28~ Harry
Do Wielkanocy został tylko tydzień.
Harry wciąż nie rozmawiał z Ronem, a większość czasu spędzał z Hermioną, która rzucała mu zmartwione spojrzenie, gdy nie patrzył. Gdy widział Dracona na horyzoncie, uciekał, trawiony ogromnym wstydem.
Zdziwił się gdy dostał sowę od Syriusza z zaproszeniem na Wielkanoc. Zapewniał że Dumbledore się zgodził i miał przejść przez kominek McGonagall do domu chrzestnego. Gdy wyraził obawę o ojca, chrzestny odpowiedział krótko że będą tylko we dwoje.
Po tej wiadomości nieco odżył i nawet przestał się przejmować nadchodzącym spotkaniem GD, pierwszym od momentu utracenia przez niego magii.
-Harry.
-Hmm?
-Możesz iść ze mną do skrzydła szpitalnego?- powiedziała cicho Granger, gdy torturował kiełbaskę widelcem.
-Wszystko okay?- od razu uniósł na nią zmartwione spojrzenie.
Przyjaciółka nie często prosiła jego czy Rona o takie rzeczy, chyba że była pod ścianą.
-Nie najlepiej się czuję. Miałam ciężki dzień- wymamrotała- wiesz, kobiece dni.
-Oh. OH. No jasne, rozumiem. Słabo ci?- zeskanował uważnie jej twarz.
-Troszeczkę. To nic, Pomfrey da mi eliksir i minie- posłała mu zmęczony uśmiech.
Gryfon przypomniał sobie jak przyjaciółka dała wykład jemu i Ronowi o miesiączce, gdy raz pewnego razu Ginny zemdlała w pokoju wspólnym.
Kilkanaście minut później kierowali się do skrzydła szpitalnego, czarnowłosy położył jej rękę w pasie, w celu asekuracji, a Hermiona nie protestowała.
Dopiero gdy dotarli na miejsce, okazało się, że nie są sami, a na jednym z łóżek szpitalnych leży mocno poturbowany Teodor Nott.
Potter poczuł wzmożoną ciekawość, co się stało, Zaczął przyglądać się bardziej ślizgonowi, który widać było że miał złamany nos i najwidoczniej oberwał dość mocnymi klatwami, bo nie przytomnie mamrotał coś pod nosem. Nagle pojawiła się pielęgniarka i zasłoniła szybko łóżko, łypiąc groźnie na niego.
-Co was sprowadza?- spytała.
Hermiona szybko nakreśliła sytuację, gdy Harry'emu przyszło do głowy że miło by w końcu przespać całą noc.
Pomfrey nie chętnie podała mu eliksir słodkiego snu, a Granger uniosła brew.
-Mam koszmary- wzruszył ramionami, wyznając częściowo prawdę- przecież nie będzie się żalić, że nękają go poczucie winy i konflikt wewnętrzny.
Przyjaciółka nie drążyła tematu, ale jej zmartwione spojrzenie jeszcze częściej padało na wątłe ciało czarnowłosego.
*
Gdy upewnił się że Hermiona dotrze do dormitorium, wymknął się do biblioteki w towarzystwie Ginny, która potem odłączyła się i skierowała do swoich koleżanek. Postanowił więc poszukać książek do eseju który zadał im Snape o eliksirze który tworzyli na ostatniej lekcji.
Sięgał właśnie po jedną z ksiąg, ukryty w jednej z alejek przed oceniającymi spojrzeniami, gdy poczuł rękę w dole pleców. Zamarł na ułamek sekundy, już gotowy do sięgnięcia po różdżkę, gdy do jego nozdży dotarł znajomy zapach. Ciało momentalnie się zrelaksowało i oparł się o klatkę piersiową tej osoby, dopóki nie przypomniał sobie że są w miejscu gdzie ktokolwiek może ich zobaczyć, a po drugie że to Draco.
Odwrócił się gwałtownie, ale blondyn nie pozwolił mu się odsunąć, wciąż trzymając dłonie na jego biodrach.
-Ktoś nas zobaczy!
-Unikasz mnie.
Harry zatracił się przez chwilę w znajomych szarych oczach, które wypełnione były teraz wyrzutem. Policzki czarnowłosego zarumieniły się lekko, ale nie zrobił kroku w tył; wiedział że ta konfrontacja w końcu nadejdzie. Nie odzywał się, zagryzając dolną wargę, zastanawiając się o czym myśli Malfoy.
-Nie wiem co się dzieje w twojej głowie, ale to nieprawda Potter. Nigdy nie byłeś i nie będziesz dla mnie problemem- powiedział cicho, kładąc mu dłoń na policzku- Wiem że masz wiele powodów by czuć że nie dajesz rady, ale nikt nie powiedział że musisz być w tym sam. Nawet nie musisz sam stawiać czoła Czarnemu Panu. Masz wokół siebie osoby dla których jesteś ważny, pamiętaj o tym. A jeśli twój ojciec ma z czymś problem, pieprzyć go.
Potter przełknął gulę która uformowała się w jego gardle i szybko zamrugał, by odgonić niechciane łzy. W głębi siebie czuł, że bardzo potrzebował tych słów.
-Przepraszam- wykrztusił tylko drżącym głosem, mocniej zaciskając dłoń na jego ramieniu.- za to że cię unikałem. Czułem wstyd, po tym dziecinnym wybuchu.
-Cóż powinienem się przyzwyczaić do twoich głupich zachowań- uśmiechnął się w ten swój Malfoyowski sposób.
Potter wywrócił oczami.
Chwilę później Draco złączył ich usta w czułym pocałunku. Po krótkim czasie przycisnął go regału, a ich pocałunek przeszedł w ten bardziej zachłanny i namiętny. Czarnowłosy poczuł się nieco jak wtedy, gdy blondyn zaatakował go w klasie. Jęknął cicho z protestem gdy Malfoy odsunął się i uśmiechnął się na tą reakcję.
-Ktoś nas zobaczy- puścił mu oczko i tak po prostu odszedł.
Harry potrzebował chwili by uspokoić oddech i poprawić zmierzwione włosy, zanim ruszył ku wyjściu z biblioteki.
Potrzebował zaledwie kilka minut by odnaleźć Malfoya w jednej z opuszczonych klas, niedaleko biblioteki. Siedział na parapecie i spoglądał na zarysy Hogsmeade, które można było stąd dostrzec. Intuicja Harry'ego, podpowiedziała mu, że coś jeszcze jest na rzeczy.
-Co się stało Nottowi?- zapytał, przystając na przeciwko ślizgona.
-Wciskał w nos w nie swoje sprawy- odpowiedział po dłuższej chwili Draco, nawet nie spoglądając na niego.
-Nie możesz napadać ludzi…
-Nie zrozumiał za pierwszym razem gdy uciąłem sobie z nim pogawędkę, więc dostał za swoje. Sam jest sobie winny. To nie twoja sprawa Potter- uciął.
-Czyli od teraz jeśli coś będzie ciebie dotyczyć, tak będziemy rozmawiać?- prychnął czarnowłosy- Nie mam przed tobą tajemnic, wiesz nawet o moim ojcu, a ty nie chcesz mi wyjawić powodu dlaczego Nott jest w skrzydle szpitalnym?
-Dokładnie tak- odpowiedział, a Potter miał ochotę krzyczeć z frustracji.
-Draco do cholery…
-Skończyłem ten temat Potter- spojrzał mu w oczy, tak jak by prześwietlał jego duszę.
-I tak się dowiem o co poszło- wydusił gryfon, zmuszając się do nie zrywania kontaktu wzrokowego.
-Powodzenia- parsknął cicho śmiechem.
-Jesteś tak bardzo irytujący- burknął Harry.
Blondyn nie odpowiedział, wracając do spoglądania za okno.
-Jest coś jeszcze na rzeczy.
-Po prostu trochę obawiam się tych świąt, bo mój ojciec chrzestny postanowił że nas odwiedzi- wyrzucił z siebie w końcu Malfoy- Przynajmniej Czarny Pan wyjechał na jakiś czas.
-Wyjechał?- poczuł niepokój w dole brzucha.
Co Voldemort może kombinować? Czy chodziło o zwerbowanie nowych ludzi i stworzeń jak mówił jakiś czas temu Hagrid? Nienawidził gdy był w nie wiedzy o jego poczynaniach, a wiadomość o braku jego lokalizacji, sprawiało że czuł niekontrolowany lęk i niepokój.
-Miło że zarejestrowałeś tylko to z mojej wypowiedzi- prychnął Draco.
-Przepraszam. Martwisz się tym że twój ojciec i chrzestny…
-Będzie wielka awantura, tego mogę być pewny- oparł głowę o ścianę okna i westchnął głośno.- Mam nadzieję że nie przyjdzie nic głupiego do głowy mojego chrzestnego. Ojciec jest nieobliczalny.
Harry już miał powiedzieć 'będzie dobrze' ale powstrzymał się, policzkując się mentalnie za swoją głupotę, bo to były tylko puste słowa. Ostatnio nic nie było w porządku i był świadomy że wojna zbliża się nieuchronnie. Ale czy mógł być pewien że Draco stanie z nim po stronie dobra? Czy jego ojciec go złamie lub zmusi do okropnych rzeczy?
W końcu podszedł do ślizgona i wtulił się w niego z całych sił modląc się w duchu do jakiegoś boga czy bytu, który by im pomógł. Malfoy przyciągnął go jeszcze bliżej, pocałował w czoło i ułożył brodę na czubku głowy, cicho wzdychając.
-Draco- szepnął cicho czarnowłosy, wtulając twarz w jego szyję.
-Hmmm?
Potter chwilę milczał, walcząc z myślami. Już od dawna czuł coś więcej niż zauroczenie, a samo wyznanie pchało mu się na usta od przynajmniej dwóch tygodni. Ale czy to odpowiedni moment?
Raz się żyje.
-Kocham cię.
Dłoń Malfoya zacisnęła się mocniej na jego boku, a oddech przyspieszył.
-Chcę żebyś o tym wiedział, nawet jeśli te święta okażą się do dupy.
Czarnowłosy czuł się tak bardzo lekki i szczęśliwy po tym wyznaniu.
-Ja ciebie też kocham, Potter- szepnął blondyn i uniósł jego twarz, by złożyć na jego ustach czuły pocałunek.
Gdy ich oczy się spotkały, były wypełnione iskierkami szczęścia i uczuć, które nie dało ubrać się w słowa. Obu nastolatkom to wystarczyło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro