Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wpis XV. W mieście aniołów, moja forma spadła, jak poranna gwiazda w Niemczech.

22.12.2013. Niedziela Engelberg, po zawodach
Maciek

    Ten zeszyt zdążył dorobić się grubej, kurzowej kołderki, ale tyle się działo, że nie miałem czasu wziąć długopisu do ręki, a Kamil uparł się, aby trzymać się kolejki, no skoro tak to, ja korzystając z tego, że Piotrek negocjuje warunki świętowania poczwórnego sukcesu chłopaków u trenera, Kamil i Janek u dziennikarzy a ja... siedzę i piszę. Mam wreszcie czas, aby uzupełnić ostatnie tygodnie...

     Parę słów pochwały należą się Krzyśkowi Biegunowi. Nie od razu stracił żółtą koszulkę lidera, radził sobie nawet w Finlandii, w Lille już nie było tak kolorowo, ale i tak, według wcześniejszych ustaleń, nie pojechałby do Niemiec, a potem tutaj, mroźnej, świątecznej Szwajcarii.

    Lille, na dobrą sprawę nie posłużyło tylko mi. Piąte miejsce, powtórka najlepszego jakie dotąd miałem. Taki chłopak na piątkę jestem. Wyjątek wśród naszej ekipy. Nie no, po prostu, trochę gorzej im poszło. Ale za to Titisse, oh Titisse... Żartuję, bo oprócz niespodziwanie dobrych wyników naszego zespołu stało się także coś... Ale to może później...

    Kamilowi tego chyba wcześniej nikt nie mówił, ale i wcześniej nie miał okazji go zobaczyć w takowej stylizacji. Jemu naprawdę jest cholernie dobrze w żółtym, mówię to szczerze i bez sarkazmu. To jego kolor i mam nadzieję, że szybko się go nie pozbędzie. Ta żółta koszulka - marzenie wielu. Trzeci Polak ją dzierżący...

     Reszcie drużyny też dobrze. Tylko właśnie naszą, a przede wszystkim, radość Kamila przysłonił pewien wypadek, a raczej spadek prosto z nieba na śnieżnobiały zeskok. Thomas Morgenstern, który wygrał sobotni konkurs, w niedzielę miał wypadek, na szczęście nic poważnego, ma wrócić na turniej.

  

   W Niemczech i mnie szło. Wysokie, w miarę, pozycję, vice lider polskiej kadry. Wszystko zmieniło się tutaj, w zwanym mieście aniołów. W małej, szwajcarskiej miejscowości moja forma wzięła przykład z Morgensterna i odmówiła współpracy, pozwalając, co najwyżej, się kwalifikować.

     Tylko ja nie lubię tej skoczni. Tylko ja, z Polaków, na nią narzekam i coś mi w niej nie pasuje. Nie urzeka mnie jej urok, nie robią wrażenia drewniane aniołki czekające na zwycięzców, ale to może dlatego, że nigdy nie byłem jednym z nich.

     Kamil dwa razy stał w ten weekend na podium. Znowu, za pierwszym razem, był drugi, aby w kolejnym konkursie pokazać pazura ( zabrał mi fuchę) i zdeklasować rywali w pięknym stylu. Czyli teoretycznie świetnie, wyśmienicie ideolo i cacy, tym bardziej, że nie był jedynym Polakiem, który dwa razy se stanął na podium w ciągu jednego weekendu.

   Nie, proszę spojrzeć na datę, jeżeli ktokolwiek sądzi, że to primaaprilis. Nie. W  trzecim sezonie naszej ery (albo erze po Małyszu, jak zwał tak zwał) dwóch Polaków stanęło na podium, w dwóch konkursach. I nie, nie były to Mistrzostwa Polski.

   Drugim ze szczęśliwców był Janek. Miał luz w dupie to stanął na podium, jak to inteligentnie skomentował jeden z rodzimych dziennikarzy. W sobotę wygrał, a kiedy usłyszał, że poszła plotka, iż to przypadek, to sobie w niedzielę wywalczył trzecie miejsce zamykając wszystkim usta. Nowy vice lider naszej kadry i tyle w tym temacie.

    Kamil się mylił. To nie on jest pomyłkowym liderem, a to ja jestem pomyłkową podporą. Najpierw Krzysiek pokazał, że więcej potrafi, a teraz to samo Janek. Ale może i na mnie, wreszcie przyjdzie pora.

***

- Nie męcz się - Kamil położył dłoń na ramieniu bruneta i uśmiechnął się lekko - następnym razem będziemy na lepszej skoczni.

- Której z kolei nie lubi większość naszej kadry - pokiwał głową młodszy, zamknął zeszyt.

- Prawda, ale to może czas, aby ją odczarować, co? - mrugnął, Maciek zaczął mu zazdrościć pogody ducha i optymizmu, który u siebie próbował wyrobić, ale mu nie szło.

- Tak to chyba nie dzieła - mruknął po swojemu, na co Kamil przewrócił oczami.

- Z takim podejściem to ty daleko nie dolecisz - pokręciło głową.

- Wątpię, aby to miało wpływ na moje skoki - wzruszył ramionami Kot i zeskoczył z parapetu.

- A ja wiem, że ma, bo sam musiałem sobie z tym radzić - Kamil nagle spoważniał. Uniósł lekko głowę, aby patrzeć się koledze prosto w brązowe oczy.

- Ty to co innego - prychnął młodszy, ale nie odchodził.

- Dlaczego? W twoim wieku miałem zdecydowanie mniej sukcesów niż ty.

- Ale to sukcesy drużynowe.

- Uważasz, że są mniej wartościowe? - starszy z mężczyzn nie podniósł głosu, tylko lekko zmienił ton, który zmroził drugiego.

- Nie, ale są zdecydowanie nieporównywalne, kiedy byłeś w moim wieku nie było drużyny.

- Ale był Adam.

- Jeden Adam konkursu drużynowego nie wygra - prychnął Maciek.

- Nie, ale był znakomitym skoczkiem, prawdziwym liderem i...

- A ty nie jesteś? Kamil, to ty masz pierwsze sukcesy indywidualne i pierwszy drużynowy, którego nie ma Adam. Na tej płaszczyźnie już go przeganiasz - brunet mówił to szybko, z mocą i żarliwie.

- Powiedz to dziennikarzom - mruknął lider.

- Proszę bardzo. Mogę to nawet zrobić teraz. Pewnie część kręci się pod hotelem, czekając na ciebie.

- Albo na Janka.

- Albo na Janka - dwudziestodwuletni zawodnik westchnął ciężko i minął kolegę.

     Tamten pokręciło głową i ruszył za nim. Liczył, że Maćkowi szybko poprawi się humor, kiedy zobaczy, co przyszykował Piotrek...

***

- Żadnego alkoholu, głośnej muzyki i pijanych, zjaranych Słoweńców - Łukasz czuł się idiotycznie powtarzając to samo poraz setny tej samej osobie.

- Ale trenerze, to historyczny moment - Piotrek rozważał tłupnięcie nogą.

- Ale to nie powód do libacji alkoholowej.

- To po małym piwku - Wiewiór zrobił oczy kota ze Shreka, ale Łukasz już się na to uodpornił.

- Nie.

- Dlaczego?

- Bo cholera, Piotrek, jestem trenerem i wiem co jest dla was dobre - Kruczek nie lubił tego argumentu, ale czasami nie potrafił znaleźć innego.

- Ale pan dzisiaj sztywny, trenerze - Żyła, zrezygnowany skrzyżował ręce na piersi i wbił wzrok w ziemię - Janek i Kamil...

- No właśnie, oni, a nie ty - powiedział szybko, nie zastanawiając się nad doborem słów. Dopiero po chwili zrozumiał.

- Rozumiem - Piotrek przywołał na twarz uśmiech. Przymuszony, jakby nie jego - to po staremu, planszówki i gazowana woda. Bąbelki będą.

     Następnie odwrócił się i wyszedł. Nie miał żalu do trenera. Nie miał prawa mieć. Prawda była taka, że nie miał formy z zeszłego sezonu i nie skakał najlepiej, a cały ciężar spadł na barki Kamila, Maćka i ostatnio Janka. A przecież to on był tym ze starszych i to on, powinienem być potężnym filarem zespołu...

Jakoś ostatnio dziwnie mi się tu piszę. Nadal sprawia mi to przyjemność, ale nie jestem do końca pewna czy efekt tego jest dobry.

W tym sezonie Engelberg jeszcze przed znami. Wyznacznik papy Kota czy nasi mają formę. Ciekawe, co wyznaczy w tym roku.

Przepraszam, że trochę pobocznie potraktowałam upadek Morgiego, ale stwierdziłam, że zsumuje go z tym drugim i wtedy bardziej go tu zaznaczę. Bo ten pierwszy po prostu był, a dopiero ten drugi wpłynął nie tylko na Thomasa, tak bardzo.

   Jak tam nastroje przed Kussamo. Stare, dobre, wietrzne czasy, co?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro