Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37~ Harry

Harry zamrugał powiekami powoli się rozbudzając. Obok niego nie było nikogo, a wokół łóżka rozstawione były parawany. Czuł się kompletnie wyczerpany, wciąż bolało go wszystko, w dodatku męczyła go migrena. Mimo to, usiadł powoli i oparł się o zagłówek łóżka. Dopiero po chwili przypomniał sobie sytuację z ojcem i szybko sięgnął po lusterko stojące na szafce obok i spojrzał na policzek. Nie było sińca a tym bardziej zaczerwienienia- maść, którą dał mu wczoraj Syriusz, załatwiła wszystko. Miał wrażenie jakby wymyślił sobie uderzenie ojca, jednak ten nie tylko trafił go w policzek, ale i w serce. 

Odłożył szybko lusterko, gdy nagle uświadomił sobie że tortury śmierciożerców również nie zostawiły po sobie tylko fizyczne skutki. Miał wrażenie jakby od nowa i od nowa przechodził ten ból i wydarzenia w głowie. To było jeszcze gorsze. Zanim jednak dał się pogrążyć w niechcianych łamiących go wspomnieniach, usłyszał przyciszone głosy.

-Pomfrey nie chce powiedzieć ile jeszcze chce trzymać go w skrzydle- westchnęła Hermiona- Ciebie natomiast chcą wypuścić jutro, jeśli duszności nie wrócą.

-Ekstra, bo mam już dość tego miejsca- ucieszył się Ron- Myślisz że czemu chce przetrzymać dłużej Harry'ego?

-Nie wiem. Może jest wciąż osłabiony. Nie widziałam na nim jakich większych ran. A przynajmniej nie w widocznych miejscach. Ciągle go osłaniają parawanami jak byśmy byli intruzami...

-Niby jego przyjaciele, a jesteście tak głupi- odezwał się nagle zirytowany głos Dracona, nieco z oddali.

-Nikt nie zapraszał cię do rozmowy, Malfoy- warknął rudowłosy.

-Sami się o to prosicie!-prychnął- Nikt nie wie co Potter tam przeżył, ale Zakon jest świadomy jak śmierciożercy potrafią być bezwzględni i brutalni!

-A ty wiesz to, bo sam w tym uczestniczyłeś- syknął Weasley z takim jadem, że czarnowłosego aż przeszły ciarki.

-Weasley nie wypowiadaj się na tematy, o których nie masz pojęcia…

-Przestańcie się kłócić, jeszcze go obudzicie- zainterweniowała Granger.- on potrzebuje spokoju.

Harry gdyby mógł, wyszedł by do nich i pokazał że wszystko jest w porządku, jeśli by to ich uspokoiło. Ale nie mógł bo wróciła ociężała głowa i nieprzyjemne dreszcze; piżama nieprzyjemnie ocierała jego rany pod nią schowane. Nagle rozległy się głosy, tym razem pani Pomfrey i Jamesa.

Nie słuchał, o czym rozmawiają. Przykrył się pościelą i zamknął oczy, udając pogrążonego we śnie. Jego serce tłukło mu się w piersi gdy usłyszał że zbliżają się do niego i odsuwają parawan.

-No już Potter, nie udawaj że śpisz. 

Harry jęknął w duchu i otworzył oczy, czując jak na jego policzki wkrada się jeszcze większy rumieniec. Unikał zawzięcie spojrzenia ojca, skupiając się na pielęgniarce, a po chwili za jej plecami pokazał się Draco z Hermioną.

-Jak się czujesz?- spytała Pomfrey, przyglądając mu się badawczo.

-Chyba mam gorączkę -powiedział zachrypniętym głosem czarnowłosy i starając się ignorować ból gardła, bo nie chciał robić wokół siebie za dużo szumu.

- Boli cię coś?

-Umm… Tylko trochę.- skłamał, bo nie lubił się skarżyć.

-Dlaczego nie dostanie nic na przyspieszenie gojenia pani Pomfrey?- spytała Granger.

-Poniewaz pan Potter jest tak naszpikowany eliksirami uzdrawiajacymi, że już straciły swoje właściwości. Musi najpierw przejść detoks, a to trwa trzy doby- wyjaśniła kobieta, pochylając się i przyglądając uważnie szyi Harry'ego- opuchlizna krtani się zmniejsza, to dobry znak.

-Jak to naszpikowany?-  zza parawanu wychylił się rudowłosy.

-Tak to. Podawali mu w dużych ilościach. Cud że nie ma jakichkolwiek powikłań. Jedyne co w tej chwili mogę używać to naturalne ziołowe maści. A teraz proszę, zostawcie nas samych, muszę obejrzeć jakiekolwiek postępy.

Czarnowłosy odetchnął z ulgą, bo mimo że to byli jego przyjaciele i ojciec, zaczął czuć się jak wyjątkowy okaz w zoo. 

-Ja zostanę. Chcę wiedzieć co z moim synem- odezwał się stanowczo James, zasuwając parawan, a Harry przeklął w myślach.

Pielęgniarka zgodziła się nie chętnie, a Rogacz stał w kącie czujnie wszystko obserwując.

-Musisz zdjąć wszystko oprócz bielizny oczywiście, żebym mogła obejrzeć obrażenia i nałożyć na nie maść- spojrzała na niego przepraszającym wzrokiem.

Młody Potter miał ochotę uciec, krzyczeć by zostawili go w spokoju, ale wiedział że tego nie uniknie. Powoli zaczął pozbywać piżamy, ociągając się ile tylko mógł z pierwszymi guzikami, ze wzrokiem wbitym w podłogę.

-Harry… wiem że jesteś na mnie wściekły i masz na to pełne uzasadnienie, ale dla własnego bezpieczeństwa, musisz nam powiedzieć co tam się wydarzyło- zaczął James i czarnowłosy aż się wzdrygnął gdy położył mu niespodziewanie dłoń na ramieniu- To bardzo ważne. 

Gryfon zamarł na moment, jego ręce zaczęły się trząść, a oddychanie stawało się coraz trudniejsze. Nie chciał o tym rozmawiać. Nie z Rogaczem.

-Ja… Nie mogę- potrząsnął energicznie głową, a łzy stanęły mu w oczach.

-Jesteś dzielnym chłopcem- wymruczał James- tylko jeden ostatni raz. Nikt więcej cię o to nie spyta.

-N-Nie- powtórzył, rozpinając górę piżamy do końca. Chciał mieć to jak najszybciej za sobą.

Starszy Potter zamarł gdy jego wzrok padł na tors usłany małymi śladami oparzeń oraz bordowymi i żółto- zielonymi siniakami. 

-Na Merlina, co oni ci zrobili- jęknął, chcąc dotknąć skóry syna ale powstrzymała go pielęgniarka.

Harry zdjął również spodnie od piżamy i skarpetki, odkrywając kolejne rany na nogach. Czarnowłosy wzdrygnął się, spoglądając na połamane, sino-czarne paznokcie u stóp, a jego umysł przeszyło wspomnienie; Avery przytrzymywał go mocno, gdy  jeden z nieznanych mu z nazwiska śmierciożerców z lubością chwytał szczypcami jego paznokcie i je wyrywał lub łamał.

-Panie Potter, myślę że musi nas pan zostawić, chłopak nie jest jeszcze gotowy- do rzeczywistości przywrócił go głos pani pomfrey, która po chwili zwróciła się miękko do Harry'ego- poczekaj chwilę chłopcze, zaraz wrócę, odprowadzę tylko twojego ojca do wyjścia.

-Nie ma mowy Pomfrey. Nie wyjdę dopóki Harry nie powie mi co mu zrobili!- James wydawał się tracić nad sobą panowanie.

Złapał mocno za nadgarstek czarnowłosego, a ten cofnął się gwałtownie i skrzywił z bólu.

-To boli!- próbował krzyknąć, ale głos się mu załamał i poczuł się jeszcze bardziej żałośnie.

-Musisz mi powiedzieć Harry, pomszczę cię, przysięgam tylko…

-Proszę zostawić Harry'ego w spokoju!- za parawanu wybiegł Draco i stanął pomiędzy młodym Potterem, a Rogaczem. Z jego oczu trzaskały pioruny, a postawa mówiła o nieustępliwości. Blondyn już wystarczająco pozwolił skrzywdzić ukochanego i tym razem nie chciał pozwolić na powtórzenie takiej sytuacji.

Gdy Harry poczuł wolny nadgarstek, schował się za plecami Draco i wtulił się w niego ufnie, drżąc lekko, nie hamując już łez i przerażenia.

-Draconie, nie wtrącaj się. Harry musi…

-On nic nie musi!- prychnął Malfoy- On nic nie powie, jeśli będzie się bał!

-Nie opowiadaj głupot…

-Pani Pomfrey proszę, niech pani wezwie profesora Dumbledore'a- przez parawany przepchnęła się również Hermiona, zaniepokojona sytuacją.

-Harry jest przerażony, proszę go zostawić w spokoju!- krzyknął Draco, wyjmując różdżkę w obronie.

-Chcesz powiedzieć że jestem zagrożeniem, Malfoy?- warknął ze złością James i odepchnął blondyna na bok.

Młody Potter wstał podtrzymując się wszystkiego w około, chcąc pomóc ślizgonowi, ale szybko poczuł że to zły pomysł. Cofnął o kilka kroków, wpadając na ścianę i przez chwilę zrobiło mu się słabo, ale szybko to minęło. Otworzył szerzej oczy, gdy ojciec zaczął się szarpać z Draco, aż ten przepadł przez parawan, robiąc dużo rabanu. Rogacz wykorzystał sytuację, szybkim krokiem podszedł do czarnowłosego i chwycił znów jego nadgarstki.

-Harry spójrz na mnie, nie zrobię ci krzywdy. Nigdy więcej nie podniosę na ciebie ręki, tylko spójrz na mnie.

-Tato, proszę, krzywdzisz mnie- wymamrotał gryfon, kuląc się i zaciskając powieki, jakby ta pozycja miała go chronić przed napastnikiem.

-Harry nie wygłupiaj się, wszystko w porządku- starszy Potter będąc w dziwnym amoku, nawet nie zauważył gdy zaczął szarpać nastolatkiem jak lalką, wykręcając mu boleśnie nadgarstki.

-James, odsuń się proszę od Harry'ego- nagle zabrzmiał ostry głos Dumbledore'a, który został zaalarmowany przez pielęgniarkę.

Uwolnienie nadgarstków z uścisku Jamesa, jeszcze chwilę trwało i zakończyło się kolejną szarpaniną oraz kolejnym bolesnym upadkiem wybrańca na podłogę. Rogacz został szybko wyprowadzony, a Harry wtulił się roztrzęsiony w Dracona, który ukląkł przy nim i wziął go na kolana.

-Shhh, już jesteś bezpieczny- szepnął blondyn w jego włosy i delikatnie go kołysząc w swoich ramionach.

Starał się nie patrzeć na rany gryfona, ponieważ sprawiały, że jego żołądek skręcał się i czuł dreszcze oraz mdłości.

-Kompletnie mu odbiło!- zawołał zszokowany wciąż Ron.

-Niby nie był tak agresywny w stosunku do Harry'ego… Coś musiało się wydarzyć!

-Możecie się zamknąć i zostawić nas samych?- syknął Blondyn, posyłając dwójce przyjaciół mordercze spojrzenie.

Hermiona już otworzyła usta żeby coś powiedzieć, kiedy pojawiła się pielęgniarka z eliksirem uspokajającym.

Malfoy przeniósł czarnowlosego na łóżko, i przypilnował by wypił eliksir. Po dłuższym czasie, gdy wszyscy już wydawali się zrelaksowani, Draco wrócił do swojego łóżka, a Potter nawet zaczął na nowo zasypiać po wcześniejszej interwencji lekarskiej pani Pomfrey, do skrzydła wpadł jak burza Syriusz.

-Harry, chłopcze!- zawołał od wejścia i szybko zbliżył się do łóżka chrześniaka- tak bardzo przepraszam, że nie było mnie tu gdy James się załamał! Na razie nie będzie cię niepokoić -wziął go w ramiona i ucałował w czoło.

Harry przez chwilę czuł się nieswojo, ale szybko oddał uścisk, a wtedy jego wzrok padł na rodzące się na przegubach fioletowe plamy i skrzywił się.

-Co z nim?- zapytał cicho, łamiąc zakaz mówienia od pielęgniarki.

-Został zabrany do świętego Munga- wyjaśnił cicho- Jego trauma… złamała go. Wpadł w histerię. Stało się dokładnie to czego tak bardzo się obawiał. Był przerażony że znów będzie musiał przechodzić przez twoją śmierć, Harry. Ale nie martw się, jest teraz pod dobrą opieką i nikomu więcej już nie zrobi krzywdy. 

Potter nie poczuł się lepiej. Czuł się tragicznie, wszystko go przytłaczało, a dodatkowo był powodem załamania własnego ojca. Tak bardzo pragnął by wszystko wróciło do normy…

Zasnął w końcu wyczerpany, zapłakany i zasmarkany.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro