~Wody szkarłatne~
~ Wody szkarłatne ~
Chłodna jesień nadchodzi, niosąc ze sobą kolorowe liście,
Wirujące chaotycznie po zatłoczonym mieście.
Słońce już coraz mniej wychyla się zza obłoków,
Ograniczając ludziom podziwianie oszałamiających widoków.
Tymczasem ja maszeruję chodnikiem przez most,
Zastanawiając się kiedy w końcu zdobędę tę moc,
By skierować swój wzrok na te
Wody szkarłatne
Jak jego oczy,
Których nawet najgłębszy mrok nie zamroczy.
Strugi wiatru malujące jego oblicze
I uśmiechy, których nawet nie zliczę,
Wszystko to doskonałe,
Podobnie jak on cały,
Przez którego moje oczy wszystkie łzy wylały.
Nie moją rzeczą jest go winić
Za te ręce splecione niczym w włóczce pojedyncza nić,
Za ten uśmiech nie do mnie skierowany
I za różę innej dziewczynie podarowanej.
Nie zasługuję na takie luksusy
Ciągle tylko widzę w sobie minusy,
Ona jest piękna,
Niczym nimfa antyczna
To nie mi pisana jest ta historia romantyczna.
Zakładam że być może znajdę innego,
Ale czymże ja jestem?
Tylko prochem bez niego.
Nie chcę obarczać cierpieniem człowieka niewinnego,
Który świata poza mną nie będzie widział,
Choć mój świat innego mężczyzny szaty przywdział.
Nie ma miłości bez cierpienia
I cierpienia bez miłości,
Gdyż każde z nich jak narkotyk, uzależniają do nieprzytomności.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro