15~ Harry
Harry i Draco leżeli wygonie na łóżku, stykając się zaledwie ramionami. Czarnowłosy patrzył się intensywnie w baldachim, wciąż rozmyślając o tym czy dobrze robi ufając Malfoyowi. Było to nieco absurdalne w stosunku do tego że spotykali się już jako para od połowy października, uprawiali seks, uczyli się razem i rozmawiali na różne tematy, ale nigdy nie schodzili na temat Pottera, chyba że mieli by liczyć uchylenie małego rąbka tajemnicy jak blondyn zaczął czuć coś do Harry'ego. Ale nawet i ta opowieść nie wydawała się być w pełni zakończona.
-Pamiętasz jak mówiłem ci że w trzeciej klasie zacząłem mieć na twoim punkcie obsesję?- odezwał się Draco, a gryfon potwierdził pomrukiem- to było mało powiedziane właściwie. Mam nadzieję że się nie przerazisz jeśli ci powiem że zrobiłem całą listę faktów o tobie, znałem twój rozkład dnia na pamięć i czasami cię śledziłem.
-Tak... To brzmi przerażająco -potwierdził Potter, spoglądając na blondyna- brzmi nieco jak obsesja Ginny, podczas drugiej klasy.
-No tak, racja- zaśmiał się nerwowo- ale mnie nie kręci twoja sława. Mnie bardziej motywowało to, że wydawałeś się być dla mnie nieosiągalny. Lubiłem i jednocześnie irytowało mnie to, że traktujesz mnie zwyczajnie, bez względu na to jakie mam nazwisko. Wszystkich traktujesz równo. Jesteś bardzo bezpośredni jeśli coś cię wkurza i nikomu nie próbujesz wejść w dupę. Zawsze starasz się, by ludzie wokół ciebie czuli się dobrze, nawet jeśli masz wyższe umiejętności magiczne.
-Draco, ja nie jestem lepszy w magi od ciebie- parsknął śmiechem, jednocześnie mile zaskoczony że ktoś zauważył takie szczegóły.
-Gówno prawda, już teraz znasz więcej przydatnych zaklęć ode mnie, choćby patronusa. Jesteś świetny w pojedynkach, a ostatnio naprawdę wykorzystujesz swoje umiejętności. Uczysz ludzi pod nosem Umbridge -zaczął wyliczać- twoja odwaga bije wszystkich na głowę. Mało kto próbował by walczyć z bazyliszkiem, stawić się sam-wiesz-komu.
-Gadasz jak wszyscy, jak bym w tych sytuacji nie otrzymywał pomocy- westchnął.
-Ja na twoim miejscu nie pyskował bym Sam-Wiesz-Komu, stojąc z nim oko w oko, wiedząc że nie mam szans. Czekałbym pewnie kiedy trzaśnie mnie avadą- uśmiechnął się zaczepnie- No proszę cię, Potter. Mój ojciec nie mógł nie powiedzieć mi co się wydarzyło na cmentarzu.
-Oh... No tak.
-Uratowałeś skórę swojemu chrzestnemu.
-To przerażające jak wiele znasz moich sekretów, o których z tobą nie rozmawiałem -wymamrotał czarnowłosy.
-Zapominasz że jestem synem śmierciożercy i pewne informacje mam z pierwszej ręki, czy tego chcę czy nie.
-Co masz na myśli?
-Naprawdę sądzisz że jestem osobą która chce iść w ślady ojca?- wywrócił oczami- Czasami jesteś taki niedomyślny Potter.
-Wiesz, nie wiele o tobie wiem poza szkołą. Mam prawo nie być pewny rzeczy- patrzył intensywnie na ślizgona.
-Okay, to postawmy sprawę jasno. Nie popieram działań mojego ojca i całej reszty. Tak naprawdę nie obchodzi mnie czystość krwi, muszę grać żeby nie mieć kłopotów i w domu i w slytherinie. Może mój ojciec był chętny, ale ja mam z góry narzucone pewne sprawy. Mogę się z nim kłócić ile się da, ale i tak zawsze wychodzi na jego. Spójrz, o tutaj- wskazał na swój policzek i Harry musiał dobrze się przyjrzeć by zauważyć wąską, prawie nie widzialna bliznę, biegnąca wzdłuż kości policzkowej- uderzył mnie w lato tą cholerną laską, gdy powiedziałem mu że nie jestem zainteresowany całą ideologią Sam-Wiesz-Kogo i że chcę zostać uzdrowicielem. Wolę nie myśleć co by mi zrobił gdybym powiedział że... Jestem w tobie zakochany odkąd mam trzynaście lat- ostatnie zdanie powiedział tak cicho, że gdyby nie to że czarnowłosy był naprawdę blisko nie usłyszałby tego.
Blade policzki Malfoya zarumieniły się mocno i odwrócił wzrok, uparcie patrząc w baldachim nad nimi. Harry natomiast przyswajał chwilę nowe wyznania i badał jak się z nimi czuje. Ku jemu zaskoczeniu, wcale nie czuł się źle ani dziwnie. Może też byłoby inaczej gdyby już jakiś czas nie przebywał z Draconem.
- Jesteś we mnie zakochany- powtórzył po chwili Potter, uśmiechając się mimowolnie.
-Przepraszam, wymsknęło mi się. Możesz zignorować, nie chce żebyś czuł się niezręcznie...
-Jest w porządku- przerwał mu- ale ja nie jestem jeszcze pewny by określić co czuję do ciebie.
-Oh. OH. Jasne. Rozumiem. Nie czuj presji.
Potter miał się ochotę roześmiać, bo właśnie sobie uświadomił, że blondyn zachowywał się w jego towarzystwie, zdała od spojrzeń innych, całkiem inaczej. Nie był tym chłodnym, ironicznym, zadufanym w sobie ślizgonem jakiego jeszcze znał z tamtego roku. Teraz poznał prawdziwego Malfoya, któremu nie zamykają się usta, który jest troskliwy i wrażliwy na szczegóły. Był bardzo dobrym słuchaczem, uwielbiał naukę, wcale mu nie zależało na rywalizacji w quidditcha. Co najważniejsze był po stronie dobra, a nie śmierciożerców. Jakim cudem te cechy urodziły się w nim będąc w dworze Malfoyów?
Pochylił się i pocałował Draco, tym samym ucinając jego lekką panikę.
-Nigdy nie mówiłeś o swojej mamie- powiedział, gdy odsunęli się od siebie.
-Cóż tylko dzięki niej jeszcze nie zwariowałem z ojcem- wyznał, uśmiechając się.
*
Harry zasnął w pokoju życzeń na ramieniu Draco, po tym jak przełamał się i wyrzucił z siebie wszystko co nagromadził w środku od momentu ostatniego zadania trójmagicznego. To go wyczerpało.
Blondyn był godny podziwu jak chłopak się trzymał po tym wszystkim co przechodził. Skąd brał energię do codziennego życia i nauki? Sam nie wiedział jak by to było na jego miejscu. Czy żyłby sobie spokojnie gdyby wiedział że jest ktoś kto pragnie jego śmierci? Czy byłby wciąż odważny, obrzucany codzienną ilością gówna, tylko przez to że mówiłby prawdę? Czy znosił by tak cierpliwie ostatnie obelgi i obleśne propozycje na temat jego orientacji?
Malfoy każdego dnia, odkąd czarnowłosy dał mu szansę się do siebie zbliżyć, zastanawiał się czym sobie na to zasłużył. Nie był nikim specjalnym, a wręcz jeszcze trzy lata temu gnoił Pottera nie tylko dlatego że nie patrzył na niego przez pryzmat nazwiska, ale też bo jego ojciec tego wymagał. Nie znał nikogo bardziej odważnego, wyrozumiałego, silnego i skromnego jednocześnie. Kiedyś pokora Harry'ego bawiła go, nie rozumiał jej, a teraz wzbudzała w nim podziw.
Sam musiał często znosić oceniające spojrzenia, ale ludzie mieli powód bo sam sobie zasłużył na opinię dupka, która w jakimś stopniu go też chroniła.
Potter był inny, prawdziwy, nie udawał kogoś kim nie jest. Każdego dnia zakochiwał się w nim coraz mocniej i nie potrafił tego zatrzymać, ani nie był pewien jak głęboko jeszcze w stanie jest wpaść. Nie sądził że będzie czuł coś takiego do kogokolwiek, że będzie o kogoś się troszczył, jak teraz.
Obserwował odprężoną twarz we śnie. Czarne włosy aż się prosiły żeby je dotknąć i jeszcze bardziej zburzyć.
Nagle gryfon zaczął marszczyć czoło, a blizna w kształcie błyskawicy, wydawała się być coraz bardziej widoczna. Później Harry zaczął się wiercić, aż nagle krzyknął i zaczął się szarpać z pościelą. Draco odrazu usiadł prosto jak struna, czując silną falę magii bijącej od chłopaka, a gdy próbował go obudzić został odrzucony i upadł na podłogę.
Malfoy zaczął nieco panikować, widząc stan czarnowłosego, gdy ten nagle otworzył szeroko oczy i usiadł.
-Pan Weasley- jego głos był tak przepełniony strachem, że blondyna aż przeszły dreszcze.
-Harry...
-Pan Weasley- powtórzył bardziej stanowczo i wstał jakby w amoku.- jest ranny!
-Harry, miałeś koszmar- blondyn niepewnie zbliżył się do niego wciąż czując mocne fale energii- musisz się uspokoić.
-To nie był koszmar!- chwilę później zgiął się wpół i zwymiotował, podtrzymując się ściany.
-Okay, w porządku, ale musisz się uspokoić, bo zrobisz komuś krzywdę. Zrobisz krzywdę mnie. Potem pójdę z tobą do dyrektora- powiedział szybko.
Trochę potrwało nim Malfoy uspokoił Harry'ego i mógł do niego się zbliżyć bez obawy że znów zostanie odrzucony przez jego magię. Złapał go za rękę i prowadził szkolnymi korytarzami, aż dotarli do chimery strzegącej gabinetu dyrektora. Draco po raz kolejny cieszył się że jest prefektem bo miał przywilej znania hasła, wyrazie nagłych wypadków.
Potter wciąż krzywił się z bólu, trzymając się za bliznę i był tak nienaturalnie blady jak miałby zaraz zemdleć.
Gdy pukali do drzwi, nie zastanawiali się która jest godzina, więc blondyn odetchnął widząc zaskoczonego Dumbledore'a. Po krótkim wyjaśnieniu sytuacji, dyrektor wezwał profesor McGonagall i resztę Weasleyów.
Każdy z nich był zaskoczony obecnością blondyna, dlatego szybko wyjaśnił że natknął się na czarnowłosego na korytarzu, gdy wracał do wieży. Na szczęście Harry tylko przytaknął, przez co obyło się bez kolejnych pytań.
Jednak gdy Malfoy wrócił do lochów, tej nocy nie mógł zasnąć, martwiąc się o stan gryfona. Słyszał nie raz o jego wizjach, ale nigdy nie był ich świadkiem, dlatego zobaczenie tego na własne oczy, dogłębnie nim wstrząsnęło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro