Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. (Nie)winna

Heidi ciągnięto siłą w nieznanym kierunku. Wiedziała jedynie, że z pewnością znajduje się w miejskich kanałach, o czym świadczyła sięgająca wysokości łydek błotnista woda, której walorom zapachowym daleko było do perfum. Heidi co jakiś czas próbowała się wyrwać. Wtedy natychmiast silne łapy oprychów zaciskały się ciaśniej na ramionach.

– Scheibenkleister – przeklęła pod nosem, gdy przy dziesiątej próbie ucieczki, przytknięto jej pistolet do potylicy.

Zdała sobie wtedy sprawę, że żarty właśnie się skończyły. Nie miała pojęcia, gdzie ją prowadzą ani co tam czeka. Rozprawa pewnie już się rozpoczęła. Czas grał na niekorzyść. Narastała w niej niepohamowana frustracja, tak samo silna jak ta, gdy została niesłusznie oskarżona o szpiegostwo i poddana torturom. Nienawidziła tych ludzi całą swoją duszą za wszystko co jej zrobili. W głowie Heidi majaczył się obraz samej siebie z czasów, gdy jeszcze mieszkała w Ilfing, a jedyną troskę stanowiły oceny w szkole i to, czy Erna nie dowie się o kolejnych wagarach. Spojrzała w oczy tej niewinnej bezbronnej istocie i tym razem nie zamierzała przyznać, że zawiodła ją po raz kolejny. Nie mogła pozwolić, by ponownie ją skrzywdzili. Jeśli miała zginąć, to tu i teraz, ale na pewno nie bez walki.
Światło latarki trzymanej przez jednego z zamaskowanych mężczyzn nagle zaczęło migać.

– Co jest!? Przecież dzisiaj rano specjalnie wymieniałem w niej baterie... – Zatrzymał się gwałtownie, by przyjrzeć się z bliska usterce.
Już miał rozkręcać obudowę, ale jego ciało przeszył silny prąd. Nagle spięły się wszystkie mięśnie, a oczy rozwarły się szeroko. Serce zatrzymało się, by już nigdy nie zabić. Runął martwy, twarzą prosto w ścieki.

– Cholera jasna, Józek! – wrzasnął drugi mężczyzna. Odruchowo puścił Heidi, by sprawdzić puls swojego towarzysza. Nie miał wątpliwości: mężczyzna właśnie przeniósł swój adres zameldowania na drugą stronę. – Co ty mu zrobiłaś, wiedźmo!? – zwrócił się w stronę von Balk.

Heidi biegła przed siebie z największą prędkością, jaką obdarzył ją łaskawy Lazare i po raz pierwszy w życiu żałowała, że tak często uciekała z zajęć wychowania fizycznego.
Próbował oddać do niej kilka strzałów, jednak w ciemności, jaka zapadła w kanałach, równie dobrze mógłby po prostu rzucić w nią rewolwerem, efekt byłby ten sam. Heidi natomiast zdążyła wymacać po omacku prowadzącą ku górze drabinkę i jakież było jej zdziwienie, gdy po odsunięciu włazu, znów znalazła się na Długim Rynku. Jak gdyby nigdy nic, wychynęła z otchłani, zasunęła za sobą pokrywę i otrzepała płaszczyk, wygładzając dłonią poły. Poprawiła szybko beret na spoconej głowie i spojrzała na zegar na ratuszu.

– Scheibenkleister... –  przeklęła ponownie i popłynęła z tłumem, by za bardzo nie rzucać się w oczy. – Przepraszam, którędy do Sądu Najwyższego? – spytała młodego rikszarza. Starała się zachować jak najbardziej poprawny akcent i za radą Małgorzaty, wyraźnie wymawiać wszystkie r.

– To będzie z jakieś piętnaście minut piechotą w tamtą stronę – wskazał palcem za siebie blondwłosy chłopak z nosem upstrzonym drobnymi piegami.

– Na Lazare, nie mam tyle czasu... – jęknęła. Desperacko rozejrzała się na boki w poszukiwaniu rozwiązania.

– Panienkę to i za ładny uśmiech zabiorę w promocyjnej cenie, bo panienka taka drobniutka, pewnie leciutka jak piórko! – oświadczył rikszarz i uśmiechnął się zawiadacko.

– Dziękuję! – rozpromieniła się i już po chwili gnała w rikszy przez główne ulice Gdanii.

– Heidi!? – wykrzyknął spośród zwartej masy kożuchów i płaszczy Eckhart. Powoli tracił nadzieję, iż ją odnajdzie. Zaczął nawet podejrzewać, że uciekła w obawie przed rozprawą albo, co gorsza, zdezerterowała. Nie mógł momo wszystko pozwolić von Balk wymknąć się z Gdanii, zanim nie porozmawia z nią w cztery oczy o przywieszce z aniołem, nieśmiało wychylającej się zza kołnierza bordowej sukienki. Zbyt dużo wydarzyło się w ostatnim czasie, by przeszłość pozwoliła o sobie zapomnieć, zaś on potrzebował odpowiedzi.

– Wskakuj! – Heidi chwyciła go za chabety i usadowiła obok siebie. – Ten pan zapłaci! – poinformowała przewoźnika. Chłopak wkładał teraz w pedałowanie dwa razy więcej trudu, by nie zwolnić tempa. – Wszystko ci potem wyjaśnię! – oznajmiła. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek aż tak ucieszy się na jego widok.

– Tylko dlaczego śmierdzisz jakbyś wpadła do szamba?

– Niewiele się pomyliłeś, uwierz!

Pod Sądem jeszcze raz podziękowała uprzejmemu rikszarzowi i ukłoniła się nisko.

– Czy panienka byłaby na tyle łaskawa, by zdradzić mi swoje imię? – zapytał przed powrotem do dalszej pracy.

– Heidi! Heidi von Balk! – roześmiała się beztrosko. Przeskakując ze schodka na schodek, pognała ku głównemu wejściu. Zostawiła skonsternowanego przewoźnika samego z kilkoma groszami naprędce wygrzebanymi przez Eckharta z kieszeni kurtki, razem ze starym, połamanym guzikiem.
Do sali rozpraw oboje wpadli niemal w ostatniej chwili. Sędzia miał już wydawać przedwczesny wyrok na niekorzyść oskarżonej.

– No dobrze, ekhem... – mruknął zdezorientowany. – Proszę więc zająć miejsce na ławie oskarżonych! – zarządził, wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu spraw.

Siadając, Heidi zdążyła jeszcze odnaleźć w tłumie zgromadzonych Archanielewskiego i posłała mu szeroki uśmiech. Wielu uznało, że był wręcz nie na miejscu. Ekchart pospiesznie zajął miejsce między Marszałkiem a Aliną, a jego uwagę natychmiast przykuł jegomość siedzący po prawej Sędziego. Był to ten sam elegancik z czarną bródką i wąsikiem z korytarza Archiwum Narodowego. Teraz nawet z daleka, zarówno on jak i Dodola dostrzegli, iż jego oczy były koloru błękitnego błysku poprzedzającego eksplozję. Tkwiło w nich coś tajemniczego i pociągającego, a jednocześnie podejrzanego. Posłali sobie porozumiewawcze spojrzenie. To nie był przypadek.

– Skoro oskarżona Heidi von Balk, ekhem, zjawiła się łaskawie na miejscu, możemy zaczynać...  Otwieram rozprawę przed Sądem Najwyższym. Ekhem, będzie rozpoznawana sprawa Heidi von Balk... W roli reprezentanta oskarżonej stawił się Edward Archanielewski.

– Obecny na sali.

– Czy stawiła się, ekhem, świadek Alina Dodola?

– Obecna.

– Czy stawił się świadek Adam Oruński?

– Adam Oruński, na sali.

Nim Sędzia, głośno krząkając, wymienił całą listę świadków, minęło pierwsze dziesięć minut rozprawy. Co nieliczni z publiczności zdążyli nawet przysnąć.

– Pouczam wszystkich świadków, iż, ekhem, na podstawie prawdy zawartej w Stu Flaszkach: „ten co w sądzie kłamie, temu... ekhem... temu Lazare nos złamie, bo zwykłym jest draniem".  Czy rozumieją państwo treść przykazania?

Wszyscy wywołani zgodnie pokiwali głowami.

– Oskarżoną proszę o ekhem, powstanie. Jak się pani nazywa? Ile ma pani lat? Czym się pani zajmuje i czy była pani już wcześniej karana?

– Jestem Heidi von Balk. Mam osiemnaście lat. Na dzień dzisiejszy nie zajmuję się niczym konkretnym, bo dopiero co wyszłam z więzienia. Głównie to gotuję, na przykład ferkase... – odparła niewinnie Heidi. – Karana byłam. I to często... Prawie codziennie! Za wagary, pyskowanie, podczepianie sanek pod tramwaj, rzucanie leguminą w przechodniów z okien katedry... przeklinanie w towarzystwie... – zaczęła wymieniać ku uciesze rozbawionej gawiedzi.

– Czy za przestępstwa była pani, ekhem, karana? – doprecyzował Sędzia.

– A to nie.

– Dziękuję. Oskarżona może usiąść. Ekhem! Otwieram przewód sądowy. I oddaję głos prokuratorowi generalnemu Stanisławowi Charenzie!

Tajemniczy eleganci powstał z fotelq. Dopiero, gdy w pełni się wyprostował, można było zauważyć jak potężnie był zbudowany. Mimo to, skrojony na miarę grafitowy garnitur prezentował się nienagannie na umięśnionym ciele.

– Oskarżam Heidi von Balk o szpiegostwo na rzecz Stormlandu oraz celowe działanie na szkodę obywateli i rządu Republiki Pomeranii Wschodniej i przyczynienie się do śmierci około setki ludzi poprzez użycie zakazanych przez konstytucję bliżej nieokreślonych czarów – przeczytał treść oskarżenia.

– Ekhem, czy oskarżona zrozumiała treść oskarżenia? Czy przyznaje się do zarzucanego czynu? – zapytał Sędzia.

– Rozumieć, rozumiem ten bełkot, lecz nie przyznaję się do wyżej wymienionych herezji. – Heidi głośno wypuściła powietrze nosem. Nogi jej drżały, ale starała się tego nie okazywać po sobie. Za mocno pociągnęła skórkę przy paznokciu. Po palcu popłynęła krew.

– Czy oskarżona ma coś jeszcze do dodania?

– Nie. –  Heidi podniosła wzrok i spojrzała wprost na sędziego. Świdrowało go spojrzenie dzikich, ciemnych ślepii, aż nie mógł powstrzymać się przed wzdrygnięciem. Tkwiła w nich pierwotna, pogańska siła. Zupełnie jakby został spiorunowany wzrokiem przez samego Lazare. Przebudzała się w niej moc, której nie znała i potęgowała w niej lęk. Elektryzowała krew w żyłach.

– A więc otwieram postępowanie dowodowe. Teraz udzielam głosu Alinie Dodoli, ekspertce od spraw Ziemi Olbrzymów.

Alina uprzejmie skinęła głową i podeszła do mównicy z przeraźliwie chudą teczką dokumentów. Ze spokojem przedstawiła swoje ekspertyzy, powołując się przede wszystkich na badania Wilczewskiego, jednak bez jego zapisków i zebranych przez niego dowodów,  wypowiedziane przez Dodolę słowa niewiele znaczyły w świetle prawa.

– Jest coś jeszcze... – dodała na koniec. – Świadkowie wybuchu w Parku Oliwskim masowo zgłaszali, że tuż po wybuchu w zgliszczach dało się dostrzec zarys potężnej postaci, prawdopodobnie olbrzyma. Oto kilka portretów pamięciowych wykonanych przez rysownika policyjnego. – Alina wyszła zza mównicy i przekazała Sędziemu dokumenty otrzymane od policji. Skinęła nieznacznie głową i wróciła na miejsce. – Opis pasuje do legendarnego płanetnika...

Sędzia nawet nie silił się, by udać, że przegląda wręczone mu rysunki. Na pierwszy plan wysuwał się ogromny kapelusz tkwiący na głowie olbrzymiego starca.

– Ludzie, ekhem, mają tendencje do doszukiwania się znajomych obrazów w przypadkowych przedmiotach i zjawiskach, ekhem... Zdaje się, że w zeszłym roku Lazare rzekomo objawił się na ziemniaku... – stwierdził po krótkim namyśle.

– Znajome obrazy. To słowo klucz. Skąd ci wszyscy ludzie mieliby wiedzieć, jak wygląda płanetnik?

– Jest pani chałą jak, ekhem, mniemam?– Sędzia celowo postanowił wybić Alinę z rytmu.

– Tak, tylko nie wiem jakie to ma znaczenie...

– Pani i pani podobni nie przepadają za obecną władzą... Może współpracowała pani z oskarżoną i dlatego pani tak usilnie próbuje zganić winę na Sąd Najwyższy?

– Słucham?! – Alinie odebrało głos.

– Dobrze pani, ekhem, słyszała... Poza tym z opinii psychiatry wynika, że po wybuchu w Krynicy zmagała się pani z epizodami maniakalnymi i halucynacjami...

– Owszem miewam koszmary, ale...

– Czyli przyznaje się pani, że, ekhem, ma pani skłonności do histeryzowania? Może te wszystkie zjawiska to również wytwór pani wyobraźni?

Dodola zacisnęła z całych sił szczękę, aż zazgrzytała zębami, niemal krusząc szkliwo. Całkowicie zgubiła wątek, jeszcze kilkakrotnie przetasowała akta i z głośnym westchnieniem poddała walkę z wiatrakami.

Następnie na temat Heidi miał wypowiedzieć się Oruński. Tym razem opisał ją w samych superlatywach, podkreślając ugodowy charakter dziewczyny i spokojne usposobienie, przez co nie byłaby w stanie skrzywdzić nawet muchy, ba! Nawet komara by oszczędziła. Potem kolejno wypowiadali się ocalali z katastrofy w Aszterogradzie świadkowie i biegli śledczy od samego początku prowadzący sprawę Morderczyni z Aszterogradu, aż na samym końcu nadeszła długo wyczekiwana chwila wystąpienia Marszałka.

– Muszę przyznać, że wielu tu zgromadzonych zapewne od razu skazało to śledztwo na porażkę, co też próbowano udowodnić mi i moim ludziom na każdym naszym kroku, odkąd tydzień temu uzyskałem zgodę na ponowne wszczęcie postępowania –  zaczął, starając się ukryć swoje zdenerwowanie. – I muszę również przyznać, że moi przeciwnicy niejednokrotnie postawili na swoim poprzez skuteczne uniemożliwienie moim ludziom dotarcia do akt z Aszterogradu czy chociażby zapisków odkryć Juliusza Wilczewskiego. Aczkolwiek nie ważne jak bardzo przebiegli byli w swoich staraniach, nie zdołali zatuszować wszystkich faktów. Może i nie udało nam się odnaleźć ani jednej wzmianki na temat Ziemi Olbrzymów, jednakże zgromadziliśmy dowody na zamieszanie Sądu Najwyższego we wszystkie poprzednie wybuchy. Chociażby wybuch w redakcji Kuriera Pomorskiego, po tym jak jeden z dziennikarzy zaczął pracować nad artykułem mających zdemaskować defraudację państwowych pieniędzy przez Sąd... – Przez salę przebiegł głośny szmer poruszenia. – Albo wybuch w kamienicy poprzedniego Prokuratora Generalnego, po tym jak wyraził swoje niezadowolenie z uczynienia Sądu Najwyższego drugim filarem władzy. A do wszystkich tych przypadków dochodziło, zanim jeszcze Heidi von Balk zjawiła się w Republice Pomeranii, a nawet zanim przybyła na świat. Poza tym, przebywając w celi Wiktora Lazarewicza, nie miała możliwości zdetonowania
ładunku znajdującego się w innej częśći zamku, co z resztą potwierdzić może fakt, że sama cela została nienaruszona wybuchem. A przecież zanim ją tam wtrącono, została dokładnie przeszukana i nie znaleziono żadnych dowodów na jej szpiegowską działalność dla Stormlandu.

– Wysoki Sądzie, Sędzio Najwyższy, proszę o wybaczenie, jednak chciałbym poprosić o zgodę na zadanie kilku pytań panu Marszałkowi  – wtrącił się Charenza.

– Udzielam w takim razie głosu Prokuratorowi Generalnemu Stanisławowi Charenzie, ekhem – powiadomił Sędzia.

– Dziękuję. A teraz, panie Marszałku, proszę powiedzieć mi dlaczego w takim razie, oskarżona potrafi biegle posługiwać się językiem stormlandzkim, skoro jak zapewnia, nigdy tam nie była? – zapytał tajemniczy elegancik.

– Tu właśnie wracamy do tematu Ziemi Olbrzymów znajdującej się po drugiej stronie zbużonego mostu – odparł chłodno Archanielewski.

– Ale przed chwilą powiedział pan, że nie ma żadnych dowodów na jej istnienie – spostrzegł z pewnością siebie Charenza. Uśmiechnął się enigmatycznie. Niejednej damie zrobiło się gorąco na ten widok.

– Owszem, ale gdybym miał odpowiednio dużo czasu i uzyskał zezwolenie Sądu, mógłbym zorganizować ekspedycję na drugi brzeg. Jeśli tam istnieje inny świat, musimy koniecznie go zbadać, a może nawet udałoby się nam wznowić z nim stosunki dyplomatyczne i gospodarcze! Nasze okręty i sterowce docierają w najdalsze zakątki świata, dlaczego więc nie możemy posłać ich za mgłę? Jako głowa tego państwa, mam obowiązek zapewnić moim ludziom odpowiedź na to pytanie.

– Ale po co Sąd miałby zezwalać na ekspedycję do miejsca, które równie dobrze może nie istnieć? Po co znów narażać dziesiątki niewinnych ludzkich istnień? Bo przecież ile dotychczasowych ekspedycji za mgłę zakończyło się sukcesem? Pozwoli pan, iż odpowiem za pana: żadna. A może to tylko przykrywka, by zyskać na czasie, a w międzyczasie pozwolić oskarżonej uciec?

Po sali ponownie rozległ się szmer, tym razem wręcz wyrażający rozbawienie stanowiskiem Archanielewskiego.

– Nie. Jest to jedyny sposób potwierdzenia  niewinności oskarżonej. Ponadto dysponujemy teraz nowymi technologiami –

– No dobrze, przyjmijmy więc, że panna von Balk nie jest szpiegiem i tak naprawdę pochodzi z całej tej Ziemi Olbrzymów. Nie wyjaśnia do jednak kwestii zamordowania jednego ze strażników. Śledztwo wykazało, że zginął on z powodu rany ciętej tętnicy szyjnej, której dokonano odłamkiem szkła.

– Tak jak oskarżona już wspominała: był to zwykły wypadek. Doszło do zwarcia w elektryce i pękła żarówka – oznajmił chłodno Edward. Ostatkiem sił nie dał się wytrącić z równowagi.

– Ale wcześniej, zanim zdążyli związać oskarżonej nogi, złamała ona innemu strażnikowi nos poprzez kopnięcie w twarz...

– Chciał mnie przypalić papierosem... Rozumiem, że pojęcie obrony koniecznej nie istnieje w tym świecie? – wtrąciła się Heidi

– O tym zadecyduje Sąd. Proszę państwa, jakie jest prawdopodobieństwo, że eksplodująca nad głową żarówka eksploduje w tak niefortunny sposób, że kogoś zabije? – Charenza nie musiał długo czekać na odpowiedź, gdyż dosłownie chwilę potem, żarówka znajdująca się tuż nad Edwardem zasyczała głośno i rozsypała się w drobny mak. – Cóż za niezwykłe zrządzenie losu! – zaśmiał się brunet. – Jak widzi pan, jest to niemal niemożliwe!

Część widowni zareagowała na ten niezwykły zbieg okoliczności chichotem, jednak Archanielewskiemu daleko było do śmiechu. Zacisnął palce na mównicy.

– Dziękuję więc, nie mam więcej pytań do pana.

– W takim razie zamykam przewód sądowy. Czas na mowy końcowe. Udzielam głosu Stanisławowi Charenzie, ekhem... – oznajmił Sędzia.

– Odpowiedzi pana Marszałka nie pozostawiły mi żadnych wątpliwości, dlatego też wnoszę, Wysoki Sądzie, o podtrzymanie wyroku skazującego Heidi von Balk za szpiegostwo na rzecz Stormlandu jak i morderstwa strażnika Ignacego Wierzbickiego. Nie mam żadnych wątpliwości: panna von Balk jest winna, a przedstawione przez stronę broniącą dowody albo są szczątkowe albo opierają się na zwykłych przesłankach i domniemaniach. Dziękuję, Wysoki Sądzie.

– Dziękuję ci Stanisławie. Czy ma pan, panie Marszałku, coś jeszcze do powiedzenia? O co pan wnosi?

– Wnoszę o uniewinnienie Heidi von Balk na podstawie przedstawionych dowodów.

– Dziękuję panie Marszałku. A o co wnosi oskarżona?

– Do Wysokiego Sądu nie mam żadnych próśb. Zaś Lazare proszę o sprawiedliwość, bo z waszej strony nie mogę na nią liczyć – odparła z rozbrajającą szczerością Heidi.

– Dziękuję, ekhem. Zarządzam krótką naradę, po której odbędzie się ogłoszenie wyroku. Jednocześnie chciałby, ekhem, uświadomić wszystkich tu obecnych, że do tego momentu, ze względu na charakter rozprawy, nie mogą opuszczać zarówno sali, jak i swoich miejsc. Dziękuję!

Zdruzgotany miażdżącą porażką Edward bez słowa wrócił na miejsce i wziął głęboki oddech. Ani Eckhart, ani Alina nie śmieli odezwać się do niego słowem, by nie wytrącić go z równowagi. Nawet Heidi, przestała wymachiwać nogami, którymi nie sięgała nawet podłogi i wbiła wzrok w czubki swoich zabrudzonych trzewików.

Po kilkunastu dłużących się w nieskończoność minutach, Sędzia wraz z ławnikami ponownie wrócili na salę rozpraw.

– Proszę wstać, nastąpi odczytanie wyroku! –  oświadczyła protokolantka.

– Wyrok w imieniu Republiki Wschodniej Pomeranii, ekhem – zaczął Sędzia. – Sąd Najwyższy, w składzie: przewodniczący Sędzia Najwyższy Albert Wróbel, protokolantka Hanna ekhem Laskowska, przy udziale oskarżyciela posiłkowego i sędzi ławnika Stanisława Charenzy, po rozpoznaniu w dniu, ekhem, ósmego Stycznia sprawy Heidi von Balk, córki Rumpelstiltskina i Frau Holle z domu Krautesel...

Heidi nie mogła powstrzymać się od cichego parsknięcia – żart udał jej się wyborny.

– Urodzonej, ekhem, dwudziestego pierwszego czerwca sześć tysięcy dwieście sześćdziesiątego czwartego roku w Ilfing, o szpiegostwo na rzecz Stormlandu i o to że dwa lata temu dnia trzynastego grudnia dokonała zabójstwa z premedytacją strażnika Ignacego Wierzbickiego, to jest, czyny z artykułu dwudziestego czwartego punkt pierwszy i artykułu czterdziestego trzeciego punkt pierwszy kodeksu karnego Republiki Pomeranii, podtrzymuję swój pierwotny wyrok, uznając ją winną dokonanych czynów i skazuje ją na karę śmierci. Dziękuję. Proszę usiąść.

Heidi, słysząc te słowa nawet nie drgnęła i usłusznie wykonała polecenie.

– Niewątpliwym jest, że pan Marszałek dokonał wszelkich starań, by przedstawić dowody na niewinność panny von Balk, lecz, jak zauważył pan Charenza, były one niewystarczające, by uznać oskarżoną za jednoznacznie niewinną dokonania chociażby jednego z tych czynów, za które została skazana. Nie mogę tutaj ująć kompetencji pannie Alinie Dodoli, ekhem, dowodzących, że kobiety też bywają lepsi...

– Co to za dziki podmiot? – zauważył zbulwersowany Eckhart.

– Zamknij się! – syknęła przez wciąż zaciśnięte zęby Alina.

– Jednakże, dowody przeciwko pannie von Balk jawnie wskazały na jej winę i działanie z premedytacją. Dlatego też, skład sędziowski zgodnie uznał, że jedynym wyjściem będzie jej unieszkodliwienie. Odesłanie skazanej z powrotem do Stormlandu nie wchodzi nawet w grę, gdyż nie wiadomo ile tajemnic zdążyła wykraść przebywając w Republice Pomeranii. Więc tak jak Lazare ustanowił, winnych powinna spotkać zasłużona kara, a sprawiedliwości powinno stać się zadość. Tylko w ten sposób mieszkańcy Wolnego Miasta będą mogli spać spokojnie po nocach bez obawy o życie swoich i swoich bliskich. Dziękuję, to wszystko w tej sprawie. Egzekucja odbędzie się tuż po północy. Proszę odprowadzić skazaną do twierdzy u ujścia Martwej Rzeki.

Zanim wyprowadzono Heidi w kajdankach z sali rozpraw, zdążyła jedynie rzucić Archanielewskiemu zrozpaczone spojrzenie. Ten jednak pozostał niewzruszony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro