Rozkwit
W ogrodzie pełnym sprzeczności odnajduję nareszcie ukojenie
Aksamitny głos koi moje nerwy, uśmierza cały mój ból
Neutralizuje stres
Który wyniszczał mnie od środka, powoli
Stawiam bose stopy jedna za drugą
Kołyszę się na palcach w rytm ćwierkania ptaków
Moje myśli wirują wokół zachodzącego słońca
Sięgają zenitu, gdy napotykają drobne przebłyski światła
Muskam opuszkami miękką fakturę liści, które kryją mnie przed światem
Gęstwina dookoła polany zapewnia mi bezpieczeństwo i
Ciszę, która mnie napełnia
Nareszcie czuję się kompletna
Delikatny wietrzyk otula moje skronie
Składa niewinne pocałunki na różowych polikach
Walczy ze słońcem, które rozpieszcza mnie rozlicznymi piegami
Na wiecznie bladej skórze
Toczą ze sobą batalię
Rzecz tyczy się mojego szczęścia
Mojej uwagi
I wdzięczności za to, że pozwalają mi czuć
Źdźbła trawy dopasowują się do moich ruchów
Zdają się wykonywać piruet, kiedy i ja się obracam
W dziecięcej próbie zmierzenia tego ogromu piękna
Ludzkim wzrokiem
Ludzie mówią, że błogość objawia się lewitowaniem ponad ziemią
Uskrzydleniem duszy, myśli i ciała
Ale ja nigdy nie ufałam ich słowom
Od zawsze wymykały się moim zdolnościom poznawczym
Błogość pojawia się wtedy, kiedy całe jestestwo jednoczy się z dziką
Lecz harmonijną naturą
Kiedy wolność trzyma mnie w swoich ramionach
I uczy prawdziwego patrzenia na świat
Kiedy szczęście wtapia się w kaskadę moich włosów
I lśni niepowtarzalnym blaskiem
Kiedy wiem, że nie potrzeba mi już nic więcej
Wystarczy tylko kruche milczenie przy moim uchu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro