Wpis X ,,Czekanie"
Val di Fieme 28.02.2013 ( duża skocznia, po konkursie i wywiadach z hienami)
Kamil
Wróciłem. Do żywych i do pisania. Nie mam zamiaru wracać myślami do konkursu na normalnej skoczni. To zamknięty rozdział. Może to dziecinne, ale to chyba oczywiste, że łatwiej mi napisać o tym jak dzisiaj Mistrzem Świata, niż o spektakularnym spadku z drugiego na ósme miejsce.
Słowa same spływają mi na ten papier. Jestem po prostu szczęśliwy. Jeszcze nie wszystko do mnie dociera. Serce bije mi jak oszalałe i wprost nie mogę uwierzyć w to, co się przed chwilą stało na tej skoczni. Wygrałem. Tak po prostu. Złoty medal już za kilka chwil zawiśnie na mojej szyi, drugi raz usłyszę Mazurka Dąbrowskiego...
Wróćmy jednak na skocznię. Ten biały obiekt był dla nas, Polaków zawsze szczęśliwy. Dziesięć lat temu zwyciężył tutaj Adam, zdobywając Mistrzostwo Świata, rok temu to ja wygrałem tutaj pucharowe zawody i teraz historia powtarza się. Wygrałem na najważniejszej imprezie w sezonie. Spełniłem oczekiwania rodaków, wywiązałem się z zadania...
Może w końcu uda mi się zacząć po prostu od początku. Pierwsza seria była udana dla nas wszystkich. Byłem pierwszy, jak to odkrywczo uświadomił mnie jeden z dziennikarzy ,,wystarczyło tylko utrzymać pozycję". I ja to zrobiłem! Wytrzymałem presję. Wyciągnąłem skok. W tamtych chwilach nie interesował mnie srebrny czy brązowy medal. W grę wchodziło tylko złoto. Chciałem zgarnąć całą pulę. I chociaż przez parę minut, może nawet godzin poczuć się jak prawdziwy mistrz, lider. Ale kiedy wylądowałem. Już samą nagrodą był dla mnie ten lot. Cudowny, niepowtarzalny, niezaprzeczalnie prawie idealny... Znaczył dla mnie więcej niż wszystkie nagrody...
Kiedy teraz odtwarzam w pamięci tamte wydarzenia, to odkrywam, że ja wtedy nie pamiętałem skoku. To trochę śmieszne. Migały mi wtedy twarze kolegów. Ich uśmiechy, nasza radość. Gdy byłem przy nich wiedziałem, że wygrałem, ale i tak zwaliło mnie z nóg, kiedy zobaczyłem jedynkę przy swoim nazwisku. Chłopcy podtrzymali mnie, a potem Dawid i Piotrek unieśli do góry. Posadzili na swoich ramionach i zrobili rundkę po zeskoku. Czułem się jak prawdziwy lider. Gotowy, aby za parę dni poprowadzić drużynę do medalu.
Tego wieczoru nawet dziennikarze nie byli mi wstanie zepsuć chwili, chociaż im trzeba oddać, że bardzo się starali. Napiszę tylko, że wspominki o poprzednim konkursie było trochę bardzo nie na miejscu i mogli sobie darować.
Eh.. dopiero teraz zaczynam odczuwać, jak ciężki był to dzień, a przecież jeszcze się nie skończył. Jeszcze ta cała dekoracja...
***
Kamil schował zeszyt do plecaka. Chciał wyjąć telefon i słuchawki, aby czegoś posłuchać, ale w tym momencie coś mocniej szarpnęło i poleciał do przodu. Złapały go czyjeś silne ręce.
- Dziękuję - sapnął szatyn do trenera, bo to właśnie Łukasz okazał się wybawicielem. Kamil wolał nie wiedzieć, jak wyglądałby siniak na jego twarzy po spotkaniu z krzesłem przed nim.
- Musimy chronić naszego mistrzunia - zaśmiał się Piotrek. Wychylił się do Kamyka z białą koszulką i markerem. - Podpiszesz mi się na koszulce?
- Nie wygłupiaj się - lider polskiej kadry zmarszczył brwi. Męczyły go takie zachowania.
- A ty się przyzwyczajaj - Wiewiór zabrał spowrotem rzeczy. - Teraz się zacznie. Kibice, fani, psychofani i fanki. Biedna Ewa...
- Piotruś - zaczął Kamil uśmiechając się. Wiedział, że teraz dużo się zmieni. Będzie bardziej rozpoznawalny. Jego nazwisko na dłużej zagości na tytułowych stronach gazet, ale był prawie pewien, że to wszystko. Jakby na to nie patrzeć, był nadal daleko w tyle za Małyszem. Ile będzie trwała moda na nowego skoczka? Stoch nie dopuszczał do siebie myśli, że liczba jego kibiców nagle bardzo się powiększy, wzrośnie.
- Żyła ma rację - położył mu dłoń na ramieniu trener. - Najbliższe tygodnie dla nas wszystkich będą ciężką próbą. Dla ciebie szczególnie. Dałeś ludziom nadzieję, sprawiłeś, że zaczynają pomału wierzyć, że istnieje takie coś, jak polskie skoki bez Adama. Jak Polska drużyna bez Małysza. Oraz polskie Mistrzostwa bez Orła z Wisły. Dokonałeś czegoś wspaniałego i teraz wszyscy będą chcieli być, jak najbliżej ciebie. Grzać się w twoim blasku. Szczególnie po nieudanym Euro...
- Proszę przy mnie nie wspominać o tej narodowej kompromitacji - Piotrek wyraźnie się naburmuszył. - Całe Letni Puchar chodziliśmy ze spuszczonymi głowami. Wstyd było ludziom w oczy spojrzeć. Czesi dziękowali nam za każdym razem, kiedy się mijaliśmy. A Niemcom trzeba było przypominać ich porażkę z Włochami, aby dali nam święty spokój... Taki wstyd na arenie międzynarodowej.
Skoczkowie i sztab zgodnie wybuchnęli śmiechem. Wiele rzeczy mogło ich różnić, dzielić, ale mimo że każdy miał inny klub któremu kibicował, to i tak wszyscy wiedzieli co nie co o piłce, a wszystkie grupowe rozgrywki Polaków, zawodnicy obejrzeli razem.
- Żarty żartami panowie, ale jak mi któryś wstyd na dekoracji Kamila zrobi, to obiecuję, że nogi z tyłka po urywam i będą karne kułeczka na rozgrzewce - pogroził im palcem Kruczek.
- Pan jest bez serca, trenerze - Wiewiór teatralnie chwycił się za serce i teatralnie upadł na rozbawionego Kota.
Łukasz tylko pokręcił głową. Czuł, że czeka go długi wieczór i jeszcze dłuższa noc.
***
Kamil wskoczył na najwyższy stopień podium. Jak w transie odbierał medal. Dał się wyściskać każdemu, kto do niego podchodził, bo wiedział, że zaraz zostanie wynagrodzony. Już za parę minut miał usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego i przekonać się, że to naprawdę nie było snem.
I w końcu zaczęli grać. Szybka, marszowa muzyka była dla niego ukojeniem. Łzy napłynęły mu do oka. Robił wszystko,aby się nie rozpłakać. Zaczął spoglądać na widownię u jego stóp. Na kolorowy tłum kibiców i zawodników. Aż w końcu wyłapał pełne uwielbienia i czegoś jeszcze oczy Maćka. Brunet patrzył na niego jak... Na lidera. Dopiero teraz Kamil zdał sobie sprawę, jak długo na to czekał i jak bardzo tego pragnął...
Jak obiecałam, tak też wstawiam. Pierwszy poważny, wielki sukces Kamila... No chyba nic dodać nic ująć...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro