Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32~ Harry

Harry poczuł jak ktoś wlewa mu do gardła, więc pierwsze co, wypluł to, krzywiąc się.
-Musisz wypić eliksir żeby poczuć się lepiej Potter- usłyszał cichy kobiecy głos.
-N-nie- wymamrotał- Nie ch-chce od was n-niczego…
-Jeśli nie dla siebie, zrób to dla Draco.
Czarnowłosy otworzył tylko jedno oko z trudem, bo drugie było mocno opuchnięte, uniemożliwiając mu to. Tuż obok, kucała Narcyza Malfoy, a jej twarz wyrażała zmartwienie i niepokój.
-Czy o-on żyje?- wyszeptał z nadzieją, a głos ciągle mu się niekontrolowanie łamał.
-Nie wiem. Zniknął. Ale jestem pewna że mój mąż go nie zabił- wyjaśniła- czuję że żyje.
Potter nie odpowiedział, znów zamykając oko, i wziął powolny wdech. Całe ciało bolało go, a zwłaszcza odczuwał ostry ból w okolicy brzucha, nerek i  klatki piersiowej, który był kompletnie inny od tego gdy Nott złamał mu żebra.
Mimowolnie w jego umyśle na nowo rozbłysły urywki wspomnień. Był kompletnie sam, wśród śmierciożerców, a na ich czele stał sam Voldemort. Był z dala od Hogwartu i nie pamiętał jak się stamtąd wydostał. Nie było nikogo kto by mu pomógł i nie miał nawet swojej różdżki by się sam obronić.
Czarny Pan pozwolił więc na wymierzenie kary za ucieczkę z cmentarza i każde inne przeciwstawianie się mu. Śmierciożercy z radością obrzucali go klątwami, zaklęciami torturującymi- nie szczędzili też przemocy fizycznej. Gdyby Narcyza Malfoy nie zainterweniowała w odpowiednim momencie, umarł by we własnej krwi i moczu.
-No dalej Potter, muszę doprowadzić cię do porządku.
Harry był tak bardzo zmęczony i obolały. Chciał po prostu zasnąć, poddać się, ale myśl że Draco jest tam gdzieś i żyje, nie pozwalała mu. W końcu pod wewnętrznej walce pozwolił napoić się eliksirem. Matka blondyna następnie zaczęła coś mruczeć pod nosem i używać na nim różdżki, ale w obecnym stanie dla czarnowłosego wszystko wydawało się obojętne.
Ból zmniejszył się i czuł nadchodzącą falę senności.

*

Gdy znów się obudził, czuł się słaby. Bardzo słaby. Jednak nic go nie bolało, co wziął za dobry znak. Usiadł powoli i z ulgą stwierdził że może otworzyć oboje oczu, jednak wzrok w tym momencie mu się nie przydał bo wokół panowała kompletna ciemność.
Gdzie ja jestem?
Czas dłużył mu się niemiłosiernie, co sprzyjało czarnym myślom.
Czy Draco, Hermiona i Ron są cali? Czy śmierciożercy zrobili im krzywdę?
Nigdy by sobie nie wybaczył gdyby coś im się stało. Poczucie winy zżerało go, gdy pomyślał że jeśli by nie nalegał by zostać dłużej z blondynem, mimo ciszy nocnej, nic by się nie stało.
Jednej rzeczy był pewny. Już wiedział kto szantażował go i próbował zabić w Hogwarcie. Dlaczego nie połączył faktów? Przecież miał je na wyciągnięcie ręki.
Zawsze mu mówiono że jest inteligentny i sprytny, a okazał się kompletnym idiotą. Może Snape miał rację co do niego?
Niedługo umrze. Ale co wczesniej z nim się stanie?
Nie był jednak naiwny i wiedział że wszyscy pewnie go szukają- szczególnie Syriusz.
Ale co jeśli znów ktoś ucierpi z jego powodu? Nie byłby to już kolega ze szkoły Cedrik, rodzina. Nie dałby rady znów przez to przechodzić. Ledwo poradził sobie z pogodzeniem się z ostatnim wydarzeniem…
Muszę przestać się nad sobą użalać!
Chcąc odgonić ponure myśli skupił się na ubraniach. Ze zdziwieniem zauważył że ma na sobie wciąż mundurek szkolny, ale nie wydawał się być sztywny od zaschniętej krwi, co oznaczało że Narcyza musiała go oczyścić.
Wziął głęboki wdech starając się utrzymać chłodny umysł i zastanowić się co może zrobić zdany chwilowo tylko na siebie. Było mu nieco wstyd że przez chwilę chciał się poddać i prawie odrzucił pomoc pani Malfoy.
Nie miał różdżki, ale po tym jak magia wróciła, czasami jej nie potrzebował. Nie była to oczywiście jakaś silna magia, ale może uaktywniła by namiar na nim i wskazała gdzie go szukać?
Ale czy ministerstwo chciało go szukać sądząc po tym co pisali w proroku? Prędzej chcieli by go zamknąć niż pomóc. Ale czy nie lepiej być aresztowanym niż czekać na wyrok Voldemorta?
Skrzyżował nogi, zamknął oczy i skupił się całym sobą by zgromadzić magię w dłoniach.
-Lumos- szepnął, ale nic się nie wydarzyło.-Lumos- powtórzył znów rozpaczliwie.
Po kilku nieudanych próbach w końcu się poddał i oparł o ścianę przy której się znajdował. Jak to możliwe że wcześniej mu się coś takiego udawało, a teraz nie?
Jego gorączkowe rozmyślania przerwały kroki, które przerwały ciszę, a następnie pomieszczenie w którym był rozbłysło światłem. Potter przymknął oczy, oślepiony i gdy jego oczy się przyzwyczaiły do światła, zorientował się że nie ma okularów. Świat wokół niego był nieco rozmazany i nie był w stanie rozpoznać osoby która się pojawiła.
-Wstawaj Potter- rozległ się chłodny, pełen nienawiści głos Lucjusza.
Wzdłuż kręgosłupa przeszły mu niekontrolowane ciarki. Miał wrażenie że ojciec Malfoya go nienawidzi jeszcze bardziej o ile to możliwe. Czy będzie go znów torturował, bo odebrał mu syna?
-Czarny Pan nie lubi czekać, więc radził bym ci się pospieszyć -warknął, gdy czarnowłosy nie wykonał polecenia, cofając się jak najdalej przerażony.
Mężczyzna jednak szybko znalazł się obok, a następnie chwycił go za włosy ciągnąc do góry.
Harry jęknął i prawie upadł gdy poczuł że kręci mu się w głowie. Nie miał nawet chwili na przyzwyczajenie się, gdy Malfoy złapał go za szatę na ramieniu i pociągnął w znana mu stronę. Po pokonaniu na oślep schodów, arystokrata nie zmieniał tempa marszu, aż w końcu otworzył jakieś drzwi i wepchnął go nowego pomieszczenia. Potter wpadł boleśnie na krzesło które stało przy długim stole. Po jego drugiej stronie ktoś siedział.
-Usiądź Potter- usłyszał cichy znajomy głos przypominający syk węża.
Z trudem opanował się by nie okazać znów strachu, nie wspominając o chęci ucieczki na oślep. Ile zajęłoby mu znalezienie samych drzwi zanim dosięgła by go klątwa? Chciałby chociaż widzieć tego psychopatę, by z godnością się z nim znów skonfrontować.
Zamiast jednak zadziałać instynktownie, wziął spokojny wdech i postarał się usiąść, udając że wszystko widzi doskonale i wcale się nie boi.
-Narcyza doprowadziła cię do porządku. Wspaniale.- odezwał się znowu- jesteś milczący. Czyżbyś nauczył się dyscypliny?
Lucjusz za jego plecami parsknął śmiechem.
-To totalny tchórz.
Harry zacisnął zęby żeby nie palnąć czegoś głupiego, co sprowokowało by możliwe tortury. Jeśli miał przeżyć, musiał przestać ich testować i być mniej impulsywny.
-Gdzie jego okulary Lucjuszu?- spytał znów Voldemort.
-Nie wiem. Gdy go tu zabrałem, już ich nie miał.
Czarnowłosy podskoczył mimowolnie, gdy zobaczył promień zaklęcia z różdżki na przeciwko. Następnie rozmazana sylwetka Czarnego Pana zaczęła się zbliżać i Potter zacisnął oczy, obawiając się ataku. Jedyne co się stało, to to, że ktoś wepchnął mu na nos brutalnie okulary. Otworzył oczy i z ulgą zauważył że znów wszystko widzi.
Voldemort zdarzył się oddalić, a Malfoy wciąż stał tuż za jego krzesłem, uważnie obserwując czarnowłosego. W pomieszczeniu był tylko długi stół ze zdobionymi krzesłami, kominek i ciężkie żadne zasłony, zakrywające okna. Pokój był w przyjemnym beżowym kolorze. Oprócz ich trójki, nie było nikogo więcej i gryfon naprawdę nie miał pojęcia po co to spotkanie.
Sam Czarny Pan nie zmienił się ani o ksztę od momentu gdy widział go na cmentarzu, jednak jego widok wciąż sprawiał niepokój i przerażenie.
-Lucjuszu, zostaw nas samych- sługa Voldemorta posłuchał, cicho zamykając za sobą drzwi- Pewnie zastanawiasz się, po co tu jesteś i dlaczego wciąż cię nie zabiłem prawda?- zaczął wolno czarnoksiężnik, przystając przy ogniu.- otóż pewna osoba uświadomiła mi, że tak właściwie jesteś teraz bezradnym przestraszonym nastolatkiem, który zupełnie mi nie zagraża. Bez obstawy i różdżki jesteś kompletnie słaby- prychnął- nie jesteś żadnym wybrańcem, jesteś nikim. Ale wciąż mogę skorzystać na tym że żyjesz. Wystarczy że grzecznie będziesz współpracować.
Harry zmarszczył zdekoncentrowany. O co do cholery chodziło temu gadowi? Jeśli myśli że będzie z nim współpracował…
-Oczywiście wiem że potrzebujesz odpowiedniej mobilizacji, ale o tym porozmawiamy potem. Teraz… chciałbym porozmawiać o tym co zrobisz.
Przeszedł przez pokój i znów usiadł na przeciwko, na końcu stołu. Potter uważnie obserwował go, zastanawiając się co mu siedzi w głowie.
-Po Pierwsze udzielisz wywiadu Prorokowi. Powiesz że szukałeś uwagi i zmyśliłeś to wszystko o moim odrodzeniu. Na koniec powiesz że cię to znudziło czy co tam wolisz- nie istotne co tam wymyślisz-i postanowiłeś odejść z magicznego świata. Oczywiście jak to wszystko się wydarzy i jak dotrze na odpowiednie miejsce, zajmą się tym moi ludzie. Ty masz tylko być przekonujący i dobrze wyglądać.
-Nie zrobię tego- starał się by jego głos nie zadrżał.
-Nikt nie pytał o twoje zdanie- syknął.
-Nie zmusicie mnie. Wolę umrzeć.
-Na śmierć jeszcze nadejdzie czas.-Skierował różdżkę w stronę czarnowłosego- Crucio.
Pokój zniknął, a Harry poczuł znajomy ból klątwy. Stracił rachubę ilukrotnie Voldemort cofał o rzucał zaklęcie, ale gdy tortury zakończyły się, zauważył że leży na podłodze.
Jego ciało drżało niekontrolowanie, a mięśnie zesztywniały. Nie miał siły odsunąć się, gdy obok pojawił się jego wróg i dotknął końcem różdżki odsłonięta skórę na brzuchu i ramionach, zostawiając piekący ślad.
-Czy zmieniłeś nastawienie Harry Potterze?
Czarnowłosy milczał, czekając na kolejną dawkę tortur, które jednak nie nadeszły.
Voldemort wezwał śmierciożerców którzy zaprowadzili go z powrotem, jak teraz zauważył- lochów. Następnie popchnęli go w ciemność i upadł na zimną, chropowatą ziemię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro