Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33~Draco

Draco zamrugał oczami, i mruknął nie zadowolony przez padające na nie światło. Poczuł też nie przyjemne echo w głowie i ból, jak by dzień wcześniej wypił sporo ognistej whiskey.
-Wypij to.
Usłyszał głos Blase'a, a potem poczuł szkło dotykające jego ust. Ufnie wypił wszystko, co miało słodki posmak pomarańczy i po chwili wszystkie nie przyjemne symptomy minęły, zostawiając tylko lekką dezorientację.
-Co się stało?- spytał i gdy otworzył znów oczy, zobaczył nad sobą Zambiniego.
Uniósł się na łokciach i rozejrzał się, dostrzegając tylko drewniane ściany, połamane meble i dużo kurzu. To nie wyglądało na Hogwart.
Harry!
Jego imię zaczęło się obijać po jego umyśle i wyjąc niczym alarm, sprawiając że nagle poczuł się nad zbyt przytomny.
-Potter!- poderwał się do siadu.
-Uspój się.- przyjaciel spowrotem zmusił go do siadu, gdy ten próbował wstać.- Nie pomożesz mu wystawiając się na srebrnej tacy. Musimy najpierw obmyślić plan.
-Nott!- wyrzucił z siebie głośno.
-Tak, wiem. To dzięki niemu wciąż żyjesz.
-Ten skurwiel…
-Draconie ogarnij się do cholery!- tym razem to Blase podniósł głos, zaciskając dłoń na jego ramieniu- I po słuchaj. Sytuacja jest nie najlepsza, śmierciożercy szukają cię i wyznaczyli za twoją głowę sporą nagrodę, nie ważne czy ktoś cię przywlecze do dworu Malfoyów żywego czy martwego. Martwy nikomu nie pomożesz.
-Ale Harry… On mnie potrzebuje- gardło blondyna dziwnie się ścisnęło- to wszystko moja wina…
Zambini wstał, podszedł do jedynych drzwi w pomieszczeniu i oparł się o futrynę, krzyżując ręce na piersi.
-Może poczekam aż skończysz się nad sobą użalać.
Malfoy posłał mu gniewne spojrzenie, ale po chwili gdy udało mu się uspokoić, zrozumiał że przyjaciel miał rację. Nie pomoże gryfonowi gdy będzie popadał w bezsensowną panikę i będzie się zachowywał jak bezmyślny idiota.
-Cudownie.- mruknął z aprobatą czarnoskóry- zacznijmy od tego że jak wspomniałem, musisz schować ego do kieszeni. Może Nott zachował się jak… szkoda słów na tego buca. Ważne że zabrał cię stamtąd zanim twój ojczulek spełnił swoją groźbę. Dobrze też że cię oszolomil do czasu kiedy po mnie nie przyszedł, bo mógłbyś narobić tylko głupot które wcale nie pomogły by w tej sytuacji.
-Więc teraz będziesz go bronił?- prychnął.
-Nie, ale będzie nieocenioną pomocą. On zaczął ten burdel i to on jest kluczem do skończenia go.
-To wcale nie zmienia rzeczy że jeśli go tylko zobaczę, duszę go własnymi rękami- warknął Draco, zaciskając pięści- I jak niby ma nam pomóc? To on skrzywdził Pottera i to on wepchnął go w łapska śmierciożerców! Pragnął jego śmierci!
-Dzieki niemu możemy odbić twoją Julię- Blase wywrócił oczami- po za tym jego głupota chyba dostatecznie go pokonała.
-Co…?
-Cóż można powiedzieć że przejrzał na oczy i chce się zreflektować. Dlatego przyprowadził mnie i Pansy.
-Parkinson tu jest?
-I słyszę cię bardzo dobrze!- krzyknęła z drugiego pomieszczenia.
Blondyn wstał szybko, czując się już dobrze i ruszył ku przyjaciółce. Zambini nie zatrzymywał go i sam ruszył za nim w dół schodów.
Budynek w którym byli wyglądał wszędzie tak samo; drewno, połamane meble, kurz i okazyjnie jakieś ślady pazurów na ścianach.
Pansy siedziała przy naprawionym stole wśród mapy, kawałków pergaminu, atramentu i pióra które dzierżyła w dłoni.
-Gdzie my jesteśmy? I gdzie jest ten gnój?
-We wrzeszczącej chacie. W tej chwili to najbardziej bezpieczne miejsce dla ciebie. Cały Hogwart jest postawiony na nogi. Myślą że jesteś zamieszany w porwanie Pottera; a zdrugiej strony szukają cię śmierciożercy, którzy uznają cię za zdrajcę czarnego pana.
-Świetnie- prychnął, podchodząc do stołu.
-Nott wstawił się u ojca, ma nie długo wrócić z informacjami co się dzieje.- dodała.
-Pozwoliliście mu tam iść?!
-Dzieki niemu wiemy, że Potter wciąż żyje -wyjasnił czarnoskóry, zerkając przez ramię Pansy na papier.
-Co to?- Draco zmarszczył brwi.
-Możliwe plany odbicia Pottera- Parkinson ciężko westchnęła, i spojrzała Malfoyowi prosto w oczy- przysięgam że następnym razem utnę ci jaja, za całą akcję.
-Pansy…
-Podejrzewałam że coś jest na rzeczy, ale nie sądziłam że padnie ci kompletnie na mózg i postanowisz zbliżyć się do Pottera…
-Podejrzewałaś?- zdziwił się.
-To, że wy faceci macie problem złączeniem faktów, nie znaczy że kobiety też tak mają. A zwłaszcza ja. Draco, znamy się od pięciu lat, naprawdę myślałeś że nie zauważę zmiany zachowania za każdym razem gdy byliśmy w jego pobliżu? -prychnęła- obrażasz moją inteligencję.
Blondyn nie wiedział co odpowiedzieć więc milczał, gdy Blase przeglądał wciąż pergaminy.
-Jesteś świadoma że to wszystko uwzględnia dużą ilość osób, prawda?- odezwał się.
-Potter nie cierpi na brak przyjaciół -wywróciła oczami.
-Chcesz sprowadzić gryfonów?- czarnoskóry skrzywił się.
-A znajdziesz inną opcję? Wolę zaufać Granger i Weasleyowi, niż być zdana na Notta. To kompletny kretyn. Niech się cieszy że mu pióra nie wsadziłam w pewne miejsce za to że naraził tak Dracona. Wszystko szło super dopóki nie zaczął się wtrącać w cudze sprawy- burknęła.
-Nie zapominaj o tym że Draco sam się w to wpakował przez zostawienie dziennika…
-Nie musicie mówić o mnie jak by mnie tu nie było! Po za tym o co chodzi z tym dziennikiem?- blondyn uniósł brew.
-Powaznie stary?- Blase spojrzał na niego.
-Powaznie.
-Zostawiłeś w dworze swój dziennik. Twój ojciec go znalazł i wpadł w furię. A potem skontaktował się z ojcem Notta, a ten z kolei przestrzepał mu mózg legilimencją i zastraszył- wyjaśniła Pansy, opierając się wygodnie o oparcie krzesła- ominęło cię dość sporo.
Draco zbladł i usiadł na najbliższym krześle.
Teraz wszystko zrozumiał.
To nie wina Notta, że jego ojciec się dowiedział. Jak głupi był opisując w dzienniku dosłownie wszystko? Teraz nie tylko on i Harry mieli przesrane, ale również jego chrzestny i matka.
-Draco?- spytał zaniepokojony Zambini.
-Czy wiecie coś o mojej matce? Lub chrzestnym?- wypowiedział te słowa tak cicho, że przyjaciele prawie go nie usłyszeli.
-A powinniśmy?- ślizgonka zmarszczyła brwi.
Malfoy nie odpowiedział, czując że zaraz zwymiotuje.
To moja wina.

*

Theodor stał na przeciwko zgarbionego Dracona. Blondyn miał nadzieję uciec chodź na chwilę przed prześladującym go poczuciem winy, gdy w jego kryjówce zaroiło się od przyjaciół wybrańca. Jednak Nott postanowił zniszczyć tą nieliczna chwilę samotności.
Nie rozmawiali ani razu odkąd się znów zobaczyli. Malfoy nie rzucił się na niego z pięściami, chociaż w głębi duszy uważał że zasłużył za skrzywdzenie jego Harry'ego osłabiając go, tym samym utrudniając mu ucieczkę.
-Wiem że nie chcesz mnie widzieć po tym wszystkim, a współpraca to dla ciebie istna katorga. Wiem że zawaliłem na całej linii i mogłem to od samego początku rozegrać inaczej. Ale dałem się pochłonąć zazdrości i nienawiści. Chcę to naprawić- powiedział cicho, nie przerywając kontaktu wzrokowego z tymi szarymi.
-I to ma mi wystarczyć?- blondyn uniósł brew.
Theo uniósł dłoń jak by w geście przywitania, chodź intencja była całkiem inna.
Draco złączył ich dłonie w silnym uścisku, a Nott wyjął różdżkę i stuknął w ich dłonie.
-Ja Theodore Nott przysięgam na własną magię uratować Harry'ego Pottera z rąk śmierciożerców i Czarnego Pana, oraz przysięgam zrobić wszystko by zwrócić jego wolność, za cenę własnego życia i bezpieczeństwa.
Błękitna wstęga otoczyła ich przedramiona pieczętując przysięgę wieczystą, by po chwili wchłonąć się w ich skórę.
Lecz to nie uspokoiło szalejących myśli Malfoya, że Harry jest tam gdzieś całkiem sam, być może torturowany.
-Chyba wiem o czym myślisz, Draco.
Blondyn odwrócił się, widząc za sobą Blase’a. Jego myśli tak go pochłonęły, że nie zauważył gdy Nott wszedł do środka.
Nie odpowiedział na zaczepkę, obracając między palcami znicza, którego pewnego razu dostał od Pottera.
-Nie mam żadnych relacji z nim, wszystko co wiem, jest z twoich opowieści. Każdego roku widziałem jak się zmieniasz pod jego wpływem, aż w końcu zobaczyłem w twoich oczach coś więcej niż zimną stal.- czarnoskóry stanął u jego boku, lecz jego wzrok wciąż skierowany był w widok przed nim- atramentową ciemną bezksiężycową noc, otulająca Hogsmeade.
-Zambini…
-Nie mam zamiaru wpływać na twoje decyzje Draco. Jednak pamiętaj że to co zrobisz, nie tylko zrani jego, ale też ciebie.
-Tu nie chodzi o mnie, tylko o jego bezpieczeństwo.
-Jeśli tak uważasz.
Między ślizgonami zapadła cisza, a każdy z nich pogrążył się w swoich myślach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro