7~ James
James dość szybko zaczął się przystosowywać do nowej sytuacji. Starał się spędzić jak najwięcej chwil z synem, by poznać go na tyle ile pozwolą mu pozostałe dni ferii zimowych. Jego instynkt ojca rozbudził się na tyle, by sprostować jego obowiązkom. Lupin i Syriusz powstrzymywali go żeby nie deportować się do wujostwa Harry'ego i wygarnąć im okropną opiekę oraz to że przez ich znęcanie się, jego syn może mieć między innymi zaburzenia wzrostu.
Poprosił również Lunatyka, by zabrał Harry'ego do uzdrowiciela, który powinien coś zaradzić w prawidłowym przywróceniu wszystkich funkcji rozwoju nastolatka. Młody Potter nieco był zaskoczony taką decyzją, ale gdy dowiedział się że może i jest szansa na to że pozbędzie się swojego niskiego wzrostu, nie protestował. Dzień przed powrotem do Hogwartu, uzdrowiciel przepisał mu specjalny eliksir i zastrzegł że jeśli znów zaburzy codzienne posiłki- lek przestanie działać automatycznie.
Tuż przed kolacją był również świadkiem rozmowy jego syna z Severusem Snapem, który przekazał mu informacje związane z lekcjami oklumencji. Nie była przyjemna bo naprawdę miał ochotę udusić pod koniec nauczyciela przez głupie docinki. Nie chciał jednak zawalić zaraz na początku swojego rodzicielstwa i nie dał się sprowokować i był zaskoczony jak wielką czuje satysfakcję gdy Snape wyszedł z kuchni nieco niezadowolony.
Na kolacji obserwował ukradkiem jak Harry z ożywieniem rozmawiał z Syriuszem. Zdecydowanie miał lepszy humor, a na pewno umocniła go wiadomość że Artur czuł się coraz lepiej i niedługo wróci do pracy.
Starał się odgonić nieco zamartwianie się przyszłością i postarał się zająć rozmową z Lunatykiem i Szalonookim. Postanowił że podpyta o wszystko co możliwe związane z jego misją w departamencie tajemnic. Naprawdę cieszyło go to, że jakoś przyczyni się do utrudnienia planu tego psychopaty Voldemorta.
*
Schody nieco się zaczęły gdy dowiedział się że ministerstwo z Knotem na czele szuka sposobu by pozbyć się jego syna ze szkoły.
Bardzo się cieszył że Harry jest liderem grupy Gwardii Dumbledore'a i naprawdę mu ufał. Ale nieco się w nim zagotowało gdy dowiedział się że co chwilę się pakuje w szlabany u tej całej Umbrage. Frustrowało go że nie mógł napisać mu listu.
-O czym tak zawzięcie myślisz James?
-O tym jak porozmawiać z Harrym. Listy są teraz sprawdzane tak jak kominki, tak?- upewnił się.
-Tak. Prawie zostałem złapany gdybym w porę się nie wycofał z kominka- przytaknął Syriusz- Też się zastanawiałem jak kontaktować się z nim żeby nikt nie miał o tym pojecia ze szkoły. W końcu wpadłem na pomysł i dałem mu jedno z dwukierunkowych lusterek, przed tym jak wrócił do Hogwartu.
-Wciąż masz te lusterka?- zdziwił się Potter, wspominając jak je używali gdy byli na osobnych szlabanach.
-Nigdy się ich nie pozbyłem- wyszczerzył się Black- no i znowu się przydadzą.
-Czasami zapominam jak dobre pomysły masz. Będę mógł go czasami użyć?
-Oczywiście. Ale może być trudne, ponieważ najlepiej jak będzie sam lub z Ronem i Hermioną. A coś się stało?- zmarszczył brwi.
-Och nic takiego. Chcę z nim porozmawiać i przypomnieć że ma się zachowywać bo ilość szlabanów przyprawia mnie o białą gorączkę- wymamrotał.- rozumiem że ma silny temperament po mnie ale musi nauczyć się nad nim panować jak ja.
-Harry to dobry chłopak. Przynajmniej zachowuje się lepiej niż my w jego wieku- uśmiechnął się lekko Syriusz- Ale czasami pewnie mu ciężko bo tak wiele rzeczy przed nim ukrywamy. Ja bym pewnie był wściekły gdyby na przykład nikt nie chciał mi wyjaśnić tych snów... A Propos, możesz mi powiedzieć czemu uczy go Snape?
-Dumbledore powiedział że jest bardzo dobry. On sam mówił że nieco go unika bo obawia się że Voldemort może się przy nim bardziej uaktywnić. Ciężko mi to przyznać ale Snape nie jest złym wyborem, chodź nie mieliśmy najlepszej przeszłości. Po prostu chcę by Harry po tym wszystkim co przeszedł był bezpieczny.
-Doskonale cię rozumiem, dla mnie też jest jak prawdziwa rodzina. Zawdzięczam mu życie- Black uśmiechnął się, wspominając wydarzenia sprzed dwóch lat.
Na chwilę zapadła cisza, gdy dwójka mężczyzn pogrążyła się w myślach.
*
James aportował się w jednym zaułków, tuż za kontenerem na śmieci. Schował różdżkę we wewnętrznej kieszeni płaszcza i wziął głęboki wdech przed ruszeniem z miejsca, co miało go nieco uspokoić. Wyszedł na główną ulicę, niedaleko kościoła i cmentarza, mijając kilku ludzi. Czuł się jak by co dopiero wczoraj kroczył przez znajome miejsca, które niewiele zmieniły się przez ostatnie czternaście lat.
Zatrzymał się i zamrugał zaskoczony gdy zobaczył posąg przedstawiający jego, Lily i małego Harry'ego. Nie był świadomy że ludzie tak bardzo upamiętnili tamtą nieszczęsną noc.
Oczy zaszkliły mu się gdy przyjrzał się dobrze uchwyconej twarzy Lily i poczuł znów jak by ktoś mocno kopnął go, odbierając mu oddech.
Zaczął nieco żałować że nie przystał na propozycję Remusa i Syriusza że pójdą z nim. Z drugiej strony wiedział też, że musi sam to zrobić, nie ważne jak wiele świeżego bólu czuł.
Ruszył w końcu do bramy cmentarza, a następnie ścieżką wzdłuż nagrobków, czujnym wzrokiem wpatrując znajomego imienia i nazwiska.
Upadł na kolana przy płycie nagrobnej, a z jego ust wydobył się gwałtowny szloch, gdy znów spojrzał na złote litery Lily i James Potter. Oparł czoło o chłodny kamień i pozwolił by rozpacz powstrzymywana przez ostatnie dni zawładnęła nim. Gdy czuł się kompletnie wyczerpany i zniszczony, usiadł powoli na ławce obok.
-Tak bardzo cię przepraszam Lily że nie ochroniłem cię wystarczająco -szepnął bo był pewien że gdyby użył normalnego głosu, załamałby się.- To ja miałem oddać za was życie, miałaś być bezpieczna z Harry'm, być może nawet szczęśliwa... Boże... Ja nawet nie wiem jak być rodzicem... Harry ma już piętnaście lat, a ja prawie go nie znam- po policzkach Jamesa znów spłynęły łzy- Pewnie wiesz jak byłem spanikowany gdy miał się urodzić, ciągle powtarzałem że jesteśmy za młodzi. Uspokoiłaś mnie w tedy że małymi kroczkami wszystkiego się nauczymy, a teraz... Nie było mnie cholerne piętnaście lat! Harry był skazany na Petunię, był maltretowany, a najgorsze że nie mogę go zabrać ze sobą, bo gdy się ujawnię, będę zagrożeniem dla naszego syna! Tak bardzo się o niego boję, wiesz? I chciałbym mu wynagrodzić ten cały czas gdy mnie nie było. Chciałbym być dobrym ojcem i dać mu wszystko co najlepsze, a tymczasem tak trudno pozbierać mi się po twojej śmierci, Lily.
Przetarł twarz i westchnął cicho. Chwilę patrzył na szybujące ptaki na niebie, wsłuchując się w kompletną ciszę.
-Gdybyś tylko mogła zobaczyć naszego syna Lily. Jest taki dzielny, inteligentny i dobry... Chyba zabrał wszystkie najlepsze cechy od ciebie- uśmiechnął się lekko- byłabyś tak cholernie dumna jak ja. Ma dopiero piętnaście lat a dokonał już tak wiele. Ja w jego wieku byłem kompletnym kretynem- parskał śmiechem- dobrze że mi przeszło w siódmej klasie.
Zamilkł na chwilę, odgarniając włosy z czoła.
-Jest też kompletnie przerażonym dzieckiem. Nie powinien mieć na barkach całego dobra świata czarodziejów. To co przeszedł, to co go spotkało... Odebrało mu nieco dzieciństwa.- zaczął bawić się palcami- muszę się teraz bardziej postarać jako tata. Wiem że potrzebuje mnie jak i innych bliskich osób. Obiecuję ci, że jego bezpieczeństwo i szczęście będzie moim priorytetem. Nie zawiedziesz się, moja miłości.
Powoli wstał i ruszył w drogę powrotną. Czekało go wiele nowych wyzwań.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro