Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2~James

Gdy James obudził się, żadnych gości w sali już nie było. Czuł się ospały, w głowie lekko mu wirowało. Przez chwilę myślał że wszystko sobie wyobraził, ale fala wspomnień znów go zalała. Jego serce znów przyspieszyło i usiadł gwałtownie, co zauważyła jedna z pielęgniarek.

-Samuel? Jak się czujesz?

-James Potter!- wykrzyknął, a Artur poprawił się na łóżku, żeby mieć lepszy widok.- Nazywam się James Potter!

-Co...?- pielęgniarka wyglądała się być zdezorientowana.

-Przypomniałem sobie! Pamiętam wszystko- wyjaśnił szybko- Nie wiem jak... Harry przyszedł tu i nagle powiązałem fakty kim jestem! Jak by był moim bodźcem, kluczem do wspomnień! Który mamy rok? Harry wyglądał na dość dużego i...

-James Potter nie żyje- przerwał mu Weasley, a jego mimika twarzy zmieniła się na lekkie zdenerwowanie.

-No przecież żyję!- zaprotestował Potter.

-James Potter zginął czternaście lat temu- powtórzył mężczyzna.

Pielęgniarka szybko zasłoniła łóżko dając Rogaczowi w jej mniemaniu więcej prywatności, wcześniej rugając spojrzeniem drugiego pacjenta.

-Nazywam się James Potter! Wierzy mi pani, prawda? Ja wszystko pamiętam! Nie zginąłem tej nocy. Voldemort unieruchomił mnie i ja...- urwał, gdy przez jego gardło nie mogła przejść informacja o prawdopodobnej śmierci jego żony- Muszę się zobaczyć z Harrym!

-Spokojnie Sam, już wszystko w porządku. Nigdzie nie idziesz- pielęgniarka spojrzała na niego pobłażliwym wzrokiem, który sprawił że go jeszcze bardziej zdenerwował po reakcji Artura.

-Ale Harry...

-Jeśli się nie uspokoisz, znów dam ci eliksir nasenny.- zagroziła- Miałeś... dziwny atak i teraz wydaje ci się że jesteś kimś kto nie żyje...

-Ja do cholery żyję! Co z moją żoną? Czy ON ją zabił? I czy ktoś może powiadomić Syriusza Blacka że tu jestem? Pewnie jest teraz głównym opiekunem mojego syna- James zignorował słowa kobiety.

Miał wrażenie że jego mózg pracuje na najwyższych obrotach. Chciał wiedzieć co z jego rodziną, chciał zobaczyć Łapę i Lunatyka jeśli przeżyli i... Zabić cholernego zdrajcę.

-Samuel ostatni raz ostrzegam....

-Pani mi nie wierzy- wydusił, gdy ta prawda uderzyła go jak rozpędzony pociąg- Pani mi nie wierzy że jestem Jamesem Potterem...

-Wezwę uzdrowiciela. Myślę że powinien przeprowadzić dodatkowe badania- oświadczyła, a z jej różdżki wypadł patronus, który zniknął za parawanem.

-Niech mi pani chociaż powie co z Peterem Pettigrew.

-Nie żyje- odpowiedziała, sięgając do eliksirów na półce obok łóżka.

-Jak to nie żyje?- zdziwił się.

-Seryjny morderca Syriusz Black go zabił.

Potter poczuł się kompletnie zszokowany i zdezorientowany. O co tu chodziło? Co zrobił Syriusz że jest mordercą? I co z Harrym? Kto się nim teraz zajmuje, skoro Syriusz...

-Jest w Azkabanie?- wydusił.

-Był. Uciekł i wciąż go nie złapano.

-Uciekł z azkabanu?- powtórzył, czując jak robi mu się słabo.

Pielęgniarka nie odpowiedziała, a w tym samym momencie zjawił się uzdrowiciel, rozsuwając odrobinę parawany.

-Co się stało?

-Myślę że mamy problem. Samuel... Oszalał.- wyjaśniła, nabierając jednego z eliksirów do strzykawki- Utrzymuje że jest zmarłym Jamesem Potterem, wie pan, że jest ojcem Harry'ego Pottera.

-JA WCALE NIE OSZALAŁEM!- Rogaczowi puściły nerwy i już miał wstać gdy uzdrowiciel potraktował go różdżką.

James usiadł grzecznie z powrotem na łóżku, a jego spojrzenie wydawało się być lekko zamglone. Nie protestował gdy pielęgniarka wlała w niego eliksir, który sprawił że czuł się dziwnie otępiały i nagle stracił ochotę na cokolwiek, zwłaszcza myślenie.

*

Następne dni Potter czuł się jak wyjęty z życia. Nie było z niego wiele pożytku, ponieważ wciąż faszerowali go eliksirami. Codziennie kilku uzdrowicieli badało go, starając się znaleźć przyczynę nagłej zmiany zachowania, w końcu zrzucając to na możliwe załamanie przez wydarzenia przez które stracił pamięć.

Rogacz całymi dniami patrzył się bezsensownie w różne punkty, a Artur zaczął mu współczuć. Zdążył go całkiem polubić zanim mu odbiło.

Był w trakcie drzemki i przebudził się słysząc ciche szmery niedaleko jego łóżka- prawdopodobnie kolejne odwiedziny. James nie chciał dać znać jeszcze że nie śpi i że eliksir który otępiał jego zmysły, przestał działać. Po Raz pierwszy od kilku dni mógł trzeźwo myśleć.

Nikt mu nie wierzył, uznali go za stukniętego. Czuł się zdenerwowany przez nowe fakty z którymi nic nie mógł zrobić, a jeszcze gorzej z tymi których nie rozumiał.

-Biedaczek. Kiedy byliście tu ostatnim razem, doświadczył jakiegoś załamania. Wcześniej wydawał się naprawdę dobrym towarzyszem i nawet nie czułem że coś jest nie tak, a teraz nieco jest na poziomie Lockharta- chociaż on nie uważa się za kogoś kto zmarł dawno temu- usłyszał słowa Weasleya.

-Za kogoś zmarłego?

-Uważa się za twojego zmarłego ojca Harry- Potter zamarł na te słowa.

Mógł poczuć kilka oczu na sobie, ale nie śmiał nawet drgnąć.

Harry tu jest. Tak blisko niego...

-Faktycznie biedak- usłyszał współczujący głos dziewczynki.

Co myśli o nim Harry? Czy myśli że oszalał? A może gdyby mu pokazał że wcale nie oszalał i... Nie, zdecydowanie by go przestraszył. Co zrobić żeby do niego dotrzeć? Przecież to nie możliwe żeby jedyną szansą na ich spotkanie był ten moment, w dodatku kiedy wszyscy uważali go za świra. Musiał wymyślić jakiś plan. Nie wyobrażał sobie zostać tutaj, nie kiedy wiedział że jest już nim dużo lepiej i wie kim jest. Ale jak udowodni to innym? A może Lunatyk go rozpozna? A Syriusz? W końcu jego był pewien że żyje, ale z drugiej strony podobno był mordercą... Jak zareaguje na niedoszłego zmarłego przyjaciela? Był jego ostatnią deską ratunku. Musiał zaryzykować.

Udał że dopiero co się budzi i usiadł niepewnie na łóżku. Z dziwnym uczuciem w sercu zerknął w stronę łóżka i zamarł gdy spotkały go oczy syna, zanim odwrócił wzrok. Miały piękny zielony kolor Lily, dokładnie takie jakie zapamiętał gdy widział ich ostatnim razem.

Czternaście lat...

Gdy pielęgniarka pojawiła się obok, szybko zasłoniła mu widok na Harry'ego parawanem, na co miał ochotę zaprotestować, ale wiedział że nic by to nie zmieniło.

-Jak się czujesz?- spytała miło kobieta.- Pamiętasz kim jesteś?

-Sam. Mam na imię Samuel- prawie skrzywił się mówiąc to kłamstwo, z nadzieją że da mu święty spokój i znów nie otumani go.

-Cieszę się że lepiej się czujesz- uśmiechnęła się szerzej.

Potter odwzajemnił go swoim sztucznym.

Kilka dni później Artura Weasleya wypuszczono do domu, a tej samej nocy James uciekł ze szpitala.

*

Rogacz nie do końca wiedział gdzie iść po ucieczce ze szpitala. Był szpitalnej koszuli, bez różdżki, i był głodny. Pluł sobie w brodę że nie zjadł większej kolacji.

Po chwili zastanowienia postanowił iść za intuicją i schował się w parku, w krzakach, zaraz przy jego wyjściu, gdzie miał idealny punkt obserwacyjny na rodzinny dom Syriusza. A przynajmniej na miejsce gdzie powinno być.

Powoli zaczęło świtać, a James stwierdził że do głodu i zimna, doszły ścierpnięte kończyny, przez brak zmiany pozycji przez ostatnie kilka godzin. Zaczął powoli wątpić czy dobrze zrobił przychodząc w to miejsce, bo równie dobrze dom mógł być opuszczony, a Syriusz mógł się ukrywać gdzie indziej. W końcu odkąd pamiętał nienawidził tego miejsca i nie wrócił do niego od czasu gdy miał szesnaście lat i zjawił się w domu jego rodziców. Ale to był fakt za czasów gdy nie był uznawany za zmarłego.

Drgnął gdy nagle rozległ się trzask aportacji. Pojawiła się pomiędzy nim a Grimmauld place 12 postać szczelnie okryta czarną peleryną i zanim zdążył zareagować, równie szybko rozpłynęła się. Zmarszczył brwi w zrozumieniu że na dom jest rzucone zaklęcie Fideliusa, pogratulował sobie jednak że dom nie jest opuszczony.

Czuł się naprawdę zmęczony i senny, gdy zaczaił się tak, by w każdej chwili zaczepić kolejną osobę która się pojawi. Czekał nie całą godzinę i od razu zareagował.

-Hej! Ty! Zaczekaj!- krzyknął wybiegając na pustą o tej porze ulicę.

Postać odwróciła się, ale zanim zdążył dostrzec twarz, strzeliła w niego czerwonym promieniem. Potter przewrócił się nieruchomy, klnąc w myślach za własną naiwność. A jeśli to nikt o dobrych zamiarach? A co jeśli to jeden ze śmierciożerców, jeśli miał się opierać o tym co pisali w gazetach na temat Harry'ego?

Poczuł się kompletnie bezbronny, gdy ten ktoś podszedł i zdjął kaptur. Jego twarz wyglądała znajomo, ale nie mógł skojarzyć kim jest.

-Co do cholery?- zdziwił się mężczyzna.

Po chwili machnął znów różdżką. Rogacz poczuł jak się unosi w górę, a jego oczy znów widzą czyste niebieskie niebo. Czuł się jak w dniu gdy Voldemort sparaliżował go, zanim ruszył dalej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro