podjechał mi do gardła. Zmrużyłam oczy na nagłą jasność i z szoku prawie wydałam się przed Eliasem. Wyjechaliśmy z tunelów, a sceneria zupełnie się zmieniła. Nie otaczała nas już ziemia, lecz przestrzeń i niebo. Sądziłam, że znajdowaliśmy się pod ziemią, a jednak widziałam chmury oraz słońce. Nie mogłam się powstrzymać i lekko zaciągnęłam się świeżym powietrzem.

W niedalekiej odległości widniała wielka stadnina z białymi kolumnami zwieńczonymi złotymi wzorami. Wokół kręcili się ludzie, każdy zajęty czymś innym. Jedni czyścili konie, drudzy jeździli na nich na odgrodzonym terenie, a jeszcze kolejni przenosili uzdy i siodła. Wielu z nich nosiło taki sam skórzany strój jak Elias.

Czyżbym przez przypadek znalazła się w jakieś bazie wojskowej? Może rząd porywał ludzi i przeprowadzał na nich eksperymenty? W filmach czasami tak się działo.

Nieświadomie zaczęłam kręcić się z niepokoju i Elias musiał wyczuć we mnie zmianę. Zanim się zorientowałam, poczułam piekielnie mocne uderzenie.

Oczy uciekły mi w głąb czaszki i na chwilę przestałam istnieć.

***

Pod moje powieki wdarło się ciepłe światło, a w głowie eksplodował ból. Jęknęłam i przewróciłam się na bok, pragnąc znaleźć się jak najdalej od złotej poświaty, jednak przytrzymały mnie silne ręce.

– Obiecuję, że ból zaraz minie.

Kojący głos sprawił, że oprzytomniałam. Otworzyłam oczy akurat w momencie, gdy światło zniknęło i mój wzrok padł prosto na złote tęczówki. Kobieta, która się nade mną pochylała, miała promienną twarz, a włosy koloru cynamonowego brązu spływały falami wokół jej drobnej buzi.

– Eliasa trochę poniosło. – Uśmiechnęła się przepraszająco. – Miałaś obrzęk i małe pęknięcie w czaszce, więc musiałam je naprawić, wybacz.

Odetchnęłam płytko i w panice odsunęłam się od kobiety, przypominając sobie wszystko, co wydarzyło się w ostatnich godzinach. Nie miałam pojęcia, z kim mam do czynienia i przeraźliwie się bałam.

Kobieta wstała, a ja szybko rozejrzałam się po wnętrzu. Po środku pokoju zauważyłam dwa różowe welurowe siedziska, między którymi stał szklany stolik z owocami, filiżanką i dzbankiem. W rogu pokoju znajdowała się biała toaletka z olbrzymim lustrem. W pomieszczeniu brakowało okien – otaczały nas jedynie gołe ściany.

– Gdzie... jestem? – wykrztusiłam, zatrzymując spojrzenie na kobiecie.

– Do łazienki. – Wskazała na jedne z dwóch drzwi w pokoju. – Trzeba doprowadzić cię do porządku.

– Słucham?

Kiedy się nie ruszyłam, złapała mnie za ramiona i zmusiła do wstania z łóżka. Próbowałam się jej wyrwać, ale siłą zaciągnęła mnie do łazienki. Odepchnęłam ją i dysząc ciężko, patrzyłam na nią w niedowierzaniu. Była ode mnie sporo wyższa, ale podobnej postury, jednak siłą dorównywała kulturyście.

– Muszę naszykować cię na ucztę – powiedziała, jakby to wszystko tłumaczyło.

Zaraz jednak mnie olśniło i dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. Uczta. Karmienie. Czy oni... Czy oni chcieli mnie zjeść?

Niespodziewanie, kobieta złapała za brzeg mojej bluzy, a następnie próbowała ją ściągnąć. Odepchnęłam jej ręce i odsunęłam się, otulając się ramionami. Zmarszczyła brwi, ale po raz drugi spróbowała pozbyć się ubrania.

– Przestań! – wrzasnęłam, ponownie się oddalając.
           
– To ty przestań – odparowała i wzięła się pod boki. – Nie możesz pójść brudna na ucztę. Tak nie wypada.
           
– Nie dam się zjeść!

Kobieta przewróciła oczami i po raz trzeci chciała się do mnie dobrać. Tym razem odepchnęłam ją mocnej. Nie sądziłam, że tak łatwo mi pójdzie, w końcu bez problemu zaciągnęła mnie do łazienki, ale nie wyglądała, jakby chciała walczyć.
­           
– Dopóki mi wszystkiego nie powiesz, nigdzie się nie ruszę – zagroziłam trzęsącym głosem, licząc na to, że groźba podziała.
           
– Dobra. – Kobieta westchnęła i usiadła na skraju wanny wypełnionej gorącą wodą. – Co chcesz wiedzieć?
           
Chciała rozmawiać. Świetnie. Musiałam to wykorzystać.
           
– Gdzie jestem?
           
– Aktualnie... – Przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się. – W łazience.

Zacisnęłam pięści i powstrzymałam łzy goryczy wraz z chęcią wepchnięcia jej do tej cholernej wanny.
           
– Czemu się tutaj znalazłam?
           
– Ponieważ mam cię przygotować na ucztę. Mówiłam ci, pamiętasz?

– Nie. – Zaczęłam kręcić głową. – Nie pozwolę się zjeść. Nie...

– Nikt cię nie zje – odezwała się łagodnie.

Zaskoczona, spojrzałam w jej przerażające oczy.

– Więc czemu mnie tutaj trzymacie? Czemu mnie porwaliście?

– Sama nie wiem, co się dzieje i dlaczego masz zjawić się na uczcie. Otrzymałam rozkaz i muszę go wykonać, więc jeśli byś współpracowała, nam obu byłoby łatwiej. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej wrócisz na Powierzchnię.

– Powierzchnię? – Zmarszczyłam brwi. – Przecież widziałam niebo i słońce, i...

– Posłuchaj – przerwała mi. – Wszystko ci powiem, ale najpierw się umyj, dobra? Śmierdzisz niemiłosiernie. – Zmarszczyła nos.

Chciałam się z nią sprzeczać, ale pomyślałam, że to była idealna okazja do znalezienia broni.

– Możesz wyjść. – Popatrzyłam jej prosto w oczy, nie chcąc okazywać strachu. – Umiem się umyć.
           
Posłała mi niepewne spojrzenie, ale końcu dała za wygraną.
           
– Zrobisz coś głupiego, a będzie po tobie, rozumiemy się?
           
Nie odpowiedziałam, tylko zaczęłam się rozbierać. Kobieta uśmiechnęła się pod nosem, po czym wstała i minęła mnie, wychodząc. Jak tylko zostałam sama, ogarnęła mnie tak wielka ulga, że prawie upadłam na podłogę. Kolana drżały mi tak bardzo, że nie wiedziałam, jak udawało mi się utrzymać na nogach.

Dałam sobie kilka chwil na wytchnienie i wzięcie się w garść, po czym zaczęłam działać. Odkręciłam wodę pod prysznicem, żeby zagłuszyła dźwięki, a następnie zaczęłam szukać broni. Musiałam coś znaleźć. Chciałam przestać być bezbronna choć w najmniejszym stopniu.

Przeszukałam szafkę pod zlewem, komodę koło prysznica i znalazłam zupełnie nic. Jedyną bronią mógł być szampon lub mydło. Nie było nawet szczoteczki do zębów, ani krzesła, z którego mogłabym oderwać nogę i użyć przeciwko kobiecie.
           
A nawet gdybym znalazła cokolwiek, czym mogłabym ją zaatakować, nie wiedziałam, co miałabym zrobić dalej. Krążyłabym po korytarzach, aż znalazła wyjście?
           
Moje rozmyślania przerwał głos dochodzący zza drzwi:
           
– Co ty tam tak długo robisz?
           
Cholera. Jeśli nie miałam broni, nie mogłam dać się przyłapać.
           
– Kąpię się! – odkrzyknęłam, mając nadzieję, że nie wejdzie.

Zrzuciłam ubranie w ekspresowym tempie, po czym wskoczyłam pod prysznic, ignorując wannę wypełnioną wodą. Spięte mięśnie z ulgą powitały gorący strumień i choć ciało błagało o dłuższą kąpiel, po trzech minutach już wycierałam się ręcznikiem.

Z niesmakiem spojrzałam na swoje brudne ubrania. Nie chciałam ich zakładać, ale jeszcze bardziej nie chciałam zakładać niczego, co ona dla mnie przyszykowała.

Odrzuciłam bieliznę na bok i zaczęłam wciągać dresy, kiedy drzwi łazienki otworzyły się z hukiem. Do środka wparowała kobieta z czarną sukienką w dłoni. Rzuciła mi ją, ale zrobiłam unik i wróciłam do swoich ciuchów.

– Załóż suknię – rozkazała.

Patrzyłam na nią w milczeniu.

– Dlaczego tak to utrudniasz? – spytała z prawdziwym zaciekawieniem. – Po uczcie prawdopodobnie zostaniesz wypuszczona do domu i zapomnisz o wszystkim, co cię tu spotkało. Musisz wytrzymać jeszcze chwilę i będzie po sprawie.

– Czemu miałabym ci wierzyć?

– A czemu nie? – Wzruszyła ramionami. – Dałam ci się wykąpać i nawet poszperać po szafkach.

Cholera, słyszała mnie.

– Do niczego cię jeszcze nie zmusiłam, krzywda też ci się nie dzieje.

Przymknęłam na moment powieki, myśląc intensywnie. Zostając tutaj i kłócąc się z nią, niczego bym nie osiągnęła. I tak musiałabym pójść na ucztę, bo moje zdanie nikogo nie obchodziło. Mogłam zaakceptować nieuniknione i zaufać, że kobieta mówi prawdę – przetrwać ucztę i wrócić do domu.

– Okej – powiedziałam cicho, zrezygnowana.

Kobieta sięgnęła po delikatny materiał i pomogła mi założyć suknię, po czym podała czarne szpilki. Nie miałam pojęcia, skąd znała mój rozmiar, ale nie zamierzałam w to wnikać. Skupiałam się tylko na jednej myśli – powrót do rodziny.

Złotooka zaprowadziła mnie do toaletki i usadziła przed lustrem, przez co mimowolnie przyjrzałam się swojemu odbiciu. Nie przypominałam siebie, z przerażeniem w oczach i wycieńczeniem malującym się na twarzy.

Odwróciłam od siebie wzrok i spytałam:

– Co stało się z Abigail?

Kobieta skupiła się na rozczesywaniu moich włosów.

– Tak samo jak ty, czeka na powrót na Powierzchnię.

– Będzie na uczcie?

– Nie wiem.

Zignorowałam uczucie niepokoju i zadałam kolejne pytanie:

– Jaki mamy dzień tygodnia?
           
– Sobota. – Na widok moich zmarszczonych brwi dodała: –  To cały czas ten sam dzień. Dochodzi dwudziesta.
           
Zamknęłam oczy. Miałam wrażenie, jakby minęło o wiele więcej czasu, a okazało się, że mój horror rozgrywał się zaledwie jeden dzień. Przebywałam tutaj tak krótko, a czułam się jakbym spędziła wieczność.

A to jeszcze nie był koniec.

Bałam się.

Bałam się, że kobieta kłamie w sprawie Abigail. Bałam się, że ją zabito i ze mną zrobią to samo. Bałam się, że już nigdy się stąd nie wydostanę.

Kobieta wysuszyła mi włosy i ułożyła w delikatne fale, a następnie zajęła się makijażem. Kiedy skończyła, ponownie spojrzałam w lustro. W moich ciemnozielonych oczach gasł błysk, pełne wargi drżały, gdy próbowałam przygotować się na nieuniknione, a róż na policzkach nie zdołał zamaskować bladości cery.

– No – powiedziała po ostatnim muśnięciu szminki. – Jesteś gotowa.
           
Wcale się tak nie czułam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro