4.1. Lazarówka cz.1
Po śniadaniu Marszałek poinstruował Małgorzatę, jak ma postępować podczas jego nieobecności. Schował co ważniejsze dokumenty do sejfu i zamknął swój gabinet na siedem spustów. Wiedział, iż ludzie działający na korzyść Sądu z pewnością skorzystają z okazji i będą węszyć wszędzie, gdzie tylko się da. Nie mógł więc pozwolić, by tajne akta dostały się w ich obślizgłe, brudne od korupcji łapy, zaś niemożliwością było zabranie wszystkich grubych teczek ze sobą. Co gorsza, szpiedzy mogli zagrażać bezpieczeństwu gosposi, toteż zostawił kobiecie do samoobrony niewielki pistolet, chociaż ta i tak trzymała dubeltówkę i kilka granatów pod łóżkiem. Tak na wszelki wypadek.
Oprócz sukienki, którą miała na sobie, Heidi nie posiadała nic. Dlatego też, do pożyczonej torby listonoszki spakowała jedynie bieliznę na zmianę i otrzymane od Małgorzaty książki
kucharskie. Wzuła stary i za duży na nią kożuszek, skombinowany przez panią Szulc od wyrośniętej córki sąsiadki wraz z za dużymi o kilka rozmiarów wiązanymi kozakami i beretem. Niestety, na tamtą chwilę nie łatwo było naprędce znaleźć lepsze ubranie. Czuła się w nim niekomfortowo, bo nawet na grzyby ubierała się lepiej. Erna skrupulatnie pilnowała, by zawsze prezentowała się nienagannie zgodnie z dworską etykietą, zaś każde ubranie szyto dla niej na miarę w domu towarowym „Loewenthal" przy ulicy Wodnej 22.
Edward przed wyjściem naciągnął spodnie od garnituru na bryczesy i przywdział długi płaszcz, postawił kołnierz, a włosy skrył pod kaszkietem. Chwycił w dłoń skórzany kufer i stanął gotowy do drogi.
– Kazałem panu Piotrowi zaparkować auto w jednej z bocznych uliczek, by nie wzbudzać podejrzeń – wyjaśnił, gdy wraz z Heidi wyszli z kamienicy od strony podwórza. – Musimy wtopić się w tłum.
Wmieszali się między mieszkańców Wolnego Miasta i ruszyli przez Długi Rynek. Mężczyzna prowadził dziewczynę pod ramię. Sprawiali wrażenie, jakby byli ojcem i córką. Gdy mijali fontannę, wykuta w kamieniu kobieta spojrzała na Heidi tym samym, pełnym współczucia, smutnym i przenikliwym spojrzeniem co Lazare w klasztorze. W jej smutku i samotności odnalazła siebie.
– To Jurata, królowa Bałtyku... – wyjaśnił Edward, dostrzegłszy fascynację dziewczyny fontanną. – Zakochała się w śmiertelnym rybaku Kastytisie, za co estyjski bóg piorunów srodze ich ukarał. Kastytis zginął rażony piorunem, zaś Jurata została przykuta do morskiego dna łańcuchami, a jej pałac z bursztynu zburzono...
Heidi to imię wydawało się dziwnie znajome, jakby z odległej powieści lub bajki.
– Ponoć czasem rybacy wciąż słyszą płacz boginki... A śmiałkowie po dziś dzień poszukują jantarowej korony skuszeni historiami o niezwykłych mocach...
***
Alina siedziała skryta przed ludzkim okiem na krawężniku tuż przed Dworcem Głównym. Był to majestatyczny budynek z czerwonej, przeplatanej jasnym piaskowcem, cegły, którego najbardziej charakterystyczny element stanowiła wysoka wieża z zegarem. I tylko ten zegar powstrzymywał ją od zatracenia w czasoprzestrzeni. Zastanawiała się nad tym, co takiego zaszło między Danielą a Marszałkiem, że kobieta na sam wydźwięk jego imienia przeistaczała się w sztorm mogący kruszyć klify i topić okręty? Czy ten elegancki i dobrze wychowany mężczyzna był w stanie skrzywdzić Danielę, a jeśli tak, to w jaki sposób? Raczej nie darzyłaby go taką nienawiścią, gdyby połamał jej w dzieciństwie kredki albo odciął podczas końskich zalotów warkocza. Musiała zdecydowanie bliżej przyjrzeć się Edwardowi i poprowadzić drugie, prywatne śledztwo.
Niespodziewanie wpadł na nią spieszący się na odjeżdżający pociąg przechodzień. Roztargniony jegomość wywinął potężnego orła i upadł na śnieg, nie do końca rozumiejąc, co się właśnie wydarzyło. Przecież był święcie przekonany, że nic nie stało na jego drodze, gdy przekraczał jezdnię i wchodził na chodnik. Alina wstała, aby upewnić się, czy nic mu się nie stało. Postanowiła nie ukazywać się obcemu. Tylko ślady butów na śniegu i ledwie widoczny kłębek szadzi zdradzały obecność dziewczyny.
– Proszę uważać, dzisiaj jest wyjątkowo ślisko! – Nad przechodniem pochyliła się elegancka dama z niewielką walizeczką.
Dalszej części rozmowy Alina nie usłyszała, gdyż w tym samym czas pod dworzec zajechał czarny automobil. Tego dnia minęło ją już wiele takich pojazdów, jednak coś podpowiadało jej, że to właśnie ten, na który czekała. Intuicja i tym razem się nie myliła. Na miejscu kierowcy siedział incognito Marszałek, zaś miejsce pasażera obok niego zajęła Heidi. Nie zwlekając ani chwili dłużej, otrzepała naprędce buty, by nie brudzić nieskalanego brudem wnętrza samochodu i usiadła za kierowcą.
– Dzień dobry! – przywitała się, powróciwszy z niewidzialnego świata mgły.
Heidi z szeroko otwartymi oczami odwróciła powoli głowę w stronę Dodoli i nieznacznie rozchyliła wiśniowe wargi. Nie powiedziała jednak żadnego słowa.
– Witaj, Alino. Straszne dzisiaj przeciągi, nieprawdaż? – zażartował Archanielewski. Zerkając w boczne lusterko. Ostrożnie włączył się do ruchu.
– Straszne.... – mruknęła Alina. Nie miała w ogóle nastroju na dowcipkowanie. Nie w tym miejscu i nie z tym człowiekiem. – Ale nie powie pan nikomu, że naginam zakaz? – upewniła się podejrzliwie.
– Inaczej w ogóle by cię tu nie było... – Mężczyzna zerknął w tylne lusterko i zamrugał do niej porozumiewawczo. – Tak właściwie to jestem pod wrażeniem tego, jak w ogóle udało ci się opanować te zdolności pomimo naznaczenia...
Naznaczeniem nazywano skonstruowaną przed laty pieczęć nanoszoną na nowo narodzone chały i ażdachy, by powstrzymać je od korzystania ze swoich mocy. Już w chwili swoich urodzeń, Alina została wpisana do rejestru, niczym przedstawiciel gatunku, który należy kontrolować i kolczykować jak bydło. A to wszystko dlatego, że przed ponad stu laty pobratymców Dodoli uznano za zbyt niebezpiecznych, by mogli swobodnie korzystać z nadprzyrodzonych darów. Co poniektórym udawało się co najwyżej niezauważenie utworzyć wir powietrzny wśród jesiennych liści, choć i tak wiązało się to z bólem porównywalnym do płonięcia żywcem.
– Mój znak musiał osłabnąć po tamtym wypadku. Po prostu któregoś razu, kiedy leżałam połamana w łóżku, kichnęłam... I zniknęłam we mgle... Babka, pielęgniarka i cała służba szukali mnie kilka godzin...
Alina nagle zamilkła, ujrzawszy przybliżający się ku niej budynek poczty. Na samą myśl, że zaraz dołączy do nich Ekchart poczuła mdłości. Nigdy wcześniej nie wydawały się aż tak nieprzyjemne.
W tym samym czasie Eckhart przeniósł wzrok z jedzących jego śniadaniową kanapkę gołębi w kierunku warkotu silnika czarnego automobilu. Wsiadł do środka, upewnił się, czy to dobry samochód i usiadł pod oknem za Heidi.
– Dzień dobry... – wymamrotał na powitanie i zerknął z ukosa na Alinę.
Przez ułamek sekundy ich oczy się spotkały. Odwrócił więc prędko wzrok i przytulił policzek do chłodnej szyby. Ona zrobiła to samo.
***
Zdjąwszy dla wygody buty i podkuliwszy nogi, Heidi przyglądała się dziwnemu zimowemu światu za oknem samochodu. Z czasem stare kamieniczki ustąpiły miejsca kolejnym mostom łączącym ze sobą nieskończoną ilość geometrycznych wysepek wypełnionych krytymi strzechą chatami i polami. Wspólnie tworzyły malowniczą, bajkową scenerię krainy z lukru i marcepanu.
– Myślałem, że Heidi ma zakaz opuszczania miasta – odezwał się po długim milczeniu Eckhart.
– Dobrze się składa, że akurat wczoraj włączyłem Lazarówkę w granice miasta – odparł Marszałek, nie odrywając wzroku od jezdni, choć w promieniu kilkuset metrów nie było żywego ducha. Prowadził w nieustannym skupieniu, z obiema dłońmi na kierownicy.
W końcu spomiędzy krzewów i drzew wyłoniła się ogromna kuta brama, prowadząca do posiadłości od pokoleń należącej do rodziny Edwarda. Za nią na wzgórzu stał duży szlachecki dworek. Jego dach krył gont, zaś zielonkawe okiennice pokrywały ludowe wzory, lelije, tulipany i serca.
Tuż naprzeciwko drzwi stała okrągła rabata, otaczająca kręgiem bukszpanu i przykrytych śniegiem pomarłych kwiatów pomnik Lazare, tęsknym wzrokiem wypatrującego Aštery. Wokół roztaczał się park, a w nim znajdował się skuty lodem staw i drewniany pomost. Gdy tylko Marszałek wysiadł z samochodu, wspomnienia odżyły w pamięci niczym akwarelowe pejzaże. Wspomniał letnie wakacje spędzone na jeździe konnej i łowieniu ryb wraz z ojcem, podwieczorki na werandzie z matką, gdy popijając herbatę z porcelanowej filiżanki w niebieskie tulipany, haftowała albo czytała książkę oraz krwiste zachody przy ognisku, dym pachnący nagrzanym słońcem igliwiem, towarzyszącą temu arię tysiąca świerszczy i żab.
Heidi w pośpiechu z powrotem założyła kozaki. Schowała dłonie w kieszenie i rozejrzała się wokół. Posiadłość zdawała się być tak samo osamotniona jak jej właściciel. Edward otworzył przed nią frontowe drzwi, po czym przepuścił dziewczęta przodem. Alina, przekroczywszy próg, od razu się przygarbiła, pocierając przedramiona dłońmi.
– Zimno tu... – stwierdziła, a jej oddech uleciał w eter w obłoku pary.
– Ale za to jak czysto... – mruknęła Heidi i przejechał palcem po stojącej w przestrzennym przedpokoju komodzie.
– Podczas mojej nieobecności cały czas przebywała tu służba. Dopiero wczoraj wieczorem oddelegowałem wszystkich do domu. Przez ten tydzień będziemy musieli radzić sobie sami – oświadczył Edward.
Z hukiem postawił walizki na podłodze i od razu skierował się do pokoju dziennego, by napalić w przepięknie zdobionym piecu kaflowym. Drewno na opał zostało już ówcześnie przygotowane, więc nie pozostało mu nic więcej, jak tylko rozpalić ogień.
– Rozgośćcie się, wybierzcie sobie pokój i równo o drugiej widzimy się w moim gabinecie. Nie ma czasu do stracenia, musimy zacząć działać już teraz.
Alina pochwyciła swój kuferek i nieśpiesznie ruszyła zwiedzać dom. Sypialnie oddzielał od siebie szeroki korytarz oraz pokoje przejściowe: biblioteczka czy jadalnia. W każdym kącie stała jakaś dekoracja, czy to drewniany stoliczek, czy regał z książkami, czy marmurowa rzeźba. Ściany pokrywała zdobiona w złote wzory kremowa tapeta, gdzieniegdzie skryta za portretami ważnych osobistości, bohaterów narodowych, przodków i najbliższej rodziny Marszałka, a także oryginalne obrazy znanych malarzy oraz drogie gobeliny. W końcu Archanielewski ponoć pochodził w linii prostej od książąt pomorskich – założycieli Gdanii.
Dodola czuła duszę budynku pomimo jego bogato urządzonego wnętrza. Jej rodzinna kamienica przypominała bardziej muzeum z żywym eksponatem w postaci Eleonory, niż lokum mieszkalne. Kierowana intuicją, zdecydowała się zająć pokój z widokiem na staw. Musiał niegdyś to jakiejś kobiety, gdyż na stoliku nocnym leżał tamborek z niedokończoną kwiatową kompozycją. Nie było w nim też żadnej broni, szabli, strzelb i sztucerów świadczących o pasjach właścicieli poprzednich sypialni.
Eckhart krążył od pokoju do pokoju, nie dlatego, że wybrzydzał, lecz z czystej ciekawości. Archanielewski w swoich opowieściach często wspominał mu o dworku w Lazarówce, lecz nigdy wcześniej nie miał tej przyjemności osobiście odwiedzić kolebkę głowy narodu. Miejsce to napełniało go duchem patriotyzmu i zadumą. Gdy przekroczył próg kolejnej sypialni, ujrzał opartą dłońmi o parapet Alinę. W zamyśleniu spoglądała na zimowy pejzaż. Na widok rudej kitu, początkowo chciał się dyskretnie wycofać, jednak za późno. Dodola wyczuła obecność drugiej osoby i odwróciła się ku niemu. Nic nie powiedziała. Na usta dziewczyny wstąpił jedynie przelotny uśmiech. On sam zgłupiał, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu zebrał się w sobie, odchrząknął i przemówił:
– Pokój obok ciebie jest wolny?
– Jeśli nie zadomowiły się w nim myszy to
zapewne tak – odparła rozbawiona.
– Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli zostanę twoim sąsiadem? – Słowa te z trudem przecisnęły się przez gulę wyrosłą w gardle chłopaka.
– Jeśli nie chrapiesz.
– Raczej nie. A ty? Chrapiesz?
– To dobrze. Również nie...
– Będę już szedł. Do zobaczenia. Jak coś będę za ścianą. Albo w stajni... Do potem! Pa!
Czując, że niemal zaczyna się dusić, Eckhart prawie że wybiegł z pokoju Aliny i zamknął się na klucz w swojej spontanicznie wybranej sypialni. Zdjął oficerki i padł na łóżko bez życia.
– Dureń... – wycedził przez zęby z pretensją do samego siebie.
– Głupia... – mruknęła zażenowana swoją postawą Alina, osunąwszy się na parapet.
***
Heidi została z Marszałkiem, podążając za nim krok w krok niczym ponura zjawa porzuconego dziecka.
– Nie chcesz wybrać sobie pokoju? – zapytał mężczyzna, powoli urządzając w gabinecie sztab główny.
Pośrodku stanęły dwie tablice, jedna korkowa, druga szkolna, zaś w pogotowiu czekały mapy i wszelakie dokumenty dotyczące sprawy morderczyni z Aszterogradu. Ciężkie firany zostały szczelnie zaciągnięte, by nawet słońce nie dowiedziało się o celu ich obrad.
Siedząca na brzegu biurka dziewczyna pokiwała przecząco głową. Wymachiwała nogami jak małe dziecko, z zafascynowaniem czytając książkę kucharską Małgorzaty.
– Dlaczego? – padło kolejne pytanie.
Z obojętnością wzruszyła ramionami, gdyż sama nie potrafiła uzasadnić swojej decyzji. Odczuwała bliskość Edwarda jako gwarancję bezpieczeństwa, lecz nie zamierzała wprost tego mówić.
Równo o drugiej, gdy tylko kukułka z zegara schowała się w swojej tajemniczej dziupli, rozpoczęły się pierwsze obrady. W tle cicho przygrywał gramofon. Marszałek stanął przy tablicach, gotów do poprowadzenia spotkania. Zza pleców mężczyzny nieśmiało wychylała się Heidi z książką kucharską pod pachą. Otrzymawszy pozwolenie, by usiąść, Eckhart z dumą zasiadł za maszyną do pisania, rozgrzewając palce przed pracą, zaś Alina po raz setny przetasowywała pożyczone na wieczne nieoddanie akta.
– A więc czas rozpocząć śledztwo mające na celu udowodnienie niewinności Heidi. Naszym podstawowym zadaniem jest zebranie dowodów przeciwko niekompetencji Sądu Najwyższego oraz przedstawienie prawdziwego przebiegu zdarzeń. Przede wszystkim przewiduje co najmniej trzy scenariusze, na każdy z nich musimy być gotowi, gdyż Sędzia Najwyższy za wszelką cenę będzie szukał dziury w całym. Pierwszy: Heidi zostanie uznana za szpiega, za co może grozić jej kara śmierci. Drugi: Sąd Najwyższy uzna ją za groźną psychopatkę, za co również grozi rozstrzelanie lub szubienica. I trzeci: Sąd przypisze Heidi odpowiedzialność za wszystkie wybuchy. Zarówno w przypadku stwierdzenia jej zdolności do kontrolowania tego, jak i jej braku, Heidi dalej grozi niebezpieczeństwo...
– Myślę, że warto by było powtórzyć przesłuchanie Heidi w normalnych warunkach – zasugerowała Alina. – Wszyscy znamy metody przesłuchiwania Sądu Najwyższego. Poprzednie zeznania mogły zostać zmanipulowane torturami oraz przemocą psychiczną.
– Racja – przytaknął Edward. – Heidi, wiem, że to dla ciebie trudne, ale czy zdołałabyś opowiedzieć nam swoją historię na nowo?
Dziewczyna zawahała się. Nie wiedziała, czy zdoła odróżnić prawdę od wpojonych umysłowi kłamstw. A skoro całe jej dotychczasowe życie było fałszem, to co było prawdą a co nie?
– Mogę prosić o papierosa? – powiedziała w końcu nieśmiało.
Usiadła w fotelu przy biurku, łapczywie zaciągając się dymem. Najlepiej poprosiłaby jeszcze o filiżankę Kaffee albo Tee, ale nie chciała być bezczelna.
– A więc tak, jak już powtarzałam z tysiąc razy: straciłam przytomność po drugiej stronie mostu... Nie pamiętam, jak to się stało. Gdy się ocknęłam, znajdowałam się już w Krainie Bogów... – objaśniła łopatologicznie w rytm stukania klawiszy maszyny. – Była okropna burza, a olbrzymy ciągnęły chmury na sznurach...
– Pamiętasz kto cię znalazł? – spytała Alina, a następnie podeszła do mapy z garścią szpilek.
– Jacyś wieśniacy.
– Pamiętasz może, gdzie to było?
– Nie do końca, Sala... Salamandrowo... – Próbowała sobie przypomnieć Heidi.
– Nowa Salamandrowa – odgadnął Eckhart.
Alina odszukała wzrokiem nazwę miejscowości i wbiła w nią pierwszą szpilkę.
– Możesz powiedzieć mi, co było potem? – Dodola starała się nie sugerować Heidi odpowiedzi, zamiast tego dążyła do pozyskania całkowicie obiektywnej wersji wydarzeń.
– Zanim dopiłam herbatę, zjawiło się wojsko i mnie zabrali. Do Aszterogradu jak mniemam. Uznali mnie za szpiega z kraju, w którym nigdy nie byłam, bo mówiłam, jak wy to nazywacie, po stormlandzku... Przesłuchiwali godzinami, bez jedzenia, picia, snu... Wsadzali mi głowę do wiadra z wodą i podtapiali. Przypalali papierosami. Kopali i stawali na palcach. Rozebrali do naga i oblewali lodowatą wodą. A gdy to nie pomogło, zabrali mnie nad gdanisko. Potem w końcu wtrącili mnie do celi, nazwali mordercą i czarownicą... I jeszcze raz skopali...
Heidi uniosła głowę i spojrzała na Alinę wielkimi, pełnymi głębokiego strachu oczami, jakby szukając u niej rozgrzeszenia.
I nie było w nich ani śladu dawnej Heidi, gdyż tamta ukryła się gdzieś głęboko w duszy dziewczyny, by wciąż pozostać niewinnym dzieckiem, jakim zawsze była. I by jedna pozostała szczęśliwa poprzez odcięcie się od wszystkich traumatycznych wydarzeń i wyparcie ich z pamięci, druga musiała nosić cały ciężar na swoich barkach.
– Jeśli chcesz przerwać, w porządku – zapewnił Edward, kładąc swoją ciepłą dłoń na drżącym barku von Balk.
– Nie, nie zostało już dużo... – stwierdziła Heidi i jednym dreszczem ogarniającym całe ciało strząsnęła z siebie lęk. – Gdy przesłuchanie się skończyło, jakoś zasnęłam wykończona płaczem. Zawsze jak długo płaczę, to dostaję gorączki i śpię jak zabita. A potem rozległ się huk wybuchu.
– Ten huk, rozległ się blisko, czy daleko?
– Nade mną.
– Przypominał fajerwerki, wybuch bomby?
– Jak potężny grom z nieba.
– A ten człowiek, którego rzekomo zabiłaś?
– Nikogo nie zabiłam, a na pewno, nie celowo... Co najwyżej szkło od pękniętej żarówki wbiło mu się niechcący w tętnicę szyjną. Ale ja wtedy miałam związane ręce, a żarówka eksplodowała sama z siebie, tak samo jak wczoraj... Niezaprzeczalnie macie tu wyraźne problemy z elektryką...
– Tyle mi wystarczy na dziś. Panie Marszałku, proszę o pozwolenie na udanie się jutro do Aszterogradu, by ponownie przebadać teren. Jeśli moje podejrzenia się potwierdzą, zyskamy bardzo ważny dowód w sprawie.
– Dobrze. Eckhart zawiezie cię tam jutro rano moim samochodem.
– Ja?! – Niemal wykrzyknął chłopak, z wrażenia naciskając kilka przypadkowych liter.
– Nie powinniśmy gdziekolwiek ruszać się bez wsparcia, szczególnie teraz, gdy trwa śledztwo. Będziesz ją zabezpieczał. Prędzej czy później Sąd dowie się o całym przedsięwzięciu, jednak możemy przedłużyć to w czasie. Pojedziecie tam pod pretekstem nadzoru odbudowy przed wznowieniem prac na wiosnę. Zamek w Aszterogradzie to ważny zabytek, mimo że to relikt kultury naszych dawnych najeźdźców. Nic więc dziwnego, że będę chciał, by moi ludzie osobiście zobaczyli postęp prac. Sam jestem przecież niezwykle zajęty – oznajmił Edward i uśmiechnął się tajemniczo. – Ja w międzyczasie przestudiuję z Heidi starsze przypadki. A wybuch w Krynicy zostawiam wam. Dobrze by było, żebyście porównali ze sobą oba te miejsca. Jutro wieczorem omówimy nasze odkrycia. A teraz zapraszam was wszystkich na obiad! Heidi przygotowała dla nas coś specjalnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro