Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 3- DWIE KOBIETY I DWAJ SYNOWIE

- Co takiego?! - wykrzyknęła rozzłoszczona Ella, gdy Guillaume łaskawie poinformował ją o istnieniu drugiej kobiety i drugiego syna w jego życiu. - Jak mogłeś mi to zrobić? Masz kochankę i... bękarta?

Niemal wyrzuciła z siebie ostatnie słowa. Oczywiście, mężczyźni miewają kochanki, ale powinni - na litość boską - trzymać je w ukryciu, a nie na widoku!

- Guillaume i Anna zamieszkają w moim majątku, z nami. - Syn Paula de Mirabeau z satysfakcją obserwował zmieniającą się z wściekłości twarz małżonki.

- A co z Williamem? - Ella sięgnęła po ostateczny argument. - To twój prawowity dziedzic! Już zapomniałeś?

- Bracia powinni dorastać razem i nie twoją rzeczą jest podważać moje decyzje, pani - warknął Guillaume.

Jego lodowate oczy zdawały się jeszcze zimniejsze niż zazwyczaj, gdy lekko się jej skłonił i opuścił komnatę, którą zajmowała.

Kilka dni później do Faberge przybyła Anna Albany oraz nieślubny "synek" Guillaume'a de Mirabeau, który swe imię otrzymał po rodzicielu. Wcześniej, parę dni temu wstecz, Guillaume i Anna uzgodnili, że ich mała córeczka, Marie - France, przez jakiś czas - dopóki Ella będzie zajmowała miejsce u boku młodego rycerza jako jego żona - będzie nosiła miano "Guillaume". Co, jak mieli oboje, nie potrwa długo.

Ponadto Guillaume uznał, że nie zamierza dłużej ukrywać ani Anny, ani swej córki. Wiedział, że to "właściwy moment i właściwy czas" i "nie ma co zwlekać". Miał nadzieję, że Ella da się przekonać argumentem w postaci brzęczącego złota jako zapłacie za opuszczenie Faberge i miejsca w łożu oraz przy stole swego męża. Potem pozostaje wierzyć, że uda się uzyskać i jemu, i Elli, rozwód kościelny, by młody mężczyzna mógł poślubić tę kobietę, którą naprawdę kochał.

Służba w majątku młodego pana uznała, że ciemnowłosy trzylatek ma bardzo bystry wzrok. Chłopczyk od razu wypatrzył swego przyrodniego braciszka, chowającego się za spódnicę matki.

- Mama! - zawołał po francusku szczupły malec do Anny. - To mój braciszek, William!

Anna spojrzała na swego "synka" z zakłopotaniem, malującym się na jej obliczu i odrzekła mu cicho:

- Tak, to William, twój brat. Ale do jego mamy nie podchodź. Ona nas nie lubi.

- Dlacego?

- Synku, witaj! Witaj i ty, najdroższa, również. - Nadejście Guillaume'a przerwało tę nieszczęsną rozmowę, wiodącą w niebezpieczne rejony.

- Dzien dobly, tatku!

- Ojcze - Anna poprawiła młodego, który z uwagą obserwował nowe otoczenie. - Mówi się „ojcze", Guill.

- No, to dzien dobly, tatku ojce! - powiedziała Marie - France, śmiało podchodząc do wysokiego i postawnego rycerza, swego „tatka".

Ten roześmiał się wesoło, czochrając czuprynkę dziewczynki. Gestem dłoni przywołał do siebie drugiego z synów i jednocześnie podprowadził Marie do brata, którego to dziewuszka ubrana „po męsku" uściskała tak mocno serdecznie, jak tylko mogła.

- Witaj, Kudełkowaty - szepnęła Marie, z nabożnym podziwem oglądając jego długie blond loki.

Chłopczyk uśmiechnął się wesoło, odpowiadając „bratu":

- Cemu „Kudełkowaty" ?

Po chwili śmieli się razem, spoglądając jeden na drugiego, jak gdyby nigdy nic. Tak, jakby byli rodzonymi braćmi, a nie „zaledwie" przyrodnimi. Guillaume spoglądał na nich i zastanawiał się, jacy też oni będą, gdy osiągną pełnoletność. Przed malcami jeszcze dziewięć lat, więc zanim będą dorośli, wiele może się zdarzyć.

Nadąsana Ella zniknęła w swoich komnatach. Natomiast Anna powiedziała do Williama:

- Dzień dobry, Williamie.

- Witajcie, pani - odparł chłopiec, kłaniając się jej niezdarnie.

W czworo przeszli do sali jadalnej, aby zjeść posiłek, Anna miewała ostatnio wilczy apetyt, a Guillaume podejrzewał, co jest tego przyczyną.

Rok później...

Guillaume i William - wbrew woli żony Guillaume'a de Mirabeau - trzymali się razem od chwili przybycia nieprawego potomka i jego matki do Faberge. O dziwo, Paul, dziadek obydwu malców, udawał, iż nie interesują go decyzje syna i zajmował się wyłącznie swoimi sprawami.

W rzeczywistości obawiał się, że synowa w końcu nie zniesie trudnej sytuacji, w której się znalazła i zrobi coś nieobliczalnego. Nawet na swojego potomka zerkała z coraz to większą niechęcią, a czasami wręcz z nienawiścią.

Ella zorientowała się, że nosi pod sercem dziecko, kolejnego potomka jej męża. Dziecko, którego nie potrafiła kochać. Nienawidziła „tego czegoś", co rozgościło się w jej łonie i wcale nie zamierzało odejść.

Któregoś dnia, korzystając z nieobecności swego małżonka, udała się do kobiety, mieszkającej we wsi, która potrafiła poradzić sobie z „problemem".

Nagle, gdy tamta niewiasta już otwierała jej wierzeje swego niepozornego domostwa, Ella poczuła ostry ból w podbrzuszu i coś ciepłego, co spływało po jej białych udach.

Jęknęła, spoglądając na brunatną plamę, rosnącą z każdą chwilą, u jej stóp.

Wiedziała, co to oznacza - pomoc Maud nie była już potrzebna, problem rozwiązał się sam.

Straciła dziecko. Wbrew samej sobie, Ella poczuła żal z tego powodu, bo zrozumiała, że dzięki tej istotce miałaby spokój od obowiązków małżeńskich niewiasty, przynajmniej jeszcze przez kilka miesięcy.

Płakała i wówczas, gdy Guillaume zamknął maleńkie, martwe ciałko w drewnianej szkatułeczce i oddał poświęconej ziemi.

- Bardzo mi przykro, Ello. - Po raz pierwszy od bardzo dawna, odezwał się do niej jak do człowieka. - Odpocznij, nie musisz nic robić.

Skinęła głową w odpowiedzi, zasypiając w puchowych piernatach. Zanim odpłynęła w niebyt snu, pomyślała, że ich maleńka Mirabella mogłaby wyrosnąć na piękną młodą niewiastę i sama założyć rodzinę z odpowiednim mężczyzną, ale nigdy nie będzie jej to dane, bo umarła.

Drugie dziecko Anny i Guillaume - chłopiec o imieniu Jean - Antoine, był oczkiem w głowie swych rodziców. Siłą rzeczy, Marie - France i William zeszli na drugi plan. To było bolesne doświadczenie dla obojga dzieci, nagle uświadomić sobie, że istnieje ktoś, kto dla ich ojca jest ważniejszy i bardziej kochany niż oni.

William, przyrodni braciszek dziewczynki, zapewniał ją jednak, że to może i dobrze, bo Marie jest lepszym kompanem do treningu walki na drewniane miecze niż ten młodszy brzdąc, który tylko leży w kołysce, płacze i sika w pieluszki.
- Żadnego z niego pożytku, ale niech już sobie będzie, jak jest - orzekł William wspaniałomyślnie.

Ella, gdy tylko wydobrzała po poronieniu, postanowiła skutecznie pozbyć się swojej rywalki w walce o względy Guillaume'a - choćby i kosztem swojego życia. Nienawidziła nałożnicy swojego męża, która zajmowała miejsce, przynależne jedynie prawowitej małżonce pana na zamku Faberge.

Jedynym dobrym sposobem na wypełnienie tego zamierzenia będzie śmierć tej wszetecznicy, Anny Albany!

Ladacznica, która na zawołanie rozkłada nogi przed Guillaume'em de Mirabeau, dostanie za swoje.

- Niebawem wrócę, najdroższa. - Guillaume czule ucałował Annę i ich synka, Jeana. - Dbaj o siebie i dziecko, oczekuj radosnej niespodzianki po moim powrocie. Tuszę, iż wszystko pójdzie po mojej myśli, nie ma powodów do niepokoju. Muszę już ruszać w drogę, bądźcie zdrowi!

- Uważaj na siebie, najdroższy - poprosiła Anna swego ciemnowłosego rycerza.

Guillaume wsiadł na konia, skinął ręką na kilku mających mu towarzyszyć zbrojnych, po czym grupka mężczyzn opuściła dziedziniec Faberge.

Marie - France usiadła na zydlu przy jednym z otworów okiennych na górnym piętrze ojcowskiego zamku. Stąd roztaczał się widok na cały dziedziniec, więc zawsze mogła podpatrywać, co się ciekawego na nim dzieje.

Dziewczynka lubiła tam sobie siadywać, miała bowiem tak bardzo potrzebną jej ciszę i spokój, a i Ella nie śmiała zachodzić w „ten" rejon i jej dręczyć.

Życie z legalną żoną ojca bywało bardzo uciążliwe, jedynym promykiem nadziei w tym paśmie udręki stanowił William i Jean - Antoine, którego głośny płacz bardzo zaniepokoił dziewczynkę, więc czym prędzej podreptała do jego pokoiku. Musiała sprawdzić, co tak dokuczyło malcowi, że aż zanosił się szlochem.

Dlaczego mama albo piastunka nie reagują? Gdzie się wszyscy podziali?

Wbiegła do pokoiku braciszka tak szybko, jak pozwalały jej na to jej młode nóżki. Zastała tylko Jeana oraz piastunkę chłopca, która właśnie brała chłopczyka na ręce, opatulając go wełnianą chustą, żeby nie zmarzł.

Kobieta, zauważywszy małego panicza, rzekła niespokojnym tonem głosu:

- Musimy uchodzić, paniczu, byle żwawo!

- Ale... Cóż się stało? - Marie nie rozumiała, dlaczego mają uciekać i co takiego im grozi, i gdzie jest mama.

Czyżby ojciec zmienił zdanie, co do ich pobytu w Faberge i kazał im odejść? Bo już ich tu nie chciał? Gdzie się podziewała mama? Dlaczego jej tu nie ma?

- Pani Ella dopadła matkę panicza i zabrała ją, ale madame Anna zdążyła mnie ostrzec i poprosić, bym miała baczenie na oboje jej synków i ukryła ich przed oczyma żony paniczów ojca. Chodźmy już, nie ma czasu! Ona to bardzo zła kobieta, która nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć zamierzony cel!
Poczłapały obie, służąca z Jeanem w ramionach oraz mały Guillaume, aby ukryć się we wnęce za obrazem w jednej z komnat zamkowych w Faberge.

Marie - France nagle poczuła silny ból w karku, jak gdyby kat oddzielił go toporem od reszty ciała. I nastała cisza, a nieznośny ból zniknął tak szybko, jak się pojawił.

Marie próbowała uspokoić Jeana i wreszcie - po wielu próbach - malec, zmęczony płaczem, zasnął. Dziewczynka zdawała sobie sprawę, że stało się coś bardzo złego i że winną tego zdarzenia jest matka jej brata, Williama. Cokolwiek uczyniła, dopięła swego, pozbywając się rywalki, która stanęła na jej drodze.

Guillaume de Mirabeau odnalazł Marie, Jeana oraz piastunkę synka w miejscu, w którym kobieta ukryła się wraz z dziećmi przed gniewem pani Elli. Swą żonę pan na zamku Faberge nakazał zamknąć w wieży i pilnować, by nie uciekła, dwóm rosłym strażnikom.

Nie mógł uwierzyć, że odbył swą daleką podróż na próżno. Anny nie było już wśród żywych, bo matka Williama kazała katu ściąć jej głowę podczas jego nieobecności.

Kat wykonał polecenie pani bez szemrania, za sutą opłatą.
Anna nie żyje - powtarzał w myślach zrozpaczony Guillaume, coś w nim umarło.

Gniew mężczyzny rósł z każdą chwilą, gniew na niesprawiedliwy los, który odebrał mu ukochaną kobietę i na ich córkę, która z pewnością odziedziczyła po nim nie tylko wygląd, lecz i „pewne zdolności", a pomimo tego nie zapobiegła matczynej śmierci!

Wiedział, że Marie - France nie miała żadnej władzy nad swą macochą, ale i tak - pomimo głosu rozsądku - czuł irracjonalną wściekłość na dziewczynkę. Dlaczego nie zrobiła nic, żeby ocalić życie swej matki?

- Nigdy jej nie wybaczę - szepnął do siebie Guillaume i nie miało żadnego znaczenia, że Marie jest tylko małym dzieckiem, które w żaden sposób nie mogło powstrzymać tragedii.

Ella bezradnie patrzyła, jak mąż - jej ciemnowłosy rycerz, którego niegdyś gorąco pragnęła, nakazuje katu wykonać wyrok i ściąć jej głowę, tak, jak ona postąpiła wobec Anny Albany. Ella zrozumiała, że to już jej koniec, przegrała. Pozbyła się kochanki męża, a teraz on w odwecie za ten czyn pozbywał się jej.

Łzy spłynęły po policzkach Elli.

- Mamo! - głośny krzyk syna, jej Williama, ranił uszy jego matki.

Żałowała, że nie potrafiła bardziej okazać mu swojej miłości. I Mirabelle. Czy córeczka odeszła, bo Ella jej nie chciała? Czy to, co teraz spotyka Ellę, jej wyrodną matkę, jest karą za posiadanie bryły lodu w miejscu, gdzie winno bić serce?

Tysiące myśli przemykało przez głowę przestraszonej kobiety - mąż nawet zabronił kapłanowi, by ten udzielił jej sakramentu pokuty i ostatecznego pojednania z Bogiem... Czy zasłużyła na swój los?

Przecież... Tłum milczał w pełnym napięcia oczekiwaniu.

Teraz się to stanie. Teraz! Te...

Głowa Elli potoczyła się po bruku dziedzińca zamku Faberge, a gapie, obserwujący egzekucję, wydali głuchy pomruk.

- Zemsta została dopełniona - Guillaume odwrócił się na pięcie i odszedł, zagarniając ze sobą płaczącego Williama. Nakazał pochować Ellę pod murem cmentarza - nie obchodziło go, gdzie spocznie ciało jego żony - morderczyni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro