Rozdział ósmy - wypadek
- Dlaczego nikt nie chce ze mną porozmawiać o mojej przyszłości? – pomyślał chłopak, gdy po próbie rozmowy z Francją i z ZSRR było to samo. Do USA nawet nie chciał podchodzić, bo wiedział czym się to skończy. Westchnął tylko i kopnął śmieć, leżący na ziemi. Jego oczom ukazał się emblemat na kawałku zatłuszczonego papieru: McDonald. No to wiadomo czyj był ten syf.
Rzesza kucnął i wziąwszy go, wyrzucił do kubła stojącego niedaleko. – No, takie to trudne było? – powiedział do siebie.
Nudził się strasznie, już od kilku lat nie wychodził na zewnątrz. Czy oni chcą go tu zamurować żywcem? Albo pochować jak w trumnie? Od tej myśli aż zjeżyła mu się skóra. Myślał, że jest gotowy na śmierć i mu wszystko jedno, ale okazuje się, że drzemie w nim jeszcze instynkt przetrwania.
Wściekły szedł korytarzami wielkiego i pełnego przepychu domu, ale to nie to samo co łąki, pola, lasy i miasta! Chciał chociaż raz pójść na spacer do swojego serca – Berlina, chociażby po to żeby dowiedzieć się jak się zmienił przez tak duży okres czasu.
Ale Brytania mu zabronił. To nie fair! Ostatkiem sił powstrzymał się od kopnięcia w ścianę i zrobienia dziury. Aż sam się zdziwił. – O! Udało się! Nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie to możliwe. – pomyślał zaskoczony. A to ci heca! Mógłby powiedzieć o tym wydarzeniu Anglikowi, ale ten by go wyśmiał, albo by mu nie uwierzył. Albo zrobiłby te dwie rzeczy naraz.
Znowu wezbrała w nim złość i zaczął iść coraz szybciej, chód zmienił się w gonitwę. Biegł po opustoszałych korytarzach, wyładowując wszystkie negatywne emocje, gdy nagle ujrzał na swojej drodze Francję! Przecież on ją staranuje! Wystraszył się i próbował zwolnić, jednak kiedy zorientował się, że nie da rady, to po prostu, z uczuciem zbliżającego się bólu, skręcił i władował się z całym impetem w ścianę.
- Ojej! Oh non! Wszystko w porządku? – pisnęła kobieta, widząc kraksę.
- - Ojejjej! – jęknął chłopak, leżąc na ziemi. Przed oczami wirował mu świat, głowa strasznie go bolała, tak samo lewa ręka i klatka piersiowa. No cóż... przecież z rozpędu wpadł na cement, nic dziwnego, że sobie coś uszkodził. Już nie państwo, podzielony na cztery, nierówne – jak uwielbiał podkreślać ZSRR – części.
- Hej! Odezwij się! – Francja podbiegła do Niemca i zaczęła go cucić.
- E-ee-ej! Nie bij mnie po twarzy! – jęknął Rzesza i otworzył oczy.
- Jak dobrze, żyjesz! – odetchnęła kobieta, przygładzając sukienkę i siadając na ziemi.
- E...Em..- Niemiec pomimo bólu i płynu, który ciekł mu po twarzy, postanowił jeszcze raz się zapytać. – Czy mógłbym wyjść na zewnątrz?
- Où? Na zewnątrz? Znaczy, wyjść z tego budynku? – Niemiec pokiwał głową – Oh, non! Nie! Nie możesz! Przykro mi ma...- wytrzeszczyła oczy, gdy spojrzała na głowę rozmówcy. Krew ściekała mu z rany na czole, widać już było wściekło fioletowy siniec, który wykwitł mu pod skórą. W dodatku miał podbite oko, jak również jego ręka zaczęła puchnąć (co zobaczyła dopiero po chwili).
- Ty się nigdzie nie wybierasz, ty zaraz lądujesz w szpitalu! – wrzasnęła Francja i rozejrzała się w poszukiwaniu pomocy.
- Nikogo nie ma, przeszedłem te korytarze chyba z dziesięć razy dzisiaj. – mruknął Niemiec, przewracając oczami i ścierając krew końcem rękawa. – Poza tym nic mi nie jest! I tak niedługo umrę, prawda? – zwrócił poważny wzrok na kobietę. – Więc co mi szkodzi parę siniaków?
- E...dlaczego miałbyś umierać? – zdziwiła się Francja, ale zaraz potem zatkała usta. – N-nie mogę ci powiedzieć, ale temu, co chcemy zrobić na pewno zaszkodzą te krwiaki! Więc mam zamiar zabrać cię do szpitala! Idziesz po dobroci, lub poproszę swoich żołnierzy, żeby cię zatargali.
- Okej, okej, idę. – ponuro zgodził się chłopak. Ale zaintrygowało go to co powiedziała jego rozmówczyni. Nie chcą go zabić? W takim razie dlaczego nikt nie chce nic powiedzieć? Czemu trzymają to w takiej tajemnicy?
Hejka! Nowy rozdział!
Strasznie mi smutno pisząc ten ff, sama nie wiem czemu i to widać po emocjach bohaterów i całej akcji. W sumie jeden angst w moim dorobku też może być, prawda?
Jestem trochę wyzuta po nauce na prawo gospodarcze, więc mogę dziś mało kumać i tak dobrze, że napisałam ten rozdział. Nauka to zło, należy trzymać się od niej z daleka xd
~MadokaAi
12.01.20
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro