Powrót Persefona
Rozłożyste dęby czuwają
Nad szemrzącymi wodami Styksu
Słaniając się ciut za nisko
W głębokim ukłonie dla dusz
Podziwiają w ferii barw
Odwagę wymuszoną czasem
Który niestrudzenie zatacza koło
Hebanowa barka się kołysze
I lekko obija ze zmarszczkami o molo
Charon patrzy ciekawskim okiem
Napina rozwątlone wiekami ciało
Przygryza wargę i pyta
Kartą czy gotówką?
Wzdycham – naturą
By choć raz poczuć
Że żyję
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro