Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział piąty- kłótnia


Postanowił wyjść z ukrycia, żeby nie robić dalszej psychozy.

- H-hej? - pisnął cichutko, ale nikt go nie słyszał. Nabrał powietrza w płuca i krzyknął - Hej! Ja tu jestem!

- He? - jeden z żołnierzy zobaczył go i widać, że w duszy odetchnął z ulgą. Potem podszedł szybko do mężczyzny i złapał go za frak. - Mam cię szczeniaku! Nie uciekniesz! - wyjął krótkofalówkę i powiedział do słuchacza po drugiej stronie: Złapany!

Wziął Rzeszę za ramię, potem poprowadził na przedpokój.

Niedługą chwilę później przybiegli do żołnierza ZSRR, Ameryka, Wielka Brytania i Francja. Widać było ulgę na ich twarzach. Ale moment potem wykrzywiła je wściekłość. USA zaczął rozciągać policzki Niemca, jak to się czyni z małolatami. - Gdzieś ty był dzieciaku?

- Ciebie nie można zostawić nawet na moment! - grzmiał Anglia.

- Mówiłam, to tylko dziecko! Pewnie z nudów bawił się w chowanego. - zaśmiała się Francja. - Tylko zapomniał nas o tym poinformować! - powiedziała zimno, momentalnie zmieniając ton głosu i zwracając się do Rzeszy. Popatrzyła się na niego lodowatym wzrokiem.

Niemiec aż przełknął głośno ślinę. Ta kobieta, jak chciała, to potrafiła być groźna.

- Przypominam ci Francja, że to ty chodziłaś z nim w trakcie wojny, jako Vichi! - powiedział ostro ZSRR, odsuwając ją i Wielką Brytanię, jak natrętne owady.

- N- no i co? - fuknęła kobieta, krzyżują ręce na obfitych piersiach.

Sowiet aż musiał zwrócić na to uwagę.

Rzesza piszczał, bo cały czas był tłamszony przez Amerykę. W końcu go skopał. Kraj herosów zaczął krzyczeć niecenzuralne wyrazy i pocierać obolałe miejsca.

Francja i WB aż otworzyli usta ze zdziwienia. - Co to za słownictwo, mój chlopcze! - kobieta przykryła wargi dłonią.

Rzesza zorientował się, że wszyscy o nim zapomnieli, tylko skupili się na gadaniu Ameryki, więc mógł spróbować oddalić się do swojego pokoju, by tam przeczekać najgorszą burzę. Jak pomyślał, tak zrobił. Powolutku, kroczek po kroczku odsuwał się od aliantów, żeby zaraz wziąć nogi za pas.

- Hej! A ty dokąd?!- wrzasnął Wielka Brytania. Sowiet ruszył za nim. Dopadł eks-nazistę tuż przed schodami.

Złapał go za frak i przytargał z powrotem do pozostałych aliantów.

- Chciałeś znowu zwiać?!- warknął WB, patrząc wściekły na Rzeszę.

- NIE! JA PO PROSTU USNĄŁEM PRZY FONTANNIE! NIE MOJA WINA, ŻE NIGDY TAM NIE PATRZYCIE!

- BO UWIERZĘ! - Anglik nie wyglądał na przekonanego.

- ALE TO PRAWDA! - krzyknął piskliwie Niemiec.- TO PRAWDA! GDYBYM CHCIAŁ ZWIAĆ, TO TAK ŁATWO BYŚCIE MNIE NIE ZNALEŹLI! A tak naprawdę to sam się zgłosiłem żołnierzowi, że tutaj jestem. - uśmiechnął się z wyższością, patrząc na podmiot, o który wspomniał przed chwilą.

- It's true? - zapytał ostro żołnierza Anglia. - Odpowiedz!

- Y...yes. - odparł tamten, pocąc się momentalnie.

- Widzicie? - uśmiechnął się zadowolony Niemiec. - Miałem rację!

WB poczerwieniał. - To czy masz rację, to dopiero MY potwierdzimy, więc nie ciesz się przedwcześnie. I idź do pokoju, kupiliśmy ci więcej rzeczy. Poczytaj sobie i pobaw się. Natrafiliśmy na ładne maskotki, więc masz tam kilka nowych. Jeśli czegoś nie chcesz, to wsadź to do kartonowych pudeł, tam leżących, a my je zwrócimy do sklepu, albo zostawimy tutaj. Może ktoś inny zechce się tym bawić, jak na przykład Izrael.

Tak. Niedawno, dzięki aliantom, powstało nowe państwo- mały Izrael, na terenach należących wcześniej do Palestyny. Jak to dzieciak lubił się bawić. Nie mieszkał jednak z nimi. Przeprowadził sie na Bliski Wschód i jak na razie dobrze sobie radził sam.

- Czyli jest odpowiedzialny, czego tobie zabrakło! - wspominał ostatnio Ameryka Niemcowi. Ten wtedy tylko prychnął.

Teraz kiwnął głową wściekły i poszedł na górę.

- A nie będzie kary dla niego? - spytał się zbulwersowany USA.

- Jeśli nie chował się tam specjalnie, tylko sobie tam siedział, to nie. - odpowiedziała Francuzka twardo, patrząc się na syna. - Jest wina i jest kara. Nie ma winy, to nie ma kary. Proste.- rozłożyła ręce. - Chyba znasz ten ciąg przyczynowo- skutkowy, prawda? - uśmiechnęła się do Ame.

- Tak, tak. - warknął tamten.







Hejka! Jak obiecałam, dziś nowy rozdział!
Powoli wracam do żywych, więc będą pojawiać się aktualizacje moich ff.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro