student w szarościach (096)
Zostałem sam na skraju, tak się wydawało,
miałem skoczyć na wiarę, choć przestałem wierzyć.
Pozostałe świątynie miały być domami,
w których znalazłbym siebie bez tych wszystkich bogów,
moich świętych patronów z dalekich Jowiszy.
Szukając chciałem znaleźć odpowiedź kosmosu,
upadłe nocne gwiazdy musiały ją spełnić,
przynajmniej tak sądziłem, nieświadom głupoty.
Bogini z krwi i piany włada niewiadomą,
potężną mocą świata, tak zdolną do życia
jak również żeby zabić jestestwo ludzkości.
Mądrości przy tym nie ma, sprawiedliwości też,
żądza wypaliła mnie ogniem prometejskim.
Tlą się we mnie uczucia, bardzo niepojęte,
jakby był narratorem jeden z kronikarzy:
Kadłubek lub Anonim, najwięksi z historii.
To tylko moje mrzonki, figle wyobraźni,
bo i tak jestem tylko studentem w szarościach.
~ Rebelandarrow; listopad, 2024
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro