Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#5. Odrobinę normalności [CZ.2]

Przez całą drogę do domu myśli Gabriela lewitowały wokół aktualnego stanu rzeczy w Paryżu.

Panował spokój.

Chcąc nie chcąc, nie mógł być Władcą Ciem dwadzieścia cztery na dobę, a sprawy zarówno w firmie, jak i w fundacji wymagały uporządkowania. Postanowił więc dać sobie tydzień wolnego od akum i skupić się na przypieczętowaniu kontraktu z Pablo Pertegazem na wypuszczenie wspólnej ekskluzywnej linii ubrań, której premiera właśnie tego wieczoru została wyznaczona na początek następnego kwartału. Fakt, broszka kusiła go niesamowicie. Nie nosił jej, by nie odnajdywała kolejnych szans, ale sama świadomość ich możliwego istnienia była... niewygodna. Gdy tylko sięgał jednak po biżuterię, zaraz przypominał sobie o ostatniej wielkiej porażce. Dzieciaki prawie go miały, stracił tylko czas i energię, a Nathalie naraziła się na niebezpieczeństwo. Jego sumienie mogło znieść wiele osób, ale nie ją... ani Adriena. Całe szczęście, że chłopakowi nic się wtedy nie stało - w przeciwieństwie do incydentu z Ripostą, gdy wrócił do domu ze skręconą kostką. A takich sytuacji miał na koncie wiele, zbyt wiele. Gdyby tak na to spojrzeć, to nawet i dobrze, że Paryż był chwilowo wolny od ataków.

Ponieważ Gabriel Agreste nigdy nie przyznałby przed nikim, nawet przed sobą, że potrzebował odpoczynku. Potrzebował tej chwili wytchnienia, przerwy od akum i superbohaterów. Potrzebował odrobiny normalności.

Odrobina normalności dzieliła go od szaleństwa.

***

Catalyst, zawsze byłaś mym najwierniejszym sprzymierzeńcem.

Kobieta obróciła się na drugi bok. W pokoju dawało się słyszeć subtelne tykanie wskazówek zegara. Dochodziła pierwsza, a ona nadal nie mogła zasnąć. Błądziła po wspomnieniach, które poprzedniej nocy odepchnęła na bok - ale teraz nie otaczali jej ludzie, alkohol nie rozpływał we krwi. Została bezpiecznie sama ze swoimi myślami.

Pozwól swej rozpaczy przyjąć formę potężnego obrońcy!

Naprawdę naraziła się z chwilą założenia tej broszki i fakt, odbiło się to na jej zdrowiu. Tylko czy odrobina kaszlu miała takie znaczenie, jeśli dzięki temu Gabriel był bezpieczny?
Gdyby sytuacja tego wymagała, z chęcią zrobiłaby to ponownie. Boże, bez wahania przyjęłaby kulkę za tego faceta.

A jutro ten właśnie facet potrzebował jej wyspanej i z rana gotowej do opieki nad pierwszą imprezą w rezydencji od miesięcy.

Być może klasyczna szklanka mleka będzie lekarstwem na jej bezsenność, toteż Nathalie wstała z łóżka i obrała kierunek ku kuchni. Minęła kolejne drzwi, gdy usłyszała dźwięk uderzenia czegoś o podłogę, dobiegający zza ściany. Kobietę zaniepokoił podejrzany hałas tym bardziej, że dochodził on z sypialni Gabriela.

Wolno mi wejść?

Jej dłoń spoczęła na klamce. Przez kilka sekund biła się z myślami, lecz ostatecznie podjęła ryzykowny krok - zdecydowanym gestem otworzyła drzwi i weszła do środka.

Zastany widok wstrząsnął kobietą - jej szef siedział na podłodze oparty o duże łóżko, obok niego leżała przewrócona etażerka. Bez zastanowienia podbiegła do mężczyzny i usiadła obok niego. Automatycznie położyła dłoń na jego ramieniu.

- Boże, jesteś roztrzęsiony! Co się stało? - zapytała od razu.

- Nathalie...

Mężczyzna szlochał, jego głos drgał. Zupełnie nie przypominał siebie. Wszystkim, co był w stanie powiedzieć, było jedno imię. Nathalie. Jego ratunek, jak zwykle w samą porę.

Kobieta przeniosła dłoń z jego ramienia. Jej palce opiekuńczo głaskały jego kark. Sekundy... minuty mijały, a kojący dotyk delikatnych palców nie ustępował - podobnie jak utkwione w nim spojrzenie błękitnych oczu, które w ciemności zdawały się być jeszcze bardziej przenikliwe niż w świetle dnia. Mężczyzna był daleki od stawiania oporu tym czułościom - oparł głowę na jej ramieniu. Z chwilą, gdy jego policzki dotknęły satynowego materiału, poczuł się tak, jakby ktoś zdjął mu z pleców wielki ciężar. Nathalie nie atakowała go pytaniami, nie próbowała doprowadzić do porządku - po prostu była. Dzięki temu zdobył się na wypowiedź.

- To, co zrobiłem... naraziłem mojego syna, ciebie... nie mogę popełniać takich błędów! Co robiłem nie tak? I ten bankiet jutro... kiedyś nie stanowiło to żadnego problemu, a teraz?...

- Ćśś... - kobieta nie przerywała głaskania. - Nie myśl o tym teraz. Jutro poradzimy sobie świetnie.

Gabriel podniósł głowę, by móc spojrzeć jej w oczy. Chyba dobrze zrobił, ponieważ nieco się od niego odsunęła.

- A co z planem?

- Wymyślimy lepszy.

Była pewna swoich słów. Stała już nad nim, na wpół odwrócona i gotowa wyjść, i w jego oczach wyglądała jak ostoja siły. Nie okazywała nawet wstydu prezentując się przed nim w kusej piżamie i cienkim szlafroku. Człowieka takiego, jak Gabriel Agreste niełatwo onieśmielić, a właśnie tak się wtedy czuł - onieśmielony przez własną asystentkę.

Ale wtedy Nathalie nie była jego asystentką. Była jego podporą.

Nie mógł pozwolić jej odejść.

Nie chciał pozwolić jej odejść.

Szybko złapał za jej lewy nadgarstek.

- Zostań. Inaczej nie zasnę, proszę.

W normalnych okolicznościach nigdy by tego nie zrobił. Ale teraz...

Teraz był odarty ze swej dumy i obnażony w bezsilności. Pragnął przetrwać atak splątanego umysłu, a wiedział, że jedynie obecność tej kobiety mogłaby to umożliwić. Dostrzegł na jej twarzy zakłopotanie, któremu nietrudno się dziwić - zresztą sam je dzielił. A mimo to spoczęła obok niego na wygodnym, dwuosobowym łóżku, gdzie do tej pory przetrwał miesiące samotnych nocy. Po raz pierwszy... po raz pierwszy od dawien dawna miał tam towarzystwo.

Delikatna dłoń na policzku, przyjazna twarz okraszona kosmykami czarno-czerwonych włosów i uśmierzająca cisza były ostatnimi, co zmysły Gabriela zarejestrowały, nim udał się on w objęcia Morfeusza.

***

Cały następny dzień obfitował w przygotowania rezydencji do bankietu. Sprzęt muzyczny i meble zostały uprzednio ustawione, jednak catering, dekoracje i oświetlenie wymagały dokończenia. Od samego rana pieczę nad tym rozgardiaszem sprawowała Nathalie - niewyspana i bez obowiązkowej porannej kawy, ale zdeterminowana do pracy na najwyższych obrotach. W pośpiechu nie założyła marynarki, a że między noszeniem kwiatów i szampana wartego wystroju jej pokoju oraz nadzorowaniem robotników i obsługi nie miała czasu wrócić po brakujące ubranie, szybko przestała się nim przejmować. Kwestię priorytetową stanowiło usatysfakcjonowanie pana Agreste'a, czyli krótko mówiąc - żeby nie nawalić.

Pozornie umysł kobiety bezbłędnie skupiał się na tym zadaniu, jednak gdy tylko miała styczność ze swoim szefem jej ciało reagowało dziwnym dreszczem. Oczywiście dokładała wszelkich starań, by nie dać tego po sobie poznać - zwłaszcza jemu. Tylko że mimo tego emocjonalnego wysiłku gdzieś z tyłu głowy cały czas przeżywała zdarzenia z ostatniej nocy. Na przekór staraniom, jakaś jej część odtwarzała widok Gabriela zamkniętego w swej beznadziejności, kontakt ze skórą na jego szyi i policzku, tembr jego głosu w chwili wypowiadania słowa zostań...

W ciągu dnia to wszystko docierało do niej na nowo. Omal nie stłukła cukiernicy gdy uzmysłowiła sobie, że Gabriel widział ją w samej piżamie... Co prawda wtedy schowała wstyd do kieszeni, ponieważ tak było najrozsądniej - nie robić scen i wyjść z godnością. Ale opuścić go? Tego zrobić nie mogła. Odmówić jego prośbie w chwili tak przytłaczającej słabości? Nie było mowy, że miałaby wtedy zostawić go samego. I choć kładąc się na miejscu jego małżonki czuła, że sama tam nie należy, że - nawet na jego prośbę - narusza ich intymną sferę, najważniejszy był on.

Miała opuścić pokój po jego zaśnięciu, ale w tym łóżku było tak ciepło, wygodnie i bezpiecznie, że i jej powieki szybko zrobiły się ciężkie. Około godziny czwartej przebudziła się, leżąc na prawym boku, a nie - jak wcześniej - na lewym i, co najważniejsze, z męską ręką obejmującą ją w talii. Eskalacja związanych z tym mieszanych uczuć natychmiast postawiła Nathalie na nogi i wróciła ona do swojego pokoju na ostatnie trzy godziny snu, starając się spowolnić bicie serca i w duchu prosząc, by Gabriel przespał cały czas jej nadprogramowej obecności w jego łóżku.

O siedemnastej przygotowania posiadłości dobiegły końca, nadeszła więc pora na przygotowanie siebie. Gabriel przesondował wzrokiem swoje odbicie po raz ostatni. W jaskrawoczerwonym garniturze wyglądał powalająco - nic dziwnego, skoro zaprojektował go dla siebie. Pod szyją zawiązał kaszmirowy granatowy krawat dla kontrastu, a całość dopełniały nienagannie ułożone włosy o niezmiennie platynowej barwie. Przeanalizował swoją twarz - z ulgą stwierdził brak oznak emocji z poprzedniej nocy. O jedynej pamiątce - cieniach pod oczami - z uwagi na skrzętne ukrycie korektorem i pudrem mógł wiedzieć tylko on sam. Tak, był gotowy.

Jakby w odpowiedzi na to nieme stwierdzenie usłyszał nader znajomy głos.

- Pan Pertegaz oczekuje na pana na zewnątrz.

- Czyli przyszła już pora brylo-

Urwał w pół słowa z chwilą, gdy asystentka znalazła się w jego polu widzenia.

- Interesujący wybór kreacji, Nathalie.

Miała na sobie dopasowaną koktajlową sukienkę do kolan z łódeczkowym dekoltem. Czegoś brakowało na twarzy... ach tak, okularów. Szpilki dobrane pod kolor ubrania... i jego garnituru. Ta sama jaskrawa czerwień, co mógł przewidzieć - ten kolor zawsze przecież należał do niej. Rzadko widywał Nathalie w podobnych strojach, co wynikało z tego, że nie miała w zwyczaju stroić się do pracy - nigdy swoim ubiorem nie wykraczała poza wymaganą formalność. Tym razem nie była w pracy. Patrząc na elegancki makijaż i subtelne dodatki tworzące z pozostałością spójną kompozycję mężczyzna musiał przyznać o swojej pracownicy jedno - jak chciała, to potrafiła się stroić, w istocie.

Nathalie nie odpowiedziała na komplement, choć wydawało mu się, że dostrzegł delikatne rumieńce na jej policzkach. Zaraz po tym na jej twarzy pojawiło się zmieszanie, wzrokiem uciekła od niego - czyli odpuściła profesjonalizm.

- W sprawie tego, co się wczoraj...

- Wczorajsza sytuacja była niczym innym, jak incydentem. Nie przewiduję powtórek.

- Tak jest.

Między nimi nastała kilkusekundowa cisza. Kobieta już miała przypomnieć o czekającym Pertegazie i reszcie gości wymagających uwagi gospodarza, jednak Gabriel przewidział jej słowa i ubiegł ją.

- Chyba źle zawiązałem krawat.

Wskazał na prezentujący się bezbłędnie dodatek. Był to sprytny sposób na zostanie w jadalni odrobinę dłużej, nim zanurzy się w towarzystwie na dobre, co Nathalie podchwyciła. Drobne dłonie sprawnie radziły sobie z materiałem na jego szyi, w końcu miały w tym wprawę. Tym razem bez głaskania.

- Chciałam tylko powiedzieć... - zaczęła nieśmiało. Pozwolił jej kontynuować. - Nic się nie stało. A teraz idź tam i pokaż, że ten bankiet należy do ciebie.

Nie powiedziała tego swoim codziennym, formalnym tonem.

Powiedziała to z serca. Agreste wzbraniał się jak mógł żeby nie przyznać, jak bardzo tego potrzebował.

Faktycznie, bankiet odbywał się jak najbardziej poprawnie. Następne dwie godziny obfitowały w kosztowanie francuskich przysmaków, dźwięki jazzu nowoczesnego oraz pogawędki. Ostatnie wątpliwości Gabriela co do własnych towarzyskich zdolności szybko zostały rozwiane i było to niczym powrót do dawnych czasów. No, nie do końca.

W tym obrazku nadal brakowało jednej osoby. Tej najważniejszej... ale do czasu.

Właśnie o tym myślał, patrząc na Pertegaza zdradzającego ukochany rum z bardziej wysublimowanymi trunkami.

- Jeśli to się zmieniło, to wszystko może - Nathalie zauważyła z przekąsem, wskazując na Hiszpana.

- Obyś miała rację.

Obserwowali zbiorowisko ludzi, wszystko skąpane w promieniach zachodzącego słońca. Jeszcze dzisiaj mogli bawić się bez trwogi...

- Jak się czujesz? - kobieta skierowała wzrok na swojego rozmówcę, jego odpowiedź poprzedziło westchnięcie. Był całkowicie oddany widokowi małej grupy podziwiającej kamienną rzeźbę Emilie.

- Czuję, że odrobina normalności była dla mnie wystarczająca - zacisnął dłonie za plecami. - Od jutra wracamy do gry.

- I pracujemy nad planem.

- Tym razem bez pomyłek - głosy obojga zharmonizowały się, idealnie podkreślając oddanie dla wspólnego celu. Choć z innych pobudek, przynajmniej w tamtej chwili zrównali się w determinacji.

- Od czego zamierzasz zacząć?

Zadała to pytanie bardziej dla samego faktu jego zadania niż z ciekawości. I chciała też doświadczyć tego złowieszczego uśmiechu zdobiącego twarz Gabriela za każdym razem, gdy miał w głowie groźny pomysł - po prostu wyglądał wtedy tak pociągająco... Nie miała pojęcia, czemu uznawała to za atrakcyjne, ale ze wszystkich pytań bez odpowiedzi kłębiących się w jej głowie, to było paradoksalnie najbardziej niewinne.

Ach, jest i diabelski uśmieszek.

Cokolwiek to miało być, Nathalie wiedziała jedno - jej to nie ominie.

// graphic credits: https://flycat501.tumblr.com/post/171768604134/doodlesss

Jenysiu, nareszcie!

Ta część miała być wrzucona kilka godzin wcześniej, jednak nie wyrobiłam przed północą. Ale gdybym miała publikować rozdział bez korekty, to prędzej by mnie coś trafiło... (meh i tak pewnie są błędy :') )

Anyway, ten dwuczęściowy kinda prequel do trzeciego sezonu wreszcie jest ukończony.

Miłego tygodnia wszystkim!

Mam nadzieję, że się podobało ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro