Cisza
Nazajutrz, jak co dzień zadzwonil alarm o stałej porze. Niby dzien jak co dzien. Czas plynie bez wzgledu na wydarzenia. Te same obowiazki, codzienna rutyna.
Za oknami coraz czesciej smutno,. Drzewa powoli tracą swoje kolory. Coraz wiecej przestrzeni przed oknami. Dopiero brak liści pokazuje jak głęboki jest las i jak daleko do najbliższego miasta.
Wojtek zerwał sie szybciutko z lozka i zbiegł po drewnianych schodkach na dol w nadziei, ze moze zaraz ujrzy mame, ktora przekaże dobre wieści, ale zamiast tego odkrył przerażająca cisze, jakby domowi dusze zabrano.
Cisza mocno podkreślała swoje milczenie.
Czas odmierzany byl kroplami deszczu, ktore uderzały o szyby. Czy to mozliwe, zeby ten sam dom wygladal tak obco?
Chłopiec stanął pośrodku salonu ze smutnym wyrazem twarzy, gdy nagle pobudziła go mysl o Kostku. No tak, Kostek! Ubrał szybko kalosze, sięgnął po kurtke z wieszaka i wybiegł na zewnatrz. Najpierw zerknął na zagrodę , a nastepnie udał sie do mamy gabinetu.
Dzien Dobry Pani Mario. Dlugo Pani tu siedzi? Jak nasz pacjent? Jadla Pani snidanie?
Maly byl tak nakręcony, ze az Sasiadka wybucha śmiechem.
Z czego Pani sie smieje? Poqiedzialem cos nie tak? A moze moje kalosze Pania rozbawiły?
Pani Maria dostala takiego ataku smiechu, ze nie byla w stanie odpowiedziec , a jedynie wskazała swoje kolano - miejsce do siedzenia dla chłopca.
Wojtek usiadł i spojrzal na Kostka, po czym zaczal go głaskać . Pies wydawal sie jeszcze slaby, ale byl przytomny i dowzajemnil uczucie dotykając zimnym nosem dłoń chłopca.
Pani Mario! Nie odpowiedziala Panj na zadne moje pytanie. Mama mowi, ze to nieladnie jak ktos tak robi.
Pani Maria uśmiechnęła sie i odpowiedziala
Widzisz dziecinko, ty zdajesz tyle pytan, ze juz mi sie wszytsko pomieszało.
Z Kostkiem jest lepiej, ale potrzebuje jeszcze czasu. Mysle, ze jak juz podalam mu kroplówkę i lek , to mozemy zabrac go do siebie do domu. Z nami szybciej wyzdrowieje.
Choć pomozesz mi zlapac ten wiklinowy kosz za jedna raczke , a ja zlapie za druga i przyjrzyjmy go kocem , bo na zewnatrz nie jest milo.
Obydwoje udali sie zwaw krokiem do domu, ułożyli Kostka blisko kominka i Pani Maria zwrocila sie do chłopca.
Jak juz jestes ubrany , przynies dawno z drewutni , rozpalimy w kominku, bo jakos tak zimno tutaj i nieludzko pusto.
Ja wrocisz, to rozpłacze w kominku i pojdziemy do kuchi zrobic sniadanie.
I tak sie stalo. Odgłos i zapach palonego drewna przywróciły namiastkę ciepla domowi.
W kuchni pachniało naleśnikami z herbata z leśnych owoców.
Sasiadka usiadla blisko Wojtka, pogładziła go po glowie i szepnęła.
Wiem, ze sie martwisz, ale zamartwianie nie poprawi ci nastroju. Jestem pewna, ze wszystko sie wyjasni , czami tylko trZeba na to wiecej czasu i cierpliwosci. Mysle, ze mama bedzie zadowolona jak wykonamy wszystkie obowiazki tak jakby tu byla z nami.
Jak zjesz, ubierz sie cieplo i nakarm nasze zwierzaki w zagrodzie. Sprawdz tez, czy zanda zwierzyna z lasu nie proboeala sie do nas dostac. Jane tym czasie sprawdze produkty spożywcze w lodowce, moze trzeba bedzie cos dokupić. Ugotuje jakis pyszny obiad pozniej. Jak wrocisz, to sie wymienimy. Ty posiedzisz z Kostkiem , a ja skocze do swojego domu i sprawdze czy wszystko ok.
Mam tez dla Ciebie zadanie.
Jak mnie nie bedzie , narysuj swoj wymarzony domek na drzewie. Jak wroce , urządzimy go razem . A na wiosnę pojdziemy do tartaku i poprosimy chlopakow, zeby nam zbudowali wg Twojego projektu. Co ty na to?
Wojtek sie uśmiechnął i skinął glowa na zgode.
Czas płynął tego dnia wolniej poimmo wielu zadan, ciagle oczekiwanie sprawiało, ze trudno bylo przetrwać ten dzien.
Na zegarze wybiła godzina 15:00, chłopiec spojrzal na tarcze i skomentowal.
Czemu tak dlugo trwa? Zaczynam sie martwic o nich.
Pani Maria z równym zasmuceniem zerknęła w strone zegara i powiedzila.
Mysle, za czas na obiad a jak zjemy to pogramy w gre planszowa.
Wydaje mi sie, ze jak skończymy gre pod wieczor, to moze juz nie bedziemy tylko we dwojke.
Po posiłku oboje grali w „statki", potem w „scrabble"i zanim sie obejrzeli, zegar znowu przypomnial o sobie 7 uderzeniami.
W domu znowu nastała cisza, tylko krople na szybach podkreslaly jej wymowność .
Chlup! Chlup! Chlup!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro