Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wpis XI. Nam nie wolno się denerwować czyli Thomas-matematyk

Val di Fieme 02.03.2013r. ( po konkursie drużynowym)
Maciek

         Dobrze, że znalazłem chwilę tylko dla siebie. Trudno by mi było pisać przy chłopakach, bo jako jedyny nie skakałem przed kamerami, kiedy się okazało, że medal należy do nas. Zaś mogliśmy go nie otrzymać przez obliczenia punktowe... Ten medal, chociaż brązowy w tej chwili jest dla mnie cenniejszy od złota... Tyle pracy, nadziei. Kiedy mówili, że jesteśmy na czwartym miejscu miałem ochotę się rozpłakać. Tyle pracy, łez. To nie mogło się tak skończyć. Tak bardzo wierzyłem Kamilowi, który wtedy non stop powtarzał, że my musimy mieć ten medal... Przecież tablica jedno, oficjalne wyniki drugie... Ten stres... I w końcu nasz wybawca, Thomas matematyk, który się śmiał, że należy mu się polskie obywatelstwo. No na pewno bardziej niemu niż naszemu kochanemu panu prezesowi, który nawet palcem nie kiwnął w tej sprawie.
   Ale może ja zacznę od trenera, kibiców, dziennikarzy i samych naszych skoków.
   Zaczęło się to wszystko od pompowania balonika. Czyli w skrócie, tak jak zwykle. Bo my coś musimy, jesteśmy w formie i u nas w drużynie jest Mistrz Świata. No wow, nie wiedziałem. Ale tak na poważnie to rozpocząłem to wszystko ja.
   Umówmy się, że skromność nigdy nie była moją mocną stroną, więc przejdźmy dalej. Nie będę opisywał każdego naszego skoku, bo szczerze, to oprócz własnych i ostatniego lotu Kamila żadnego nie pamiętam. Od samego początku targały mną przeróżne uczucia...
   Mogłem skakać lepiej. Zdecydowanie. Przecież jeszcze parę dni wcześniej... No dobra, po prostu dwa razy skoczyłbym pół metra dalej i tych wszystkich łez, niepotrzebnej adrenaliny nie by nie było, a nam przecież nie wolno się denerwować.
   Dlaczego o tym wspominam? Eh... Kiedy po  ostatnim, niesamowitym locie Kamila. Tak dla zasady podkreślę, że z najniższej belki ze wszystkich. Tak to ja skaczę z tym panem w drużynie... No dobra skoczył. To samo zrobili reprezentanci innych państw. Byliśmy czwarci. Osiem dziesiątych punktu za Niemcami. Nic tylko płakać, bo było tak blisko. Na wyciągnięcie ręki.
    Staliśmy wszyscy razem obok siebie. Kamil i Piotrek dyskutują między sobą czyja to wina ( a podobno tylko sukces ma wielu ojców, u nas w drużynie kto jak to, ale porażka sierotą by nie była). Nasz mistrz dodaje w co drugim zdaniu, że musimy mieć ten medal. Od tego szumu boli mnie głowa.
   Aż tu nagle jeden z dziennikarzy podszedł i się pyta dlaczego się nie cieszymy, przecież mamy brąz. Wszyscy byliśmy w jednym szoku. Jedna tabela pokazywała jedno, druga drugie i tak całe życie z wariatami. Suma summarum podchodzi do nas Thomas ze szczerym uśmiechem, że uratował nasze tyłki i teraz prosi o nasze obywatelstwo.
- Stary, tobie się flaszka należy - zawołał Piotrek po polsku, ale chyba Austriak zrozumiał, bo odpowiedział:
- Dziękuję - pięknie kalecząc nasz język, co w tamtej chwili nie miało najmniejszego znaczenia.
    Usłyszałem coś jeszcze. Gdy Thomas gratulował Kamilowi, zapytał się go, dlaczego sami nic nie zrobiliśmy. Usłyszałem odpowiedź też odpowiedź, która zmroziła nam krew w żyłach.
- Nam nie wolno się denerwować - no tak. Czyli mieliśmy pozostawić wszystko w rękach FISu. No tak, z takim podejściem, to mogliśmy daleko zajść.
   Potem nadeszła już ta oficjalna wiadomość, że źle dodano punkty Bardalowi... Bogu dzięki za najwybitniejszego austriackiego matematyka w szeregach armii Pointnera. Thomasa Morgensterna. Kurde, gdyby nie on...
  Nie byłoby tej radości na wywiadzie. Eufori Kamila na wywiadach. Facet mnie zadziwia. Cieszył się z naszego wspólnego sukcesu bardziej chyba jeszcze niż my. A przecież on już dokonał więcej.
   Brawa należą się również trenerowi, który zabrał z nami na skocznię także Krzysia i Stefana, którzy kibicowali nam razem ze sztabem. Wspierali nas z całych sił. Oprócz tego, Łukasz Kruczek nie pozwolił nam stracić nadziei nawet na chwilę. Był naszym dobrym duchem.
    Może podczas wywiadu tego nie okazałem, ale radość rozpiera mnie nadal. Nie wiem, co mógłbym jeszcze dodać. Przecież to już wszystko kwintesencja dzisiejszego, wyjątkowo długiego i emocjonującego dnia, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci. I pewnie nie tylko w mojej, bo to pierwszy, drużynowy medal na Mistrzostwach Świata dla Polski. Historyczny. Będą to powtarzać, przypominać jeszcze długo. Rozpływając się nad tym sukcesem. Chyba to tyle. I chociaż tym razem hymn zabrzmi dla Austriaków, to i tak czuję się, jakbyśmy to my wygrali.

***
- Panowie jestem z was dumny. Wiecie, że nie lubię gadek motywacyjnych, więc może akurat tę część pominiemy - zaczął trener, na co cały sztab z medalistami na czele, nagrodziły jego wspaniałą decyzję gromkimi brawami.
- Chwała trenerowi! - zawołał Piotrek.
- Chwała! - powtórzyli pozostali.
- Ale ja jeszcze nie skończyłem - jęknął Łukasz i pokręcił głową. Jako trener nie mógł dać się ponieść emocjom, a miał na to ogromną ochotę, ale kto jak nie on miał zachować powagę. Chłopakom należała się odrobina radości przed powrotem do treningów.
- No, ale trenerze najdroższy. Co tu jest jeszcze do dodania. Jest co świętować, więc proponuje - Wiewiór wyszczerzył zęby, a cały sztab dostał nagłego ataku kaszlu.
- Nie ma nawet mowy. Nie dzisiaj - podkreślił Kruczek i dodał ciszej. - Korzystając, że nie ma z nami jeszcze...
- Miłościwie nam panującego pana prezesa Tajnera, który, jak tylko przyjdzie, zacznie, za przeproszeniem...
- Wracając - gdyby trener polskich orłów miał wąsa, to na pewno by się w tej chwili pod nim uśmiechnął, ciesząc się, że ktoś dzieli jego poglądy o zwięzłości i sensowności przemów pracodawcy. - Chcę wam tylko pogratulować i zapowiedzieć, że to tylko początek naszej pracy i nie życzę sobie rozluźnienia i gwiazdorzenia po mistrzostwach. To się tyczy wszystkich. Sezon się jeszcze nie skończył. Walka trwa. Musimy zrobić wszystko co w naszej mocy, aby coś z tego wyniknęło.
   Jak na zawołanie wszyscy kiwnęli głowami. Gdyby nie to, że cały czas patrzył na Piotrka, to może uwierzyłby, że ma szansę zrobić z nich zdyscyplinowaną drużynę...
- To żeby już nie przedłużać - uśmiechnął się trener. - Zapraszam wszystkich na dekoracje...

***

      Maciek czuł się naprawdę spełniony, gdy stał na najwyższym stopniu podium, ściskając w kawałek spodni dresowych, czując na szyi ciężar medalu, a w duszy wsparcie kolegów.
   Był najmłodszy z tego kwartetu egzotycznego, których charaktery prawie w ogóle się nie pokrywały. Na nim, przynajmniej teoretycznie ciążyła najmniejsza presja, ale w praktyce tak nie było. Wszyscy traktowali go, jak równego sobie. Nie patrzyli na krzywe cyferki w metryce.
   Nagle coś, co już dawno chodziło mu po głowie, teraz uderzyło ze zdwojoną siłą. On już nie był dzieckiem, obiecującym juniorem. Był mężczyzną. On musiał zacząć wygrywać. Musiał wspomóc Kamila. Liczył na niego. Wszyscy liczyli...

____________________________________

Na wstępie chcę podziękować naszym skoczkom za walkę, wytrwałość i w końcu  także za medal. Brakuje słów, aby opisać to, czego dokonali. Niby mogło być srebro, niby nawet złoto było w naszym zasięgu, ale brąz też dobrze smakuje...

Ogólnie chciałabym zwrócić uwagę na to, że te całą IO są bardzo podobne do tamtych MŚ z Val di Fieme. Gorszy występ na małym obiekcie (stracenie pozycji medalowej), złoto Kamila na dużym i brąz w drużynie, gdy do srebra tak mało brakowało...
No dobra, dobra nie zanudzam i zachęcam do aktywności pod tym rozdziałem😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro