☆3☆
Asuto
Razem z pół-lisem szedł ścieżką. Co chwila chciał jakoś zagadać, jednak ewidentnie nie mieli wspólnego tematu. Po kilku nieudolnych próbach spostrzegł się, że jest już praktycznie ciemno.
- Może się zatrzymajmy? Wiesz, chciałbym się wyspać na jutrzejszy dzień.. - Zaczął niepewnie.
- Jasne. - Odparł jakoś bez przekonania drugi. - Trochę dalej jest kilka skał, bynajmniej będzie choć troszkę cieplej.
- Chyba się na tym znasz. - Stwierdził z uśmiechem Inamori.
- Jestem lisem. Od dziecka mieszkam w dziczy, co się dziwić. - Mruknął w odpowiedzi Atsuya.
I rozmowa ponownie się zakończyła.
Fakt faktem, gdy już dotarli do skał, zaczęli przygotowania do snu. Albo bynajmniej Asuto. Jego towarzysz jedynie położył się na twardej powierzchni, delikatnie skulił i leciutko owinął ogonem tym samym niemal od razu zasypiając.
Czarnowłosy wyciągnął dwa koce. Nie było zbyt ciepło, to trzeba było przyznać. Ale z drugiej strony, także nie było zimno. Jednak coś podpowiadało Inamori'emu, by te koce rozwinął.
Jeden położył na skale. Chciał już się kłaść, jednak zaczął intensywnie myśleć:
Noc nie zapowiada się zimna, ale ciepła raczej nie będzie. Czuję się trochę jak egoista.. - Pomyślał po czym spojrzał na kitsune. - Miałem się nie przywiązywać.. Ale to przecież nie zwierzę. Co prawda, może nieufny albo nawet dziki, ale i tak ma w sobie więcej człowieka. - Jego wielkie serce wzięło górę i drugim kocem okrył Fubuki'ego. Po czym sam położył się na plecach patrząc w niebo.
Gwiazdy dzisiaj są bardzo ładne. - Przyglądał się jeszcze chwilę, zaś potem zauważył nietypowy gwiazdozbiór.
Mianowicie był on ułożony z siedmiu gwiazd. Coś w rodzaju.. Ósemki? Kokardy?
Zastanawiając się co to jest, Asuto zasnął spokojnie.
***
- Ej obudź się! - Czarnowłosy poczuł szturchnięcie w ramię. - Szybko! No dalej! - Leniwie uchylił powieki. Lecz ukazała się osoba kompletnie mu nie znana. Od razu odskoczył od chłopaka.
- Nie bój się.. Muszę z tobą porozmawiać.
- Kim jesteś?! - Powiedział rozkojarzony i też wystraszony. Obejrzał się wokoło, nie widział śladu po Kitsune.
Postać westchnęła. - Jestem Galaxy Boy. Książę gwiazd. A ty Inamori Asuto, czyż nie?
- T-Tak.. Co tu robisz?
- Orion zakłóca spokój wszędzie. Nawet w galaktyce. Ten gwiazdozbiór.. Symbolizuje jego potęgę nad wszystkim. Ich władca chyba nie ma pojęcia, że tam żyją inne istoty. Ten symbol się powiększa i powiększa, tym samym zabierając dom moim towarzyszą. Póki co goszczę ich w gwieździe polarnej ale.. Nie wiem na jak długo. Mój dom również może pochłonąć. Błagam cię, pomóż nam!
- Ja.. - W tym momencie Inamori dostrzegł coś dziwnego.
Tak naprawdę widział tylko zarys chłopaka. Nie wiedział jaki ma kolor oczu, włosów.. Jakby był nie widzialny. Lecz co kilka sekund mógł to dostrzec, jakby.. Coś przerywało chłopca z galaktyki?
- Chcę pomóc.. - Dokończył po niedługim czasie.
- Dziękuję. - Uradował się książę. - Chwyć mnie za dłoń. - Po tych słowach wyciągnął rękę ku Asuto, który niepewnym ruchem ją chwycił.
Chwilę później rozbłysło światło, a chłopców już nie było.
***
- Gdzie jesteśmy?.. - Zapytał turkusowooki, rozglądając się. Wokoło.. Nie było niczego. Mógł tylko dostrzec ciemność i równocześnie małe światełka. Jedne bliżej, drugie dalej.. Choć te bliższe również wydawały się dalsze.
- Raczej gdzie będziemy. - Czarnowłosy tylko mógł się domyślić, że nowo poznany się uśmiechnął. - Usiądź.
- Ale.. Kiedy tu niczego nie ma.. Nawet nie wiem na czym stoję..
- Zabawny jesteś! - Zaśmiał się wesoło drugi. - To moje królestwo, Garnet Moon! W tym miejscu w gwiazdach kryją się wspomnienia. Tymczasem możesz robić co chcesz, póki jesteś za moją zgodą, nie spadniesz! - Po tych słowach przechylił się do tyłu i można powiedzieć, że wylądował na czymś w rodzaju.. nie widocznej poduszki?
- Rozumiem.. - Inamori ostrożnie i z lekką niepewnością usiadł, cóż, na czymś podobnym tuż obok. - Po co mnie tutaj przyprowadziłeś?
- Chcę, byś zobaczył co się działo tu kiedyś.. - Po tych słowach chwycił ostrożnie jedną z gwiazd. - Spójrz..
***
- Dalej Mitsuru! - Krzyknął jakiś granatowowłosy chłopiec. Miał może z pięć lat.
- Dziękuję za doping braciszku! - Odkrzyknął drugi, wyglądający prawie identycznie, lecz stanowczo wyższy.
Niejaki Mitsuru następnie kopnął przedmiot wyglądający jak piłka, po czym wymigał innego chłopca. Ten zaś miał białe włosy z błękitnym kosmykiem. Z wyglądu był widocznie starszy od jednego z braci, lecz może też w wieku Mitsuru? Kto tam wie.
Można powiedzieć, że bramki były między dwoma krzewami. Starszy brat kopnął przedmiot idealnie.
- I goo--
- Gola nie ma! - Przerwał chłopak znacznie starszy od wszystkich, wyglądem bardzo przypominał białowłosego. Obronił bramkę i zaczął podbijać piłkę kolanem.
- Bernard!! - Ucieszył się jeden z chłopców. - Nii-san! Już jesteś! Razem ich pokonamy, prawda?
- Hah, może kiedyś.. Teraz musimy już wracać.
- Czeeemuu..? - Zapytali na raz wszyscy.
- Froy, tata już czeka. Niedługo przyjedziemy znowu i zagramy. Oczywiście jeśli chcecie. - Uśmiechnął się najstarszy.
- Oczywiście!
~
- Hikaru uważaj!! - Krzyknął nastolatek. Prawdopodobnie starsza wersja Mitsuru, co za tym idzie? Wspomnienie było niedawno.
- Co? - Młodszy został odepchnięty, za co starszy miał teraz przecięte ramię.
Tak, znajdowali się w samym środku bitwy.
- Hikaru, posłuchaj mnie.. - Powiedział już zmęczony granatowowłosy. - Biegnij szybko do królestwa. Co sił w nogach.. Ja i tata sobie poradzimy.
- Ale...
- Nie ma żadnych ale! Uciekaj!!
Wystraszony Hikaru uciekł z pola bitwy.
Tydzień później dostał wiadomość o śmierci ojca i zaginięciu brata...
***
- Czy to.. - Zaczął niepewnie Inamori.
- Tak, to wspomnienia księcia Hikaru. - Odparł Galaxy Boy. - Kiedyś przyjaźnił się z książętami Oriona.
- Po co mi to pokazujesz?..
- Byś więcej wiedział. Ta wiedza może być ci kiedyś potrzebna. - Powiedział po czym odłożył malutkie światełko na miejsce. - Wiesz co to za kołysanka, którą czasem nuci Atsuya?
- Nie mam pojęcia. - Odparł szczerze Asuto. I w głowie miał kolejne pytanie, skąd książę zna lisa?
- No to spójrz na tą gwiazdę. - Wskazał na światełko tuż za czarnowłosym.
***
- Już.. Spokojnie.. Cii.. - Mówiła z spokojem godnym anioła, młoda kobieta.
- Chyba już czas.. Długo te drzwi nie wytrzymają. - Powiedział smutno jej mąż.
Tuż za drzwiami działo się istne piekło. Niektórzy ludzie stali z pochodniami, drudzy z jakimikolwiek ostrzami. Co jakiś czas ktoś krzyczał "Zabić potwory!" I inne takiego typu..
- Masz rację.. - Zaszlochała matka patrząc na swoje dzieci, które z niewiadomego powodu nie dość, że miały ogony i zwierzęce uszy, to były różnych ras. - Ludzie są tacy nietolerancyjni..
Mężczyzna również miał łzy w oczach. - Dlaczego akurat nasze dzieci... - Zapytał nie wiadomo kogo.
Bliźniacy byli jeszcze niemowlakami. Prawdopodobnie jeszcze nie rozumieli co się dzieje.
Trzaski w drzwi były coraz głośniejsze. Spanikowani rodzice wzięli swoje dzieci i pobiegli po schodach na górę. Tam.. Oddali bliźniaków dwóm zaufanym sposobom.
~
Nieznana kobieta biegła przed siebie, z brzoskwiniowowłosym chłopcem na rękach. Gonił ją tłum nieprzyjaźnie nastawionych ludzi.
- Nie, nie, nie.. Skręciłam w złą ścieżkę! - Obajrzała się za siebie. - Już za późno.. Muszę biec dalej.
Dziecko szczelnie zawinięte w materiał nagle zaczęło płakać. Zmiennokrztałtnej aż zrobiło się żal temu niczemu nie winnego chłopczyka.
Starając się biec szybciej ukryła niemowlaka w delikatnym, białym szaliku. Próbowała uspokoić dziecko, na marnę. Po pewnym czasie zaczęła śpiewać:
"-Easy, boy..
Do not cry now..
The fairy tale will end well..
Do not be afraid..--"
Po tym nie dokończyła, potknęła się o jakiś korzeń, a malutki Atsuya wylądował w szczelinie między skałami.
Ludzie obkrążyli nieprzytomną kobietę. Widząc, że nie ma przy sobie kitsune zaczęli się między sobą naradzać:
- Myślicie, że gdzieś go schowała?
- Nie, prędzej nas wykiwali!
- Póki te dwa potwory są z dala od nas jest dobrze!
Nagle zza drzewa wyłonił się mężczyzna niezbytnio zadowolony obecnością innych. - Co tu się dzieje? - Zapytał donośnym tonem. Już każdy wiedział, że to Katsuya Gouenji. Medyk jak i leśniczy w tym lesie. - Znacie zasady, wynocha!
Gdy wszyscy się rozeszli, medyk usłyszał ciche płakanie. Obejrzał się za siebie i po dłuższej chwili dostrzegł dziecko.
- Pewnie o ciebie im chodziło, prawda?.. - Zapytał biorąc niemowlaka na ręce.- Csii.. Nie płacz.. - Po tym spojrzał na rozgwieżdżone niebo. - Mogę was o coś poprosić? - Zapytał Gouenji, do kogo mówił? Pewnie do gwiazd. - Czuwajcie nad wszystkimi.. Jak dobrze, że mnie powiadomiliście. Kto wie, co by zrobili temu dziecku.
Po tych słowach skierował się w głąb lasu. - Co do ciebie.. - Uśmiechnął się do kitsune. - Będziesz mieć cały las dla siebie. Mój syn dopilnuje, byś z niego nie wychodził i nic ci się nie stało..
***
- Czy.. Czy Fubuki wie o swoim bracie?
- Wie tyle co nic. - Odparł chłopak z galaktyki. - Więcej wspomnień nie mogę ci pokazać. Bynajmniej nie dziś. Ale chcę wam pomóc, dlatego będę cię odwiedzać co noc.
- Dobrze. - Przytaknął Asuto. - Mogę zadać pytanie? W zasadzie dwa..
- Oczywiście. - Odpowiedział radośnie.
- Dlaczego nie mogę cię zobaczyć? - Inamori dalej oglądał wszystko wokół. Jak to wszystko opisać? Gwiazdy z bliska były piękne.
Drugi westchnął. - Wszystko się psuje.. Niebo, ten ład.. Wszystko.. Odkąd jest tu Orion, moja część galaktyki się sypie. W sumie.. Eh.. Jestem za słaby. Mogę się pojawić tylko w nocy, do tego tylko w śnie. Jestem niewidoczny, w dzień podwójnie tracę siłę. Nawet nie mogę się zregenerować.. W dodatku tego wszystkiego jest za dużo!
- Troszkę nie rozumiem.. - Zmieszał się Asuto. - Jest jeszcze jakiś powód?
- Jakby to powiedzieć.. Garnet Moon było kiedyś podzielone na dwie połowy, by było spokojniej. Ale.. Wszystko teraz spadło na mnie. Czuję, jak rozszarpuje mnie od środka..
- Oh.. - Czarnowłosemu teraz zrobiło się naprawdę głupio.
- Mniejsza.. Nic mi nie będzie. Chyba.. Przejdź do następnego pytania.
Turkusowooki wziął wdech. - Jak masz na imię? - Zapytał zaciskając powieki ze wstydu.
Drugi na to tylko się zaśmiał. - Jestem Ryuuji. Midorikawa Ryuuji.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro