Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🦊Rozdział 1🦊

- Hej! - krzyknęłam ale wszyscy mieli mnie w dupie. Podreptałam do mojego zniszczonego legowiska, chciałam je jak najszybciej naprawić.
- Sójczy Locie! - przywołała mnie Misty. Ona była tu przywódczynią ale ja jej nie zazdrościłam. Nie potrzebowałam tego.
- Tak? O co chodzi? - jaka miła byłam! Zazwyczaj byłam okropną hamówą ale dzisiaj miałam dobry chumor.
- Mogłabyś pójść na zwiady? Ale nie takie zwykłe po lesie czy coś tylko poza nasze granice terytoriów.
- Gdzie na przykład? - warknęłam. Popsułaś mi humor! - opiepszyłam ją w myślach.
- No... na przykład tam na plażę dzie jest latarnia - odparła przez ramię. Poszła załatwiać swoje sprawy i zostawiła mnie z zadaniem na które nie małam najmniejszej ochoty. Włożyłam scyzoryk do białego buta i telefon do kieszeni koszuli a na mojej głowie znalazły swoje miejsce słuchawki. Jedyne co pomoże mi się uspokoić to muzyka. Wyszłam z obozu i poszłam na plażę tak jak kazała mi to zrobić Misty Star. W naszym klanie poza nami dwoma była jeszcze Lwi Pazur która zawsze była miła i zwracała uwagę nie tylko na swoje dobro. Kiedy widziała że mam dobry humor to nie mówiła nic co mogłoby go zepsuć. Maślana Łapa był uczniem Misty, jednocześnie ją podrywał ale to nie jest ważne I jeszcze kilka innych osób. Może poznam kogoś kto dołączy do klanu...? NIE! Nienawidzę ucuwilizowanych, nienawidzę. Chociaż może gdyby była to zamotniczka, to pewnie by dało radę. Nawet nie zdałam sobie sprawy kiedy doszłam pod latarnię. Pozbyłam się kłudki i otwirzyłam drzwi, weszlam tam i spodziewając się, że spotkam nic.
- Halo? Jest tu ktoś?! - zapytałam żeby się upewnić, że latarnia jest pusta.
- Em... jak widać ja tu jestem, a co? - odpowiedział mi głos. Był bardzo ładny i tak jak myślałam należał do bardzo ładnej samotniczki.
- Mieszkasz tu... - mruknęłam do siebie. - Pójdziesz ze mną
- Ale jak z tobą?! Ja tu mieszkam! - protestowała ale zdało się to na nic. Wyciągnęłam ją z latarni i pociągnęłam ją do obozu ale dziewczyna ciągle się stawiała.
- Mam dziewczynę która mieszkała w latarni! - oznajmiłam klanowi. - Chyba jest samotniczką, mieszkała tam sama - nikt mnie nie słuchał. Smutne. Zaprowadziłam ją do mojego legowiska i przyniosłam jej mech do spania, miała wielkie sińce pod oczami co świadczyło o tym, że nie spała od bardzo dawna. Gdy tylko jej głowa dotknęła posłania, to zasnęła. Przyniosłam do mojego legowiska też coś do jedzenia, w razie gdyby dziewczyna zgłodniała. Było tak nudno, że poszłam popilnować wejścia do obozu. Strugałam sobie na luzie patyczek, był idealnie prosty o długi dzięki czemu mógł być idealną bronią do rzucania w przeciwników. Usłyszałam kroki, nie należały do żadnego z naszych wojowników lub uczniów więc wyostrzyłam zmysły by wiedzieć kiedy go zaskoczyć. Teraz! Podskoczyłam i wrzasnęłam na niego. Osobnik był posłańcem z Klanu Przejżystej Wody, my byliśmy z Klanu Jasnej Błyskawicy i byliśmy wrogami ale osobnik nie przyszedł chyba w złych celach ale nieznajomym nie można ufać.
- Jestem Morski Liść i chciałbym postać się do waszej przywódczyni - oznajmił spokojnie.
- Dobrze, już prowadzę cię do Mglistej Gwiazdy - czyli Misty. Misty Star to inaczej Mglista Gwiazda ale przeciwnicy nie znają jej przydomka, ja też go z resztą nie lubię więc będę mówić na nią Mglista Gwiazda. Gdy prowadziłam Morskiego Liścia do legowiska Mglistej Gwiazdy, reszta dziwnie się na niego patrzyła. Gdy doszliśmy do legowiska Misty to przedstawiłam gościa i się zmyłam.
- To jest Morski Liść i jest posłańcem Trawiastej Gwiazdy - mruknęłam i odbiegłam do legowiska medyczki bo miałam drzazgę w ręce po struganiu patyka.
- Cześć Mroźna Burzo, mam drzazgę. Masz coś co zahamowałoby krwawienie po jej wyjęciu? I nie chcę żeby wdało się zakarzenie - poprosiłam. Nasza medyczka jest bardzo troskliwa więc pewnie jeszcze wyjmie mi tą drzazgę, nie będą ją obchodziły protesty bo "ona wie lepiej". Przesiedziałam u niej z dziesięć minut czekając aż da mi jakieś liście i inne rzeczy do przyłożenia na rankę i sobie poszłam.
- Hejka, Sójczy Locie... - przywitała mnie Słoneczna Chmura.
- Cześć, jestem zajęta więc nie mogę rozmawiać ale potem się do ciebie odezwę - obiecałam i poskakałam do legowiska, gdzie dziewczyna pochłaniała kajzerkę.
- To jest przesłuchanie! Odpowiadasz na moje pytania, jasne?
- Dobrze... - powiedziała z pełną buzią.
- Jak masz na imię? - zaczęłam ewidentnie nudną rozmowę.
- Carmen. Mam 13 lat i do tej pory mieszkałam w latarni - odpowiedziała na więcej pytań niż jej zadałam.
- Okej... to nie odemnie zależy ale póki co będę do ciebie mówić Rozgałęzione Skrzydło - postanowiłam. Pobiegłam do legowiska Mglistej Gwiazdy żeby jej o tym powiedzieć. Na szczęście Morski Liść udał się już do swojej przywódczyni!
- Mglista Gwiazdo... - nie dałam rady dokończyć bo dziewczyna mi przerwała.
- Misty Star.
- Dobrze, Misty Star, w latarni mieszkała dziewczyna o imieniu Carmen. Przyprowadziłam ją i myślę, że powinna dołączyć do osób uczących się na wojowników. Wiem, że to do mnie nie podobne ale mamy za mało osób! Nazwałam ją Rozgałęzione Skrzydło. Tak, wybór należy do ciebie ale tak tylko chwilowo... wiesz.
- Tak, zwołam zebranie - mruknęła ucieszona. Wyszła z legowiska i weszła na wielki głaz mówiąc:
- Zebranie, zberzcie się! Mamy w obozie nową... osobę - uśmiechnęła się Mglista Gwiazda. - Sójczy Locie, przyprowadź Carmen - pobiegłam do legowiska i zawołałam dziewczynę:
- Rozgałęzione Skrzydło! Chodź - dziewczyna pobiegła za mną do głazu.
- No nareszcie! To jest Carmen - pokazała ręką na dziewczynę. - Od teraz będzie znana w naszym klanie jako Rozgałęzione Skrzydło - zeszła z głazu i podreptała do legowiska bo ewidentnie miała dość nadawania imion i innych zebrań na głazie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro