Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36~ Harry

(Pochylona trzcionka to myśli Harry'ego)

Harry leżał w łóżku, w skrzydle szpitalnym, czując się kompletnie wyczerpanym i osłabionym. Starał się wybić bez protestów wszystkie eliksiry jakie podawał mu jeden z asystentów uzdrowiciela ze świętego Munga, którego udało się ściągnąć Dumbledorowi do pomocy, chodź nie czuł po nich różnicy.
Oprócz niego, w pomieszczeniu było jeszcze kilku rannych. Ron oberwał paskudną klątwa i teraz miał problemy z oddychaniem, Hermiona miała złamaną nogę i kilka mniejszych ran po pojedynku z ojcem Crabbe'a. Draco wciąż był nieprzytomny- jego rany zostały tylko zewnętrznie uleczone na miejscu przez panią Malfoy, a Neville... starał się blokować wszystkie myśli o nim, ponieważ byłby na skraju załamania. Co chwilę jego mózg podsyłał mu wizję jak Avada Kedavra Voldemorta uderza go wprost w pierś.
Jego samego niekontrolowany wybuch magii wiele go kosztował i o mało nie zabił. Wciąż nie do końca rozumiał co właściwie się wydarzyło. Na widok śmierci Longbottoma, poczuł ogromny ból, żal i szok, które domagały się wypuszczenia na zewnątrz. Przez rozstrojenie przez ostatnie tortury, nie potrafił tego powstrzymać i wybuchł, a jego magia powaliła wszystkich na ziemię, prócz samego Voldemorta. Na jego widok poczuł taką nienawiść, która kompletnie spustoszyła mu umysł i zostawiła tylko jedną myśl- chcę go skrzywdzić. Złapał więc mocniej za różdżkę- nie wypowiadał żadnego zaklęcia; jego magia i umysł stał się jednością i pokierowali nim, wysyłając złoty promień wprost w pierś Voldemorta.
Jednak czy go zabiłem?
Odzyskał przytomność niecałe trzy godziny temu i wciąż nie pojawił się nikt, kto nakreślił by obecną sytuację.
Wokół roztaczała się irytująca go cisza, co jakiś czas przerwana jękiem, cichym mamrotaniem, a nawet ciche chrapniecie Dracona. Nie mógł pozbyć się stanu czuwania, jak by zaraz coś złego, miało by się wydarzyć.
Czuł jak by się dusił, a jego umysł nie pozwalał mu odpocząć na przemian podsyłając tysiąc niewypowiedzianych pytań jak i wspomnienia z dworu Malfoyów, zanim jego przyjaciele i zakon go odbili. Czuł jak by posadzono go na miejscu pasażera we własnym życiu i tylko mógł patrzyć na wszystko do okoła, bez żadnej kontroli.
W końcu nie mogąc wytrzymać, usiadł powoli, zmusił się do wstania, walcząc z zawrotami głowy i zrobił pierwsze kroki, tylko po to, by upaść. Chwilę mu zajęło by wezbrac się w sobie i zignorować obecny tragiczny stan jego ciała. Zaczął się czołgać po podłodze, podczas gdy sala była kompletnie pusta i nikt nie mógł go powstrzymać. W końcu wdrapał się jakimś cudem na krzesło obok łóżka Draco i usiadł na nim, ciężko dysząc. Uważnie przeskanował bladą twarz Malfoya i przejechał dłonią czule po jego policzku, a drugą dłoń splótł z tą ślizgona. Wciąż był tak bardzo zszokowany tym jak bohatersko zakrył go własnym ciałem. Gdyby nie Draco, prawdopodobnie sztylety trafiły by go prosto w pierś, a nawet i serce.
Jeśli kiedykolwiek ktoś wątpił w lojalność ślizgona w stosunku do Pottera, teraz nie mógł nie być pewny jego intencji, miłości i oddania. Blondyn oddał mu całego siebie.
Ucałował jego czoło czule i pozwolił pojedynczej łzie spłynąć wzdłuż jego policzka, gdy nagle drzwi szpitala otworzyły się i zobaczył swojego ojca, Syriusza i Snape'a.
Widok ich trójki tak go zaskoczył, że nie wiedział jak zareagować w pierwszym momencie.
Jakim cudem się nie pozabijali?!
Snape usiadł po drugiej stronie łóżka Malfoya bez słowa, obserwując go uważnie.
-Harry Potterze, w tej chwili odsuń się od tego... chłopaka- powiedział chłodno na powitanie James, a jego twarz wyrażała gniew.
-James, uspokój się- interweniował Back, kładąc mu rękę na ramieniu.
-Nie uciszaj mnie Łapo! To syn mordercy!
-Tato,uratował mi życie- wyszeptał, i skrzywił się czując ból gardła.
Nie ruszył się jednak z miejsca, bo poprzednia wycieczka zabrała mu resztkę sił.
-Zrobił tylko to co należy, po tym jak sam spieprzył sprawę.
Czarnowłosy podniósł głowę, czując falę niedowierzania i gniewu. Naprawdę nie sądził że po tej rozmowie w święta wrócą do zażartych kłótni. Miał nadzieję że James w końcu nieco go rozumie, na czym się przeliczył, a także na tym że da spokój jego związkowi po tym co zrobił Draco. Może i nie miał nad niczym kontroli, ale miał zamiar zawalczyć ostatni raz o własną miłość- bo miał wrażenie że tylko to zostało niezmienne.
-Draco to ostatnia osoba która powinna być obarczona winą- spojrzał prosto w oczy ojca.
-Czy to nie przez niego wyłóczyłeś się po zamku, wiedząc że ktoś próbuje cię skrzywdzić?- starszy Potter podszedł do niego i chwycił go za ramię, tym samym zwiększając odległość pomiędzy dwoma młodymi czarodziejami- Czy to nie jego przyjaciel sprzedał cię Lucjuszowi Malfoyowi?
-To przeze mnie wracaliśmy po ciszy nocnej, ponieważ chciałem zostać z nim dłużej. To ja nie poprosiłem przyjaciół by jak zwykle mi towarzyszyli. Nott nigdy nie był przyjacielem Draco i to właśnie Draco chronił mnie przed nim, gdy próbował mnie otruć podczas śniadania.- Harry nie zamierzał słuchać jak Rogacz wypowiada się o rzeczach o których nie miał pojęcia, nawet jeśli mówienie sprawiało mu niesamowity ból- To Draco był przy mnie gdy miałem naprawdę złe dni i przekonywał mnie żebym ci dał ci szansę. To Draco osłonił mnie własnym ciałem, choć nikt mu nie kazał.
-Jednak to jego lekkomyślne zapisywanie wszystkiego w dzienniku, doprowadziło do twojego porwania. Założę się że wie co jego ojciec ci zrobił razem ze śmierciożercami...
-Draco nie miał wpływu na wiele rzeczy. To co się wydarzyło w dworze Malfoyów, wydarzyłoby się i bez jego udziału. Draco nie jest złym człowiekiem. Powinieneś mi ufać tato, ufać moim wyborom i miłości. Nie jestem ptakiem do zamknięcia w złotej klatce, Voldemort i tak znalazłby sposób by mnie dopaść prędzej czy później.
Severus obserwował uważnie kłótnię, a na twarzy malowało się politowanie zaistniałą sytuacją. Syriusz zaś stał nieco dalej, zasłaniając sobie twarz dłonią, jakby zażenowany samym faktem tej kłótni i milczał.
-Może zacznę, gdy przestaniesz podważać moje metody wychowawcze.
- Nic nie podważam! To ty dajesz się ponieść swojemu irracjonalnemu lękowi, że każdy próbuje mnie zabić lub skrzywdzić!
James nagle spoliczkował mocno syna, a z jego ust uciekło zaskoczone 'ouh'.
Zaległa kompletna cisza.
Młody Potter dotknął obolały policzek, patrząc na swojego ojca, jak by go zobaczył pierwszy raz w życiu.
-Harry...
Czarnowłosy cofnął się do tyłu z ukłuciem lęku, widząc znów unosząca się rękę Rogacza, co było niezbyt skuteczne przez oparcie krzesła za nim.
-James myślę że musisz wyjść -odezwał się ostro Syriusz, kładąc przyjacielowi rękę na ramieniu.
Rogacz przez chwilę wyglądał jakby się miał kłócić i przepraszać w tym samym momencie, ale ostry wzrok Blacka sprawił, że posłuchał go, puścił ramię chłopca i wyszedł, spoglądając na czarnowłosego z poczuciem winy.
Harry drżał, przymykając oczy i kładąc na policzku dłoń. Pragnął zniknąć, schować się przed wszystkimi, dla tego znów wstał, ale tym razem nawet nie zrobił kroku, gdy znów znalazł się na podłodze, bezgłośnie szlochając. Był tak bardzo żałosny...
-Co do chol...- usłyszał nagle wzburzonego Malfoya, co oznaczało że krzyki obudziły go.
Obok pojawił się Syriusz i podniósł go z podłogi, biorąc w ramiona.
-Draconie panuj nad sobą -warknął Snape.- I nie wstawaj, uraz jest wyleczony tylko zewnętrznie.
-Ale on właśnie...Harry!
-Tak, spoliczkował Pottera. To nie jest teraz twój problem- jednym ruchem różdżki zasłonił ich parawanem i wyciszył.
-Już w porządku młody- mruknął Syriusz, ostrożnie kładąc go w jego pościeli.- Nie powinieneś wstawać, wciąż jesteś słaby i nie wyleczony. Pójdę po maść do pielęgniarki na twój policzek.
Czarnowłosy pokiwał automatycznie głową, otulając się kołdrą.
Miał ochotę zwymiotować i krzyczeć. Jednak siedział sztywno oparty o zagłówek przez chwilę analizując wszystkie wydarzenia, w tym to najświeższe. Czuł się kompletnie przeciążony emocjonalnie.
Black wrócił, ostrożnie nałożył maść na zaczerwieniony policzek chrześniaka, a potem przytulił go mocno, czując że właśnie tego potrzebuje piętnastolatek. W jego ramionach po raz pierwszy Harry poczuł jak rozpada się. Próbował kontrolować oddech, który zaczął przyspieszać, by potem wybuchnąć niekontrolowanym histerycznym płaczem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro