Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wpis XIV. Cyrk w niemieckim wydaniu, losy na loterii, przypadkowe podium w cenie


Klingenthal 24 listopada 2013r. Niedziela, konkurs drużynowy.

Kamil

,,Polski hymn na niemieckiej ziemi, zawsze ładnie brzmi", tym wspaniałym cytatem Maćka zacznę nowy rozdział. Sezon 2013/2014 uważam za otwarty... No, ale przecież zacząłem od końca i od Maćka, a z całym szacunkiem, nie on był bohaterem tego weekendu. W sumie... takim ogólnym to był wiatr, ale zacznijmy może jednak od początku.

W piątek pokazaliśmy siłę i dobre przygotowanie do obecnego sezonu. Piotrek ze szczerym uśmiechem zwyciężył w kwalifikacjach, ja, jak powiedzieli to dziennikarze, pokazałem klasę (szkoda, że właśnie w kwalifikacjach). Serie próbne w sumie też należały do nas. Po koleżeńsku podzieliliśmy się jeszcze z Thomasem. No Piotrek nie dał mu jeszcze tej flaszki, więc... jakaś nagroda Austriakowi się należała. Tym bardziej, że w sobotę byli za nami...

Ale bez spojlerów. Sobota to zgoła inny rozdział. Pełen niespodzianek, wiatru, muzyki, wiatru, spokojnego wejścia w sezon, wiatru, polskich flag na trybunach, wiatru, obsunięć, wiatru i młodych, nowych, zdolnych zawodników, pisałem o wietrze? Powiem tylko, że to wszystko złożyło się na nasze czwarte miejsce, upadek i siniaki Gregora oraz na minimalne straty punktowe pomiędzy poszczególnymi ekipami. Jak ja się stęskniłem za trybunałem sprawiedliwości w postaci sędziów, Hoffera, Tepesa...

Los na wietrznej loterii wygrali Słoweńcy. Na podium zmieścili się jeszcze Niemcy i Japończycy, a nam, do upragnionego ,,pudła" zabrakło naprawdę niewiele 2,4pkt. A to wszystko zasługa Krzysia Bieguna. Nasz młody, trochę niezdarny przyjaciel zdobył dla nas najwięcej punktów, poszybował na jednej z moich ulubionych skoczni ponad 141,5 metra oraz skradł serca kibiców, pozostawiając nam, niestety, pytania dziennikarzy o ,,nowego", który objawił się podczas letnich zmagań. Pogratulowali, że rodzi nam się talent... Jak ja kocham ich delikatne sugestie dotyczące moich występów, Boże, jak ja się za tym stęskniłem...

Przejdźmy jednak do niedzieli, gdyż ta, była dużo bardziej... wietrzna, miałem na myśli interesująca i zaskakująca (proszę bardzo, wyrabiam się, ewentualnie wychodzi ze mnie prawdziwy humanista). Dla naszego zespołu, nawet szczęśliwa. Wystarczy zaznaczyć, że pierwsze miejsce zajął Krzysio Biegun, tak, ten sam dzięki któremu, w sobotę wskoczyliśmy na czwarte miejsce. Oprócz niego, niezastąpiony duet Maciek i Piotrek uplasowali się na piątej i szóstej pozycji, ale to nie wszyscy punktujący! Janek Ziobro był dziewiąty, a Dawid był dwudziesty czwarty. To już nie było spokojne wejście w sezon. Planu trenera trzymaliśmy się tylko ja ze Stefanem, no nie do końca. Tak naprawdę mój przyjaciel został z dyskwalifikowany, a moja próba wystarczyła na trzydziestą siódmą pozycję.

Nie mam zamiaru siebie usprawiedliwiać, ale warunki były nie do końca sprawiedliwe. Strasznie kręciło. Tak naprawdę w ciemno losowaliśmy warunki i kierunek wiatru (nigdy nie miałem do tego predyspozycji). Wszystko zaczęło się z dwu godzinnym opóźnieniem... (a nauczycielki zawsze powtarzały, że punktualność jest najważniejsza). Potem długie przerwy między skaczącymi zawodnikami... Doszło do tego, że dwóch ostatnich zawodników, czyli w tym wypadku Gregor i A.Bardal, dobrowolnie zrezygnowali ze swoich prób. Taki to był bajeczny początek sezonu...

Jednak chciałbym na szybko wrócić jeszcze do Krzysia. W tym wszystkim mi go trochę szkoda. Jego pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata, założona na kurtkę żółta koszulka lidera i... zbyt powolnie odegrany hymn. Nie tylko mnie to wyprowadziło z równowagi. Przecież dla takiego młodego zawodnika to cholernie ważne, wyjątkowe wydarzenie w jego karierze, a może nawet życiu. Od tej pory będzie znajdował się w elicie... no może przesadziłem, no, ale skoczył swoje, wziął co było do wzięcia i już, więc dlaczego nie można było tego zrobić w normalny sposób?

Uznajmy to jednak za wypadek przy pracy, tym razem, bo nie wyobrażam sobie, że taka sytuacja mogłaby się jeszcze kiedykolwiek powtórzyć i jeszcze jeden akapit, tak na zakończenie o Krzyśku. Jest drugim Polakiem w historii, który objął, przynajmniej na jakiś czas, prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Może, więc polskie media zbyt się pospieszyły z wyborem z następcy Adama Małysza...

***

Kamil spojrzał w stronę dziennikarzy. On na szczęście swój przydział krytyki miał za sobą. Od niechcenia słuchał tego co mówił Krzysiek, maltretowany przez hieny od dobrych kilkunastu minut. Był spięty i kurczowo ściskał swoje narty. Szatynowi było go okropnie żal. On sam zawsze sobie radził z wbijającymi szpile, dziennikarzami, ale doskonale widział, jak przeżywali to jego koledzy, a nawet, z archiwalnych wywiadów, był świadkiem, jak na początku swojej kariery Adam nie dawał im rady i wystraszony mamrotał coś pod nosem.

Miał poczucie, że powinien cokolwiek zrobić. Okazać młodemu wsparcie, ale z drugiej strony, mogło to być odebrane jako zazdrość, że to Krzysiek okazał się tym zdolniejszym... Chyba jednak tym razem nie powinien się wtrącać. Po prostu już potem porozmawia z juniorem. Udzieli paru rad, na temat taktyki paplaniny z dziennikarzynami.

- Co za skończeni kretyni mają dostęp do mikrofonów – z głośnym westchnieniem usiadł przy nim Piotrek, który wreszcie mógł przestać się uśmiechać i dać odpocząć zmęczonym mięśniom twarzy.

- Skąd takie wnioski? – sarknął Kamil. Jakoś nie potrafił się tym razem powstrzymać. Przy przyjacielu nawet nie musiał.

- Młody jest wystraszony, najchętniej by się schował za którymś z nas, jak obok niego przechodziliśmy, to miał spojrzenie pod tytułem ,,zabierzcie, zabierzcie mnie od niego" – zaczął Piotrek, ale Maciek, który stanął przed nimi tylko pokręcił głową.

- Jeden twój słabszy skok, bo nawet konkursem nie można tego nazwać, a oni mają już dla nas nowego lidera, no bo przecież wygrał – prychnął Kot i zaczął się kiwać w przód i tył. Kamil spojrzał na niego z zaintrygowaniem. Młodszy kolega ciągle go zaskakiwał.

- Skąd wiesz, że on kiedyś nie będzie? Sorry, ale przypomnę wam, że my w jego wieku takich sukcesów nie mieliśmy na kontach – Kamil nie potrafił odepchnąć od ciebie dziwnego, raczej przyjemnego odczucia, które zrodziło się w nim po słowach Maćka.

- Nie mówię, że nie. Ale robienie z niego lidera, to nawet śmieszne nie jest. Umniejszanie twojej roli – brunet nie rozumiał starszego kolegi – oni podburzają kibiców, bo jeżeli ty nie odrodzisz się jakoś w kolejnym konkursie, to dla nich będziesz już przekreślony. Stwierdzą, że to jest prawdziwy spadkobierca talentu Adama.

- Bo może tak jest – zawodnik z Ząbu brnął dalej. Wzdrygając się na wspomnienie zwrotu ,,drugi Adam".

- Nie, nie jest, bo to ty do cholery zdobyłeś mistrzostwo świata i poprowadziłeś nas do zdobycia brązowego medalu, i teraz bardzo cię proszę zamknij się, to może uda mi się, jednak wybawić naszego malucha – mruknął Maciek i odszedł, przywołując na twarz przerysowany, sztuczny uśmiech, kierując się w stronę dziennikarzy.

- Pyskaty się zrobił – zaśmiał się Piotrek – ale tak poza tym, to miał rację, mistrzu i nie zaprzeczaj temu, nie zrzucaj na Krzyśka odpowiedzialności, tylko ogarnij się i pokaż pazur. Igrzyska Olimpijskie same się nie wygrają.

Kamil tylko pokręcił głową, ale wiara jego kolegów dodała mu skrzydła, które szybko opadły, kiedy przypomniał sobie, że teraz wybierają się do jego ukochanej Finlandii, to jeszcze bardziej uwielbianego Kussamo. Jeszcze miał gdzieś się odrodzić, to to miejsce było ostatnim, które się do tego nadawało. Tam co najwyżej mógł modlić się o odwołanie konkursów.



Wracam ja i ta książka. Razem z nowym sezonem, przedstawię kolejne historie. Powiem szczerze, że już dawno miałam wrócić, ale stwierdziłam, że chcę mieć tym razem wejście smoka.

Żartuję, ale na serio mam nadzieję, że naszym skoczkom pójdzie jutro przynajmniej tak dobrze, jak pięć lat temu (jak ten czas szybko leci), tylko, żeby nie było takiej loterii... A zresztą sami wiecie. Jeżeli chodzi o dzisiejsze kwalifikacje, to... trochę analogii się znajdzie, bo wszystko to już kiedyś było nihil novi sub sole, no nie:) A tak na serio, to jestem po prostu szczęśliwa, że się zaczyna sezon. Miłego weekendu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro