Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wpis IX ,,To nie ja powinienem to pisać"

Mistrzostwa Świata w Val di Fieme 23.02.2013 sobota (po konkursie na skoczni normalnej).

Maciek

     Zacznę od tego, że to nie ja powinienem to pisać. Nie ja nie potrafiłem zrozumieć, że jestem tylko człowiekiem i że nie zawsze się wygrywa... No dobra zwykle to ja mam takie podejście, ale akurat dzisiaj godnie zastąpił mnie zastąpił... Tylko różnica między nami jest taka, że ja po porażce zmuszam się do napisania tutaj chociaż paru linijek i wierzę, że to mi pomaga. Kamil natomiast stanowczo tego odmówił i stwierdził, że i tak dzisiaj moja kolej, więc... Siedzę i piszę, oparty o drzwi prowadzące do pokoju Kamila, czekając aż on wreszcie je otworzy i pozwoli nam z nim pobyć, przecież jesteśmy drużyną...

    Jak mi zresztą słusznie podpowiada, zaglądający mi przez ramię Piotrek, powinienem zacząć od początku a w tym przypadku od... treningów. Tak, tak moi drodzy, bo to właśnie w nich nam szło prawie że idealnie. Zawsze byliśmy w czołówce, tak samo jak w innych przed zawodowych próbach, Kamil w ostatniej zdeklasował rywali i obudził nasze nadzieje, chyba wszyscy zaczęliśmy liczyć, że on rozpocznie medalową passę.
   Przyszedł w końcu konkurs, który pierwsze co zrobił, to ostudził nasz zapał i sprowadził nas na ziemię szybciej niż nasz ukochany trener, swego czasu lądował na mamutach... Tak na poważnie po pierwszej serii tylko Kamil miał szansę na podium, a ja na pierwszą dziesiątkę. Jednak i tak byliśmy w dobrych humorach. Zresztą kibice i dziennikarze też byli, warto podkreślić, że każdy z nich szczerzył się do nas szerzej niż Gregor do Thomas, no ale tak na poważnie, to chyba każdy z nas podświadomie widział Kamila na podium, może nawet ze złotem, w myślach słysząc polski hymn, widząc radość naszego lidera...
   Jednakże w drugiej serii, kiedy z Dawidem szykowaliśmy się do wejścia na zeskok i uniesienia naszego mistrza, to stało się coś, czego żaden z nas nawet nie podejrzewał. Lekko spóźniony skok, naprawdę. Jedna chwila, niecała sekunda i po marzeniach. Skok dobry, ale zbyt blisko, niewystarczający nawet do miejsca na podium. Kamil spadł z drugiego na ósme miejsce. Piękny sen, scenariusz jak z bajki zamienił się w największy koszmar, horror i dreszczowiec w jednym. Cisza, która po tym zapadła była wręcz namacalna, nikt nie śmiał się odezwać. Nie no przepraszam, skłamałem. Do ataku ruszył uzbrojony w mikrofon i setki idiotycznych pytań, mistrz słowa mówionego, obrońca błędów gramatycznych i rzeczowych, pozbawiony empatii pan Sebastian Szczęsny, który w asyście kamerzystów niebezpiecznie zbliżał się do Kamila, po którego minie wyraźnie było widać, że nie ma ochoty rozmawiać.

- Kamil! - jak zawsze taktowny i uprzejmy (nie)Szczęsny zawołał do najlepszego polskiego skoczka i za nim nasz lider zdążył zareagować, to dziennikarz już go dopadł. Kamil, zrezygnowany nawet nie uniósł gogli. Stanął przed kamerą. Z tej odległości trudno było cokolwiek usłyszeć, więc dopadliśmy najbliższego monitora i ścisnęliśmy się przy nim.
- Uważaj na słowa, proszę - to było pierwsze zdanie jakie wypowiedział Kamil. Coś ścisnęło mnie w gardle, chciałem być tam przy nim, wszyscy chcieliśmy, potrzebował naszego wsparcia, naszej pomocy, ale oddzielały nas barierki, musieliśmy tutaj stać i stąd wszystko obserwować.
    Tym czasem Szczęsny nie zważając na prośbę Kamila dobijał go, starając się ubrać wszystko w ładne słówka pogarszał tylko sytuację.
- Lepiej by było gdyby zapytał wprost, czemu spieprzyłeś skok? Byłoby szybciej - warknął Piotrek.
- Kamil płacze - powiedział nagle Dawid. Tak, to była prawda. Spod gogli płynęły łzy, głos się mu załamał, Kamil był wściekły, ale przede wszystkim załamany. Nie poznawałem go, nie był tym silnym, ambitnym i zachartowanym zawodnikiem, jak jeszcze kilkadziesiąt minut temu. Nie było w nim buty, ale urażona duma. Jego złość była wręcz namacalna.
- Nie płacz - usłyszałem szept Stefana przy uchu. On musiał to jeszcze bardziej przeżywać niż my. Byli starymi przyjaciółmi. Wszyscy zacisnęliśmy pięści.
- Hej, spokojnie panowie - mruknął Piotrek. - My musimy być silni i sprawić, że szybko o tym zapomni.
- A to nie rola psychologa? - zapytałem.
- W normalnej kadrze tak, ale u nas, to my przejmiemy inicjatywę - odpowiedział Wiewiór.

   I w sumie na tym się skończyło, bo narazie siedzimy pod drzwiami Kamila i czekamy aż otworzy...

***

- Mam tego dość - Piotrek wstał i zapukał jeszcze raz w drzwi.
- Daj mu czas - Stefan powtórzył to po raz kolejny tego wieczoru, ale bez zaangażowania, więc młodszy skoczek go nie posłuchał.
- Kamil, otwieraj, słyszysz? Cackasz się z sobą użalasz, ale powiem ci jedną rzecz, to ci chłopie nie pomoże. Nas się boisz czy wstydzisz? Nie chcę cię martwić, ale przed kamerą...
- Piotrek!!! - koledzy mordowali go przez chwilę spojrzeniem, ale o to drzwi otworzył lider. Jego włosy były rozczochrane, a oczy podkrążone. Na twarzy widać było jeszcze ślady łez, ale wszyscy solidarnie ich nie widzieli.
- Wiewiór ma rację - Kamil zaprosił ich ruchem ręki. - Do tego to też w sumie pokój Stefana, więc...
    Przerwał, bo poczuł na sobie wzrok wszystkich kolegów, w tym ciemne, smutne oczy bruneta. Pod naporem tych spojrzeń uśmiechnął się lekko.
- Będzie lepiej - powiedział cicho.
- Mistrzostwa się jeszcze nie skończyły - wyszczerzył się Piotrek za co dostał poduszką.
- Nie cytuj tego idioty, bo nie ręczę za siebie - burknął Kamil. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. - Ciszej, już dawno jest cisza nocna.

***

   Trener polskiej reprezentacji nie miał zamiaru naciskać na swojego najlepszego zawodnika, rozumiał, że ten musi pobyć trochę sam, pomyśleć. Dlatego też, starał się trzymać z daleka także psychologa.
   Jednak kolejna godzina mijała, Łukasz czuł, że po prostu musi coś zrobić, ale nie wiedział co. Kamil zawsze był specyficznym zawodnikiem, któremu potrzebny był czas. Tylko, jak mu wytłumaczyć, że właśnie tej jednej rzeczy nie ma. Przegrał - trudno. Nie takie rzeczy działy się w sporcie. Teraz trzeba było tylko wstać, otrzepać się i ruszyć dalej... No tak, tylko że nawet Kruczkowi było trudno to zrobić, a co dopiero samemu zawodnikowi.
   W końcu wyszedł z pokoju, po drodze zapukał do Zbyszka Klimowskiego i razem z nim udał się do pokoju Kamila. Nie musiał mu nic mówić, wszyscy i tak wiedzieli o co chodzi.

  Stanęli przed drzwiami pokoju skoczka. Zapukali, a gdy nie doszły ich żadne głosy, trener nacisnął na klamkę. Było otwarte, światło było zgaszone. Trener zapalił światło.
   W dwu osobowym pokoju było o trzech zawodników za dużo. Wszyscy spali. Niektórzy siedzieli, inni znajdowali się w pozycji półleżącej.
- Jak dzieci - zaśmiał się Zbyszek i podrapał po głowie. Obrazek był wręcz rozczulający.
- Nie mogę z nimi - mruknął trener. - Jak juniorzy.
- Jak prawdziwa drużyna - poprawił go kolega i zgasił światło. Przynajmniej do rana cały sztab miał wolne.

Musiałam, po prostu musiałam to wreszcie napisać. Ten konkurs był straszny, płakałam razem z Kamilem, nie wiedziałam czemu to się stało, dlaczego tak to się skończyło. Przecież miało być tak pięknie. Dziennikarze pompowali balonik, a potem równie szybko go pękli.
W tym dniu całkowicie znielubiłam Szczęsnego, a dokładniejszą odpowiedź dlaczego macie na górze. Do dziś nie mogę mu wybaczyć łez Kamila. Moim zdaniem nie musiał go aż tak długo męczyć.

Na koniec chcę ogłosić, że planuję opisać wszystkie konkursy z tamtych MŚ (oprócz mixu) w ciągu trwania igrzysk + coś jeszcze. Pozdrawiam i dobranoc 😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro